Ciche burze
Pewnie marzył o tym, żeby jego włosy były dłuższe. Tak, żeby mógł się na nich komfortowo powiesić.
Kaeya pokręcił głową. Nie to zdecydowanie nie były myśli chodzące po pięknej głowie Albedo.
Niestety.
Naprawdę, Kapitan kawalerii nie miałby nic przeciwko. Przecież to normalne, że ludzie nienawidzą swoich ex. Alberich był tym przyjacielem, który kiwał głową, kiedy druga osoba opowiadała mu o tym jak to były kochanek wciągu związku robił całą masę okropnych, skandalicznych rzeczy. Oczywiście był w tym uzasadniony żal, ale czasem ludzie zwyczajnie muszą się wygadać nawet z tego co w zasadzie wcale nie było takie złe. O nie do tego, że twój były partner cię zdradził dochodzi fakt, że raz w miesiącu chodził do baru z kolegami? Tragedia. Cóż, zwyczajnie w takich sytuacjach przymyka się na to oko. Część całej flustracji jest uzasadniona, a to, że przelewa się na część tej całkiem dobrej historii związku? Zdarza się najlepszym.
Problem był w tym, że Albedo nie miał z kim o tym porozmawiać, komu ponarzekać na Kaeyę. Aby to zrozumieć trzeba zarysować pewien kontekst.
***
Albedo Kreideprinz był alchemikiem, przewodził zespołowi śledczemu Knights of Favonius oraz kochał rysować, a nawet był ilustratorem chowającym się pod pseudonimem. Był wybitny, lecz dodatkowo był introwertykiem. Twarz miał zazwyczaj neutralną i nie za wiele się odzywał. Oprócz Klee nie miał żadnych bliższych relacji, choćby tych platonicznych. Wtedy wszedł Kaeya, cały na biało. Dobrze, właściwie w tamtym czasie miał na sobie czarny golf, ale tu nie o to chodzi. Kaeya Alberich tylko na niego spojrzał i praktycznie od razu się rozumieli. Przy Albedo, Kaeya był niebywałym ekstrawertykiem, choć sam powiedziałby, że uważa się za ambiwertyka. Poznali się w pracy. Na korytarzu. I Kaeya jako wspaniały człowiek pomógł mu się otworzyć. Praktycznie zmusił go do przebywania z Lisą i Jean - jego przyjaciółkami z pracy.
Także to obecnie był problem, bo Albedo nie miał nikogo swojego w stu procentach. Utrzymywał świetne relacje z Jean i Lisą, lecz w głównej mierze to najpierw były przyjaciółki Kaeyi, czyli nie jego.
Dylemat moralny Albericha przed zerwaniem był nie do opisania. Sądził, że Albedo był wartościowym człowiekiem. Obaj zbliżyli się do siebie, weszli w związek, byli szczęśliwi... przez jakiś czas. Ponieważ Albedo był zamknięty w sobie, był introwertykiem wolącym spędzać czas samotnie na Dragonspine. Było tak absolutnie ze wszystkim poza Kaeyą. Przy niebieskowłosym Albedo nagle nie miał potrzeby samotności. Gdyby mógł spędzałby ze swoim chłopakiem każdą sekundę, co bywało kłopotliwe, ale czego nie robi się dla miłości, prawda? Swoje wolne chwile Kaeya spędzał z Albedo z małym uśmiechem na ustach. Do czasu aż nagromadziło mu się pracy. Ostrzegał ukochanego, otwarcie mówił, że zapewne przez kilka miesięcy będą widzieć się tylko w siedzibie rycerzy. Albedo powiedział, że rozumie, a potem sprawił, że w Alberichu powoli rosła coraz większa irytacja. Blondyn rozumiał, że Kaeya był zajęty, ale kiedy nie widzieli się po pracy przez jeden tydzień Kreideprinz zaczął być markotny. Wysyłał listy. Kiedy Kaeya szedł do domu, by się umyć, odpocząć, pobyć chwilę sam ze sobą, dostawał kolejny list. Potem Albedo postanowił oblegać go w pracy. Krótkie odpowiedzi Albericha na jego pytania nie były wystarczające, ale za to nudne.
Obecnie Albedo zapewne myślał nad sposobem, by zaszyć mu usta. Głos Kaeyi był taki denerwujący, prawie bardziej denerwujący niż treść wypowiadanych słów.
W każdej relacji najważniejsza jest komunikacja, prawda? Kaeya uznał, że mówiąc o swoich odczuciach Albedo na pewno przemyśli swoje zachowanie i da mu trochę przestrzeni. I tak było. Przez jakieś trzy dni.
Kaeya czuł się jakby ktoś zaciskał pętle na jego szyi. Poszedł z Albedo na randkę. Wszystko przygotował. To była jedna z tych bardziej wytworniejszych, przemyślanych randek. Po dwóch godzinach, kiedy Kaeya był gotów iść do domu alchemik spojrzał na niego tymi swoimi niebieskimi oczami i płaskim tonem spytał: "tak krótko?".
Takim oto sposobem niebieskowłosy zaczął myśleć o zerwaniu. Ta myśl go przerażała. Po pierwsze był przyzwyczajony do Albedo. Wiedział co oznacza każdy jego grymas, czy podniesienie brwi. Może nie był ekspresywny dla niewytrenowanego oka, ale Alberich umiał wyczytać każdą jego emocję. Po drugie kogo miał Albedo oprócz niego? Kaeya miał innych znajomych również poza pracą. Albedo miał jego oraz Jean i Lisę. Z kim miałby rozmawiać o tym jaki Kaeya był koszmarny? Na pewno znalazłoby się coś za co można by go skrytykować. Sam niebieskowłosy nie sądził, że był jakimś wyjątkowo świetnym partnerem.
***
- Więc chcesz z nim zerwać?- spytała Rosaria. Była lekki zdziwiona. Wydawało jej się to nagłe. Kaeya nigdy nie mówił nic o żadnych problemach.
- Nie wiem... powinienem z nim zerwać?- Alberich spojrzał jej prosto w oczy. Zakonnica zapaliła końcówkę papierosa, wkładając go do swoich ust.
- Skoro już z nim gadałeś 2 razy na ten sam temat no i przychodzisz do mnie i o tym gadasz, to jak dla mnie szukasz tylko potwierdzenia- kobieta wzruszyła ramionami.- Jeśli to cię pocieszy, to nigdy go nie lubiłam.
- A? Czemu mi nie powiedziałaś? Może wtedy...- wtedy co? Kaeya sam nie wiedział. Związek z współpracownikiem, którego widzi się prawie codziennie był złym pomysłem i rycerz świetnie o tym wiedział, ale jakoś wciąż chciał spróbować.
- To twój chłopak, czy mój?- Rosaria była lekko rozbawiona.
Zawsze patrzył na Rosarię z grymasem na twarzy, mówił że jest dziwna, teraz musiał mówić o wiele gorsze rzeczy o Kaeyi
- Cóż, jest tutaj jeszcze wiele innych rzeczy na przykład...- Kaeya opowiedział jej o sytuacji z aspołecznością Albedo. Tak bardzo pomógł mu się otworzyć, czy taki obrót zdarzeń nie sprawiłby, że Kreideprinz znów będzie niedostępny?
- Nie jesteś kurwa jego matką. Nie jesteś odpowiedzialny za to jak sobie poradzi po rozstaniu- Rosaria zmarszczyła brwi.- Serio jeśli tak o tym myślisz to tylko kolejny powód, by zerwać.
Decyzja została podjęta. Ale najpierw zamiast powiedzieć o tym Albedo, Kaeya udał się do ich wspólnych przyjaciół.
***
- Słuchajcie, jeśli będzie chciał się wygadać, ponarzekać jaki jestem niedobry, to mi o tym nie mówcie. Po prostu mu na to pozwólcie. Wiecie, że nie ma zbytnio nikogo, a nie chcę żebyście czuły do mnie jakąś lojalność, że nie możecie z nim o tym rozmawiać- Jean parę razy zamrugała. Lisa chwilę poczekała, zanim zalała się śmiechem.
- Archoni musisz być chyba jakąś anomalią albo najlepszym ex na świecie, że się tak o niego troszczysz- w przeciwieństwie do Lisy, Jean nie była skora do śmiechu.
- Zrywasz z nim, ale przecież...- blondynka westchnęła. Ta dwójka zawsze się świetnie dogadywała.- Czy miłość nie jest trwaniem w czasie tych trudnych chwil? Czemu od razu chcesz z nim zrywać? W związkach zawsze są gorsze okresy.
Powinien dostać w twarz za to, że go porzucał.
Myślała, że nie mieli problemów? Że to była ich pierwsza przeszkoda? Pomiędzy ich pochodzeniem, Albedo odczuwającym brak obecności swojej matki i nim samym targanym wieloma sprzecznymi emocjami związanymi z jego bratem? Kapitan kawalerii wziął głęboki wdech.
- Jeśli coś nie działa, to po co w tym trwać?- krótko podsumował.
***
O dziwo samo zerwanie było proste. Kaeya spodziewał się... czegoś. W zasadzie sam nie był w stanie tego określić. Krzyku? Łez? Albedo pisał listy, że tęsknił, kiedy nie widzieli się zaledwie parę godzin, a tutaj...
- Powinniśmy zerwać- spacerowali po Mondstadt. Był już wieczór.
- Dobrze- odpowiedział Albedo po chwili ciszy.
Kaeya nie za bardzo wiedział co miał robić. Tak po prostu odejść? Iść dalej?
- Cóż, to było miłe i dużo się nauczyłem. Dziękuję- Krepideprinz skinął do niego głową. Alberich odpowiedział tym samym.
- Również dziękuję. Ta relacja wiele mi dała- Kaeya lekko się do niego uśmiechnął.
Miał w laboratorium odpowiednie przyrządy, by uczynić go całkowicie ślepym. Wtedy nie będzie miał powodów do uśmiechu.
Kolejna pauza.
- A dlaczego chcesz zerwać?- krótko spytał Albedo. Ten spacer był taki niezręczny...
- Już się tak nie dogadujemy- odpowiedział równie krótko.
Przy rogu ulicy Albedo się zatrzymał, Kaeya również.
- To do zobaczenia- blondyn odwrócił się i pognał przed siebie, zanim Kaeya mógł również się pożegnać.
Znał Albedo wystarczająco, by wiedzieć, że ten na pozór obojętny wyraz twarzy, to był jego sposób na powstrzymanie się od płaczu. Alberich cicho westchnął. Gdyby alchemik tylko postanowił na niego nakrzyczeć, nawrzucać mu za wszystkie jego pomyłki byłoby mu lżej. Albedo zawsze miał problemy z artykulacją emocji...
***
O całym rozstaniu Kaeya myślał dopiero teraz. Równo trzy miesiące po zerwaniu. Patrzył w sufit i zastanawiał się, czy Albedo nie chciałby walnąć go w twarz za każdym razem, gdy go widział. Zapewne jego mózg nie tworzył tych wszystkich brutalnych scenariuszy z nim w roli głównej. Alchemik był na to za dobry.
Kiedy widzieli się normalnie mówili sobie cześć. Ich wspólna grupa znajomych w żaden sposób się nie zmieniła z wyjątkiem tego dziwnego napięcia pomiędzy nimi, które obaj usilnie ignorowali.
Czasem Kaeya łapał Albedo na zbyt długim spoglądaniu. Nic o tym nie mówił. Kaeya był dla Albedo całym światem. Kapitan kawalerii czuł się okropnie z tym, że mu to odebrał. Zdecydowanie w pewnym momencie zależało mu na Albedo, ale alchemikowi zawsze zależało bardziej. Alberich nie był głupi. Co prawda miał tylko jedne oko funkcjonujące na co dzień, aczkolwiek używał go bezbłędnie. Widział jak jeszcze byli razem kto częściej pisał listy i kto zawsze wydawał się robić więcej. Jednak nigdy nie przerwał tej relacji, kiedy zauważył tą dysproporcję. Był samolubny, prawda?
Cóż, nie aż tak samolubny, by jakkolwiek utrudniać cokolwiek po zerwaniu. Czy to czyniło go lepszym człowiekiem? Czy tak odkupywał swoje winy? Czy kiedyś on i Albedo będą w stanie być zwykłymi kolegami z pracy bez tej niezręcznej ciszy?
Obaj używali miecza jako broni... Kiedy widział jak on trenował na pewno chciał zajść go od tyłu i wbić go na ostrze.
Kaeya dwa razy zamrugał. Hm... Chyba potrzebował drinka.
***
Przez następny miesiąc ta potrzeba drinka tylko mu się wzmożyła. Po co rozdrapywać rany, jeśli można przyłożyć do ust kieliszek wina? Być może było to niezdrowe dla ciała, ale za to jak kojące dla głowy! Według Kaeyi pozytywy i negatywy równoważyły się tworząc piękne zero. Kurwa... Albedo też był piękny. Ostatnio strasznie wyładniał. Chyba przestał myć włosy tym okropnym szamponem 5 w 1. Wyglądały na takie miękkie. Kapitan położył głowę do chłodnego barku.
Kiedy spotkał się z Rosarią na wino i ta wysłuchała jego komplementów pod adresem Kreideprinza, kobieta tylko wzruszyła ramionami. Powiedziała, że podobno ludzie, którzy lepiej wyglądają po rozstaniu zwyczajnie potrzebowali zakończenia tej relacji. Kaeya nie wiedział czy jej wierzyć. Ponieważ z jednej strony byłoby wspaniale, gdyby w istocie tak było ale z drugiej...
Cryo na Dragonspine było mało użyteczne. Albedo mógłby go związać i zostawić na pastwę losu.
Chciało mu się płakać. Charles spojrzał na niego zza baru z lekkim westchnięciem. Przynajmniej nie było tu Diluca. Pewnie by go wyśmiał. W końcu to nie było aż tak istotne. Miał więcej poważniejszych spraw w swoim życiu, ale zwyczajnie zerwanie uderzyło go dopiero teraz. Nie znajdzie nigdy nikogo tak oddanego jak Albedo. Nigdy w ogóle nie znajdzie sobie żadnego innego partnera i partnerki. Spierdolił tę relację, prawda? Zmiażdżył ją na malutkie kawałeczki. Będzie samotny przez całe życie.
Czy już nie był samotny? Spał z przytulanką, którą raz zostawiła u niego Klee w mieszkaniu. Izolował się w pracy i...
Był taki głupi. Kaeya wziął głęboki oddech. Musiał się uspokoić. Najlepiej z kimś porozmawiać, ale z kim? Na miejscu Rosarii już miałby siebie dość. Jean i Lisa odpadały z oczywistych względów, a nikomu innemu chyba nie ufał na tyle, by się zwierzać. Zostawała mu jedna opcja.
- Dziękuję za drinki. Były jak zawsze fenomenalne - rzucił pieniądze na stół. Jego samego zaskoczyło jak miarowy był jego głos w tym momencie. Czuł się jakby cały oddział kawalerii go stratował, ale wciąż brzmiał perfekcyjnie, choć w oku kręciła mu się łza.
- Potrzebujesz pomocy w dostaniu się do domu, Kapitanie Kaeya?- spytał Charles ze zmartwieniem.
- Nie trzeba! Poza tym mój brat uciąłby ci głowę gdybyś śmiał opuścić posterunek - Kaeya podniósł się ze stołka omal się nie przewracając. Właściwie nie czuł się aż tak pijany. Jego brak koordynacji ruchowej był głównie spowodowany tym, że miał ochotę zawinąć się w małą kulkę na podłodze i nigdy więcej nie wstawać.
***
Umył się. Położył się na łóżku z książką. Trzy razy już ją przedłużał przez co Lisa patrzyła na niego z dezaprobatą. Przydałoby się ją wreszcie skończyć. Bo jaki jest lepszy sposób na radzenie sobie ze swoimi emocjami niż zajmowanie się wszystkim innym?
Nie czytał długo. Pochłonął maksymalnie dwa rozdziały. Zazwyczaj czytał szybciej. Zazwyczaj wszystko robił szybciej. Frustracja gotowała mu się w gardle. Poczucie winy, poczucie wstydu. Każdy sądził, że był okropny, prawda? Biedna Klee. Nie umiał wytłumaczyć jej co się stało.
Przewrócił się na drugi bok i wyłączył światło. Był czas na spanie.
Mimo że Albedo był niższy, to bez problemu udusiłby go poduszką.
Author's note
I tym oto sposobem jest to chyba mój pierwszy fanfic, który wstawiam w 2025? Niesamowite, prawda? Ostatnio sobie weszłam na wattpada, dawno w ogóle jakoś żadnych ff nie pisałam tylko same rzeczy z moimi własnymi postaciami i trochę mi brakowało Kaeyi no i generalnie fanficów!
Pół tego fanfica było pisanie jeszcze w 2024 kiedy sobie różne rzeczy myślałam na temat swoich własnych perypetii, ponieważ terapia kosztuje, a uzewnętrznianie się na postaci fikcyjne jest darmowe
Mam nadzieję, że mój już drugi kaebedo break-up fic (serio nie wiem co w tym jest ale ich pisanie o ich zerwaniu jest cudne) spodobał się Tobie, drogi czytelniku <33
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top