22. Jeśli kocham to całym sercem, jeśli nienawidzę to całą sobą.

Alina

Gdy tylko udaję mi się wyczołgać z szybu, wiem że mam przejebane i to porządnie. Ponowne wejście tam, zajęło nam więcej niż powinno, a ja mogłam się domyślić, że tak to się skończy. Po co brałam ją ze sobą?

Mam wrażenie, że echo mojego serca, uderzającego o klatkę piersiową, niesie się przez cały szyb wentylacyjny, a każdy w Osadzie może usłyszeć o kłopotach, w jakie się wpakowałam. 

- Szybciej - mówię do Klary. 

Już nawet nie staramy się być cicho, najważniejsze jest to, aby się stąd wydostać i wymyśleć jakiekolwiek wytłumaczenie jej zniknięcia. Oj Alina, coś ty narobiła...

Gdy jesteśmy już na górze, zaczynam w panice rozglądać się wokół. Nie mam za grosz pojęcia co teraz. 

- Może powinnam się schować? - pyta dziewczyna, wychodząc z szybu. 

- Nie - odpowiadam niemal od razu.

Jak wytłumaczę, skąd wzięła się w tym pomieszczeniu? Miałam do niego dostęp tylko dlatego, że Lucas dał mi klucz, zresztą nie pierwszy już raz. Prędzej wpakuje w to wszystko siebie, niż jego. Nie może też zostać tu, alarm trwałby wtedy w nieskończoność, a to mogłoby w końcu doprowadzić do sytuacji, z której na pewno byśmy się nie wytłumaczyły. 

- Czekaj - mówię, podchodząc do drzwi. 

Po cichu je otwieram i wychylam się na korytarz. Ku mojemu zdziwieniu nikogo na nim nie ma, dlatego zaczynam w skupieniu nasłuchiwać. I niemalże dostaję zawału, gdy zaczynam słyszeć głośne głosy, dochodzące z schodów prowadzących na piętro -1. 

- Dalej! - warczę na nią, a gdy mnie mija, niemal wypycham ją siłą za drzwi. - Chowaj się! 

- Ale gdzie? - pyta dziewczyna, rozglądając się dookoła. 

- Tam - wskazuje na drzwi, prowadzące do toalety. - I improwizuj - dodaje jeszcze zanim, tuż za moimi plecami, rozlega się głośny trzask w drzwi. 

- Alina! Otwiera do jasnej cholery! 

Przez całe moje ciało przechodzi dreszcz, na dźwięk jej wściekłego głosu. Przełykam ślinę i po raz ostatni, oglądam się w stronę toalet, lecz po dziewczynie nie ma na szczęście śladu. Biorę ostatni głęboki oddech i w końcu, przybierając maskę zaskoczenia, otwieram drzwi. 

- Co jest gran... - zaczynam jednak ręka, która wędruję od razu w moją stronę i zaciska się na gardle, uniemożliwia mi dokończenie tego zdania. 

Tym razem autentycznie zaskoczona, robię kilka kroków w tył, aż w końcu uderzam plecami o ścianę. Przygwożdżona pod uściskiem mojej własnej matki. 

- Gdzie ona jest?! - syczy w moim kierunku, szarpiąc mną. 

Unikając jej wściekłych oczu, odwracam głowę w stronę drzwi, z których wychodzi Kilian z poważną miną, przerażony Fabian oraz zaniepokojony Christopher, u którego od razu zauważam ulgę na twarzy, gdy tylko nasz wzrok się spotyka. 

Nie wsypie nas, myślę w momencie, w którym matka siłą odwraca moją twarz z powrotem ku sobie. 

- Zadałam pytanie! Gdzie ona jest?! I czemu do jasnej cholery  nie było cię na patrolu?! - wrzeszczy dalej, podchodząc jeszcze bliżej mnie. Jej uścisk się wzmacnia, a wzrok wbija we mnie, zupełnie jakby tymi czarnymi oczami, chciała wywabić siłą ze mnie prawdę. 

Zapomina jednak o tym, że mam te same oczy i jestem córką swojej matki. 

Siłą odpycham ją ode mnie, przez co zmniejsza uścisk. Już widzę jak jej prawa dłoń, wędruje w górę, obie dobrze wiemy, co zamierza zrobić, jednak dość szybko powstrzymuje ją Kilian. 

- Erika. Nie ma na to czasu. Trzeba znaleźć dziewczynę. 

Kobieta na dźwięk jego głosu zamiera, wraz z ręką, która była już w połowie do swojego celu. Nagle zaciska ją mocno na moim ramieniu, zupełnie jakby tam miała trafić od początku, choć obie wiemy, że nie jest to prawda. 

- Oby ta gówniara się znalazła - mówi, nachylając się do mojego ucha.  - Bo jak nie, to odpowiesz za to ty, ale przede wszystkim ten szczeniak, który ją tu przywlekł. A za opuszczenie warty przy drzwiach, jeszcze się z tobą policzę - dodała, wzmacniając uścisk na ramieniu. 

Zaciskam usta, próbując nie zawyć z bólu, jednak nie unikam jej wzroku. 

- Erika, chodźmy tu - mówi Kilian, ruszając w stronę stołówki. 

Kobieta w końcu niechętnie mnie puszcza i rusza za mężczyzną, ja natomiast odwracam się do pozostałej dwójki. Jest tyle rzeczy, które chciałabym teraz wyjaśnić Christopherowi i widzę, że i on ma mi wiele do powiedzenia, lecz każde z nas wie, że nie teraz czas na zwierzenia. 

- Co się tu dzieje? - pytam, ostrożnie stawiając pierwszą cegiełkę w murze, który ma mnie ochronić przed ich podejrzeniami w stosunku do mnie. 

- Dziewczyna zniknęła - mówi Christopher. 

- Ale jak to zniknęła? Przecież nie wyparowała... - mówię, odwracając się w stronę Fabiana. 

- Ja... - zaczyna chłopak, ale na moment przerywa. - Ja ją tu przyprowadziłem. Poszliśmy do szpitala, bo ponoć z Evanem było coś nie tak. Chciałem jej pomóc. Na chwilę tylko zgubiłem ją z oczu i nigdzie jej nie ma... - tłumaczy spanikowany. Widzę jak cała jego twarz, robi się blada a on zaczyna się nerwowo poruszać. - Musicie mi pomóc... Proszę. Erika mnie wywali, powiedziała, że wypieprzy mnie na zbity pysk, poza Osadę, jeśli ona się nie znajdzie. 

Już mam coś powiedzieć, kiedy kątem oka zauważam Erikę, wychodzącą z stołówki i ruszającą w stronę toalet. O matko. 

- Co ja mam zrobić... - zawodzi dalej chłopak, jednak całą tą scenę, przerywa głośny plask. 

- Co to było? - pyta Fabian, a ja cała zesztywniałam. Aż za dobrze wiem, co znaczy ten dźwięk, aż za dobrze wiem jakie to uczucie...

- Ty mała niewdzięczna!... - wrzask Eriki, wyrywa mnie z otępienia i niemal od razu, przepychając się pomiędzy Fabianem i Christopherem ruszam w stronę łazienki. - Szpiegować ci się zachciało? Tak?! - wrzeszczy dalej, trzymając Klarę tak samo za szyje, jak mnie jeszcze parę minut temu. 

- Przestań! Ona nie może odpowiedzieć! Nie widzisz?- krzyczę na nią, podchodząc kilka kroków bliżej. 

- Zamknij. Się - warczy w moją stronę, mimo to odrobinę rozluźnia uścisk i pyta Klarę jeszcze raz. - Co tu robisz?

Dziewczyna wystraszona przełyka ślinę i dobrze widzę, w którym momencie jej wzrok wędruję do mnie. 

- Na mnie patrz - warczy moja matka, odwracając jej twarz znów ku sobie. - Odpowiadaj. Teraz. 

- Ja... przyszłam tutaj z Fabianem. Evan się źle czuł... Byliśmy u pielęgniarek, a potem poszłam do toalety...

- Tak... I całkiem przypadkiem, nie słyszałaś też gdy Fabian cię szukał i nawoływał na cały korytarzy? Ktoś tu kłamie, a mnie wydaje się że to właśnie ty. Znikasz, właśnie wtedy, gdy przeprowadzamy bardzo ważne spotkanie, jakże wygodne... Jeśli myślisz, że możesz wtrącać nos w nie swoje sprawy, że masz jakiekolwiek śmieszne prawo do myszkowania tutaj, to się grubo mylisz. Nie będzie tu żadnych szpiegów! - syczy wściekle w jej kierunku. 

- Nie szpiegowałam! - warczy Klara, ku zaskoczeniu nas obu. - To już jest kurde jakaś mania kontroli... 

Słyszę jak Erika wściekła, głośno wciąga powietrze i zanim umysł rejestruje co robi ciało, wpadam pomiędzy nie i to na moją twarz pada uderzenie. 

Z biegiem czasu, nauczyłam się rozpoznawać, kiedy ma zamiar zadać cios. Gdy jej lewa brew podnosi się, a oczy strzelają iskrami wściekłości lub gdy zamiera na chwilę, a później głośno wciąga powietrze... Nawet zachowanie oprawcy, może z czasem stać się przewidywalne w swej nieprzewidywalności. 

- Erika! - krzyk Christophera, przedziera się przez małą toaletę. Zdziwiona odwracam się w stronę drzwi, zauważając że wszyscy byli tego świadkami. Kilian, który przytrzymuje teraz wściekłego Christophera i Fabian, wszyscy widzieli jak moja własna matka, mnie uderzyła. 

Odwracam się w jej stronę i w pierwszej chwili, zauważam przerażenie na jej twarzy, gdy zdaje sobie sprawę tak jak ja z ilości osób, które to widziały. Jednak gdy znów odwraca się w moją i Kary stronę, widzę jak przez jej twarz przemyka zimny uśmieszek, a czarne oczy błyskają gromy ku mnie. Kręci głową, zupełnie jakby chciała mi powiedzieć, że tego na pewno mi nie daruje i wiem, że tak będzie. Gdy tylko dorwie mnie gdzieś samą. 

- Erika? - pyta Kilian, gdy cisza przeciąga się w nieskończoność. 

- Nie... - szepcze Erika i zaczyna wpatrywać się w swoje dłonie. - Alina... Przepraszam ja... Nie chciałam - mówi roztrzęsiona i pewnie bym jej uwierzyła, tak jak pozostała trójka, do której stoi zwrócona tyłem. Ale jest jedna osoba, która w to nie uwierzy. 

- Alina... - zaczyna, Klara, ale od razu jej przerywam. 

- Cicho. 

Erika spogląda to na mnie, to na nią i dokładnie wiem, kiedy uznaje Klarę za zagrożenie. Nie będzie już przed nią udawać, tak jak przed całą resztą. Nie, gdy tak jak ja widziała już, jej prawdziwą twarz. 

- Zabierzcie dziewczynę do jej pokoju, ma w nim siedzieć - mówi Kilian, przejmując kontrole nad sytuacją. - Christopher, odprowadź ją. 

Klara niechętnie mnie wymija, ale wiedząc, że nie może nic więcej zrobić, rusza w stronę chłopaka. 

- Fabian, przejmujesz patrol Aliny... - mówi dalej Kilian, jednak przerywa mu głos Eriki. 

- Tak Fabian dokończ patrol Aliny, ja muszę z nią porozmawiać...

- Nie - przerywa jej znów Kilian. - Alina też idzie do swojego pokoju, z którego nie wychodzi, aż nie przedyskutujemy kary za opuszczenie jej stanowiska warty. Christopher zabierz je obie, a potem przyjdź do biura, musimy dokończyć naszą rozmowę. 

Zaskoczona wpatruję się w niego, nie do końca rozumiejąc co się właśnie wydarzyło. Erika rzadko kogoś słuchała, a jedyną osobą której zdanie traktowała jak równe swojemu był właśnie Kilian, z tym że to nie on zazwyczaj podejmował decyzje, pozwalał na to jej. O czymkolwiek chcą rozmawiać, ewidentnie musi to być ważniejsze, od tego co tutaj się wydarzyło. 

Oddychając z ulgą, wymijam matkę i słyszę jej głos: 

- Jeszcze się policzymy. Jak zawsze. 

Właśnie nie, myślę gdy z Klarą i Christopherem, ruszamy przez korytarz. Nie będzie, jak zawsze. 

***

- Co ty robisz? - pyta Christopher, jakiś czas później, po tym jak odstawił nas do naszych pokojów. 

- Nie widzisz? - odpowiadam, pakując resztę rzeczy do torby. 

- Pakujesz się. Widzę, ale zazwyczaj na patrol, nie pakujesz nam ubrań - odpowiada, chwytając torbę i jednocześnie, uniemożliwiając mi dalsze pakowanie. - Co się dzieje? - pyta cierpliwie, odkładając torbę na nasze łóżko. 

- Po tym, co się stało, pytasz co się dzieje? - odpowiadam pytaniem na pytanie. - To się stało  - mówię pokazując mu policzek, na którym widać ślad uderzenia. 

- Że też musiała ci aż tak mocno przywalić... Po co się nadstawiałaś za tą dziewczynę... - zaczyna, ale ja już nie mogę tego dłużej słuchać.

- Nadstawiałam się?! Te setkę razy wcześniej też się nadstawiałam?!

- O czym ty mówisz? - pyta zaskoczony, podchodząc bliżej mnie. 

- Jak na zastępcę Kiliana i jednego z najlepszych Osadników, kiepski z ciebie obserwator - odpowiadam, wymijając do i znów chwytając torbę w dłoń. 

- Czy ty chcesz mi powiedzieć,  że to nie był pierwszy raz? 

Milczenie jest niemal jak odpowiedź, która mimo napiętej atmosfery, nie chce mi się przecisnąć przez gardło. 

- Ja pierdole - mówi głośno i podchodzi do mnie. - Te wszystkie siniaki, które miałaś na ciele... - mówi zdenerwowany, podciągając mój rękaw. 

Pozwalam mu na to. Pozwalam ponieważ sam musi sobie to wszystko uświadomić, pozwalam ponieważ tylko gdy to sobie uświadomi, zrozumie moją koleją decyzje. 

- Zawsze mi mówiłaś, że to siniaki z patrolu... Zawsze. Nigdy nie powiedziałaś... Dlaczego nie powiedziałaś? - pyta, przejeżdżając palcami po świeżym siniaku na ramieniu, który jest pamiątką spotkania z matką dziś na korytarzu.

- Tak było łatwiej - mówię cicho, zgodnie z prawdą. 

Wiele razy chciałam powiedzieć o tym komukolwiek, tylko co miałam powiedzieć? Że moja matka mnie bije? Kto by mi uwierzył? W miejscu, w którym wszyscy wpatrują się we mnie z zazdrością, nie mogąc zrozumieć dlaczego akurat ja i Erika - córka i matka - trafiłyśmy tu razem. Podczas gdy cała reszta, jest tutaj całkiem sama i nawet nie wiedzą, czy kiedyś był w ich życiu ktoś ważny. 

Jednak ja będąc tutaj, szybko przekonałam się, że rodzina to nie zawsze błogosławieństwo. W moim przypadku, jest to przekleństwo. I chyba jako jedyna, wolałabym jej tu nie mieć. 

- Gówno prawda - odpowiada. - Powiedz mi, co ty robisz?

- Pakuję się - odpowiadam. 

- Pakujesz się? I co niby zamierzasz zrobić? - pyta, a z każdym kolejnym pytaniem podnosi zdenerwowany głos. 

- Wynieść się stąd! - krzyczę na cały pokój, po czym dodaje trochę ciszej. - Zamierzam się stąd wynieść. Nie zostanę tu, ani chwili dłużej. Nie z nią, nie gdy możemy umrzeć w każdej chwili, ty czy ja. Ja... Ja mogę na ciebie teraz wrzeszczeć, a za chwilę mnie już nie będzie, bo mogę paść jak Jack. Nie chce tak żyć. Nie z matką tyranką, nie gdy wiem, że mogę umrzeć, nie gdy nigdy tak naprawdę nie spróbowałam się stąd wydostać! Z tego cholernego miasta Bosk. 

- Alina... Proszę jesteś zdenerwowana... Nie możemy tak po prostu odejść. Przecież wiesz, u góry w najlepszym przypadku, znajdziemy nową kryjówkę, a w najgorszym dorwie nas Żniwiarz. Wiesz, że długo nie przetrwamy, nie da się tak po prostu stąd wydostać. 

- A skąd wiesz, że się nie da? Skąd wiesz, że nie da się stąd wydostać? Wsiąść w auto i odjechać?! Bo ktoś nam kiedyś tak powiedział? I nikt od tego czasu, tego nie próbował? Żniwiarz to tylko przeszkoda. Przeszkoda, którą można pokonać w drodze do wolności. 

- Alina wiesz, że tak się po prostu nie da... To jest jakiś plan, ale nie możemy...

- Nie. To ty najwidoczniej nie możesz. Ja mogę. Boisz się ryzyka? Czy może utraty posady, jaką tu zyskałeś? Boisz się zaryzykować to wszystko? Boisz się zaryzykować ze mną? - pytam, a przy ostatnim zdaniu, głos mi drży. 

On słysząc to, podchodzi do mnie i delikatnie chwyta moją twarz w dłonie. Na chwilę się uspokajam, czując ciepło jego dłoni. Dłoni chłopaka, który zawsze był balsamem na moje zbolałe serce. 

- Nienawidzę jej - szepcze, gdy jedna pojedyncza łza, zaczyna ściekać po moim policzku. - Nienawidzę, nienawidzę... 

- Wiem... Usiądź, musimy porozmawiać o tym wszystkim - mówi, ciągnąc mnie na brzeg łóżka, a ja mu na to pozwalam. Mimo, że w mym sercu buzuje tyle sprzecznych uczuć. Miłość, strach i nienawiść... To wszystko, ta siła z jaką to odczuwam, uświadamia mi tylko jedno. 

Jeśli kocham to całym sercem, jeśli nienawidzę to całą sobą.

***

Evan

- Evan - cichy głos dociera do mojej świadomości. A może to tylko wyobraźnia. 

- Evan, proszę! - słyszę znów głośny krzyk. Kobiecy krzyk. 

Walczę sam z sobą, aby otworzyć oczy. Coś co w normalnych okolicznościach, było by prostsze niż oddychanie, teraz wydaje się niemożliwe. Powieki ważą tonę, nie chcą nawet drgnąć. 

- Evan proszę! Proszę słyszysz mnie? - pyta głos, a we mnie wszystko zamiera. Zamiera gdy zaczynam rozumieć, czyi głos mnie nawołuje. 

Słyszę! Słyszę cię! - krzyczę, jednak tylko w głowie. Usta jak zupełnie jak zrośnięte, nie mają zamiaru się poruszyć. 

- On mnie nie słyszy? Dlaczego on mnie nie słyszy?! Obiecałeś... - szepcze rozczarowana kobieta. 

- Musimy już iść - mówi drugi głos, tym razem męski, który jest mi nieznany. 

- Nie... On musi to usłyszeć... 

Przez chwilę nastaje cisza i już zaczynam zastanawiać się, czy więcej nie usłyszę jej głosu, gdy naglę wszystko dzieje się niemal od razu. 

- Evan! Evan wiem, że teraz mnie słyszysz! Musisz... - mówi głos, a ja mógłbym przysiąc, że czuje dotyk jej dłoni, potrząsającej moim ramieniem. 

Otwórz oczy! Krzyczę sam na siebie, walcz. 

- Musisz się stąd wydostać! Słyszysz mnie? Musisz... 

- Musimy iść! Teraz - powtarza znów męski głos, a gdzieś z oddali dociera do mnie jakiś hałas. Już nie wiem co jest prawdą, a co tylko wyobrażeniem... Jednak, gdy znów ją słyszę...

- Pamiętaj o tym! Musisz się stąd wydostać. Nie ma nic ważniejszego! Nic! - krzyczy po raz ostatni, a mi w końcu udaje się uchylić minimalnie powieki, a może to tylko moja wyobraźnia. 

Gdy dostrzegam blond włosom dziewczynę, której oczy rozszerzają się w zaskoczeniu, gdy zauważa, że się przebudziłem, ale to tylko chwila. Sekunda. 

- Evan - szepcze.

Zaraz potem moje oczy, znów się zamykają. 

A w głowie brzmi jedno zdanie: 

Musisz się stąd wydostać. 

Masz rację, odpowiadam sobie w duchu. Zawsze ją miałaś, Laylo. 

Hej 😊 oto kolejny rozdział! W końcu odzyskuje siły, po chorobie, która dosłownie rozłożyła mnie na tydzień.

Jeden plus tego wszystkiego jest taki, że podczas chorobowego trochę popisałam i mam kilka rozdziałów gotowych do przodu! 😁

Miłego czytania! 😊























Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top