10. W pętle wplątani.

Gdy drzwi zamykają się za Evanem, nie potrafię zapomnieć wzroku, jakim na mnie patrzył. Był inny niż zawsze - nie skupiony i analizujący - ale współczujący i odrobine smutny. Kto wie, gdzie w tamtej chwili podążały jego myśli?

Nie mogę też zapomnieć tego, o czym ja myślałam, wpatrując się w niego...

Jest taki młody, sam powiedział, że nie może być między nami różnicy, więcej niż kilku lat. Według mnie, jest to różnica dwóch lub trzech lat.

Gdy przeglądam zeszyt z informacjami o osobach stąd, rozpoznaje tylko ludzi z bunkru, później jest jeszcze kilkanaście imion z drobnymi opisami tych osób. Jedynym co mnie zastanawia, to czy ci wszyscy ludzie byli w tym bunkrze? I gdzie są teraz?

Jedną z ważniejszych rzeczy jaką zauważam jest to, że wbrew temu co myślałam na początku są tu - lub byli - ludzie starsi od nas. Elena dwadzieścia dziewięć lat, Christian trzydzieści pięć lat, Erika czterdzieści dwa lata. Jest też kilka osób w naszym wieku, a najmłodsza z nich ma piętnaście lat. Piętnaście! I ma na imię Fabian.

Przecież to jeszcze dziecko, jak ten chłopiec się tu odnajduje? - myślę przerażona. Wszystkie te osoby, oraz kilka innych, mają dodaną dodatkową notatkę.

Znane miejsce przebywania: Osada pod sosnami.

"Osada pod sosnami?" Dlaczego ta nazwa wydaje mi się znajoma?

Szybko przeglądam resztę zeszytów w poszukiwaniu mapy, którą oglądałam niedawno, a gdy już ją odnajduję, przejeżdżam szybko po niej wzrokiem. Jest!

Natrafiam palcem na nazwę na mapie "Pod sosnami". Trzeba obejść całe jezioro, jeśli chce się tam dostać idąc drogą. Chcąc iść skrótem trzeba by było wybrać mniej bezpieczną drogę przez las. A tam być jak na tacy, łatwym celem dla Zjawy.

Ale co to tak właściwie oznacza? Że są tu jeszcze inni ludzie! Nie jesteśmy jedyni!

Równie szybko jak ucieszyła mnie ta myśl, przyszła chwila smutku. Ile z tych osób już nie żyło?

Nie chcąc się dalej nad tym zastanawiać, odkladam "Zeszyt tożsamości", jak postanowiłam go nazwać. Zostawiam jednak mapkę z boku stołu, sądzę że jeszcze może mi się przydać. Następny zeszyt jaki chwytam, jest to zeszyt z opisami różnych miejsc.

Są tam opisy takich miejsc jak bar "Nad zatoką". Gdy pogrążam się w lekturze otwieram szeroko oczy zdziwiona, szczegółami oraz dokładnością z jaką zostało opisane to miejsce. Szczegółowy opis wejścia, wnętrze i tak jak sądziłam, rok powstania 2015.

Kolejnym miejscem jakie przykłówa moją uwagę i przykuło ją już na początku jest Krwawy Las. Na mapie znajduje się na prawo od baru Nad Zatoką, a pod nią widnieje kolejne kółko z krzyżykiem i napisem Przebudzenie Cristiny.

Z ciekawością pogrążam się w lekturze.

Krwawy las jest to miejsce ociekające śmiercią. Na początku może wyglądać jak zwykły las, tysiące drzew rosnących jak im się tylko podoba. Las z pozoru wygląda na nietknięty przez człowieka, w okolicy brak jakichkolwiek zabudowań. Jedyne co przykłówa moją uwagę są szokujące widoki, jakie można zobaczyć spoglądając w górę, ku koroną drzew. Postacie zwisające z gałęzi zdają się być, marionetkami lub jakimiś manekinami. Wbrew jakiejkolwiek logice i rozsądkowi, nic nie wytłumaczy dokładnie tego co się dzieje w tym lesie. Ludzie zwisający z konarów drzew, wiszą jak dzwon, w dzwonnicy kościelnej. Można by pomyśleć na zdrowy rozum, że jest to Las Samobójców i byłaby to najbardziej optymistyczna z wszystkich scenariuszy, jakie roją się w mojej głowie... Szok i niedowierzanie na widok tych osób... Oszczędzę tu ich opisu. Jest to scena jak rodem wyjęta z dreszczowca, mrożącego krew w żyłach.

Jednak nie wiemy czy jest to Las Samobójców, wszystkich których moglibyśmy o to zapytać już dawno nie żyją. Dlatego jest to Krwawy Las. Pamiętaj, aby bezwzględnie unikać tego terenu...

Przerywam lekturę, nie chcąc dalej tego czytać. Nagle ogarnia mnie też dreszcz na myśl, że to miejsce znajduje się blisko nas. Przeraża mnie również to, że nasz bunkier również znajduje się w lesie takim jak tamten.

Jeszcze raz podążam wzrokiem do kółka z krzyżykiem. Przebudzenie Cristiny. Jeśli ta dziewczyna faktycznie obudziła się w tamtym miejscu, to biorąc pod uwagę jaki ja przeżywałam szok i zdezorientowanie całą tą sytuacją, nie potrafię sobie wyobrazić jak czuła się ona. Musiała być przerażona, widząc to wszystko i nie wiedząc gdzie jest, nic nie pamiętając.

Nagle zaczynam jeszcze mocniej jej współczuć. Ciekawe, jak długo błądziła po lesie, szukając drogi ucieczki. To musiało być piekło, koszmar. Teraz w pełni rozumiem te urywki histori, które słyszałam o niej. Płaczliwość, ciągły lęk, koszmary i krzyki przez sen. Ona była jak tykająca bomba. Wszystko co tam widziała, musiało ją do końca zniszczyć psychicznie.

Wstaje i nalewam sobie szklankę wody z kranu, po czym szybko biorę duży łyk, zupełnie jakbym starała się zmyć z ust opis tego okropnego miejsca.

Jednak nie mogę pozbyć się tego wszystkiego z głowy. Zdaje sobie sprawę, że jest to wiedza niezbędna mi do przeżycia tutaj, co nie zmienia faktu, że jest ona okropna i przerażająca.

Nie mogę przestać myśleć o tej dziewczynie, a przed oczami pojawia mi się jej szkic który widziałam w zeszycie Mirandy. Gdzie ona teraz jest? Czy wciąż żyje? Czy oni nadal jej szukają? Wszyscy przypuszczają jak to się najpewniej skończyło - nawet ja to podejrzewam - ale nikt z nas nie śmie powiedzieć tego na głos.

Po cichu obiecałam sobie w duchu, że gdy tylko nadarzy się taka okazja zrobię wszystko, aby pomóc w jej odnalezieniu.

Gdy wracam do dalszego czytania, przebiegam już tylko pośpiesznie po opisach tych miejsc. Dowiaduję się też że jest takie miejsce jak opuszczony hotel, a ludzie żyjący tam nie są ugodowi. Ufają tylko swoim, a zabijają każdego innego. W głowie notuję sobie, że jest to kolejne miejsce, którego powinnam się wystrzegać zaraz po krwawym lesie.

Chwytam kolejny zeszyt i na pierwszej stronie dostrzegam napis "Fakty". Serce pije mi jak szalone z podekscytowania. Wiedza, którą mogę tam znaleźć, może wreszcie coś wyjaśni!

Jednak moja ekscytacja gaśnie, gdy tylko widzę ilość zapisanych stron i kilkanaście pojęć. Mało, jest to pierwsza myśl, jaka przebiega mi po głowie, ale od razu pogrążam się w lekturze.

" - Miasto to położone jest wzdłuż jeziora, a jezioro leży w głębi lasu. Mamy tutaj kolej na północy, jednak pociąg nigdy nie przyjeżdża i nie odjeżdża. Mamy tutaj Hotel - jednak jego mieszkańcy, nowych przybyszy, witają jedynie brzytwą i bólem. Mamy też bar "Nad zatoką", którego najczęstszym gościem jest Żniwiarz. Ilości miejsc na które warto zwrócić uwagę, dorównuję tylko ilość tajemnic, jakie się tu kłębią (...) Nie ma stąd wyjścia, możesz iść przed siebie setki kilometrów w lesie, lecz prędzej oszalejesz niż ujrzysz jego koniec."

"Żniwiarz - jest to postać, która śledzi każdą osobę, która tu przebywa. Po rozmowie z osobami, które tu spotkałem, wychodzi na to, że każdy widzi go w podobny sposób, cały w czerni, długie pazury, czarna skóra. Nieliczni mówią, że widzieli jego twarz (...) W każdym budzi on uczucie przerażenia, potrafi sparaliżować swoją ofiarę, tak aby nie była ona zdolna do ucieczki. Ludzie mówią różne rzeczy, po bliższym spotkaniu z nim. Jedni mówią, że Żniwiarz ukazał im wizję. Inni twierdzą, że przypomnieli sobie skrawek swoich wspomnień, jednak jest on tak mało znaczący, że nic nie wyjaśnia. Spotkałem też kogoś, kto twierdził że Żniwiarz potrafi zmieniać postać (...) Jednak są to nieliczne osoby, które przeżyły to starcie. Większość ludzi po prostu ginie, podczas spotkania z nim, lecz tylko wtedy gdy on tego chce (...)

"Wzory" - większość osób jakie spotkałem tutaj, posiada nietypowe wzory w różnych miejscach. Na dłoniach, nogach, twarzy czy tak jak ja na plecach...

Zaskoczona marszczę brwi, nie wiedziałam, że Evan też ma te ślady pod skórą...

Są to wzory, które przypominają żyły pod skórą, zepsutą krew. Nie wiemy co to takiego, najbliżej tym wzorom do jakiejś nieznanej nikomu z nas choroby, jednak nic nas nie ogranicza. Nie mamy żadnych objawów, nie chorujemy w normalny sposób, brak gorączki, kaszlu czy dreszczy. Nic nam nie jest, prócz tych śladów... Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko, mimo braku objawów i tak chorujemy i nieświadomi tego, umieramy...

Wzdycham z rezygnacji i szybko przebiegam resztę kartek. Wbrew pozorom, nie ma tu prawie niczego, czego bym już nie wiedziała. A mimo wszystko wiem też, że moja wiedza to tak naprawdę nic i wychodzi na to, że ich tak samo.

Gdy już myślę, że nic innego nie uda mi się tu znaleźć, moją uwagę przykłówa jedno słowo.

"Pętla - Jest to najlepsze określenie wszystkiego, co tu się dzieje. Niektóre rzeczy tutaj dzieją się jak w zegarku, co tydzień od nowa, a my jesteśmy tylko jak nic niewarte koraliki, w pętle wplątani..."

***

- Pętla - mówię, wchodząc do pokoju bez pukania. Mój wzrok od razu pada na Evana, który ułożył się wygodnie - o ile to jest możliwe na tym starym materacu. Leży na plecach, a jego prawa dłoń znajduję się pod głową. Niespiesznie odwraca się w moją stronę.

- Pętla - mówi, po czym wstaje przeciągając się, a moim oczom nie unika też fakt tego jak jest dobrze zbudowany, jednak od razu moje myśli wracają na właściwy tor, gdy dodaje: - Mówiłem, że musze ci coś pokazać. Tak byś mi nie uwierzyła.

Nieufnie przyglądam się jemu, jednocześnie nie mając zielonego pojęcia o co chodzi.

- Czym jest pętla? - pytam.

- Nie wiem jak mam ci to wyjaśnić. Gdy tutaj przybyłem długo, nie wiedziałem o istnieniu czegoś takiego... Zresztą wyczytałaś to na pewno w moich notatkach...

- Nie przeczytałam - przerywam mu. - Przeczytałam o pętli w zeszycie z faktami, reszty nie czytałam, od razu przyszłam tutaj.

- Czyli nie czytałaś moich pamiętników? - pyta, przyglądając mi się podejrzliwie.

- Pamiętników? - pytam. Myślami już podążam do reszty zeszytów, które leżą nie ruszone na stole.

Jakaś nieznośna myśl, szepcze w głowie że może faktycznie powinnam wpierw je przeczytać. On chciał żebym je przeczytała.

- Jeszcze do nich nie dotarłam - przyznaję.

Po cichu liczę, że to może on mi coś opowie. Nie chce dowiadywać się o tym wszystkim, w sposób taki, jakbym czytała wiedzę z podręcznika. Chcę aby ktoś podzielił że mną informacjami, jak człowiek z człowiekiem.

Dopiero teraz tak naprawdę uderza we mnie prawda, której wcześniej do siebie nie dopuszczałam. Jestem tu strasznie samotna. Znajduję się tu już chyba tydzień, ale prawda jest taka, że dni rozpływają mi się w pamięci. Nie ma tu okien, nie ma otwartej przestrzeni. Znajdujemy się pod ziemią, a ja tak naprawdę nie wiem jak ten bunkier funkcjonuje, skąd czerpią wodę, prąd? Skąd biorą jedzenie...

Jest nas w środku czwórka, ale prawda jest taka, że wszyscy nawzajem siebie unikają. Mirandy nie widziałam od naszej ostatniej rozmowy, a mam wrażenie, że dotrzymywała mi towarzystwa tylko dlatego, że musiała mnie pilnować. Lucas oczywiście mnie unika - nie żebym zabiegała o jego uwagę. Evan to tak naprawdę jedyna osoba, która poświęca mi trochę czasu, a i tak mam wrażenie, że jest to tak naprawdę nic. Jak oni potrafią to wytrzymać, brak towarzystwa, brak rozmowy z inną osobą, bezczynność?

Chyba muszę do tego przywyknąć, tak będzie wyglądać moje życie w najbliższym czasie, aż prędzej czy później nie dobiegnie ono końca. Cokolwiek wydarzy się najpierw.

- Na początku nie wiedziałem, że jest coś takiego jak pętla - powtarza raz jeszcze. - Żyliśmy tutaj, walcząc o każdy dzień. Czasami, gdy znajdowaliśmy się już pod murem, nie mieliśmy już żadnej żywności, a od śmierci głodowej mógł nas dzielić dzień lub dwa, wyruszaliśmy z Lucasem na poszukiwanie czegokolwiek do jedzenia. Odwiedzaliśmy okoliczne domy, gdy tylko teren wydawał nam się w miarę bezpieczny, próbowaliśmy polować nawet na zwierzynę w lesie. Czasami udawało nam się wracać zwycięsko, do bunkru z paczką ryżu lub makaronu i dziękować za niego Bogu, zupełnie jakby to był najwybitniejszy posiłek na świecie.

Na te słowa kręci głową, zupełnie jakby wspomnienia nadal były w nim żywe, jakby jeszcze raz przeżywał chwilę radości, jaka go wtedy spotkała. Po chwili jego wzrok jednak staje się bardziej posępny.

- Jak jednak szybko odkryliśmy, w okolicy nie było żadnej jadalnej zwierzyny, albo w nasze pułapki po prostu nic się nie łapało. Zawsze zastawaliśmy je puste. Nie mieliśmy potrzeby wracać do tych samych domów, zrobiliśmy mapę, na której odznaczaliśmy miejsca w których już byliśmy. Każdy kolejny dom, miał nam coraz mniej do zaoferowania. W pewnym momencie naprawdę zacząłem się bać, że grozi nam śmierć głodowa. Coraz częściej wracaliśmy z niczym, coraz częściej powracaliśmy z ranami, jakie zadawała nam Zjawa. Pewnego razu, gdy ruszyliśmy oboje wyczerpani i osłabieni w drogę. Wiedzieliśmy chyba, że jeśli coś się nie zmieni, będzie to nasza ostatnia podróż, nie było sensu dalej chodzić po tamtych domach. Mogliśmy umrzeć z głodu w bunkrze, lub podejmując ostatnią próbę tam. To logiczne, że nie chcieliśmy sami skazywać się na śmierć, więc wyruszyliśmy. Gdy mijaliśmy okoliczne domy, które już od kilku tygodni były na naszej liście odhaczone coś mnie podkusiło...

Przerywa, a ja przyglądam się mu kolejny raz. Człowiek może zastanawiać się na milion sposobów. Może myśleć w gniewie, zazdrości, w smutku i mieć przy tym setki emocji na twarzy... Jednak Evan zawsze jest opanowany, a przynajmniej na takiego wygląda. Na jego twarzy odbija się milion emocji, jednocześnie tak prostych do zrozumienia jak strach czy determinacja. Ale jest też kilka takich, których nie idzie przejrzeć. Setki myśli zamkniętych w jednej głowie. Tysiące emocji w jednej osobie. W jednej chwili.

Przez moment myślę, że to może jest najpiękniejszą cechą jaką posiada człowiek. Wydajemy się prości do zrozumienia, jednak naprawdę jesteśmy jak puzzle rozrzucone w nieładzie po stole. Każdy fragment z osobna coś nam mówi lecz dopiero, gdy połączymy je razem, zobaczymy pełny obraz. Wtedy tak naprawdę możemy zrozumieć drugiego człowieka.

- Coś mi mówiło, żebym jeszcze raz wszedł do jednego z tych domów... Zgadniesz co tam zastałem? - pyta, a kącik jego ust wędruje w górę.

- Oczywiście, że nie zgadnę - odpowiadam, nawet nie siląc się na znalezienie odpowiedzi na jego pytanie. - To miejsce jest takie dziwne, że gdybyś powiedział, że zobaczyłeś UFO, to chyba bym ci uwierzyła, bez mrugnięcia okiem.

Ku mojemu zdziwieniu, wybucha głębokim, szczerym śmiechem, na co też się uśmiecham.

- Tak UFO wiele by wyjaśniło - mówi, dalej się śmiejąc. - Nawet miało by to trochę sensu. Ale nie, to nie był UFO. W środku w szafkach, które opróżniliśmy wcześniej znalazłem jedzenie. Dokładnie to samo, które znaleźliśmy w tym domu wcześniej. Pamiętałem to, bo była to ta sama paczka makaronu, z której cieszyliśmy się jak głupi trzy tygodnie wcześniej. Pomyślałem, że oszalałem. To nie było możliwe, opróźniliśmy ten dom wcześniej, na pewno w nim nic nie zostało, a jednak paczka w mojej dłoni wskazywała na coś zupełnie innego. Zdezorientowany pobiegłem do kolejnego z domów, który już dawno odhaczyliśmy i znalazłem kilka paczek krakersów i cukier. Gdy pokazałem swoje znaleziska Lucasowi on też nie potrafił racjonalnie tego wyjaśnić. Wróciliśmy do bunkru ciesząc się, z znaleziska, ale każde z nas było jednocześnie zaniepokojone nowym niewyjaśnionym znaleziskiem.

- Tydzień później wróciliśmy i zastaliśmy te same towary dokładnie w tych samych miejscach, zupełnie jakby je ktoś uzupełniał, podczas naszej nieobecności. Ale to było niemożliwe, te opakowania zawsze były kładzone w tych samych miejscach, w identyczny sposób... Zupełnie jakby po pewnym czasie wracały na swoje poprzednie miejsce... Nie wiemy co tu sie dzieje, to miejsce nie jest zwyczaje, to co się tu dzieje nie jest normalne. Zauważyliśmy też, że niektóre z rzeczy, które przynieśliśmy do bunkru zaczęły znikać w niewyjaśniony sposób. Zwykłe rzeczy, takie jak dodatkowy koc czy jakiś materac. Widzisz - dodaje wskazując na przedmioty wokół nas - to wszystko już tutaj było, gdy tu przyszyszedłem. Materace, stara prycza w pokoju obok, gazówka czy stół i krzesła w kuchni. Wszystko co było wyposarzeniem tego miejsca zostawało, wszystko co należało do kogoś zostwało. Reszta znikała mimo, że nikt nie otwierał drzwi bunkra, nikt nie wchodził ani nie wchodził. Rzeczy niczyje stąd znikają i wracają na swoje dawne miejsce.

Jak myślisz? Skąd mamy prąd? Wodę? Gaz do gazówki? Uzupełnienie takiej butli albo przyniesienie nowej, w naszej sytuacji jest po prostu niemożliwe. Ale on się nigdy nie kończy, tak jak prąd i woda. Po tygodniu wszystko się w jakiś sposób odnawia...

Gdy kończy, przez chwile nie wiem co mam powiedzieć. Nadmiar wiedzy, którą właśnie się podzielił, to wszystko wydaje sie takie nierealne, ale muszę w końcu sie nauczyć, że to co nierealne tutaj jest na poziomie dziennym.

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że rzeczy sobie tak po prostu znikają? - pytam, próbując poskładać w całosć to co mi powiedział.

- Tak, ale tylko te które nie są czyjąś własnością - wyjaśnia, przyglądając mi sie, jakby nie do końca wierzł w moje opanowanie. Jestem kiepską aktorką, ale się staram.

- I wracają na swoje pierwote miejsca? Woda, gaz i prąd? - dodaje nie pewnie.

To wszystko o wydaje się być takie nierealne, ale w swojej nierealności dużo wyjaśnia. Nie wiem skąd indziej wzięli by butle z gazem, dlaczego jest tu cały czas prąd, i bieżąca woda...

- Tak. Wiem jak to brzmi, ale mogę ci to udowodnić - dodaje, z pewnością siebie w głosie.

- Dobrze. Przyjmijmy, że ci wierze, bo po co miałbyś kłamać? Jak masz zamiar mi to udowodnić, tak żebym ci uwierzyła? Zabierzesz mnie, następnym razem, gdy pójdziecie po jedzenie?

W głowie już widzę potępiającą mine Lucasa i jego wściekłe spojrzenie, rzucające gromy w moim kierunku.

- Nie, udowodnie ci to w prosty sposób. Tam był twój scyzoryk - mówi, wskazując na miejsce koło materaca. Puste miejsce.

- A gdzie jest teraz? - pytam, rozglądajac się po ciasnym pokoju, w którym obudziłam się pierwszego dnia. Prócz materaca, nic innego nie rzuca mi sie w oczy.

- Na początku, nie skojarzyłem faktów, dopiero po pewnym czasie to zrozumiałem. Dlaczego miałaś scyzoryk, gdy się tutaj wybudziałaś? - pyta i sądząc po jego minie oczekuje jakiejś odpowiedzi.

- Bo mi go nie zabraliście? Co zresztą było głupotą w waszej strony - mówię, wracając wspomnieniami do dnia, w którym przycisnęłam Mirandzie scyzoryk do gardła.

- Może i było. Nikt z nas się tego po tobie nie spodziewał - mówiąc, mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu.

Wiem, że jestem niska i na pewno nie jestem umięśniona, więc mogli w ogóle nie wziąść mnie za jakiekolwiek zagrożenie. Sama aż do wtedy nie sądziłam, że jestem do czegoś takiego zdolna.

- I to był wasz błąd - odpowiadam.

Z jednej strony wiem, że to co wtedy zrobiłam, było złe pod względem moralnym, nigdy nie zapomnę, że dopuściłam sie czegoś takiego. Jednak jak już się przekonałam, w tym mieście nie ma miejsca na moralność, a już na pewno nie na wyrzuty sumienia. Walcz lub giń. To jedyne czego się do tej pory nauczyłam.

- Może i był by to nasz błąd - mówi. Po czym podchodzi do mnie, aż dzieli nas różnica zaledwie kroku. - Gdybyśmy go popełnili. Ale zabraliśmy ci scyzoryk. Tak wtedy jak i teraz.

Nagle do mnie dociera, co tu się dzieje i nie mogę uwierzyć w to co mówi.

- Chcesz mi powiedzieć... - mówię, lecz przerywam, gdy moja drżąca dłoń dotyka małego podłużnego przedmiotu, ukrytego w mojej kieszeni. - Wrócił - szepczę.

Na co on kiwa głową.

- Wrócił wtedy i teraz - mówię zaszokowana, wyjmując go z kieszeni spodni. - Wrócił ponieważ jego pierwotne miejsce było przy mnie - dodaje, łącząc wszystkie fakty. - Gdy obudziłam się w łodzi miałam go przy sobie... Ale skoro pewne przedmioty wracają na swoje miejsce, to tak jakby wszystko było ze sobą połączne, jakby wracało do jakiegoś punktu, jakbyśmy byli w jakąś...

- Pętle wplątani - kończy za mnie.

Tak... Jak koraliki wplątane w pętle - myślę przywołując zapiski z jednego z zeszytów. Ktoś dodał mnie do tego wszystkiego co tu się dzieje, jednocześnie tworząc łańcuch który stał sie teraz nierozerwalny. Stałam się częścia układanki, zabłąkanym koralikiem. Splątał nas wszystkich ze sobą, nierozerwalnym węzłem i tylko on wie jak go rozplątać.

Hej 😊
No to mamy 10 rozdział!
Co sądzicie o całości mojej opowieści? Czy jest spójna i zrozumiała? Wymyślam tyle nowych rzeczy, takich jak akcja z tą ciszą gdy przychodzi Zjawa, lub tymi wzorami pod skórą, a teraz jeszcze doszła pętla... Czy dla was jako czytelników jest w miarę wszystko zrozumiałe, a nie zagmatwane? Oczywiście nie wyjaśnię wam wszystkiego 😉 to tajemnica na której ujawnienie przyjdzie odpowiedni moment 🤣

Dajcie znać i podzielcie się swoją opinią w komentarzu 😊

Miłego dnia życzę wszystkim! 😁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top