•[disgust]•
Edith nie pomyliła się co do obecności Syriusza i Jamesa. Dwóch Gryfonów zajmowało zaszczytne miejsce z przodu małej klasy, jednak pod tablicą nie stał, jak to zwykle bywało, Filch, a profesor Slughorn i Krukonka wiedziała już, że nie wróżyło to niczego dobrego. Kiwnęła mu jednak głową na powitanie, po czym zajęła krzesło w kącie.
— Świetnie, a więc jesteśmy w komplecie — zaczął mężczyzna, wkładając dłonie do kieszeni i uśmiechając się. — Ponieważ mam z wami coraz więcej problemów, postanowiłem, że wykonacie dodatkowe zadanie. Macie w trójkę przygotować prezentację na temat niedojrzałości, uprzedzeń i niedorzeczności, w kontekście aktualnych wydarzeń, podając przy tym przykłady z życia wzięte. Do tego każde z was napisze wypracowanie na temat szkodliwości wybujałego ego. Czy to jasne?
— Słucham? — Edith upewniła się, czy dobrze zrozumiała. — Przecież z nimi to jak temat rzeka, a poza tym, dlaczego mam zajmować się tematem, który uderza w ich gówniarstwo?!
— Ponieważ tak, jak oni patrzą na Severusa Snape'a z góry, tak samo ty masz ich za idiotów — odparł Horacy, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. — Bez tego nie dopuścimy was do egzaminów końcowych i będziecie musieli powtarzać rok.
Beverley wybałuszyła oczy na profesora.
— Pani profesorze! Mam jedne z najlepszych ocen na roku, poza pana przedmiotem, nie mogę kiblować! — wyrwało jej się, z pełnym oburzeniem, na jakie było ją stać mimo tego, jak bardzo zaszokowały ją słowa opiekuna Slytherinu.
— Taka była decyzja dyrektora. A! Jeszcze jeden wybryk, a dołączy do was pan Snape — odparł mężczyzna, ignorując oburzone krzyki Gryfonów, z którymi Edith, chyba po raz pierwszy w życiu, musiała się zgodzić: to był zwykły absurd.
— Dlaczego zostałam zamieszana w ten dziecinny konflikt?! — uparła się Krukonka. Nie zamierzała poddać się bez walki.
— Sama się w niego wpier...
— Panie Black! Słownictwo! — zagrzmiał Slughorn, skutecznie uciszając nie tylko Syriusza, ale i pozostałą dwójkę.
Edith westchnęła w końcu, po czym zajęła miejsce w połowie sali. Założyła nogę na nogę i zmierzyła profesora przeciągłym spojrzeniem.
— Więc? Jaki jest plan?
— W końcu przechodzimy do rzeczy, panno Beverley, świetnie, świetnie! Będziecie spotykać się tu co tydzień pod okiem pana Filcha lub któregoś z nauczycieli bądź prefekta. Burza mózgów, prezentacja ma wam finalnie zająć przynajmniej dwadzieścia minut, a wygłosicie ją przed całą szkołą podczas jednej z kolacji pod koniec grudnia, zanim uczniowie wyjadą na święta do domu. — Slughorn uśmiechnął się szeroko, a Edith zamarła w kompletnym bezruchu.
Nienawidziła publicznych przemówień i prezentacji. Pyskowanie i głośne wygłaszanie poglądów było czymś zgoła innym niż prezentowanie czegokolwiek przed tłumem spragnionych upokorzeń uczniów.
Przełknęła ślinę, starając się opanować nagłe drżenie dłoni. Doskonale pamiętała, jak skończyło się jej ostatnie przemówienie w mugolskiej podstawówce, gdy jeszcze nie wiedziała, że jest czarownicą — jąkała się i pociła z nerwów, przekręcając słowa, aż w pewnym momencie zemdlała, a wyśmiewaniu jej nie było końca aż do opuszczenia przez nią szkoły. Od tamtego czasu nienawidziła publicznych wystąpień.
Potter widząc jej nietęgą minę uśmiechnął się złośliwie.
— Jeśli Beverley wygłosi prezentację, to ja mogę ją nawet sam zrobić — odezwał się nagle, zdecydowanie nieproszony.
Edith podskoczyła i już otwierała usta, by zaoponować, ale przeszkodził jej głos nauczyciela.
— No to ustalone! Widzimy się za tydzień o siódmej wieczorem, dziś macie czas zastanowić się, jak przebiegnie wasza współpraca i co chcecie zawrzeć w projekcie. No już, zmykajcie!
Slughorn ulotnił się z pomieszczenia, nim do Krukonki dotarło, w co właśnie została wkopana.
— Masz przewalone, fanko Smarkerusa — rzucił ze śmiechem Potter, nim również opuścił salę, a ona zacisnęła usta, ostatkiem sił powstrzymując się od sięgnięcia po różdżkę i zmasakrowania mu tej przystojnej buźki.
Ku jej zdziwieniu Black wcale nie zawtórował przyjacielowi, co wywołało w niej dodatkową niepewność i podejrzenia. Zamiast tego zmarszczył brwi i podążył za Potterem dopiero po chwili, nie odezwał się jednak ani słowem. W normalnych okolicznościach z pewnością by tę ciszę doceniła, ale nie tym razem.
Odetchnęła głęboko. Z tego nie mogło wyniknąć absolutnie nic dobrego.
♠
Jeśli sądziła, że kolejne zajęcia ze Snape'em wypadną lepiej lub chociażby znośnie, srogo się przeliczyła. Chłopak był tak samo irytujący i obrażony jak wcześniej, wciąż co chwilę obracał się, by spojrzeć w kierunku Evansówny, przez w końcu oblał jej dekolt wydzieliną z wnętrza szczura nie trafiając do kociołka, a ona w odpowiedzi na zapach, jaki dobiegł do jej nozdrzy i pokrył ją całą, zwymiotowała na jego spodnie. Wrzaski ich dwójki wypełniły salę lekcyjną, a srogiemu tonowi, karcącego ją za słownictwo profesora Slughnorna, towarzyszył rechot pozostałych uczniów.
— Czy ty, kurwa, możesz się skupić na zajęciach i przestać się oglądać na Evans, czy mam ci tę wydzielinę zetrzeć z moich cycków prosto na gałki oczne?! — wrzasnęła Edith, bojąc się choćby dotknąć lepiej mazi, która zdążyła już przesiąknąć przez materiał koszuli i właśnie spływała wzdłuż stanika.
Powinna była jak przykładny uczeń mieć zapiętą szatę.
— A dasz popatrzeć, Beverley? — dobiegło ją z końca sali i nie musiała się nawet obracać, by wiedzieć, że słowa te wypłynęły z ust Blacka.
— Chciałbyś — warknęła tylko, jakby bardziej do samej siebie, nawet na niego nie patrząc. Severus uniósł brwi, nim obrócił się w stronę profesora, który to właśnie stanął nad ich biurkiem.
— Panno Beverley, proszę się uspokoić, panie Snape proszę natychmiast wyczyścić koleżankę — wtrącił w miarę możliwości spokojnie Slughorn, robiąc przy tym pełną obrzydzenia minę. — I siebie również — dodał, machając w stronę spodni Ślizgona.
Severus dwoma machnięciami różdżki pozbył się obydwu wydzielin, po czym spojrzał na nią z nienawiścią w oczach. Ku jej zdziwieniu nic jednak nie powiedział, przez co natychmiast wzmogła czujność.
Milczący Snape zwiastował kłopoty.
Na chwilę Edith ogarnęły wyrzuty sumienia, że nie dość, że pokryła go haftem to jeszcze aż tak na niego naskoczyła. Szybko jednak zniknęły, gdy przypomniała sobie, jak potraktował ją ostatnim razem i zwyczajnie wbiła wzrok w podręcznik, starając się ignorować jego palące spojrzenie.
— Kiedyś dostaniesz od kogoś wpieprz, Beverley. — Usłyszała tuż przy uchu, gdy Ślizgon nachylił się do niej, sięgając przy tym po asfodelusa leżącego po jej stronie biurka.
Wzdrygnęła się na taką bliskość i z dużym zaskoczeniem jej mózg zarejestrował całkiem przyjemny zapach męskich perfum i jakiegoś owocewego płynu do ciała.
A może po prostu po szczurzych bebechach już nawet Snape ładnie pachniał.
— Kiedyś pożałujesz, że byłeś dla mnie niemiły, gdy podawałam ci te zerwane przez Gryfonów gacie — odpyskowała, obracając się ku niemu i całkowicie pozbywając się komfortowej odległości, jaka jeszcze chwilę temu ich dzieliła.
Wbiła wzrok w twarz chłopaka, uważnie ją analizując. Widziała w jego oczach niechęć, gdy tak na nią patrzył, ale i coś jeszcze, czego nie była w stanie nazwać. Na pewno jednak nie było to nic pozytywnego, na ciepłe uczucia z jego strony nie miała co liczyć. W ciągu tych kilku sekund mogła pozwolić sobie na przeanalizowanie nawet tego, jaki faktycznie był i — ponownie ku jej zdumieniu — jego wygląd nie stawiał go wcale po tej totalnie brzydkiej stronie. Fakt, nos wykrzywił się, jakby ktoś walnął w niego patelnią, ale poza tym i lekko przetłuszczającymi się już, dłuższymi włosami wołającymi o fryzjera, nie był brzydki. Wpatrywał się w nią, tymi parszywie ciemnymi oczami, mocno kontrastującymi z bladą cerą. Mogłaby też przysiąc, że dostrzegła kilka bladych piegów na jego nosie. Wąskie, ale ładne usta wygiął w kpiący uśmiech, kiedy zorientował się, że bezczelnie się na niego gapiła.
G a p i ł a s i ę na Snape'a.
Skandaliczne.
Natychmiast odwróciła się gwałtownie i z ulgą przyjęła słowa profesora o zakończeniu zajęć tego dnia. Zupełnie, jakby ktoś ją gonił, wrzuciła niedbale rzeczy do torby i wybiegła z klasy, pragnąc znaleźć się jak najdalej od wszystkich uczniów, którzy byli świadkami upadku jej godności.
Zza rogu wyskoczył kolorowy pluszak, jedna z jej przetransmutowanych książek, który pognał za nią aż do dormitorium.
******
Kurczaczki, ale mnie tu dawno nie było!
Ale już jestem XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top