14.

Płynęliśmy bez przerwy już paręnaście godzin, a lądu dalej nie było widać. Chrome kilka razy namawiał mnie do zboczenia z kursu i zobaczenia niektórych rzeczy. Raz trafiliśmy na krakena, tracąc w ten sposób kolejne pół godziny.
Byłam wyczerpana. Razem z Elliotem zeszliśmy do ładowni po trochę jedzenia.
- Lucy? LUCY?!!- podskoczyłam na wrzaski Chrome'a.
Szybko złapałam Kappę i wbiegłam po schodach na górę łodzi.
- Co się stało?- spytałam. Odetchnęłam, gdy zobaczyłam ze Chrome jest cały.- Oszalałeś? Myślałam, że coś ci się stało!
- Ląd, baby!- krzyknął ucieszony, wskazując palcem za horyzont.
Faktycznie, widziałam niewyraźny kształt ziemi.
- Całe szczęście- odezwałam się po chwili.
- Mój chowaniec twierdzi, że jeszcze jakieś dwie- góra trzy godziny!- oznajmił uradowany.
Uśmiechnęłam się.
[...]
Przybiliśmy do brzegu.
Kappa się pobudził, zaczął krzyczeć coś w swoim języku i machał rączkami.
- Spokojnie, maluszku- próbowałam go uspokoić. Postawiłam go na ziemi.
- Haaaa!- krzyknął, i już chciał pobiec w głąb lądu, ale złapałam go za rączkę.
Chrome zarzucił kotwicę i przywiązał łódź.
- Dobra, którędy teraz?- spytałam Elliota.
Wskazał jakiś bliżej nieokreślony kierunek. Wzięłam go na ręce.
- No, prowadź nas- poprosiłam.
Zagłębiliśmy się daleko, mijaliśmy piękne duże drzewa i liście wielkości nas samych.
- Ładnie tu, nie?- zagadał Chrome, gdy zbliżaliśmy się do wioski kapp.
- Pięknie- przytaknęłam.- Lubisz takie misje? W takie odległe krainy?
- Nie za bardzo- wystawił język.- Wolę misje związane z eksploracją różnych miejsc. Nie kręcą mnie długie podróże. A właśnie... Schwarz!- zawołał Chrome w stronę plaży.- Schwarz!
Po chwili przyleciał do nas chowaniec w typie chestocka.
- Rozejrzyj się po okolicy, czy znajdziesz jakieś jedzenie dla siebie- nakazał chowańcowi.
Schwarz tylko kilka razy pisnął i odleciał.
- Poczekaj tu- powiedział twardo Chrome, gdy doszliśmy do wioski.- Pójdę po mistrza kapp.
- Czemu nie możemy pójść z tobą?
- Bo kappy nie lubią i boją się ludzi- wyjaśnił ze zgorszoną miną.
- W porządku- odparłam nieco zmieszana.
Co ludzie musieli im zrobić, żeby wszyscy ich nienawidzili?
Po chwili czekania postanowiłam porozmawiać chwilę z Elliotem. Nie mogłam przyjąć do wiadomości, że właśnie mieliśmy się pożegnać. Przytuliłam go do siebie.
- Lucy!- zawołał i otarł moją łzę niezgrabnie.

Chrome zjawił się w towarzystwie mistrza kapp.
- No, dziadeczku, to twój żółw- wskazał na Elliota.
- Żółw?- zdziwiłam się.- Skąd ty wiesz, czym jest żółw?
Chrome mnie zignorował.
Elliot wpadł w ramiona mistrza.
- Ty musisz być Lucette, prawda?- spytał kappa po chwili.
- T-tak- odparłam.- Czy Elliot to pański syn?
- Elliot?- zdumiał się mistrz.- Tak go nazwałaś?
- Spodobało mu się to imię- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Mhm.. nie, on nie jest ze mną spokrewniony, to po prostu syn koleżanki.
Zapadła niezręczna cisza. Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć, dlatego wyręczył mnie Chrome.
- To list z Kwatery Głównej do kapp- powiedział, wręczając mistrzowi zwinięty pergamin.- My już będziemy się zwijać.
- Bardzo dziękujemy- odezwał się wreszcie mistrz kapp.- Wykazaliście się ogromną odwagą i uczynnością, że dowiedliście nam jednego z naszych. Jestem niewypowiedzianie wdzięczny.
Skłoniłam się lekko, ale Chrome postanowił sobie zażartować z kappy.
- Nie ma za co, dziadeczku- odparł.- To do następnego!
Odwrócił się i zaczął powili iść.
Spojrzałam na Elliota.
- Lucy!- zawołał i wpadł mi w ramiona, mocno ściskając.
- Och, mały..- westchnęłam, próbując się nie rozpłakać.- Jeszcze na pewno kiedyś się spotkamy, wiesz?
- Pora już na nas!- zawołał Chrome, poganiając mnie.
Przewróciłam oczami.
- Dziękujemy, mistrzu- podziękowałam raz jeszcze się kłaniając.
- To była dla nas czysta przyjemność. To my dziękujemy za przywiezienie nam małego kappy- odparł mistrz kapp.
Uśmiechnęłam się i z ciężkim sercem udaliśmy się w stronę plaży.
- To była niezła przygoda, hm?- zagadałam do Chrome'a.- Moglibyśmy tu zostać jeszcze na kilka dni!
- Przestań! Tu nie ma co robić- wilk wystawił język.
Dotarliśmy na plażę i oboje znieruchomialiśmy.
- G-gdzie... Gdzie jest statek?!- krzyknął Chrome, rzucając się biegiem w stronę brzegu.
Wytrzeszczyłam oczy i pobiegłam za chłopakiem.
Chrome stanął na brzegu i wpatrywał się za horyzont, ramiona mu drżały.
- Nosz k*rwa, schrzaniliśmy to- mruknął, i usiadł na piasku.
- Może nie zarzuciłeś kotwicy?- spytałam cicho.
- Robiłem to! I sprawdzałem dwa razy, czy zrobiłem to dobrze!
- Wiem, widziałam, musiałam się upewnić...
- Na tej łodzi było wszystko! Zapasy jedzenia, broń, busola, wszystko- w oczach wilka zalśniły łzy, które szybko otarł.- Miiko mnie zabije.
- Na pewno zrozumie- położyłam mu dłoń na ramieniu.- To nie nasza wina.
Nagle dostrzegłam coś, co leżało na piasku w odległości kilkunastu metrów od nas.
- Chrome, spójrz!- pobiegłam po przedmiot, który okazał się kawałkiem liny.
- Ktoś przeciął linę!- wykrzyknął zdumiony.- Czyli to nie mogły być kappy.
- To znaczy, że na jakiś czas jesteśmy uziemieni.- westchnęłam.- Mógłbyś pójść poprosić kappy o trochę jedzenia? Ja w tym czasie poszukałabym innych śladów.
- Dobra.- podniósł się chłopak, jakby lekko ożywiony.- Robi się.
Wilk zniknął za ścieżką, a ja zostałam przy brzegu. Przemierzyłam całą plażę, aż wreszcie znalazłam. Odcisk buta. Przyłożyłam swoją stopę obok śladu. Była większa, o jakieś trzy rozmiary. Sama podeszwa, która się odbiła była bardzo specyficzna, charakterystyczna dla cięższych butów, np. traperów. Ani ja, ani Chrome nie mieliśmy takich butów przy sobie.
Nic więcej na plaży nie było. Postanowiłam więc pójść do wioski Kapp i poczekać na powrót Chrome'a.

***
Cześć ludzie. Jeśli żyjecie i to czytacie, jestem z was dumna.
Na początku zrobię coś, co robię praktycznie co rozdział- bardzo bardzo bardzo was przepraszam. Zero aktywności przez pół roku to mój nowy rekord. I nie zapowiada się, żeby miało się coś zmienić.
Miałam problemy zdrowotne na tle psychicznym, zresztą fizycznym też, ale głównie nie miałam na nic ochoty. Na wattpadzie jedyne co robiłam, to od czasu do czasu pisałam rozdział z bnha. Ogólnie, szczerze przepraszam za smierć tego opowiadania. Mam nadzieję, że coś się zmieni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top