15.
- Jestem..- westchnął ciężko wilk, siadając obok mnie na piasku. Spuścił głowę i wzrok utkwił w swoich butach.- Dostałem tylko tyle..- podał mi zawinięte w płócienny materiał owoce.
- Starczy na jakieś dwa dni.. to nie tak źle- uśmiechnęłam się, chcąc go pocieszyć.- Na pewno do tego czasu wyślą kogoś po nas.
- No... nie bardzo- Chrome odwrócił wzrok ode mnie.
- Jak to?
- No... Straż Eel nie ma łodzi, a przede wszystkim ludzi, którzy mogliby nas odratować. Czyli, że jesteśmy skazani na siebie.
- Wyślij im wiadomość przez chowańca! To niemożliwe, nie wierzę, w to co mówisz.- Gwałtownie wstałam, oburzona.
- Już to wysłałem.. mówię ci, musimy sami sobie zorganizować powrót.
Z powrotem usiadłam na piasku, zrezygnowana, oczy zaszły mi łzami.
- A-ale...- zaczęłam.- Przecież mamy do przepłynięcia cały ocean. O własnych siłach nie damy rady, a Kappy nie mają takich narzędzi, by zbudować łódź..
Nagle doznałam olśnienia.
- Chrome!- Krzyknęłam, podrywając się i kładąc mu obie ręce na ramiona, patrząc prosto w oczy.
- C-co się z tobą stało..?- Spytał niepewnie.
Zignorowałam go.
- Jesteś bardzo dobry z alchemii, prawda?- Bardziej stwierdziłam, niż spytałam.- Musisz nas ocalić. Zastanów się. Znasz jakieś eliksiry, które mogłyby nam pomóc? Może jakiś na oddychanie pod wodą? Albo na umiejętności...
- SYRENY!- Wrzasnął Chrome, otrząsając się.- Możemy zmienić się w syreny na określony czas dzięki eliksirowi..
- Składniki, Chrome. Przypomnij sobie- poprosiłam.
Podał mi listę potrzebnych rzeczy.
- Skąd.. skąd ja to mam wziąć?- Spytałam zaskoczona. Większości tych nazw usłyszałam po raz pierwszy w życiu. Wyjaśnił mi wszystko.
- Okej, to radź sobie!- Pomachał mi i ruszył w przeciwną stronę.
- C..co?- Zawołałam za nim, zaskoczona.
- No, powodzenia! Znajdź sobie składniki. Ja robię eliksir, to i tak duża pomoc.
I zostawił mnie samą na plaży.
Kilka godzin szukania, ale wreszcie znalazłam wszystko z listy. Co prawda ostatni składnik podarował mi Kappa- siłę witalną, czy coś w tym rodzaju. Ale miałam już wszystko, i gdy słońce chyliło się ku zachodowi, odnalazłam także Chrome'a, ślęczącego nad kartą pergaminu.
- Hej wilczku. Co tam robisz?- Spytałam.
- Obliczam nasze szanse na przeżycie tej „wycieczki".- Odparł sucho.
- Znalazłeś już wszystko?- Zignorowałam odpowiedź.
- Już dawno- oznajmił.- Daj mi swoje i będę mógł zacząć robić eliksiry. Ty w tym czasie przygotuj nam miejsce do spania.
- Miejsce do spania? Ej, myślałam, że mamy zamiar stąd odpłynąć.
- Bo mamy. Przygotowanie eliksiru trochę zajmie- westchnął ciężko wilk.
Przytaknęłam, i spytałam czy mogę w czymś pomóc, na co wilk pokręcił przecząco głową.
- Dam sobie radę, potrzebuję tylko czasu. Zajmij się czymś.
Powiedział to dość szorstkim tonem, i gdyby nie obecna sytuacja, skarciłabym go. Ale biorąc pod uwagę to, jak ostatnio byliśmy zmęczeni, nie miałam nawet na to siły. Odprowadziłam go wzrokiem, gdy odchodził w stronę miejsca, które wybraliśmy sobie na „obóz"- miejsce nad strumykiem, w środku lasu, niedaleko wioski Kapp. Ja zostałam na plaży. Położyłam się na piasku, korzystając z ostatnich promyków zachodzącego słońca, przesypując jeszcze ciepły piasek z ręki do ręki. Uśmiechnęłam się.
Mimo tego, że nie było zbyt kolorowo, starałam się znaleźć jakiekolwiek plusy sytuacji. A była to na przykład możliwość zwiedzenia nowego miejsca i poznania go dłużej.
Woda delikatnie obmywała moje stopy, a gdy ściemniało, nagle poczułam napływającą falę przyjemności i zmęczenia. Oczy same mi się zamknęły, i zanim się zorientowałam spałam w najlepsze.
Obudziłam się, co zaskakujące, w miejscu, które przeznaczyliśmy na obóz. W szałasie, prowizorycznym, ale całkiem ładnym. Obok mnie leżały moje przemoknięte buty, przykryta byłam jakimś dziwnym kocem. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy. Chwilę mi zajęło, żeby ogarnąć, co się stało.
- Jak się tu znalazłam?- Spytałam Chrome'a, który siedział kilka metrów ode mnie. Pochylał się nad jakąś mapą, ale wyglądał na ledwo żywego.
- No, zgadnij?- Powiedział niezbyt miło.- Przeniosłem cię, bo inaczej byś się utopiła.. Tak w ogóle powinnaś schudnąć, jesteś ciężka.
Przetarłam oczy raz jeszcze.
- Miło- warknęłam, po czym dodałam, momentalnie zmieniając ton głosu.- Ale bardzo dziękuję, że mnie zaniosłeś. Ładny szałas, swoją drogą.
Chrome tylko lekko się uśmiechnął. Coś było nie tak, skoro nie rzucił żadnym tekstem na ten temat.
- To... chyba jestem do tylu z informacjami- popatrzył na mnie zaciekawiony.- Co z naszymi eliksirami? I skąd masz koc i mapę? Czy ty w ogóle spałeś?
- Nie zasypuj mnie tak pytaniami- pomachał lekceważąco ręką.- Kiedy spałaś, przyszedł ten miły dziadzio-żółw. Powiedział, że może nas trochę podrzucić, na wyspę o wiele bliżej K.G. niż stąd. I tam wypijemy eliksir.
Uśmiechnęłam się.
- To bardzo miło z jego strony- powiedziałam, i spojrzałam na przemęczonego chłopca.- Tymczasem odpocznij. Przyda ci się.
Chrome zawahał się.
- M-może masz rację- odparł, i położył się na miejscu, na którym jeszcze przed chwilą siedziałam. Zamknął oczy, i już po kilku minutach słychać było cichutkie chrapanie.
Tak więc późnym popołudniem we trójkę wsiedliśmy na łódź- a łódź ta wyglądała jak wielka żółwia skorupa. Mistrz jednak zapewnił mnie, że to plastik. Wyruszyliśmy.
Chrome był wciąż zmęczony, ale szczęśliwy. Upchał dwie zakorkowane probówki za pas i wesoło nucił coś pod nosem.
- To powrót do domu wywołuje u ciebie taki nastrój?- Spytałam.
- Oczywiście, miałem już dość tej wyspy- wystawił język lekceważąco.- Ekscytuje mnie także wypróbowanie mojego eliksiru. To musi być wspaniała przygoda!
- Używałeś już wcześniej czegoś takiego?
Pokręcił przecząco głową.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz- uśmiechnął się przekonująco.
Zagryzłam wargę. A co jeśli coś pójdzie nie tak? Odepchnęłam od siebie tę myśl. Jeszcze nie czas na zamartwianie się.
Podróż spędziłam na miłej pogawędce z mistrzem Kapp. Opowiedział mi trochę o stosunkach Kapp z Kwaterą oraz o Elliocie i jego braciach.
Po kilkunastu godzinach wreszcie stanęłam na lądzie. Podziękowaliśmy serdecznie staremu żółwiowi, pożegnaliśmy się i zostaliśmy sami na małej wysepce. Praktycznie nic na niej nie było- kilka drzew, mały strumyk i kilka głazów. Usiadłam na jednym z większych kamieni.
- No, przyszedł czas na najtrudniejszą część wyprawy- rzucił Chrome, odkorkowując jedną probówkę.
Nagle poczerwieniał, najwyraźniej coś sobie przypominając.
- Co jest?- Spojrzałam na niego zaniepokojona.
- No... Powinniśmy zdjęcia grania...- mruknął coś, co nie do końca zrozumiałam, ponieważ zakrył usta ręką mówiąc.
- Co takiego powinniśmy?
- Zdjąć ubrania- powiedział tym razem głośniej.
- Że co?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top