14. Na krawędzi
Klara
Tyle rzeczy wydarzyło się dzisiejszego dnia - myślę, jednocześnie zerkajac w kierunku ludzi, którzy prowadzą nas przez las. Między nami zalega cisza, którą mam wielką ochotę przerwać.
Zostaliśmy zaatakowani, w trakcie biegu prawie zginęliśmy co najmniej na trzy różne sposoby. Nic nie zdoła opisać lęku, jaki czułam o własne życie i życie Evana. Gdy próbuję przeanalizować to, co przeżyliśmy mój umysł, automatycznie wraca do chwili pod drzewem. Jakby to ona była tą najbardziej przerażającą. Może i w pewnym sensie była.
Gdy biegliśmy przez las, ledwo dawałam radę, chwiejąc się na nogach, które były jak z waty. Przed siebie pchała mnie tylko myśl, że nie jesteśmy bezpieczni i póki nie bedziemy, nie mogę się zatrzymać.
Jednak gdy tylko poczułam na rozpalonej z wysiłku twarzy, powiew ciepłego wiatru i do moich uszu dotarł szum drzew, wiedziałam że muszę się zatrzymać, albo upaść nieprzytomna na ziemie.
Dlatego właśnie oparłam się o to drzewo, wdzięczna Evanowi, że tym razem nie protestował. Gdy zsunęłam się po pniu na dół strasznie kręciło mi się w głowie. Nie pomogła nawet woda, którą w pośpiechu wypiłam chwilę wcześniej. Byłam pewna, że zemdleje. Głowa pulsowała mi z bólu, ledwo czułam nogi, a moje płuca pracowały, jednocześnie zachowując się tak, jakby żaden z zabranych przezemnie oddechów, nie działał tak jak powinien.
Gdy Evan niespodziewanie dotknął mojej twarzy przestałam oddychać, tylko tym razem z innego powodu. Wpatrywałam się w jego oczy, starając się nawiązać z nim nić jakiegoś porozumienia, jednak on odwrócił moją twarz ku księżycowemu światłu i przyglądał się uważnie mojej ranie.
Ja natomiast przyglądałam się ranie ciętej na jego szyi oraz otaczającej ją obwódce. Wygląda to tak, jakby ktoś go dusił - pomyślałam. - Co takiego wydarzyło się zanim mnie odnalazł przed barem? Czy już wcześniej stoczył walkę o życie, a ja o tym nie wiedziałam?
Wtedy mój wzrok padł na jego twarz oraz ostre kości policzkowe. Po raz kolejny przez głowę przeszła mi myśl, że jest piękny, a zaraz za nią pojawiła się kolejna. Chciałabym go pocałować. Głupota, szczególnie w tej sytuacji.
- Uratowałeś mi życie - powiedziałam zamiast tego, próbując odciągnąć myśli od pragnień. Jednak ciało mnie zdradziło, gdy odruchowo wtuliłam się w jego dłoń.
Widziałam, że jego oczy również przyglądają się uważnie mojej twarzy, tak jakby poszukiwały na niej jakiejś nieznanej mi odpowiedzi. Nieznanej, ponieważ ja na jego twarzy szukałam tych samych odpowiedzi. Oboje nie wiedzieliśmy nic, oboje szukaliśmy. Błądziliśmy zagubieni w sobie.
- To ty uratowałaś mnie - odpowiedział, a ja nie do końca zdawałam sobie sprawę o czym mówi. Na palcach nie zdołam policzyć ile razy dzisiaj mi pomógł, ile razy osłonił mnie własnym ciałem, wpierw ryzykując swoim życiem.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Nagle poczułam się tak jakbym nigdy nie opanowała umiejętności mówienia, a co dopiero rozróżniania słów, które po prostu wyparowały w tamtej chwili z mojej głowy. Zamiast coś mówić dotknęłam po prostu jego dłoni, starając się powiedzieć mu tym delikatnym dotykiem, że jestem mu wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobił, że nie znam odpowiednich słów, aby opisać to co wtedy czułam...
Żadne słowa nie były jednak potrzebne któremukolwiek z nas, gdy Evan nagle pochylił się w moim kierunku i mnie pocałował. Zaskoczona zamarłam na chwilę, jednak adrenalina, która jeszcze kilka minut temu buzowała w moich żyłach jak krew wróciła. Zupełnie jakbym sięgnęła po kolejną dawkę narkotyku, jest to jednocześnie przerażające ale też tak bardzo uzależniające.
Usta Evana dotykały moich delikatnie, dosłownie tylko je muskały, a ja nie odpowiadałam od razu, przez chwilę tylko pozwoliłam aby to on przejął inicjatywę. Gdy w końcu pozbierałam myśli na tyle, by spróbować odwzajemnić się tym samym, on się odsunął.
Gdy spojrzałam w jego oczy, niepewne i zatroskane, zdałam sobie sprawę, że po tym wszystkim co się wydarzyło dzisiaj - po tym ile razy dzisiaj mnie obronił, stawiając moje zdrowie na przodzie przed swoim - już nigdy nie spojrzę w te oczy tak samo. Już zawsze będzie znaczył dla mnie więcej, niż jeszcze na początku tego dnia.
Zadając sobie sprawę, że od teraz już nic nigdy nie powinno mnie zatrzymywać, sama przyparłam do niego oddając pocałunek, który przed chwilą mi ofiarował. Tylko że tym razem odwdzięczyłam się tak samo czuło, jak on przed chwilą.
Wplotłam dłonie w jego włosy, przyciskając go do mnie jak najbliżej, zapominając już o tym, że jeszcze chwile temu byłam na skraju wyczerpania. Wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, bo teraz znów czułam, że żyje. Serce uderzało w moją klatkę piersiową jak szalone, podczas gdy ja brałam urwane oddechy pomiędzy pocałunkami.
Z moich ust wyrwał się cichy jęk, gdy jego dłoń zachodziła o skraj mojej koszulki, a ja zdałam sobie sprawę, że przywieram do niego praktycznie całym ciałem. Jego dłoń trzymała się na mojej tali, jednocześnie wykonując powolne ruchy w górę i dół.
Było to na tyle przyjemne i rozluźniające, że na dobrą sprawę dopiero teraz zrozumiałam, że oboje zapomnieliśmy o całym świecie dookoła nas.
I to właśnie dlatego idziemy teraz niewidomo dokąd, nie odzywając się do siebie ani słowem. Za nami podąża kobieta i mężczyzna, którzy pomimo tego, że znają Evana, nie wyglądają na takich, którym przeszkadza mierzenie do niego z broni. A on sam też nie wygląda teraz na takiego, który ma zamiar zmienić coś w tym temacie.
Las przed nami wydaje się cichy i spokojny, przez co ciężko jest mi uwierzyć w to, że jeszcze pół godziny temu był dla nas śmiertelną pułapką bez wyjścia. Wszystko dookoła wygląda tak samo, przez to że jest środek nocy. A ja nie mam pojęcia gdzie się teraz znajdujemy, gdzie nas prowadzą...
Najpewniej do "Osady pod sosnami", ale czy aby na pewno? Nie mamy żadnego powodu, aby ufać tym ludziom zresztą tak jak oni nie mają powodu by ufać nam. Pokazali to już na samym początku, gdy od razu skonfiskowali broń Evana, która w tamtej chwili tak czy tak, była już dla nas bezużyteczna. Przeszukali nas dokładnie oraz zabrali torbę z żywnością, która leżała wtedy na ziemi niedaleko nas. Jakimś cudem udało im się przeoczyć scyzoryk, który znajdował się w tej samej kieszeni co kartki, które zabrałam z restauracji. Pewnie go przeoczyli, ale prawda jest taka, że co mi teraz po nim? Sama mogę tylko pomarzyć o tym, że udałoby mi się ich powalić. Nie mamy szans, w walce z uzbrojonymi ludźmi.
Mój wzrok podąża za kobietą, idącą po mojej prawej stronie. Ubrana jest w stare sprane dżinsy i czarną bluzę z kapturem, usta owinęła chustą, zza której widoczne są tylko oczy, jednak rozszyfrowanie ich koloru w tym świetle jest praktycznie niemożliwe. Kaptur, który narzuciła na głowę jest dodatkowym utrudnieniem w obserwowaniu jej, jednak z pod niego dostrzegam pasma długich ciemnych włosów, opadających na ramiona.
- Zastanawiasz się nad ucieczką? - pyta dziewczyna, zauważając że się jej przyglądam. Zanim daje radę odpowiedzieć, ona dodaje: - Uciekaj, zobaczymy jak szybko zdołam cię odstrzelić.
Wciągam powietrze przez usta, zaskoczona bezpośredniością i łatwością z jaką wypowiada te słowa. Zachowuje się tak jakby rozmawiała z przypadkową osobą o pogodzie. Zauważam, że Evan również się spiął, co znaczy że nie lekceważy jej słów, a to oznacza, że ja też nie powinnam.
- Nie - odpowiadam cicho. - Zastanawiam się jak długo będziemy jeszcze chodzić po tym lesie - dodaje, zanim zdążę ugryźć się w język.
Nagle czuję uderzenie z broni w plecy, które zapiera mi dech w piersi. Zaskoczona tym co się dzieje, upadam na ziemie, próbując nabrać powietrza w płuca. Widzę, że dziewczyna, staje nade mną z wymierzoną w moim kierunku bronią, a jej oczy rzucają wściekłe iskry.
- A ja się zastanawiam co też mądrego chodzi po tej twojej główce, biorąc pod uwagę to, że jeszcze chwile temu tarzanie się w tych krzakach, ani trochę ci nie przeszkadzało - warczy w moją stronę, nawiązując do tego jak przyłapali mnie i Evana. Gryzę się w język, nie wiedząc co mogłabym na to odpowiedzieć, ale sądząc po jej reakcji każda odpowiedź, mogła by wywołać jej agresje.
- Może się uspokoimy co? - pyta cicho Evan, wyciągając dłoń w uspokajającym geście. Podchodzi krok w moim kierunku, najpewniej aby mi pomóc, ale przerywa mu drugi głos.
- Nie zbliżaj się do niej - odpowiada mężczyzna, który celuje w Evana.
Mężczyzna to raczej źle powiedziane, sądząc po głosie i chudej budowie ciała jest to zaledwie nastolatek. W walce w ręcz Evan pokonałby go bez problemu, ale to on ma broń, więc wygrywa niezaczętą nawet rozgrywkę. Chłopak również ma na sobie kaptur oraz chustę. Naglę zdaję sobie sprawę, że oni celowo się zakrywają od stóp do głowy, upodobniając się przy tym do Zjawy. Tylko po co? - myślę.
- Uspokójmy się - powtarza Evan, zerkając przy tym na mnie i gdy upewnia się, że nic prócz bolących pleców mi już nie grozi, nie próbuję zbliżyć się do mnie kolejny raz. Nie ruszam się jednak z ziemi, po cichu obserwując to, co rozgrywa się nade mną.
Na te słowa w dziewczynie coś pęka, rusza w stronę Evana i wymierza mu cios w twarz.
- To za to że zniknąłeś bez śladu - mówi, a ja roztwieram usta w niemym szoku, gdy wymierza mu kolejny cios tym razem w drugi policzek, siła uderzenia pozostaje jednak taka sama. - A to za to, że przez ciebie omal straciłam jedyny dach nad głową.
Patrzę na nich szeroko otwartymi oczami, nie rozumiejąc co się właśnie przede mną wydarzyło.
- Wiesz, że to nie jest prawda - mówi Evan z skruchą w głosie, na której dźwięk jeszcze szerzej roztwieram oczy.
Naglę fakt tego, co przed chwilą się wydarzyło między mną i Evanem, myśl że zbliżyło nas to do siebie w pewien sposób, wydaję się śmieszna. Gdy opada adrenalina, związana z ucieczką oraz naszym pocałunkiem, w świetle nowych faktów, uderza we mnie to, że tak naprawdę nic o nim nie wiem.
Nie wiem o tym, co się z nim działo, zanim tu przybyłam, co robił gdzie przebywał... Jak mogłam przez tą jedną chwilę, która się między nami wydarzyła pomyśleć, że coś nas łączy? Nie sądzę, żeby to co się między nami wydarzyło, kompletnie nic nie znaczyło, ale nasza historia jest przecież zaledwie cząstką tego co tu przeżył. Dla mnie była większością, ponieważ cały mój pobyt w tym miejscu, chcąc czy nie chcąc, obracał się wokół niego...
Byłam samotna, to dlatego tak szybko się do niego zbliżyłam. Byłam samotna i naiwna.
- Uspokójcie się do jasnej cholery! - warczy chłopak z bronią, strzelając w stronę nieba. Odruchowo zasłaniam twarz dłonią, wydając przy tym krzyk przerażenia.
Po chwili, w której miedzy całą naszą czwórką nastała grobowa cisza, zerkam nie pewnie w stronę strzelca. Mimo tego, że budową ciała przypomina młodą osobę, głos jakim właśnie przemówił jest zimny i beznamiętny. Nie tylko mnie jego zachowanie zaskakuje, gdy patrzę w stronę Evana i tej dziewczyny, widzę że oboje zastygli w bezruchu zasłaniając twarze, tak jak ja jeszcze chwilę temu.
Po momencie dziewczyna prostuje się, zupełnie jakby sobie przypomniała, że ona też ma broń, jednak nie mierzy już w stronę żadnego z nas. Patrzy za to wściekle na swojego towarzysza, który ignorując jej wzrok, podchodzi do mnie i podaje mi dłoń. Zaskoczona jego nagłą zmianą postawy, waham się zanim ją chwytam, ale w końcu to robię i staje na własnych nogach. Ból w plecach jest okropny lecz do zniesienia, co nie zmienia faktu, że najchętniej odwzajemniła bym się tej dziewczynie w taki sam sposób.
- Ruszajmy dalej, chyba że wolicie poczekać na towarzystwo, w takim razie śmiało - mówi chłopak w stronę tamtej dwójki.
Nie pewnie spoglądam po wszystkich twarzach, nie wiedząc czy faktycznie powinnam wykonać jego polecenie. Napięcie i złość w powietrzu nadal są wyczuwalne, nawet wręcz namacalne, ale muszę mu przyznać rację. Musimy ruszać, dokądkolwiek nas prowadzą. Nie powinniśmy stać tutaj w środku lasu i czekać, aż znowu pojawi się Zjawa. Oboje jesteśmy z Evanem na skraju wyczerpania i mimo tego, że wiem iż może on przetrwałby kolejne spotkanie z Zjawą, ja nie wytrwałabym ani chwili kolejnego biegu.
Gdy cisza nadal trwa, chłopak odwraca się w moją stronę i kiwa głową, wskazując mi że mam ruszać. Nie mówiąc więcej nic, wykonuje jego polecenie, ostatni raz spoglądając przy tym w stronę Evana i tajemniczej dziewczyny. Widzę jak oboje mierzą się wściekłymi spojrzeniami, a ja przeklinam się w głowię za to, że właśnie wpakowałam się w zaplątaną i zawiłą historię, której najwidoczniej nie jestem częścią. Mam jednak przeczucie, że wkrótce się nią stanę.
***
Wychodząc z lasu, wreszcie oddycham z ulgą. Gdy tak podążaliśmy w głąb ciemności, a końca nie było widać, zaczęłam obawiać się tego że może zabłądziliśmy. Jednak nasi towarzysze ani przez chwilę, nie dali poznać po sobie, że mogło by tak być. Brnęli przed siebie, uparcie nie odzywając się już do nikogo. Tej ciszy nie zamierzałam przerywać, jest ona nasączona złością i napięciem. Nie chcąc być kolejny raz osobą, w której znajdą ujście tych wszystkich emocji, postanowiłam milczeć.
Kawałek dalej, gdy wychodzimy z leśnej ścieżki moje oczy otwierają się szeroko z zaskoczenia.
- To jest samochód - mówię cicho, patrząc na maszynę przede mną.
Mały srebrny samochód dostawczy, stoi niedaleko nas zaparkowany pomiędzy drzewami, a krzakami. Gdyby nie to, że szliśmy wprost w jego kierunku, najpewniej nie zauważyłabym go w tej gęstwinie krzaków.
- Dziwne prawda? - pyta dziewczyna, stając tylko krok za moimi plecami, gdy zdaję sobie z tego sprawę automatycznie cała się spinam. Nie wiem, czy tego nie zauważa, albo po prostu postanawia to zignorować.
Rusza na tyły samochodu, po czym otwiera tylną część auta i wskazuje, abyśmy weszli do środka.
- Chyba sobie żartujesz - mówi Evan, nie ruszając się z miejsca w którym stoimy.
- A wyglądam ci na taką? - pyta dziewczyna, znów miażdżąc go spojrzeniem.
Naglę zdaję sobie sprawę, że ich relacja zaczyna przypominać mi moją i Lucasa. Z tym że oni najwidoczniej mają powody do tego aby się nienawidzić, a przynajmniej ta dziewczyna ma. Ja i Lucas ich nie mieliśmy. Patrząc na nich zaczynam rozumieć, że może wystarczyło z nim porozmawiać, zamiast go unikać lub wchodzić z nim w konflikt. W końcu miał prawo, aby czuć żal po zaginięciu swojej dziewczyny, ale nie miał go, aby wyżywać się na mnie. Trzeba było mu to powiedzieć.
- Alina... - zaczyna Evan, ale przerywa mu chłopak.
- Zamilcz. Alina ma racje, to że wcześniej się znaliśmy nic nie znaczy. Nie jedziemy na przyjacielską przejażdżkę, jesteście naszymi jeńcami i dokupi nie ustalimy co robiliście w tym lesie, nie mamy o czym rozmawiać. A teraz najlepiej by było, gdybyś wsiadł do tego samochodu i zastanowił się dlaczego witamy cię w taki, a nie inny sposób - głos chłopaka jest nie ugięty, przez co słucham go jak zahipnotyzowana. - A siedząc w tym samochodzie dobrze by było, gdybyś raczył wyjaśnić swojej towarzyszce to wszystko. Chyba ma prawo poznać kilka faktów.
Na dźwięk jego słów, kolejny raz się spinam, ale nie mogę nie przyznać mu racji. Mam prawo, aby dowiedzieć się o co chodzi. Jednak, gdy zdaję sobie sprawę, że Evan nie zamierza ustąpić i nadal chce drążyć temat, podejmuję własną decyzję. Wymijam go i wsiadam do ciemnego auta, którego bagażnik jest pusty. Nie ma w nim nic prócz jakiś lin w koncie i jakiejś skrzynki.
Pora określić swoje strony, jeśli Evan nie chce nic wyjaśnić oraz nie zamierza ustąpić, nie chcę być ofiarą ich gniewu na niego. Powinien wsiąść teraz do tego auta i spróbować mi coś wyjaśnić, wtedy stanę po jego stronię. Dla żadnego z nas nie ma innego wyjścia i ja o tym wiem, dlatego właśnie siedzę w tym aucie. Czy on sobie jeszcze nie zdaję z tego sprawy?
- No, wreszcie ktoś mądry w tym towarzystwie - mówi chłopak, dotykając dłonią drzwi. - Może weźmiesz z niej przykład? - pyta Evana.
Gdy wyglądam na zewnątrz samochodu zdaję sobie sprawę, że prócz tego chłopaka nikogo innego nie widzę. Na dworze zalega cisza, która po momencie przerwana jest przez tupot stóp. Najpierw cichy, a później głośniejszy, gdy nogi te dotykają samochodu. Drzwi od razu zamykają się za Evanem, gdy on jak sądzę, siada na ziemi. W aucie jest ciemno, przez co nie widzę gdzie on usiadł, ale podejrzewam że gdzieś przy wyjściu. Nie widzę nic, a jedyne co słyszę to ciche dźwięki naszych oddechów, mieszających się ze sobą w tej ciemności.
- Myślałam, że ludzie z osady są tymi milszymi - przerywam ciszę, zaczynając od neutralnego tematu.
- Lepiej usiądź - zbywa mnie, a ja wybucham wściekała.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić! - krzyczę wściekła. - Nie przyszło ci może do głowy, że mam prawo wiedzieć o co im... - i nagle mój krzyk urywa się, gdy pchnięta siłą ruszającego samochodu, przetaczam się w stronę wyjścia.
W ostatniej chwili przed upadkiem, udaje mi się złapać czegoś, dzięki czemu, nie uderzam twarzą o drzwi. Gdy dotykam tego w ciemności, czuję że w dotyku jest miękkie, a gdy moje dłonie wędrują wyżej, odskakuję jak porażona, zdając sobie sprawę z tego, że to twarz Evana.
- Mówiłem żebyś usiadła - odpowiada, na co ja osuwam się na ścianę za mną i siadam. Sądząc po brzmieniu jego głosu, musi znajdować się praktycznie na przeciwko mnie.
Podciągam kolana do góry i kładę na nich głowę. W ciemności próbuję dostrzec twarz Evana, jednak nie widzę nic. Gdy kolejny raz rzuca mną na wybojach, cisza ciągnie się w nieskończoność.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - mówię cicho, jednocześnie zamieniając to w głowie na błaganie. Proszę powiedz coś.
- Mam ci wiele do powiedzenia - odpowiada po drugiej stronie.
- Więc dlaczego milczysz?
- Bo nie wiem, jak będę ci w stanie potem spojrzeć w oczy - odpowiada ze skruchą w głosie.
Na dźwięk tych słów czuję się zaskoczona. Czy to o czym chce mi powiedzieć, jest aż tak straszne? Czego się tak strasznie boi?
- Póki co nie mamy z tym problemu i tak się nie widzimy - mówię, mając na myśli ciemność wokół nas, ale gdy nie reaguje na te słowa, próbuję jeszcze raz. - Jeśli mi nie powiesz, nigdy się nie dowiesz. Obiecuję, że nie będę cię osądzać, ale musisz ze mną porozmawiać. Ja po prostu nie wiem co się dzieje... Poza tym przeczytałabym o tym pewnie w twoich notatkach, pamiętasz? Tych które mi wtedy dałeś... Wtedy nie bałeś się, że się o tym dowiem?
- Nie ma tego w moich notatkach, a przynajmniej nie wszystko jest wytłumaczone. To o czym byś przeczytała, było by dla ciebie niezrozumiałe.
- Ale mimo wszystko, byłeś gotowy na pytania z mojej strony. Co się zmieniło? - pytam, nie odpuszczając mu.
- Wszystko - odpowiada zrezygnowany. - Wszystko się zmieniło.
Myślami wracam do naszego pocałunku w lesie. To nie możliwe, aby miał na myśli tamten moment.
Wszystko się zmieniło.
Czy to możliwe, aby ta chwila odcisnęła na nim choć odrobine takie piętno jak na mnie. W tamtej chwili wydawał się być dla mnie wszystkim, prócz niego nie mam nikogo... Kim byłam dla niego ja?
Wystraszona podskakuję, gdy tylko jego głos rozchodzi się po kabinie samochodu.
- Tak naprawdę nie przebudziłem się koło apteki - zaczyna tłumaczyć, a ja w ciszy przysłuchuję się jego słowom. - Obudziłem się tu, niedaleko osady pod sosnami. Ci ludzie... oni mnie przygarnęli. Od tamtego czasu minął prawie rok, ale zawsze gdy wracam do tego myślami... Pamiętam tamten las i dłoń, która mną potrząsała, wybudzając mnie z snu, albo raczej budząc mnie w śnie, który trwa do dziś dzień.
Przygarnęła mnie kobieta, która miała na imię Erika, zaraz za jej plecami pojawiła się dziewczyna, niewiele młodsza ode mnie. Alina. Kobiety były praktycznie takie same, te same czarne włosy, brązowe oczy, identyczne kształty twarzy. Powiedziały, że mi pomogą, że wszystko będzie w porządku, a ja nie miałem powodu by im nie ufać. Czułem się jak ogłupiały, nie pamiętałem nic z zeszłego dnia, miesiąca, nie pamiętałem nic i po prostu chciałem im zaufać.
Zaprowadziły mnie do osady i przedstawiły reszcie ludzi. Poczułem ulgę, ponieważ wiedziałem, że ktoś w końcu mi pomoże. Nie rozumiałem jednak dlaczego zeszliśmy do piwnicy, dlaczego nikt nie mieszkał w górnych partiach hotelu, dlaczego ludzie kryli się w piwnicach i barykadowali jedyne wejście i wyjście. A najbardziej z tego wszystkiego, nie potrafiłem zrozumieć skąd wzięły się te czarne ślady na plecach. Wszystko z tego co do mnie mówili, było dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Zgadnij co o nich pomyślałem?
- Że zwariowali? - pytam, przerywając jego opowieść.
Myślami wracam do momentu, w którym sama trzymam scyzoryk na szyi Mirandy, a moją jedyną myślą jest to, że muszę się wydostać z bunkru, od tych wariatów. Zrobiłam wtedy wszystko aby wydostać się na zewnątrz, co takiego zrobił Evan?
- To delikatne określenie, ale tak. Pomyślałem, że oni wszyscy zwariowali. Wdałem się w bójkę, z osobami, które próbowały za wszelką cenę powstrzymać mnie od ucieczki. Tak mnie pokiereszowali, że straciłem przytomność. Ocknąłem się kolejnego dnia i postanowiłem przeczekać trochę, uśpić ich czujność. Cały czas spędzałem w małym pokoiku, zamkniętym na cztery spusty, wtedy właśnie zbliżyłem się do Aliny...
Przerywa, a ja czuje ukłucie zazdrości, czyli jednak coś ich łączyło.
- Zbliżyłem, to tak właściwie złe słowo. Zaczęła przychodzić do mnie, czasami przynosiła mi jedzenie. Mówiła, że to jej matka, Erika, kazała jej do mnie przychodzić, ale po kilku spotkaniach zrozumiałem, że ona też potrzebowała w tym miejscu bratniej duszy. Nie było tam żadnych rówieśników w naszym wieku, osoba najbliższa nami wiekiem była dziesięć lat od nas starsza. Dużo rozmawialiśmy, ona tłumaczyła mi o tym jak sama się czuła, gdy obudziła się niedaleko i nic nie pamiętała. Tłumaczyła w jakim była szoku, gdy stanęła przed nią kobieta bliźniaczo podobna do niej, a jedynym co je różniło był wiek... Stała się najbliższą mi osobą tutaj, jednak nie na tyle bliską, abym nadal nie planował ucieczki.
Długo nie zajęło mi połapanie się w rozkładzie pomieszczeń i korytarzy dla służby, które ciągły się pod hotelem. Parę metrów na prawo od wyjścia, którym wprowadzono do osady znajdywało się coś na wzór stołówki. Przechodziłem tamtędy zarówno rano jak i wieczorem, zauważyłem też, że patrole, które pilnowały drzwi były bardziej czujne przez kilka dni po tym gdy ktoś wychodził poza osadę, jednak później stawali się nieuważni, często spóźniali się na swoje zmiany.
Postanowiłem skorzystać z tej okazji. Pewnego dnia, gdy wszyscy wyszli z stówki, a światła zostały już pogaszone, ja przyczaiłem się i czekałem na zmianę warty. Gdy zauważyłem jak pierwszy patrol odchodzi mimo tego, że ich zastępców nie było w pobliżu i zrobiłem to. Uciekłem. Odsunąłem barykadę w drzwiach otwarłem zamki i wybiegłem na dwór. Słońce świeciło jasno, a ja nie zastanawiając się nawet gdzie biegnę, wbiegłem wprost do lasu.
Biegłem i biegłem, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że nie wiem gdzie jestem. Noc już dawno temu okryła las, a jego końca jak nie było widać tak nie było. Brnąłem uparcie przed siebie, głupio wierząc, że uda mi się dokądś dotrzeć. Tak też się stało następnego dnia, trafiłem dokądś lecz nie tam gdzie chciałem. Zauważyłem asfalt, a gdy wybiegłem ku niemu zdałem sobie sprawę, że już tu kiedyś byłem. Idąc przed siebie, zauważyłem te same budynki od których jeszcze dzień wcześniej, uciekałem w popłochu. Pomyślałem, że musiałem zabłądzić, jednak gdy udałem się znów w inną część lasu, po niecałym dniu, kolejny raz trafiłem do hotelu pod sosnami. Nie rozumiałem tego wszystkiego co się tu działo. Za pierwszym razem mogłem zbłądzić, za drugim nie było o tym mowy. Tym bardziej, że szedłem cały czas przed siebie, nie mogłem znaleźć logicznego wytłumaczenia na to, dlaczego zawsze wracam w to samo miejsce.
Gdy zastanawiałem się, co mam zrobić dalej, siedząc pomiędzy drzewami, uparcie wpatrując się w hotel przede mną, do moich uszu niespodziewanie dotarł dźwięk łamanych gałęzi. Odwróciłem się w popłochu i zdałem sobie sprawę, że paręnaście metrów za mną stoi jakaś postać. Cała pokryta w czerni, wychylała się zza drzewa, zupełnie jakby to ona bała się mnie. W pierwszej chwili nie zauważyłem nic niepokojącego, pomyślałem, że może ktoś jeszcze zgubił się w pobliskim lesie. Nagle ta postać ruszyła ku mnie, a ja poczułem że muszę uciekać. Nagły niczym nieuzasadniony lęk, pojawił się wewnątrz mnie, odwróciłem się w biegu i zacząłem gnać ku jedynemu miejscu jakie znałem. Odwracając się za siebie zrozumiałem, że postąpiłem dobrze. Czarna postać rzuciła się w moim kierunku, wymachując ostrymi pazurami. Pomyślałem wtedy, że wygląda jak Żniwiarz, a jego pazury jak kosa. Kosa, która chce właśnie uciąć mi łeb.
Biegłem jak szalony, a gdy udało mi się wbiec na teren hotelu, z całych sił uderzałem w drzwi, które jeszcze dwa dni temu chciałem otworzyć za wszelką cenę. Nikt mi nie otworzył. W końcu wybiłem jakieś okno i wpadłem do środka, przebiegłem całe pierwsze piętro i właśnie wbiegałem na schody prowadzące na kolejne, gdy zdałem sobie sprawę że Żniwiarz przyśpiesza i rzuca się na mnie jak z pazurami i warkotem, jak wygłodniałe zwierzę. Potknąłem się i upadłem, szybko odwróciłem się na plecy i zobaczyłem, że on nade mną stoi, pochyla się w moją stronę, a jego duszny oddech dotyka mojego policzka. Myślałem, że umrę, wiedziałem to.
I wtedy nagle usłyszałem krzyk, jakiejś kobiety. Nie byłem już w hotelu, stałem w jakimś dziwnym białym pomieszczeniu, w którym nie było nikogo prócz mnie. Rozglądałem się dookoła szukałem źródła tego dźwięku. Nic nie odnalazłem. A głos cały czas krzyczał, w kółko i w kółko powtarzając moje imię.
Po jakimś czasie udało mi się znów unieść powieki, a gdy tylko to zrobiłem, jednocześnie z ulgą jak i żalem pojąłem, że tak naprawdę nie zginąłem. Nade mną znów stała Erika, a za nią Alina, która wpatrywała się we mnie ze smutkiem w oczach... Ale nie to zaprzątało mi wtedy głowę, tylko fakt, że one mają tutaj siebie, a ja nie miałem nikogo. I wtedy znów usłyszałem, nawołujące mnie imię, nie wiedziałem kto to był. Może moja mama? Siostra? Może dziewczyna? Nic nie potrafiłem sobie przypomnieć, prócz tego krzyku, który dosłownie rozrywał mnie od środka.
Gdy w końcu doszedłem do siebie, Erika uświadomiła mi co zrobiłem. Powiedziała mi, że wybiegając i zostawiając drzwi otwarte, naraziłem ich wszystkich. Była na mnie taka zła i rozczarowana, ale miała racje. Oni mi dali dach nad głową, a ja mogłem tym jednym wyczynem sprawić, że wszyscy zginęli by z mojej winy...
Przerywa, gdy zarzuca nas na ostrym zakręcie. Moje stopy w ciemności uderzają o jego, ale on tego nie komentuje.
Przez chwile w ciemności myślę o tym wszystkim, co mi powiedział. Zdaję sobie sprawę, że dobrze postąpiłam nie czytając jego notatek, to były jego prywatne historie i mimo iż tej historii tam nie było, a on pozwolił mi tamte przeczytać. Czuję się o wiele lepiej, gdy sam mi o tym opowiada tu i teraz.
- Ty za mną też pobiegłeś - przerywam ciszę. - Gdy wybiegłam z bunkru - dodaje, zdając dobie z tego sprawę. On też mnie uratował, dał mi szanse i mimo wszystko nie pozwolił mi umrzeć, wtedy koło baru.
- Nie mogłem się powstrzymać. Byłaś w szoku, przerażona. Tak bardzo... - tłumaczy, ale nagle przerywa.
- Tak bardzo? - pytam, skłaniając go do tego aby nie przerywał.
Przez chwilę nic nie mówi, a po mojej głowie krąży setki myśli. Też miał takie dziwne sny, wspomnienia czy czymkolwiek jest to, co ukazuje nam Zjawa. Przypominam sobie sen o jakimś dziwnym spotkaniu i chłopaka, który wydawał mi się tak znajomy, a jednak nawet teraz nie potrafię rozpoznać jego twarzy.
Moje myśli przerywa dłoni Evana, która w ciemności dotyka mojego kolana. Wstrzymuję oddech, nie wiedząc jak mam na to zareagować.
- Tak bardzo przypominałaś mi wtedy mnie. Zagubionego i przerażonego, poczułem się jakbym przeżywał to drugi raz tylko obserwując z boku. Od początku wiedziałem jak zniesiesz zamknięcie, gdy tylko Lucas przyniósł cię do nas, ale chyba ślepo chciałem wierzyć, że przyjmiesz to inaczej, lepiej niż ja.
- Ale tak się nie stało. Nieźle dałam wam w kość - mówię, a gdy nie reaguję biorę głęboki oddech i przykrywam jego dłoń moją. - Co się stało później? - pytam cicho, wiedząc że to nie może być powód, dla którego ci ludzie przywitali nas tak chłodno.
Przez chwilę cisza przeplata się jedynie z naszymi oddechami. Poprawiam się na miejscu, gdy samochodem przestaje rzucać na wszystkie strony. Musieliśmy wjechać na asfalt. Czuję jak ręka Evana, delikatnie przesuwa się po mojej. Jego dłonie wplątują się w moje, łącząc je w żelaznym uścisku. Potem kontynuje swoją opowieść.
- Później dostałem pouczenie, jakiego chyba nigdy w życiu nie zapomnę. Zresztą prędzej czy później poznasz Erikę i zrozumiesz jakie piekło mi urządziła. Wyzywała mnie od najgorszych, nawet Alina nie mogła jej powstrzymać, a ja przyjmowałem jej kazanie, dobrze wiedząc że na nie zasługiwałem. Poczułem się jak małe dziecko, które dostaje naganę od rodzica. Mówiła, że daje mi kolejną szanse tylko dlatego, że zaraz po moim wyjściu, na miejsce dotarł spóźniony patrol i nikomu nic się nie stało, Żniwiarz nie wszedł do środka. Powiedziała też, że to jest moja ostatnia szansa, a to miejsce jest jedynym domem jaki mogę tu mieć. Jeśli kolejny raz narażę na niebezpieczeństwo jej rodzinę, osobiście odstrzeli mi łeb.
Tylko twoje słowa tam na górze, które do niej powiedziałaś, cię uratowały...
W głowie brzmią mi słowa Evana, które wypowiedział do mnie całkiem niedawno, nad mapą w bunkrze. Dał mi drugą szanse, ponieważ sam kiedyś ją dostał...
- Tak też zrobiłem, przystosowałem się do reszty mieszkańców - tłumaczy dalej, nieświadomy myśli, które kłębią się właśnie w mojej głowie. - Dużo czasu spędzałem z Aliną, której matka od tamtej chwili, nigdy nie spojrzała na mnie, tak jak na początku. Nie była zadowolona z naszej przyjaźni, teraz gdy o tym myślę, rozumiem że nie miała nic przeciwko niej. Ona po prostu od początku wiedziała, że dla Aliny to coś więcej. Erika chciała ją po prostu chronić.
Na dźwięk jego słów, odruchowo próbuję wyciągnąć dłoń z jego dłoni, ale on mi na to nie pozwala, wzmacniając uścisk i mówiąc dalej.
- Czułeś coś do niej? - pytam, dziwiąc się jednocześnie, że zdołałam wypowiedzieć te słowa.
- Czułem, że jest mi najbliższą osobą, ale była dla mnie jak młodsze rodzeństwo. Obydwie z Eriką zastępowały mi rodzinę, której nie miałem. Minął miesiąc, pojawił się Fabian, piętnastolatek najmłodszy z nas wszystkich i naglę reszta zapomniała, że kiedyś to ja byłem nowy, że naraziłem ich na niebezpieczeństwo. Po pewnym czasie przydzielono mnie nawet do patrolów, a wierz mi to było jedyne czego wtedy pragnąłem. Znaleźć sobie jakieś zajęcie, robić coś, cokolwiek jednak nie byłem gotowy do kolejnego wyjścia na dwór. Patrole to było wszystko, w czym mogłem się sprawdzić. Czasem pełniłem je z Aliną czasem z innymi, raz nawet przydzielono mi tego nowego dzieciaka, Fabiana. Inni traktowali mnie w taki sposób, jakbym był częścią ich społeczności, w pewnym momencie tak właśnie się czułem.
- Więc co się zmieniło? - pytam, odwracając jego rękę na dół, tak aby to moja znalazła się na jego. Udaje mi się wyplątać palce z jego uścisku, po czym zaczynam kreślić delikatne kółka, aby dodać mu otuchy.
- Popełniłem błąd. Podczas jednego z patroli stałem się nieuważny, zupełnie jak ci sami strażnicy, którzy pozwolili abym to ja uciekł. Pełniłem nocną zmianę razem z kobietą o imieniu Elena, znałem ją z widzenia, często pomagała w stołówce lub kuchni, dlatego gdy przysnęła podczas nocnego patrolu, postanowiłem jej nie budzić. Wiedziałem, że w razie niebezpieczeństwa, uda nam się powiadomić resztę. Gdy było już dawno, po umówionej godzinie, na której miał stawić się patrol zastępczy, zdenerwowany postanowiłem że sprawdzę, gdzie podziała się zaginiona dwójka.
Nie obudząc Eleny i sam po nich poszedłem. Okazało się, że zaspali na swoją służbę, co wcale nie było niczym nowym ich przypadku. Wkurzony wracałem na miejsce swojego patrolu, aby dobudzić Elene, jednak gdy dotarłem na miejsce okazało się, że już jej tam nie ma. Drzwi stały otwarte, a ja ściskałem w dłoni broń, myśląc że ktoś musi sobie robić głupie żarty. Ktoś kto wiedział, że jestem na patrolu i postanowił dać mi nauczkę, za to co zrobiłem przed paroma tygodniami. Mimo, że ludzie traktowali mnie już normalnie, znalazło by się kilka osób, które wciąż nie mogły na mnie patrzeć.
Nowego patrolu nie było jeszcze widać, a ja nic nie rozumiejąc, ruszyłem w stronę drzwi, chcąc je zamknąć, jednak gdy znalazłem się tuż przy nich, a moja głowa wyjrzała na zewnątrz, usłyszałem krzyk. Ten sam który słyszałem, gdy leżałem na ziemi, a nade mną stał Żniwiarz. Wyjrzałem na dwór, ale ten głos nie dawał mi spokoju...
Urywa, a ja czuję jak jego dłoń wyślizguję się z mojego uścisku. Po chwili do moich uszu dociera cichy szloch. Zaskoczona, podchodzę bliżej niego i siadam przy jego boku, znów chwytając jego dłoń.
- Co to był za głos? - pytam.
- Ja... Wtedy nie wiedziałem. Był to kobiecy głos, ale kompletnie nic mi nie mówił. Wiedziałem tylko że jest mi bardziej znany niż wszystko inne, co do tej pory tu poznałem. Wyszedłem na dwór, a ten głos zaczął mnie znów nawoływać, tylko że po chwili nawoływanie zmieniło się w krzyk rozpaczy, błaganie o pomoc. Ruszyłem w stronę lasu, musiałem znaleźć jedyną osobę, która mnie znała, nie mogłem stać i nasłuchiwać tego krzyku. Słońce jeszcze nie wzeszło, jednak widziałem już dostatecznie dużo, aby poruszać się bez problemu. Wbiegłem do lasu i podążałem za głosem, który mnie przyzywał. Raz wołał mnie z naprzeciwka, jednak po chwili okazywało się że głos krzyczy z zupełnie innego kierunku. Nawoływałem i krzyczałem, prosząc aby powiedziała gdzie jest, aby dała mi jakaś wskazówkę.
Po jakimś czasie, zrozumiałem że biegam w kółko, donikąd mnie to nie prowadzi. Ale było już wtedy za późno. Gdy głos, wydał z siebie ostatni krzyk, ja czułem już że znów jest coś nie tak. Wróciłem do osady, a przed nią zauważyłem coś czego nie widziałem, gdy wybiegłem w stronę lasu. Elena leżała z rozszarpanym gardłem, oparta o ścianę, oczy miała otwarte lecz wzrok był niewidomy. W końcu zmusiłem się aby wejść przez drzwi, które cały czas były uchylone i zobaczyłem, że nowy patrol leży na ziemi, nieruchomy w kałuży krwi.
Wtedy zrozumiałem, że znów to zrobiłem. Zrozumiałem, że to była pułapka, Elena z jakiegoś powodu otworzyła drzwi, a mnie Żniwiarz wywabił na zewnątrz. Zrozumiałem, że wszyscy nie żyją, że Alina, Erika i Fabian nie żyją. Przeze mnie. Z góry to założyłem, nie byłem w stanie wejść do środka, po dziś dzień sądziłem, że umarli...
Nie mogąc już tego wytrzymać, puszczam jego dłoń i obejmuję go z całej siły.
- To nie była twoja wina...
- Oczywiście, że była, ci ludzie ci dwaj chłopacy, którzy mieli objąć patrol po nas zginęli, ponieważ opuściłem posterunek - mówi, a ja słysze w jego głosie nienawiść, jaką czuje do samego siebie.
- Evan, to nie była twoja wina - powtarzam, dotykając dłońmi jego twarzy.
Jestem zaskoczona, gdy pod nimi czuję wilgoć. Łzy. Ile bym dała, aby widzieć go w tej ciemności, myślę, przecierając dłonią jego policzki.
Nie wiem, jak mam zareagować na jego załamanie, zawsze wydawał mi się taki silny, pogodzony z życiem i losem w jakim się znalazł. To ja byłam tą, która sobie nie radziła. Nagle zdaje sobie sprawę, że najwidoczniej nikt żyjąc tutaj nie potrafi się do końca pogodzić z tą sytuacja. Ludzie uczą się tylko to tłumić w sobie, Evan, Lucas, Miranda i ja. A tak naprawdę, każdy znajduję się na krawędzi, na której trzyma nas tylko nasza silna wola. Gdy w końcu ona znika, spadamy z krawędzi w dół i zderzamy się z rzeczywistością, której do siebie nie dopuszczaliśmy. Wszystko co w sobie tłumiliśmy nagle się uwalnia, a my jesteśmy tylko kawałkami, których nie można zebrać do kupy. Których nie da się skleić i udawać, że nic tak naprawdę się nie wydarzyło. To miejsce nas zniszczy. Nic już nie zostanie.
- Uciekłem - szepcze, w ciemności przybliżając swoje czoło do mojego. - Zostawiłem ich tam i uciekłem. Tego samego dnia spotkałem Lucasa, niedaleko apteki. Gdy tylko zobaczyłem Żniwiarza, jak go atakuje, nie wytrzymałem. Chwyciłem za jakiś metalowy pręt, który leżał przy zniszczonym płocie i rzuciłem się na niego. Wyładowałem całą złość i gniew jaki czułem, cały żal i nienawiść do siebie na nim. Zmasakrowałem go, jednocześnie ratując Lucasa. Jemu samemu powiedziałem, że przebudziłem się tam i w pewnym sensie tak właśnie się poczułem, jakbym znów przebudził się do życia przy tej aptece. Nigdy więcej nikomu nie powiedziałem nic o osadzie, nigdy więcej nie spotkałem żadnego z nich. Aż do dziś.
Gdy kończy mówić, przez chwilę musze pozbierać wszystkie myśli. To o czym mi powiedział, nigdy nie dowiedziałbym z jego notatek. Zaufał mi. Cała ta sytuacja to nieporozumienie, tylko oni jeszcze o tym nie wiedzą.
- Evan musisz im to wyjaśnić, to jest nieporozumienie, musisz porozmawiać z kimś - mowię, ale czuję jak zaczyna kręcić głową.
- Oni myślą, że to moja wina, że to ja znowu naraziłem ich na niebezpieczeństwo. Nie mają powodu aby wierzyć, że było inaczej.
- Musisz porozmawiać z Aliną, powiedzieć jej, że drzwi były otwarte...
- A ja wyszedłem za głosem mojej siostry? Której nie znalazłem? - pyta, odsuwając się ode mnie.
- Mówiłeś, że nie wiesz czyi był to głos - mówię zaskoczona.
- Bo nie wiem... - wzdycha zrezygnowany. - Gdy starłem się z Żniwiarzem koło baru, zanim cię odnalazłem coś sobie przypomniałem. Widziałem jakiś pokój, jakieś dokumenty, które miałem podpisać. Podpisałem je, a jedyne o co się martwiłem, to o to, co stanie się z moją siostrą. Czuję, że ten krzyk był jej, nie potrafię tego wyjaśnić. Nie wiem nawet czy to na pewno był jej głos, nie wiem jak wygląda, wiem tylko, że miała brązowe oczy tak jak ja...
- Evan - szepczę, cicho nie wiedząc co mam powiedzieć. Ma siostrę - myślę.
- Nie wiem co jest gorsze. Myśl, że jestem tutaj kompletnie sam, czy myśl że ona tu była, a ja jej nie pomogłem. Tak samo jak nie pomogłem ludziom z osady. Nie wiem dlaczego mam czelność myśleć, że z tobą się coś zmieni.
- Ponieważ prócz ciebie, nie mam tu nikogo innego - szepcze.
Słowa te zawisły pomiędzy nami już na wieki, nigdy nie uzyskałam na nie żadnej odpowiedzi. O ile takowa miała paść. Samochód nagle zatrzymuje się z piskiem, przez co kolejny raz wpadam na Evana. On przytrzymuje mnie delikatnie, a ja zadaję sobie sprawę, że wszystko czego chce to, to aby jego usta wypowiedziały jakiekolwiek słowa, pomimo tego, że mówił dzisiaj tak wiele. Te jednak pozostają zamknięte, w odróżnieniu od drzwi, które stają szeroko otworem.
Hej, hej 🤣
Ale popłynęłam w tym rozdziale! 6175 słów, matko boska! Normalnie z tego byłyby dwa rozdziały.
Kurcze jakby nie patrzeć trochę smutny ten rozdział, tyle emocji wzbudziła we mnie historia Evana, że pisałam po prostu jak najęta...
Co uważacie o ludziach z osady? Szykuje mi się tutaj bardzo ciekawy wątek, jednak muszę go dokładnie przeanalizować, w którą stronę to wszystko pójdzie, aby was jeszcze trochę zaskoczyć czasami 😆
Uważam, że to mocny wątek, a jeśli sądziliście, że dotychczasowi bohaterowie mają mocne chcaratery, to przygotujcie się na Elenę i Alinę 🤯 one dwie nie dadzą sobie w kaszę dmuchać 😎
No więc, płyniemy z tą historia dalej!
A i jeszcze chciałam wspomnieć, że moja historia znajduje się obecnie na 17 miejscu w kategorii siecnce fiction i jestem po prostu wniebowzięta 😍 dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze i wyświetlenia 😊 Każda interakcja z wami, każdy komentarz i rada są dla mnie na cenę złota, za co serdecznie wam dziękuję! 😍
Pozdrawiam i miłego wieczoru życzę 😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top