13. Ostatnia czułość. Ostatnie pożegnanie.
15 minut wcześniej...
Evan
Wstaję na baczność, gdy słyszę trzask zbitej szyby. Cały czas znajduję się w spiżarni, ale naglę ogarnia mnie panika na myśl o tym gdzie jest Klara. Zakładam torbę na ramię, jednocześnie ciesząc się wewnętrznie, że nie jest tak ciężka jak zawsze.
Nie uszło mojej uwadze, że Lucas wyznaczając teren do sprawdzenia, nam dał znacznie mniejsze terytorium niż sam sobie. Klara może myśleć, że on jej nie lubi i może tak jest. Nie przepada za nią, ale świadomie nigdy nie dopuścił by do tego, żeby stała się jej krzywda. Dlatego też nawet to zadanie postanowił nam ułatwić, wiedząc że z Klarą będę miał podwójną prace. Już zresztą jesteśmy do tyłu z czasem. Lucas będzie musiał za nami czekać.
Wychodzę z spiżarni, ściskając pistolet w dłoni i rozglądając się dookoła.
- Klara? - pytam, ale wiem, że nie usłyszę odpowiedzi.
Gdy wcześniej byłem w spiżarni, interesował ją tylko temat zamkniętych drzwi. Nie okłamałem jej. Nigdy nie miałem dość czasu, aby sprawdzić co jest za nimi, nigdy też mnie to zbytnio nie interesowało. Ale nie ją. Ona oczywiście pierwsze co zrobiła, to odwróciła się na pięcie, wyznaczając sobie z tym nowy cel. Dostanie się do środka.
Przez chwilę słyszałem, jak chwyta za klamkę, a potem trochę kręciła się po kuchni. Później słuch po niej zaginął. Wiedziałem, że nie powinniśmy się rozdzielać, ale po naszej rozmowie, koło baru, musiałem pobyć trochę sam. Czy my flirtowaliśmy?
Nie wiem, a może to po prostu ja myślałem o czymś innym. Nie mogę udawać, że Klara wcale na mnie nie działa. Wręcz przeciwnie, jej niski wzrost i natura buntowniczki, w jakiś sposób bardziej przyciągają mnie do niej. Starałem się o tym nie myśleć, ale nagle przed oczami, pojawił mi się jej obraz i sposób w jaki na mnie patrzyła, zanim wciągnąłem ją przez okno. Na początku jej wzrok wydawał się nieufny, jakby nie wiedziała co ma zrobić. Czy przyjąć moją dłoń, czy nie, ale w końcu to zrobiła. I wtedy coś uległo zmianie, jej brązowe oczy rozszerzyły się, a wyraz twarzy stał się łagodny. Zniknęła nieufność, a pojawiło się coś co odczytałem w jej oczach jako wiarę i nadzieje. Jej usta delikatnie się rozchyliły, zupełnie jakby chciała coś powiedzieć, a ja miałem wrażenie, że w tamtej chwili chłonął bym każde wypowiedziane przez nią słowo.
Nagle jej wyraz twarzy się zmienił, nie wiem o czym pomyślała, ale wyglądała na smutną. A ja nie mogłem na to patrzeć, dlatego szybko wciągnąłem ją przez okno, mówiąc coś o stłuczonym szkle.
Gdy się poślizgnęła i wylądowała w moich ramionach, cały się spiąłem, ponieważ nie chciałem zobaczyć kolejny raz smutku w jej oczach. Nie mogłem pozwolić, aby w mojej głowie pojawiła się myśl "Co by było gdyby", tak jak wtedy w bunkrze.
Nic by nie było. Bo dla nas nie ma żadnego "gdyby". A ja nie mogę pozwolić, na to, abym przywiązał się jeszcze bardziej do tej dziewczyny. Przywiązać się do kogoś można bardzo łatwo, jednak równie łatwo jest go potem stracić. A na pewno tutaj.
Starałem sobie to powtarzać cały czas, jednak przerwał mi trzask tłuczonego szła i nagłego lęku o Klarę. Gdy obchodzę wyspę kuchenną dookoła, w ciągłej gotowości, zastanawiam się gdzie też ona mogła pójść. Wcześniej, gdy w kuchni zamilkła cisza, pomyślałem, że może poszła szukać klucza, koło baru. I tam też się właśnie kieruje, jednak nie zastaje jej za ladą.
Kasa fiskalna, którą miała sprawdzić, jest zaledwie uchylona do połowy, czyli faktycznie nie mogła jej otworzyć. Gdy widzę, że w sali głównej jej nie ma wychodzę, na altankę przed budynkiem.
Rozglądam się dookoła, jednak tu także jej nie ma. Nie widzę też, aby któreś z okien na zewnątrz było stłuczone, więc jak na razie nie wiem skąd pochodził ten trzask. Próbuję dosłyszeć również jakiś dźwięk, coś co by mnie naprowadziło na to gdzie ona teraz jest, jednak nic z tego.
Czuję nagły lęk, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że tak na prawdę nie słyszę nic. Powietrze zamarło, nie słychać ptaków, szumu jeziora, tylko serce, które szaleńczo zaczyna tłuc mi w piersi.
Gdzie ona jest? - myślę. Najchętniej zaczął bym wrzeszczeć, aby się odezwała, ale nie mogę nie teraz, gdy wszystko inne zamilkło. Sprowadził bym na nas niebezpieczeństwo, ale prawda jest taka, że ono już dawno tutaj jest.
Przyglądam się w skupieniu lasowi przede mną, próbując dojrzeć coś pomiędzy drzewami. Jednak praktycznie nic nie widać. Słońce już chyli się ku zachodowi, więc cienie jakie rozciągają się zza drzew w moim kierunku, utrudniają widzenie na dalszą odległość. Staram się wyrównać bicie serca, które teraz tylko mnie dekoncentruje. Dostosować je do głębokich oddechów, jakie właśnie pobieram.
Powinienem uciekać - myślę. To jest jedyne dobre rozwiązanie w tej sytuacji, zawsze z Lucasem mieliśmy taką umowę. Gdyby coś się działo, nie wracamy jeden po drugiego. Każdy robi wszystko, aby ratować sam siebie, wtedy mamy większe szanse na przetrwanie.
Ale nie mogę jej tu zostawić, właśnie dlatego chciałem usłyszeć, że się zgadza, że wie na co się pisze. Że jest gotowa na śmierć. Mimo, że potwierdziła twierdząco, na pytania które zadałem jej w bunkrze. Prawda jest taka, że wiedziałem, że kłamie. A mimo wszystko, pozwoliłem jej tu przyjść. Przyjąłem jej kłamstwo, ponieważ chciałem, żeby z nami szła.
Właśnie dlatego starałem się ją ignorować na początku. By nie dopuszczać do siebie myśli, podobnych do tych w spiżarni, ale nie potrafiłem zostawić jej nieświadomej z tym co się tutaj dzieje. Nikt inny nie pomyślał o tym, aby jej wszystko wytłumaczyć, Lucas oczywiście by z nią nie wytrzymał długo w pokoju, natomiast Miranda na pewno coś jej tam powiedziała, jednak nie wystarczająco. Spędziłem z nią trochę czasu i to był błąd, ponieważ zaczęło mi na niej zależeć bardziej niż powinno.
Mój umysł myśl rozsądnie jednak, ciało nie słucha go ani trochę. Pchany wszystkimi emocjami, lękiem o nią i wiedzą, że każde z nas może zginąć, odwracam się w stronę baru. Myśląc tylko o tym, że muszę ją znaleźć. Nie mogę jej tu zostawić, wiedząc że...
Jednak moje myśli bledną wraz z siłą uderzenia i falą bólu, jaka rozchodzi się po moich plecach, gdy tylko uderzam o ścianę zaraz przy drzwiach. Z moich ust wydaje się jęk bólu, wraz z resztą powietrza, jaka mieściła się w moich płucach. Czuje, że nie mogę złapać oddechu, gdy czarna dłoń zaciska się mi na gardle. Rozszerzam oczy w panice, gdy tylko widzę swój największy koszmar tuż przed oczami. Próbuję złapać za broń, jednak ta utknęła między torbą na moich plecach, a ścianą. Przerywam szarpanie się, gdy tylko czuję jak jeden z ostrych pazurów dotyka miejsca, w którym znajduje się tętnica.
Żniwiarz przechyla głowę w bok i mógłbym przysiąc, że widzę czerwone tęczówki wpatrujące się we mnie, z pomiędzy czarnych pasm włosów. Dłoń, która mnie trzyma wydaje się być zaledwie pokryta czarną skórą, żadnych mięśni, same kości. Pomiędzy pazurami dostrzegam rdzawe plamy, które przywodzą mi na myśl zeschniętą krew.
Gdy zbliża się do mnie bliżej, przykładając swoją twarz zaledwie dziesięć centymetrów ode mnie, wiem że właśnie tracę przytomność. Przed oczami pojawiają mi się czarne plamy, a płuca płoną z braku powietrza.
- Zacznijmy zabawę - syczy głos w mojej głowie. Jego głos.
Obraz mi się rozmazuje, a ostatnią myślą, która przebiega mi właśnie przez głowę jest:
"Wybacz mi Klaro, że wybrałem za ciebie i pozwoliłem ci ryzykować".
***
- Jest Pan pewien podjętej decyzji?
Pyta kobiecy głos z głośnika. Ciężko wzdycham, rozglądając się po miejscu, które od dwóch tygodni było moim prowizorycznym domem. Małe łóżko pod ścianą na przeciwko mnie, które jest twarde jak diabli, od kilku dni zastanawiałem się już czy wygodniej, nie byłoby mi po prostu na podłodze. Spoglądam, również na krzesło i mały stoli po lewej stronie pokoju oraz prowizoryczną toaletę po prawej. Nic mnie z tym miejscem nie łączy, nic mnie tu nie trzyma.
- Jestem - odpowiadam cicho.
Podchodzę do stolika i widzę, że leży na nim stos kartek oraz długopis. Chwytam go i delikatnie obracam w dłoni. Ten podpis może zmienić wszystko. Dać mi wszystko, albo odebrać.
Siadam i przyglądam się umowie przede mną.
- Wystarczy podpisać - dodaje, głos z głośnika. - Wie Pan, że nie ma już żadnego innego wyjśćia.
Wystarczy podpisać - myśle.
- Czy... Czy ona będzie bezpieczna? Moja siostra? Co się z nią stanie? - pytam, podnosząc wzrok na głośnik. Nie wiem na co innego miałbym patrzeć, na zamknięte drzwi? Czy może na miejsce, w którym powinno znajdować się okno, ale go nie ma?
Przed oczami pojawia mi się obraz chudej dziewczyny, o brązowych oczach, zaledwie kilka lat młodszej ode mnie. Straciliśmy wszystko, a teraz ona straci również i mnie.
- Tak jak napisaliśmy w umowie, otrzyma odpowiednie środki finansowe.
Co jej po nich? - myśle. Teraz nie pieniądze są ważne.
- Oraz zostanie oddelegowana do bezpiecznego miejsca - dodaje kobieta z głośnika. A ja momentalnie przełykam ślinę. Wiem, że mi nie wybaczy, jeśli odejde. Ale wiem, że dam jej wszystko, gdy wrócę.
To właśnie dlatego chwytam długopis i składam podpis w wyznaczonych miejscach.
Bo wróce. Dla niej.
***
Jak szalony łapię oddech, gdy moje ciało upada o podłogę. Czuję, że po mojej szyi zaczyna ściekać stróżka krwi, ale nie zwracam na to uwagi. Jeszcze zanim obraz, wraca całkiem przed moje oczy, łapie za broń i strzelam w stronę Żniwiarza, który odskakuje na drugi koniec altanki. Podnosząc się z ziemi i szybko wbiegam z powrotem do środka.
- Klara! - wrzeszczę, już nie ograniczając się ani chwili dłużej. Jedyna osoba, która nam grozi, właśnie rusza w pościg za mną. Przewracam stoliki i krzesła po drodze licząc, że to go chociaż na chwilę zatrzyma. - Klara! Gdzie jesteś?! - wrzeszczę, odwracając się w stronę wejścia. Celuję i strzelam, ale on w momencie strzału od razu odskakuje w inną stronę. Zupełnie jakby wiedział, w które miejsce trafi kula.
- Tutaj! - słyszę krzyk, który dochodzi gdzieś z zewnątrz. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, rzucam się w stronę tarasu. Gdy wybiegam na zewnątrz, słyszę jak do moich uszu dociera trzask, rozrzuconych przeze mnie wcześniej krzeseł i stołów, rozglądam się w panice dookoła. Gdy widzę, że nie ma jej na placu zabaw, znów zaczynam panikować, ale zaraz potem od razu słyszę jej głos: - Evan!
Dobiega gdzieś z prawej strony, ale nie zastanawiam się nad tym wiedząc, że nie mam nawet sekundy na wahanie, gdy dobiegam do rogu budynku, słyszę szaleńcze kroki uderzające w schody, na których byłem jeszcze przed chwilą. Gdy wypadam zza zakrętu, czuję chwilową ulgę na jej widok.
Stoi i rozgląda się w panice dookoła, ściskając w dłoni scyzoryk. Mądra dziewczyna, myślę na ten widok. Jednak ta broń na nic jej się nada, w walce z bestią, która biegnie tuż za mną.
- Biegnij! - krzyczę w jej kierunku. Jednak ona nie rusza się od razu. Widzę, że jej twarz cała pobladła i wtedy wiem, że wie już o naszym towarzystwie, jeszcze zanim pojawia się on w zasięgu jej wzroku. Gdy wyhamowuje przy niej, czuję przypływ adrenaliny, która zmusza mnie do szybkiego myślenia. Mam ochotę znów na nią wrzeszczeć, aby uciekała, gdy odwracam się i celuje w stronę Żniwiarza, który biegnie już w naszą stronę.
Jestem przerażony, jeszcze nigdy nie widziałem żeby poruszał się z taką szybkością. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się jednocześnie za szybko, ale też i za wolno, gdy wymierzam w postać, rzucającą się w naszym kierunku z pazurami. Tym razem nie mierze bezpośrednio do niego. Strzelam raz, a gdy tylko widzę, że uchyla się w prawą stronę, jestem już gotowy. I strzelam właśnie tam dwa razy. Żniwiarz upada, a gdy odwracam się w stronę Klary i spostrzegam, że ta biegnie już przed siebie. Gdy jesteśmy już na małej plaży widzę, że dziewczyna zwalnia.
- Biegnij! Ani się waż zatrzymywać! - krzyczę, popędzając ją, ale po chwili, biegniemy już ramię w ramię. Zwalnia - myślę, gdy widzę, że mogę bez problemu ją wyprzedzić.
- A co z Lucasem!? - krzyczy, a ja zauważam, że już z ledwością daje radę łapać oddechy. Wiem, że im więcej będzie mówić, tym łatwiej będzie się męczyć.
- On jest teraz nieważny! - odkrzykuję, ale niekoniecznie się z tym zgadzam. Dręczy mnie myśl o tym co się z nim dzieje, jednak wiem że sobie poradzi. Nic mu nie grozi, skoro to my jesteśmy ścigani. - Nie mów tyle, bo łatwo się zmęczysz. Bierz równomierne oddechy przez nos - dodaje, na co ona kiwa głową i przyspiesza biegu.
Czuję niepokój, gdy rozglądam się dookoła. Słońce już zaszło, a im głębiej wchodzimy w las tym ciemniej zaczyna się w nim robić. Gdy słyszę dźwięk łamanych gałęzi na prawo ode mnie, od razu odwracam broń w tamtym kierunku, jednak niczego nie dostrzegam. Po chwili słyszę szum również po lewej stronie.
- Evan... - mówi z lękiem w głosie Klara.
- Ci - uciszam ją ostro. Widzę, że się wzdryga, jednak nie komentuje tego. Potrzebuję teraz ciszy, muszę wiedzieć gdzie on jest.
Gdy biegniemy jeszcze kawałek, celowo robię wszystko, aby biec okrężną drogą do bunkru. Nikt nam nie otworzy wiedząc, że on tu jest. Jednak, gdy znajdujemy się już nie daleko niego, wiem że nie mamy wyjścia, w lesie jest już ciemno. Niedługo nawet ja zacznę się gubić w terenie, gdy mrok całkiem ogarnie to miejsce. Po chwili do moich uszu dociera kolejny szum, tylko o wiele bliżej nas. Wiem co to znaczy. Gdy słyszę dźwięk się powtarza, a na plecach czuję chłodny powiew wiatru, krzyczę do Klary:
- Padnij!
Po czym chwytam ją i ściągam na ziemie. Dziewczynie wyrywa się z ust jęk zaskoczenia, a ja robię wszystko, aby to ona wylądowała na mnie a nie na ziemi. Gdy tak upadamy, słyszę głośny warkot, a nad nami przelatuję czarna masa. Rzucił się na nas. Pieprzony łowca.
Czuję ból, gdy upadam plecami na ziemie, moje łokcie i szyja całe obdzierają się pod wpływem upadku. Czuję palące pieczenie, jednak ignoruję ten fakt, bo widzę że Klarze nic się nie stało. Upadła prosto na mnie, a teraz wpatruję się we mnie zaskoczonym wzrokiem.
Chętnie odpowiedział bym tym samym, jednak myślę tylko o tym, że muszę nas ochronić. Szybko zrzucam ją z siebie, najdelikatniej jak potrafię, jednak słysząc jej jęk bólu, zdaję sobie sprawę, że szybkość i delikatność, nie idą w parze.
- Biegnij! - krzyczę do niej, a sam odwracam się w kierunku, w którym upadł Żniwiarz. Podnosi się z ziemi i wygina pod nienaturalnym kontem, wyciągając czarne pazury w moim kierunku, z jego ust wydobywa się syk.
Nie wahając się ani chwili, oddaję kolejne trzy strzały, w myślach licząc ile jeszcze zostało mi w broni amunicji. Jednak odpowiedź mnie nie zadowala. Mało, o ile nie kilka ostatnich, a to dla nas oznacza wyrok śmierci.
- Klara! - krzyczę, gdy zdobywam dla nas trochę czasu.
Wiem, że strzały go nie zabiją. Spowolnią, ale nie zabiją. Nie da się go zabić, a przynajmniej jeszcze nie udało mi się znaleźć takiego sposobu. Nie wiem czy taki istnieje, zadałem mu już tyle ran, ale on zawsze wraca. Bez jakichkolwiek śladów i silniejszy niż poprzednio.
Przebieram nogami rozglądając się w panice po ciemnym lesie.
- Klara! - krzyczę znów, gdy jestem dosłownie kawałek od bunkru.
- Evan! - słyszę jej krzyk gdzieś daleko na prawo, od miejsca w którym jest nasz bunkier.
- Kurwa - warczę. - Klara! Biegnij! - krzyczę, najgłośniej jak potrafię. Musiała się zgubić i zboczyć z trasy do bunkru, ale prawda jest taka, że w tych ciemnościach nie dam rady jej znaleźć. Jednak wiem, w którym miejscu się zatrzyma. Tam ją znajdę.
Gdy przebiegam, pomiędzy kolejnymi drzewami już sam tak właściwie nie wiem, w którym jestem miejscu. Życie do lasu nadal nie wróciło, a ja trzymając broń w dłoni, zaczynam zastanawiać się czy nie zrzucić z pleców plecaka. Tylko mnie spowalnia, a nie jedzenie jest teraz ważne.
- Evan! - słyszę jej krzyk, na prawo ode mnie, bliżej niż poprzednio jednak niedostatecznie blisko.
Ruszam w tamtym kierunku, serce wali mi jak szalone, a ja zdaję sobie sprawę, że jeśli mam zginąć, nie mam nawet jednej rzeczy, której mógłbym żałować z swojego życia. Poprzedniego życia nie pamiętam, a z tego mogę żałować tylko tego, że nie udało mi się jej ochronić.
Ochronie ją - mówi głos w mojej głowie. A ja mu wierze. Sam mogę zginąć, ale nie ona.
Gdy wybiegam z pomiędzy drzew, przed oczami pokazuje mi się długi płot z drutu, ciągnący się na wiele kilometrów, wzdłuż lasu aż do jeziora. Najprawdopodobniej miał oddzielać mieszkańców, od zwierząt żyjących w głębi lasu.
- Evan! Koniec drogi! - krzyczy, a ja od razu rzucam się do biegu, wzdłuż płotu do miejsca, z którego dobiega jej głos.
- Wspinaj się! - odkrzykuję. Mimo tego, że jej nie widzę, płot zaczyna się trząść. Wymijam drzewa, najszybciej jak potrafię i po chwili zauważam czarny kształt na górze płotu. Przeładowuje i celuję w tamtą stronę, myśląc że Żniwiarz dotarł tutaj przede mną. Lecz gdy postać zeskakuje na dół i odwraca się w stronę płotu, zauważam bladą twarz Klary oraz przerażone spojrzenie.
- Evan! - krzyczy z ulgą w głosie, gdy dotyka płotu zza drugiej strony. Gdy dobiegam na miejsce dokładnie na przeciwko niej, zauważam że po jej twarzy cieknie strużka krwi. Czyli jednak musiała uderzyć się w głowę podczas naszego upadku lub gdzieś po drodze. Zauważam, że po jej twarzy spływają łzy, jest przerażona, ale nie roztrzęsiona. Nie panikuje tak jak wiele razy wcześniej. Jednak jej stan, sprawia że na chwilę zamieram.
- Dalej! Na co czekasz? Przechodź! - popędza mnie spanikowana, a ja od razu rzucam broń na drugą stronę płotu, a zaraz za nią torbę. - Pospiesz się! - mówi spanikowana. Staram się zachować chłodny umysł, gdy dotykam dłońmi płotu. Klara szybko dotyka mojej dłoni z drugiej strony, jest to delikatny dotyk, zaledwie prośba i zachęta jednocześnie, ale ja dzięki niemu szybko zaczynam wspinać się w górę płotu.
Wiem, że świat jeszcze się nie uspokoił, że jeszcze nie jesteśmy bezpieczni, ale nie słyszę nic prócz bicia mojego serca, nie widzę nic, prócz wzroku jakim patrzyła na mnie zza tego płotu, nie chce niczego prócz tego, żebyśmy byli w końcu bezpieczni.
I może właśnie przez to wszystko, przez te myśli, nie skupiam się na najważniejszej rzeczy.
- Evan! - krzyczy przerażona Klara, gdy jestem już na górze. Spanikowany odwracam się za siebie, zdając sobie sprawę, że myśl o Klarze i bezpieczeństwie, zamgliły mi umysł oraz łowce, który przecież znajdował się cały czas niedaleko.
Widzę tylko jak czarna postać biegnie w moją stronę, po czym rzuca się ku mnie wyciągając ostre szpony. Nagle dzieją się dwie rzeczy jednocześnie, przed moimi oczami pojawia się obraz tego, jak Żniwiarz rozpruwa mnie na pół, jak moje flaki wylewają się na zewnątrz.
Później słyszę krzyk Klary, a zaraz po nim strzał. Jeden, drugi, trzeci. Zdaję sobie sprawę, że każdy z nich jest celny, gdy Żniwiarz warcząc upada na ziemie. Przeskakuję płot, a siła upadku niemal znów posyła mnie na ziemie. Gdy podnoszę wzrok, zdaję sobie sprawę, że to Klara trzyma broń. To ona strzelała. Uratowała mi życie.
Wpatruje się przerażona w teren za płotem, wciąż szukając wzrokiem naszego przeciwnika. Szybko chwytam torbę, przerzucam ją przez ramie, po czym podbiegam do niej i ciągnę ją za łokieć. Ona w biegu oddaje mi broń i w tym samym momencie słyszę jak druciany płot się trzęsie.
- Biegnij! - krzyczę, odwracając się do płotu i oddając kolejne dwa strzały. Jeden trafia, a kolejny z nich to tylko szczęk pistoletu, któremu skończyła się amunicja. To koniec - myślę.
Odwracam się i biegnę w stronę Klary, chcąc być w tej chwili jak najbliżej niej. To będzie koniec. Nasz wspólny koniec. Żniwiarz już się z nami nie bawi tak jak na początku. Zabawa zaczęła się na tarasie, gdy mógł mnie zabić, ale tego nie zrobił. Postanowił zapolować na nas obojga, jednak teraz nie jest to już polowanie. On jest rozwścieczony i żądny krwi. Teraz już nas nie puści, to skończy się tylko w jeden sposób, a bez nabojów jest to nieunikniona śmierć.
Doganiam Klarę i w biegu chwytam ją za dłoń, ściskając mocno. Odpowiada mi tym samym.
Trzy metry od nas, pojawia się Żniwiarz pędzący prosto w naszym kierunku. Wyhamowuję, pociągając Klarę jednocześnie na ziemie. Przygniatam ją własnym ciałem, starając się uchronić ją przed tym, co ma się za chwilę wydarzyć. Czuję, że dłonie Klary owijają się wokół mojej szyj, a ona sama przyciska mnie do siebie mocniej. Ostatnia czułość. Ostatnie pożegnanie.
Naglę słyszę, głośny trzask i warkot, jakby dzikiego zwierzęcia. Moja klatka piersiowa unosi się w panice, czuję że Klara pode mną zesztywniała. Gdy mija już moment, w którym powinienem już dawno nie żyć, odchylam się do tyłu, spoglądając w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą był Żniwiarz. Unoszą się tam obłoki kurzu i liści. Gdy spoglądam zaniepokojony w górę, widzę że Żniwiarz miota się w siatce. Siatce na dzikie zwierzęta, do której mogliśmy sami wpaść, gdyby nie to, że zaatakował nas z przodu. Gdyby to była inna strona byli byśmy na jego miejscu, nie żylibyśmy już.
Do miotania się nagle dochodzi też, głośny warkot, a ja od razu odwracam się w stronę Klary. Dotykam dłonią jej policzka, po czym przykładam czoło do jej czoła. Uratowała mnie - myślę, zdając sobie również sprawę, że od teraz zrobię dla niej już wszystko. Jedynie śmierć, może mnie powstrzymać od tego. Jedynie śmierć za nią może spłacić mój dług. Nic innego.
Czuję, że Klara również ciężko oddycha, a gdy zerkam na jej twarz, ledwo ją widzę w tej ciemności. Czuję wilgoć pod dłonią i zdaję sobie sprawę, że to jej łzy. Delikatnie ścieram je z pod jej oczu i zdaję sobie sprawę, że nie wiem o czym teraz myśli. I mimo, że teraz chciałbym jej wiele powiedzieć, właśnie w tym momencie, wiem jakie słowa są tymi właściwymi, a warkot i syk nad nami tylko mnie w tym upewnia.
- Wstawaj - mówię, po czym podciągam ją do góry za dłoń. Gdy jest już na nogach, zdaję sobie sprawę, że cała się trzęsie, najpewniej z adrenaliny i strachu. - Musimy biec dalej. Siatka długo nie wytrzyma.
Chwytam ją za łokieć i pociągam dalej przed siebie. Nie wiem ile czasu biegniemy, nie wiem nawet dokąd biegniemy. W okolicy nie znajduje się żadne bezpieczne miejsce, a najbliższe jest kilka kilometrów dalej. Nie widać jeszcze końca lasu, gdy zdaję sobie sprawę, że Klara nie da rady już biec dalej.
- Evan... ja nie mogę. Nie dam rady biec dalej - mówi wychamowując.
- Jeszcze kawałek - odpowiadam, chwytając ją za dłoń i ciągnąć przed siebie. Kilometr później słyszę, pierwszy powiew wiatru, po chwili dochodzi do tego również szum drzew. Wszystko wraca do normy. Jesteśmy bezpieczni, przynajmniej na razie.
Klara jakby wyczuwając to, co dzieje się dookoła. Zatrzymuje nas w miejcu, po czym opiera się o pień drzewa.
- Wyjmę wodę - mówię do niej, podczas gdy sam ledwo łapię oddech. Cieszę się, że jednak nie porzuciłem torby gdzieś w lesie. Gdy wyciągam butelkę wody, pozwalam najpierw napić się jej, a później sam pije. W efekcie pusta butelka ląduje, gdzieś w krzakach za mną.
Klara osuwa się plecami w dół, a ja spanikowany szybko przyklękam przy niej, myśląc że może zasłabła.
- Wszystko w porządku? - pytam, przypatrując się jej uważnie.
Cały czas oddycha ciężko, a ja po tym wszystkim co przed chwilą przeżyliśmy, nie wiedziałbym co zrobić z nią, gdyby teraz straciła przytomność w środku lasu. Przykładam dłoń do jej skroni w miejsce, gdzie znajduje się zaschnięta stróżka krwi. Później moja dłoń wędruję do jej podbródka, za którą delikatnie chwytam i obracam w taki sposób aby zobaczyć ranę na jej głowie w świetle księżyca. Jest nieduża, stwierdzam z ulgą.
Spoglądam z powrotem w jej oczy i nagle widzę, że wtula się w moją dłoń, szepcząc przy tym:
- Uratowałeś mi życie.
Ja uratowałem tobie? - próbuję przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia.
- To ty uratowałaś mnie - odpowiadam, ona robi równie zaskoczoną minę co ja, jakby również nie zdawała sobie sprawy z tego, że klęczę teraz przed nią tylko dlatego, że się nie zawahała i strzeliła.
Nie wiem czy to adrenalina, którą zdecydowanie przedawkowaliśmy dzisiejszego dnia czy może jednak do głosu doszło coś, co oboje staraliśmy się ukryć, a przy najmniej ja próbowałem. Lecz wszystko legnie w gruzach, gdy jej dłoń dotyka mojej, nadal spoczywającej na jej policzku. Wzrok wędruje w dół na moje usta, a później wraca z powrotem na moje oczy. Nadal oddycha ciężko, gdy nachylam się w jej kierunku, a ona bierze ostatnie głęboki oddech, zaraz przed tym jak moje wargi dotykają jej.
Na początku całuję ją delikatnie, nie pewnie, nie wiedząc czy aby na pewno tego właśnie potrzebuje, po tym wszystkim co przeżyliśmy przed chwilą. Gdy nie odpowiada tym samym, odsuwam się, nie wiedząc czy nie przekroczyłem jakiejś nieprzekraczalnej granicy.
Odsuwam się zaledwie na chwilę, jeden moment, jeden oddech, a potem znów jest przy mnie. Jej dłoń wplata się w moje włosy, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Usta rozwierają się, a ja mam wrażenie, że dosłownie pochłaniamy siebie nawzajem. Staram się jej pokazać jak bardzo jestem jej wdzięczny z to co zrobiła dzisiaj, staram się jej pokazać że mi na niej zależy.
Gdy z jej ust wyrywa się cichy jęk, z ledwością daję radę odsunąć się od niej. To nie jest ani trochę dobry pomysł, abyśmy to kontynuowali tym bardziej w tym miejscu.
Spoglądam w jej wielkie brązowe oczy, a ona głaszcząc mnie delikatnie po policzku, szepcze moje imie...
- Proszę, proszę - mówi głos za nami. Odwracam się w mgnieniu oka, jednak od jakiegokolwiek ruchu, powstrzymuje mnie pistolet wycelowany prosto w moją głowę. - Co też nam się tutaj trafiło w środku lasu. W nocy.
Rozpoznaję ten głos.
- Bezpieczną przystań znajdziesz pod sosną - odpowiadam od razu, hasło które otrzymałem kiedyś.
- Wszystko by się zgadzało - drugi głos pojawia się nagle i znienacka, tym razem kobiecy. Postać stoi po prawej stronie i celuje w Klarę. - Gdyby to tylko dalej było aktualne - mówi, a w jej głosie wychwytuję nutę drwiny. - Dawno się nie widzieliśmy Evan - dodaje.
Syszę, że Klara nagle nabiera powietrza do ust, na dźwięk mojego imienia. Musi być zaskoczona. Ja też jestem, mimo to odpowiadam: - Tak. Dawno się nie widzieliśmy.
O matko, co tu się odwaliło? 😲
Hahah pisałam rozdział wcześniej, że uwielbiam akcje, a nie lubię spokojnych rozdziałów, ale w życiu nie spodziewałam się że napiszę takie cudo 😍
Po przeczytaniu tego rozdziału, jeszcze za nim go teraz opublikuje, byłam i nadal jestem w szoku, że te słowa wyszły spod mojego "pióra" 🖊 Jestem niezmiernie dumna z samej siebie, ponieważ mam wrażenie, że ten rozdział pobił na głowę w pewnym sensie wszystko co pisałam wcześniej 🤣
Powtórzę, rozpiera mnie duma i mam wielką nadzieję, że i wam do gustu przypnie ten rozdział 😁 Dawno mnie tutaj nie było, bo prawie 10 dni, jednak jak tylko przysiadłam do tej histori to popłynęła z nurtem wyobraźni 😊
Życzę wam miłego poniedziałku! 😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top