23. Layla.

Evan

Odzyskanie przytomności, było niemal równoznaczne temu, jakby ktoś uderzył mnie prosto w głowę, aby to osiągnąć. Serio. Zawroty głowy są tak mocne, jakbym właśnie szedł z kolejki górskiej, a nie leżał nieprzytomny na łóżku. Czuję się otępiony i za cholerę nie wiem, co się dzieje.

To wszystko, przyćmiewa jednak głos w mojej głowie.

"Musisz się stąd wydostać".

Głos dla którego, poszedłbym w najgorsze miejsce, byle by dotrzeć w końcu do niej. Może już jestem w tym miejscu.

- Evan? - słyszę cichy, przestraszony głos z drugiego końca pokoju.

Zdezorientowany, rozglądam się po nieznanym mi pomieszczeniu. Osada. Jestem pewien, gdy tylko widzę skromnie umeblowane pomieszczenie - zaledwie w łóżko, mały stoli i szafę. Jest to jedno z wielu pomieszczeń wyglądających, niemalże tak samo.

W końcu mój wzrok pada na Alinę, ale wiem że to nie ona, wypowiedziała moje imię. Jej wyraz twarzy nie wyraża wiele, jednak potrafię dostrzec na nim cień strachu. Strachu o mnie. Za dobrze ją znam, aby tego nie zauważyć.

Tuż za nią stoi Christopher z skupioną miną, ma zaciśnięte usta, a on sam zdaje się nad czymś gorączkowo myśleć, również wpatrując we mnie. Wątpię aby to moje obudzenie, mogło to spowodować, mimo że nasza relacja była raczej napięta, to wiem, że ma w sobie na tyle przyzwoitości, że nie chciałby mojej śmierci. Przynajmniej przez wzgląd na Alinę.

Gdy przyglądam mu się uważniej, widzę że na plecach ma torbę - moją torbę - tę którą zabrano mnie i Klarze, gdy tylko tutaj trafiliśmy. Zaskoczony marszczę brwi, nic z tego nie rozumiejąc. Po co im ta torba? Jak długo byłem nieprzytomny?

Podnoszę się do pozycji siedzącej, jednak w tej samej chwili, brzuch przecina kłujący ból. Z moich ust mimowolnie wyrywa się westchnienie, a w raz z nim dociera do mnie też reszta bodźców. Całe ciało wydaje się być ociężałe, wręcz ospałe. Zupełnie jakbym podczas bycia nieprzytomnym je opuścił, a teraz gdy znów do niego powróciłem, okazało się być zaledwie kukłą, którą z resztą sił staram się kontrolować. Czuję się jakby tak naprawdę, nie należało do mnie, jakbym był tylko intruzem wewnątrz.

"Musisz się stąd wydostać".

Z moich ust wydobywa się cichy jęk rozpaczy, na wspomnienie jej głosu. Layla.

Naglę kątem oka, zauważam jakiś ruch i to on sprowadza mnie znów do rzeczywistości. Klara. Wcześniej jej nie zauważyłem, gdy Christopher zasłaniał ją swoim ciałem. Teraz skupiam na niej, niemal że całą uwagę, gdy rusza przez pokój w stronę stołu. To ona wypowiedziała wcześniej moje imię... Oczywiście, że ona.

Bez słowa chwyta szklankę z stołu i wymijając Alinę, idzie w moim kierunku. Jej ciemne włosy, rozsypane są w nieładzie, a na sobie ma te same ubrania, które miała ubrane, gdy tu trafiliśmy. Jej twarz jest przemęczona, zresztą jak ona sama. Pod oczami ma wory, natomiast jej skóra jest nienaturalnie blada. Gdy nachyla się do mnie z szklanką wody, wyciągając ku mnie swojej naznaczone dłonie, wiem już, że znów jestem tam gdzie byłem. W tym miasteczku, a nic tutaj nie uległo zmianie.

Gdy spoglądam w jej oczy, widzę też ranę, którą zdobyła podczas ucieczki przez płot. Ani przez chwilę nie zastanawiając się co robię, wyciągam ku niej dłoń i delikatnie przejeżdżam po niej palcem. Zupełnie tak jak wtedy, gdy pod drzewem ledwo łapaliśmy oddech, a mimo to postanowiliśmy podzielić się nim z sobą nawzajem.

Widzę jak jej wzrok na moment pada na moje usta, tak jak moje na jej. Wiem, że tak jak ja, myśli w tej chwili o tym, co zaszło między nami, jednak po chwili znów wpatruję się, w te oczy pełne troski i lęku. Lęku o mnie. Jesteśmy jak lustra dla siebie, oboje odbijamy teraz swoje obawy i lęki, o to drugie. Bezsilni i zagubieni, w tym bagnie, jakim okazało się nasze życie.

Zjeżdżam dłonią ku jej policzkowi i chcę ją zapytać; Czy wszystko w porządku? Tak po prostu. Ale jak tutaj, mogłoby być cokolwiek w porządku?

- Wszystko ze mną dobrze - szepcze, jednocześnie odpowiadając, na moje niewypowiedziane pytanie. Mam ochotę się uśmiechnąć na myśl, że czyta ze mnie, jak z otwartej księgi, jednak uśmiech, nie jest w stanie wpełznąć na moje usta.

Czuję się jak w amoku, zupełnie jakby ktoś przestawił wszystkie moje funkcje życiowe, na niewyobrażalnie wolne tępo. Nie potrafię zebrać myśli do kupy, na tyle aby wykrztusić z siebie jakiekolwiek sensowne zdanie. Usta nie układają się w słowa, a ja sam... Mam wrażenie, że jestem rozdarty między dwoma światami. Oba zaś są połączone z sobą, tylko jedną myślą:

"Musisz się stąd wydostać".

Klara wkłada mi do dłoni szklankę wody, którą po dłuższej chwili w końcu wypijam. Jej mina z sekundy na sekundę, staje się coraz bardziej niepewna i zaniepokojona, gdy odwraca się w końcu ku Alinie i Christopherowi i mówi do nich szeptem:

- Coś jest nie tak.

Po sekundzie, a może po dłuższym czasie, będąc gdzieś, gdzie w między czasie słyszę szumy i krzyki, chwytam się za głowę i odwracam w stronę, z której te dźwięki docierają. Tam jednak panuje cisza, zdaje sobie sprawę.

Trzy pary oczu, wpatrują się we mnie zaniepokojone. Klara będąc w tym samym miejscu, w którym była jeszcze chwilę temu, oraz Alina klęcząca przy niej u brzegu łóżka i Christopher tuż za nią. Wszyscy troje, wyglądają jakby na coś czekali, może mnie o coś pytali? Nie wiem. Nie wiem, nawet w którym momencie podeszli do mnie tak blisko, ani gdzie zniknęła szklanka z wodą, która jeszcze chwile temu, była w mojej dłoni. Teraz jej tu nie ma, widzę też, że Klara jej nie trzyma... Może jednak minęła dłuższa chwila. Tylko co to za krzyki, myślę, znów błądząc wzrokiem po pokoju, zupełnie jakby odpowiedzialni za nie, byli zaledwie metr dalej.

Wzdycham głośno i biorę głęboki oddech, zupełnie jakby to mogło znów sprowadzić mnie ku rzeczywistości.

- Dlaczego nie odpowiada?

Gdy głos Christophera dociera do mnie, czuję się jakbym był pod wodą, a każdy dźwięk wydaje się przytłumiony, przez coś co otacza mnie teraz z każdej strony. Tak jakbym jeszcze nie do końca wrócił, jakbym jeszcze walczył z niewidzialną barierą, między tym światem, a tamtym...

- On mówił coś przez sen. Majaczył... Przestraszył mnie, myślałam... Myślałam, że coś mu się stanie, dlatego chciałam pobiec po kogokolwiek - tłumaczy im Klara.

Zapada cisza, a ja znów nie wiem czy to sekundy czy minuty.

Nie, nie, nie, myślę przerażony, gdy gdzieś z oddali słyszę krzyk i nawoływanie Layli. Odbija się jak echo, echo w mojej głowie.

- Evan, spójrz na mnie - mówi do mnie Klara, chwytając moją twarz w swoje dłonie i odwracając ku sobie.

Z jej ust wydobywa się szloch, ledwo już jestem w stanie to wszystko znieść. Czuję się jakby krzyk Layli i szloch Klary, rozrywał mnie właśnie na pół, szarpiąc każda w swoją stronę. Jednak to widok Klary, w końcu sprowadza mnie znów na ziemie. Do miejsca, w którym jestem już teraz, do tego prawdziwego miejsca.

Jej oczy pokrywają teraz łzami zaróżowione policzki, natomiast wargi drgają jak u przerażonego dziecka. Już nie raz widziałem łzy w oczach ludzi, na który zależało mi bardziej, niż na samym sobie...

Na chwilę zamykam oczy, obraz Klary zlewa się z innym... Czarne włosy zastępują długie blond, delikatnie opalona twarz, usta na który zawsze gościł uśmiech, stopniowo został zarażony smutkiem, którego nie szło wytępić, ani z twarzy ani później z zielonych oczu. Gdy się śmiała, była dla mnie wszystkim, gdy płakała, wszystko inne, nie miało już dla mnie znaczenia. Layla.

Otwieram w końcu oczy, spoglądając po zaniepokojonych twarzach, wpatrzonych we mnie. Przełykam ślinę i biorąc głęboki oddech, w końcu wyrzucam z siebie to, co dusiło mnie odkąd tylko otwarłem oczy.

- Musimy się stąd wydostać - szepcze cicho, jednak widząc zdezorientowanie, pojawiające się na ich twarzach, wiem że słyszeli to co powiedziałem.

Tylko to zatruwa teraz mój umysł, nie mam im nic innego do powiedzenia, odkąd głos Layli, mojej siostry wypełnił moją głowę.

Wiem, że słowa Layli, nie były snem. Nie mogły nim być. Świat który kiedyś miałem, miejsce którego nie pamiętam, nie zdołało wymazać jej osoby z mojej pamięci. Świat w którym jestem bez niej, też nie zdoła tego zrobić.

Gdy podnoszę wzrok na Klarę, zdaję sobie sprawę z tego, że jakkolwiek potoczą się nasze losy dalej, nawet jeśli uda mi się stąd wydostać i wrócić do Layli, cząstka mnie już zawsze pozostanie tutaj, w tym miejscu, zagubiona w oczach dziewczyny, która patrzy na mnie z bezgraniczną wiarą i oddaniem. Wiem, że poszła by za mną wszędzie. Nie chcę przyznać się przed samym sobą, że od jakiegoś czasu Layla, nie jest jedyną dla której oddałbym wszystko. Tych dwóch światów nie można z sobą połączyć, choćbym nie wiem jak cholernie tego chciał.

- Okej... To już jest coś. Chociaż się odezwał - mówi Christopher, wzdychając ciężko.

W głowie pojawia się nagle myśl, aby mu się jakość odgryźć, lecz tak szybko jak tylko się pojawiła, od razu z powrotem, zastępuje ją poprzednia. Wiem, że muszę się stąd wydostać, nie tylko z osady, ale i z miasteczka Bosk.

Gdybym nie robił czegoś nie tak, Layla nie kazałaby mi się stąd wydostać. Wiem, że moje zachowanie nie jest ani trochę normalne, bo przecież powiedziała mi dokładnie to, co każdy  z nas wie, a jednak... A jednak utwierdziła mnie w przekonaniu, że cokolwiek się tutaj dzieje, że gdziekolwiek jesteśmy, to wszystko nie jest normalne. Że istnieje sposób, na to aby się stąd wydostać, a nie tylko ślepo w to wierzyć.

- Evan, co masz na myśli? - pyta spokojnie Alina, pochylając się bliżej mnie, zupełnie tak jak kiedyś, gdy chciała powierzyć mi jakiś sekret, czy to o matce, czy to o życiu w tym miejscu. Zawsze przybierała taką samą minę, pełną spokoju i ufności, jakby nie bała się powiedzieć, jak i zarówno usłyszeć najszczerszej prawdy. Jakakolwiek by ona nie była. Ale ona zawsze była dobrym kłamcą, jeśli sytuacja tego wymagała, tak jak w tym przypadku.

Mnie w odróżnieniu od niej, przepełniają do szpiku kości różne emocje i mam wrażenie że zaraz po prostu wybuchnę.

- Musimy się stąd wydostać - powtarzam tym razem głośno i wyraźnie, jednocześnie podnosząc się z łóżka i kompletnie ignorując ból, który nagle stał się jakby mniej doskwierający. Adrenalina działa swoje.

- Evan, co się dzieje? Co ci się śniło? - pyta wystraszona Klara, ostrożnie podnosząc się z łóżka, jakby nie chciała mnie spłoszyć. Pozostałe dwie pary oczu, również śledzą w milczeniu, każdy mój ruch.

- Ja... - zaczynam mówić, ale urywam biorąc głęboki drżący oddech, na samą myśl na samą myśl o tym śnie. - Widziałem coś. Obudziłem się gdzieś... I widziałem Layle. Widziałem ją tak wyraźniej, jakbym obudził się z jakiegoś snu. Jakby to wszystko, nie było prawdą... To było takie dziwne. Na początku jej nie poznałem... Ale gdy tylko się odezwała, wiedziałem, że to ona...

- To twoja siostra, prawda? - przerywa mi z smutkiem w głosie Klara.

Zaskoczony kiwam głową, zgadzając się z nią. Zapomniałem już, że opowiadałem jej moje prawdziwe początki w mieście Bosk. O tym, że to jej krzyk, krzyk Layli zwabił mnie do lasu. Aż do dziś nie mogłem wyzbyć się myśli, że mogła potrzebować mojej pomocy, mimo że po tym czasie, wiedziałem, że była to sprawka Żniwiarza, a jednak... Nie da się zapomnieć krzyku rozpaczy, najdroższej dla ciebie osoby. To wżarło się we mnie od środka i niszczyło od środka dzień po dniu, jak jakiś pasożyt... A jednak to ona w tym śnie, wizji, wspomnieniu czymkolwiek to było, twierdzi że to ja muszę się wydostać. Tak jakby wiedziała, że to mi potrzebna jest pomoc.

- Dobra. Czyli twoja siostra, każe nam się stąd wydostać? - pyta z powątpieniem Christopher.

Patrząc na niego, wiem że mi nie wierzy. Nigdy mi nie ufał i nigdy nie miał ku temu powodu. Teraz tym bardziej go nie ma.

- I tylko dlatego, że ci się coś przyśniło, mamy opuszczać bezpieczne miejsce? - pyta, nawet już nie ukrywając złości w głosie. Myśli, że oszalałem, że narażę ich na niebezpieczeństwo.

- Ja też czasem mam dziwne sny - mówi ku mojemu zaskoczeniu Klara. Odwracam się w jej stronę, i widzę jak obejmuje się dłońmi, oczy zaś ma niewyraźne. - Jakby nie z tego życia. Zawsze myślałam, że to mogą być wspomnienia... Ale były tak niezrozumiałe, że równie dobrze mogły by być tylko snem.

- Ale to nie znaczy, że musimy rzucać wszystko z powodu snów... - mówi znów z niezadowoleniem Christopher, lecz od razu mu przerywam.

- Wygląda na to, że już zdecydowałeś się rzucić wszystko - odpowiadam mu, kiwając głową w stronę torby, którą ma przerzuconą przez ramię.

Przyglądam się przez chwilę Alinie jak i jemu. Oboje w odróżnieniu od Klary wyglądają jakby wybierali się na patrol, tylko że oni nie potrzebują z sobą brać tej torby. W odróżnieniu od nas, nie muszą regularnie szukać pokarmu, ponieważ zawsze coś pojawia się w spiżarni. W spiżarni Osady, która przed tym wszystkim musiała być czymś w rodzaju ośrodka turystycznego. Żywności im przecież nie brak.

Wiem, że szala przechyliła się właśnie na moją stronę, gdy tylko widzę zrezygnowaną minę Aliny. Klara, która chyba tak naprawdę dopiero teraz zauważyła tą torbę, robi dwa kroki w moją stronę. Wiem, że właśnie poczuła się zagrożona i próbuje znaleźć jakiś stabilny punkt zaczepienia. O ile to mnie, można nim tak w ogóle nazwać.

Wiem, że nie polubiła Aliny na początku, ale możliwe że podczas mojej nieobecności, choć trochę jej zaufała, a teraz właśnie to zaufanie legło w gruzach.

- Odchodzicie? - pyta zaszokowana dziewczyna, wpatrując się w Alinę. - To przez to, co się wydarzyło? - pyta znów.

Marszczę brwi, nie wiedząc co też takiego się wydarzyło, ale ewidentnie to wydarzenie, musiało na obu odcisnąć pewne piętno. Widzę to po tym, jak wpatrują się w siebie w ciszy, ale ta cisza, to tak naprawdę niema rozmowa, która bez wątpienia rozgrywa się właśnie pomiędzy nimi.

- Tak - przyznaje w końcu Alina, ciężko wzdychając.

Przez chwilę rozgląda się dookoła, jakby czegoś szukała, po czym w końcu przysiada na brzegu naszego łóżka. Przyglądam się jej uważnie i znów widzę ciężar, który od zawsze spoczywa na jej barkach. Czasem znosi go dzielnie, a czasem są dni takie jak te, gdy wyparte wspomnienia wracają, a ona ugina się pod nim z minuty na minutę.

Nie muszę się długo jej przyglądać, aby odnaleźć to czego szukam, świeży czerwony ślad na policzku, który za wszelką cenę, stara się zakryć włosami.

- Nadal to robi!? - pytam, nie mogąc opanować gniewu.

Delikatnie kiwa głową, po czym dodaje:

- Trochę nam przyłożyła.

W pierwszej chwili, nie rozumiem co dokładnie znaczy "nam", lecz gdy odwracam się w stronę Klary, widzę jak unika mojego wzroku. Zaciskając usta, podchodzę ku dziewczynie i mimo jej prób odsunięcia się, chwytam jej twarz kolejny raz dzisiejszego dnia i odwracam w stronę światła. Teraz mając już jaśniejszy umysł, widzę również czerwony ślad pokrywający jej policzek, po drugiej stronie twarzy niż zadrapanie, które oglądałem wcześniej. Pewnie dlatego, tego nie zauważyłam.

- Jezu co tu się stało, jak mnie nie było? - pytam starając się złapać z nią kontakt wzrokowy, jednak ona za wszelką cenę, nie chce na mnie spojrzeć.

Z moich ust wydobywa się syk, gdy ból znów kłuje mnie w bok. Klara od razu wyciąga ku mnie dłonie, zupełnie jakby się bała, że upadnę.

- Usiądź - mówi, popychając mnie w stronę krzesła przy stoliku. Wiedząc, że mi nie odpuści, robię to, ale głową wskazuję też miejsce po drugiej stronie, aby też to zrobiła. Robi.

Christopher nie zajmuje natomiast żadnego miejsca, cały czas stoi czujny i ostrożny nad nami. Zamiast tego ściągą torbę z ramion i kładzie ją na podłodze pomiędzy sobą, a Aliną.

- Dobra. Czyli wygląda na to, że każdy z nas chce iść stąd w cholerę - zaczyna Klara, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu, który pojawia się mimowolnie w kąciku moich ust, gdy słyszę jak przeklina. Ale ma rację, lepiej nie mogła tego ubrać w słowa.

- Jaki jest plan? - pyta, patrząc w kierunku Aliny i Christophera.

- Plan ewidentnie poszedł się jebać - odpowiada Christopher, kiwając głową w moim kierunku. Nie wątpię w to, moje obudzenie, musiało całkowicie pokrzyżować ich plany.

- A jaki był wcześniej? - pyta znów, kompletnie ignorując jego wcześniejszą docinke.

- Mieliśmy wyjść podczas patrolu i nie wrócić. Tak po prostu. Nie mieliśmy innego planu. Po prostu chcieliśmy odejść - mówi Alina, a w jej głosie wychwytuję nutę wstydu.

Nie wiem, czy głupio jej z powodu tego, że chcieli nas porzucić i odejść, chociaż wcale nie powinno. Mieli szanse i powinni z niej skorzystać, skoro tego właśnie chcieli, powinni odejść i nie oglądać się za siebie. Na pewno sądziła wtedy, że po prostu się nie obudzę, a może myśl o odejściu, była po prostu łatwiejsza, kiedy jeszcze leżałem nieprzytomny.

Może po prostu wstyd jej teraz przyznać sama przed sobą, jaki ten plan był naiwny. Chcieli odejść, nie wiedząc co dalej. Dokąd pójdą? Czy odnajdą inne bezpieczne miejsce? Naprawdę wierzyli, że uda im się tam przetrwać? Czy może już dotarli do etapu, w którym wszystko jest lepsze od tego koczowania tutaj i czekania na cud?

- Po prostu chciałam odejść - szepcze cicho, ale wiem, że te słowa kieruje do mnie, jako słowa wytłumaczenia.

Dobrze wie, że nie pozwoliłbym jej na coś tak ryzykownego, ale jednocześnie wie, że nikt tak bardzo jak ja, nie pragnie stąd odejść... Ona naiwnie pragnie wolności i wierzy, że właśnie tam ją w jakiś sposób znajdzie. Ale to nieprawda, tu musiała przetrwać psychicznie, w zamknięciu, tam będzie musiała przetrwać fizycznie.

- Muszę wam coś jeszcze powiedzieć - mówi Alina, której głos nagle staje się całkowicie poważny.

Podnoszę się na swoim miejscu, wiedząc że słowa, które teraz wypowie będą tymi najważniejszymi, które padły podczas tej rozmowy.

- Powodem naszego pamiętnego lania, było to że Klara "uciekła", a właściwie zniknęła z oczu Fabianowi. Wszczęto alarm i tak dalej. Jednak zanim to wszystko się wydarzyło, nakryła mnie w szybie wentylacyjnym, gdy próbowałam się dostać do gabinetu matki. Więc poszła ze mną...

Zdezorientowany marszczę brwi, na wstęp do tej historii. Fakt, że obie postanowiły się tam włamać razem, jest dla mnie trochę dziwny, przez ich kłótliwe charaktery. Jednak fakt, że gdyby istniała taka okazja, każda zrobiła by to z osobna, nie wydaje się dla mnie ani trochę dziwny. One są do siebie bardzo podobne, choć ciężko im to przyznać, a jak powszechnie wiadomo, najczęściej walczymy z tymi, którzy przypominają nam nas samych.

- Podsłuchałam rozmowę, matki z Kilianem, z której wynika, że gdy tylko się obudzisz, wyrzucą was.

- Tak po prostu? - pyta Klara.

- Nie tak po prostu. Christopher przyniósł wieści, to właśnie po części z powodu nich, postanowiliśmy zacząć działać na własną rękę i odejść. Maks nie żyje. Zabiła go... Ta choroba.

- Mówisz o tych śladach? - pyta Klara, zerkając na swoje dłonie.

Po moich plecach również przebiega zimny dreszcz w miejscu, w którym też jestem naznaczony. Jeszcze nie słyszałem o przypadku śmiertelnym, wywołanym tą chorobą. Śmierć towarzyszy nam na każdym kroku, tak jak świadomość tych wzorów, jednak zawsze był one do nas nie do końca jasne. Choroba. Tak to nazwaliśmy. Jednak żadne objawy nigdy nikomu nie towarzyszyły...

- Jak to wyglądało? - pytam, nie mogąc sobie tego po prostu wyobrazić.

- Po waszej bójce, zamknęliśmy Jacka i Maksa, w pokoju przesłuchań, wszyscy tak naprawdę skupili się na tobie, bo takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał... - tłumaczy Alina, jednak przerywa, odwracając twarz ku Christopherowi. - Może lepiej ty to opowiedz, jak to wyglądało, skoro widziałeś to na własne oczy.

- Następnego dnia po tym wszystkim, poszliśmy dać im coś do jedzenia, ale oni leżeli bez ruchu w koncie pokoju. To było... - przerywa na chwilę, po czym biorąc głęboki oddech przeczesuje dłonią włosy. - To było odrażające - wyrzuca w końcu z siebie. - Leżeli na ziemi, z otwartymi ustami. Wprost z nich wydobywały się czarne wzory na całą twarz i ciało jak okazało się po sekcji zwłok. Z tych śladów... wydobywała się czarna maź, w której praktycznie pływali. Usta były otwarte niczym w krzyku...

- O matko - mówi Klara, gdy w pokoju zapada na chwilę cisza. - Czy... czy coś wskazywało na to, że mogą umrzeć? - pyta, tępo wpatrując się w drżące dłonie przed sobą.

- Nie. Dzień wcześniej byli w dobrej formie... Zresztą przekonałeś się na własnej skórze - mówi, kierując te słowa już bezpośrednio do mnie.

Przypominam sobie ten moment, gdy wpadli do pomieszczenia i zaczęli okładać mnie pięściami. Nie. Jeśli już wtedy coś mogło wskazywać, na to co się wydarzy, to niczego takiego nie było. Tak nie bije ktoś, kto parę godzin później, ma umrzeć w agonii.

- Nie wiemy, co wydarzyło się w ciągu tych kilku godzin, gdy byli w zamknięciu... Jednak sekcja zwłok pokazała coś jeszcze. Całe organy wewnętrzne zostały zniszczone... Ponoć wyglądało to tak, jakby wybuchli od środka...

- Ja pierdole - szepczę cicho.

- Ale co to wszystko ma wspólnego z nami? - pyta niespodziewanie Klara. - Powiedziałaś, że chcą nas wyrzucić, gdy tylko Evan się obudzi, ale pod jakim zarzutem? Wcale nie przez to, co wydarzyło się wtedy prawda? Bo wtedy nie było by powodu, aby pozbywać się mnie...

- Nie. Nie przez to. Ludzie z Osady, nie wiedzą o tym wszystkim. Wiedzą, że Maks i Jack nie żyją, nie znają jednak szczegółów - tłumaczy Christopher, ale od razu mu przerywam, bo wszystko to zaczyna się składać dla mnie w paskudną intrygę i zaczynam rozumieć, kto tu w niej ma odegrać główną role.

- Ona chce nas obwinić - mówię, nie kryjąc wściekłości i wyrzucając z siebie wszystko na jednym wdechu. - Ludzie nie wiedzą, co było przyczyną śmierci, wiedzą tylko, że doszło do incydentu pomiędzy nami. Erika nie chce mówić, o tym co tak naprawdę się wydarzyło, aby nie wywołać zamieszania i strachu. Obwini nas, o to że ich zabiliśmy.

Gdy kończę mówić, biorę głęboki wdech i widzę jak na twarzy Klary, również zaczyna pojawiać się złość.

- Ona nie może... To nie ma żadnego sensu - zaczyna, podnosząc się z swojego miejsca, jednak wraz z nią wstaje Alina, która jej przerywa.

- Może i to zrobi. To całkowicie w jej stylu, tuszowanie i odwracanie kota ogonem, tylko po to, aby utrzymać władzę. Taka właśnie jest! Nieczuła, okrutna i chciwa. Rzuci was na pożarcie, tylko po to, aby ratować swoją własną dupe i zyskać kilka dodatkowych minut. Jakby to mogło ją w jakikolwiek sposób ochronić, od tego cholerstwa - warczy wściekle, na koniec wskazując swoje oczy i czarne żyłki, którymi są pokryte.

- Potrzebujemy planu. Musimy się stąd wydostać - mówię, nie widząc już żadnego innego wyjścia. Nie możemy tutaj zostać, bo prędzej czy później, ktoś sam postanowi nam wymierzyć sprawiedliwość.

- My? - pyta Christopher, zaciskając usta.

Najchętniej powiedziałbym mu, że nie da się wszystkiego kontrolować. Że nie da rady obronić, ani siebie ani Aliny, choćby nie wiem jak bardzo tego chciał, bo prawda jest brutalna. Nie licząc nielicznych patroli, prawie w ogóle nie opuszczali Osady. Nie wiedzą, co czeka ich tam, poza jej granicami. I chociaż w pewnym sensie, rozumiem jego brak zaufania do mnie, po tym co wydarzyło się rok temu. Nie mogę pozwolić, aby ta nieufność go zaślepiła i przez to naraziła Alinę na niebezpieczeństwo.

- Chris - niespodziewanie odzywa się Alina, odwracając w jego stronę i chwytając jego dłoń. - Evan przeżył rok. Rok poza Osadą. Potrzebujemy go - potrzebujemy ich oboje. Nie wiemy co tam jest, gdzie jest bezpiecznie...

- Moglibyśmy wrócić do bunkru - przerywa jej Klara. - Na jakiś czas. Aż wymyślimy co dalej. Te sny... Te sny, które widziałam ja i Evan, myślę że to mogą być wspomnienia. Możemy je omówić i zobaczyć czy to ma jakiś sens, może w czymś nam to pomoże. Może wy też mieliście coś takiego, zastanówcie się nad tym. Może to nas później, dokądś doprowadzi.

Zaskoczony spoglądam w jej kierunku, a przed oczami staje mi widok przerażonej i zapłakanej dziewczyny, która wręcz w pewnym momencie błagała, aby w brew wszelkiemu niebezpieczeństwu wyjść na zewnątrz. Teraz znów chce się tam zamknąć? Z jednej pułapki do drugiej i tak bez końca. Ale ma racje, teraz to nasza jedyna szansa, na bezpieczeństwo, choć częściowe. A te sny... Może to nas faktycznie gdzieś doprowadzi, ale na rozmyślanie nad tym przyjdzie jeszcze czas.

- Damy radę się tam dostać? - pyta Alina, zupełnie jakby decyzja w tej sprawie, została już podjęta ostatecznie. - Czy Żniwiarz nas nie dopadnie?

- Nam udało się tu dotrzeć - odpowiada Klara.

Ledwo się udało, myślę, przypominając sobie to, jak otaczałem ją ramionami na ziemi. Gdy skończyły się nam kule i oboje wiedzieliśmy, że to już koniec. I byłby to koniec, gdyby nie pułapka na zwierzęta.

- Będzie nas więcej - mówi Christopher, nie mówi tego po złości, po prostu stwierdza oczywisty fakt, a ja niestety muszę przyznać mu rację.

Więcej ludzi, większe ryzyko i większa odpowiedzialność. Będziemy poruszać się wolniej, na pewno głośniej... Kurde, jakie to wszystko było by proste, gdyby tylko nie było tutaj Żniwiarza, można by było iść gdziekolwiek, można by było poruszać się swobodnie, bez groźby śmierci wiszącej nad każdym z naszych kroków.

Pozostała trójka nadal rozmawia, podczas gdy ich głosy zaczynają się mieszać z sobą. W mojej głowie pojawia się pewna myśl, która dosłownie uruchamia nowe trybiki w mojej głowie. Myśli mkną jak szalone,  gdy ja mówię:

- Chyba na coś wpadłem.

Trzy pary oczu wpatrują się we mnie, przerywając rozmowę.

- Ale to jest bardzo szalony plan, niebezpieczny, ale... Ale myślę że może się udać.

Trybiki w głowie mkną, uruchamiając zegar, który właśnie zaczął odliczać nasze ostatnie minuty w Osadzie.


Hej! Oto i nowy rozdział! Jak się spręże może dziś trafi do was na wieczór kolejny ;) 

Małe pytanko i ciekawostka ;D Czy tylko ja mam największy problem, z wymyślaniem imion dla moich postaci? Prawie każda z moich postaci nosi imię, bohatera z książek, które przeczytałam ;) A jest tak ponieważ, gdy pojawia się jakaś nowa postać, moim największym pytaniem nie jest: "Jakie będą jej losy?", "Co ona wniesie do tego utworu?" czy nawet "Po co ona tu w ogóle jest?" Haha ;D tylko właśnie pytanie: "Jak ją nazwać?" I mogłabym się nad odpowiedzią na nie cały dzień głowić ;D 

I wtedy z pomocą przychodzi mi moja biblioteczka, w której stronę spoglądam. Czytam tytuł książki i przypominają mi się postacie w niej i wtedy bum. Mam imię! Oczywiście postacie, nie mają nic wspólnego z tamtymi prócz imion, które dzielą razem ;) Ale trochę ciepło mi na sercu, gdy myślę że to też dzięki pasji, jaką jest czytanie zdobyłam nową jaką jest pisanie. I w pewien sposób, tak właśnie oddaje hołd moim ukochanym książką :D

Dobra koniec tego biadolenia ;D Ruszam pisać nowy rozdział! 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top