32 - Pora na kocięta

A/N: Ostrzeżenie! Fluffy fluff fluffem pogania, więc weźcie sobie zapas insuliny. Ja rzucam w diabły pisanie i idę na emeryturę! Miłego czytania i buziaki!

L.K.

***

Zasiedzieli się. Było to do przewidzenia. W końcu nie widzieli się parę ładnych lat. Uzbierało się trochę plotek do nadrobienia. Przyjaciele dyskretnie pominęli najnowsze doniesienia związane ze zbliżającym się ślubem burmistrzówny i znanego muzyka. Nikt nie chciał robić przykrości Marinette.

Powoli goście zaczęli się wykruszać. Około północy zamknęły się drzwi za ostatnimi – to Nathaniel i Alix nie mogli się nagadać z przyjaciółmi. Wreszcie ich partnerzy dali im do zrozumienia, że jutro też jest dzień i można się umówić na kawę. W tym momencie Marinette zerknęła na Nathaniela, bo przez myśl przeszło jej wspomnienie ich poprzedniego spotkania, po którym ostatecznie rozstała się z Luką. Adrien także przypomniał sobie tę historię i choć nie odezwał się ani słowem, ścisnął jej dłoń pokrzepiająco.

Kiedy czwórka ostatnich gości wyszła, Alya rzuciła się przyjaciółce na szyję i powiedziała:

- Dziękuję ci, kochana! To był najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć!

- Cieszę się, Al...

- Oni wszyscy mi powiedzieli, co zrobiłaś. Odwiedziłaś ich wszystkich po kolei i osobiście zaprosiłaś na dzisiaj. Jesteś naprawdę cudowna! Dziękuję!

- No już, już... - wtrącił się Nino, który odciągnął narzeczoną od przyjaciółki i zaprowadził do sypialni.

- Kocham cię, dziewczyno! – zawołała jeszcze Alya, zanim Nino zamknął drzwi.

- Hmm... To było bardzo sprytne... - mruknęła Marinette.

- Co takiego? – zainteresował się Adrien, podchodząc do dziewczyny od tyłu i obejmując ją w pasie.

- Zostawili nas z tym całym sprzątaniem...

- Bałagan nie zając. Nie ucieknie... - mruknął, całując ją w kark.

- Ale zarośnie do jutra. Ja się nie podejmuję myć zapleśniałych brudów... - powiedziała, na co on tylko oparł czoło nas jej ramieniu i westchnął z rezygnacją.

- Razem pójdzie nam szybciej... - powiedział po chwili.

- Dzięki, Kocie...

Rzeczywiście znacznie szybciej ogarnęli salon po imprezie, pracując zespołowo. Doskonale się uzupełniali – nawet w tak prozaicznej czynności, jaką było sprzątanie. Kiedy ostatnie naczynia wylądowały w zmywarce, stanęli naprzeciwko siebie – nagle onieśmieleni.

- Czy ja ci już dzisiaj mówiłem, jak ślicznie wyglądasz? – spytał Adrien i wyciągnął rękę w jej stronę.

- Dzisiaj jeszcze nie... - Mówiąc to, podała mu swoją dłoń.

- Naprawdę? – zdziwił się.

- Jest po północy, Kocie... Ale wczoraj zdążyłeś mi powiedzieć to z jakiś milion razy... - Uśmiechnęła się do niego.

- To dobrze... - przyciągnął ją do siebie. – Kwiaty były, komplementy były, czułości były. Myślę, że możesz odhaczyć naszą pierwszą randkę, Księżniczko.

- Jeszcze się nie skończyła, Kotku... - wymruczała, po czym wspięła się na palce i pocałowała go.

- Dziwnie tak trochę umawiać się na randkę, jak mieszkamy razem. Normalnie, to na koniec odprowadziłbym cię do domu i pożegnałbym pod drzwiami.

- A ja bym zaprosiła cię do środka...

- Naprawdę?

- Przecież wygrałam nasz wyścig... Słyszałam coś o jakiejś nagrodzie dziś wieczorem... - uśmiechnęła się zalotnie.

Adrien zerknął na nią niepewnie, ale nie wzięła tego na poważnie i zażartowała:

- No co? Strach cię obleciał?

- Nie o to chodzi... Czuję... Czuję presję oczekiwań...

- Adrietyzujesz!

- Że co proszę? – zaśmiał się, bo tym określeniem całkowicie go zaskoczyła.

- Wracasz do tego adrienowego perfekcjonizmu. Wiesz, że wszystko musi być na wysoki połysk, bo wszyscy tego od ciebie oczekują. Przypominam ci, że wyrwałeś się z tego. Pamiętasz?

- Ale ja chcę, żeby było idealnie.

- I będzie. To przecież ja.

- No właśnie! – podchwycił. – To ty!

- Ale przecież jestem tylko zwyczajną dziewczyną...

- Ty nigdy nie byłaś zwyczajną dziewczyną, Księżniczko...

- Och, przymknij się już Kocie... - mruknęła i pocałowała go.

Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Chwycił ją mocno i podniósł, a ona zaraz oplotła go nogami. Przylgnęła do niego, zanurzając ręce w jego włosach.

- Do ciebie czy do mnie? – spytał, ruszając z kuchni w stronę ich pokojów.

- Boże, co za frazes! – zaśmiała się.

- No i co z tego? Zawsze chciałem to powiedzieć...

- U ciebie dzisiaj śpią kwami.

- Serio? – zdziwił się.

- Tikki mi obiecała. A swoją drogą... Właśnie sobie uświadomiłam, że ja jeszcze nigdy nie byłam u ciebie w pokoju... - dodała z namysłem, celowo się z nim drażniąc.

- Nie czas na zwiedzanie – wtrącił zniecierpliwiony.

- Masz rację. Pora na kocięta... - szepnęła i zaczęła całować okolice jego ucha.

To spowodowało, że Adrien już się nie zastanawiał, tylko skręcił do pokoju Marinette. Przerzucił swój słodki ciężar na jedną rękę, drugą próbując bezskutecznie znaleźć suwak w sukience. Przecież jakoś musiało się ją ściągać! Za progiem dziewczyna na oślep machnęła ręką, żeby zamknąć drzwi.

- A skarpetka? – spytał nagle, uświadamiając sobie przy okazji, że Marinette zdążyła rozpiąć mu połowę guzików przy koszuli. Jak ona to robiła?! I gdzie był ten cholerny zamek od sukienki?!

- Cholera... - wyrwało się dziewczynie.

- Już się robi! – zawołała Tikki.

- Miało was nie być! – przypomniała jej właścicielka z wyrzutem.

- I ciekawe, kto by wam wtedy zawiesił skarpetkę na klamce... - skomentował Plagg.

- I po nastroju... - mruknął Adrien i usiadł na łóżku, wciąż z Marinette w objęciach.

- Myślałby kto, że tak łatwo cię rozproszyć... - szepnęła mu dziewczyna prosto w ucho i znowu zaczęła go całować w to zaskakujące miejsce w tamtej okolicy, o którego istnieniu nie miał wcześniej pojęcia. Jak również o piorunującym działaniu pocałunków, które z tego miejsca wysyłały dreszcze dosłownie wszędzie.

- Skarpetka wisi! – poinformowała Tikki.

- Dzięki, Tik... - mruknęła Marinette, nie przestając badać nieznanych terenów, co doprowadzało jej chłopaka do szału, a raczej do skraju wytrzymałości.

- Powodzenia, dzieciaku! – dorzucił Plagg.

- Idźcie już! – Adrien machnął ręką z udawaną irytacją, czym wprawił Marinette w kolejne chichoty. – Tak ci wesoło?

- Bardzo...

- Jeszcze będziesz błagać o litość! – mruknął i przerzucił ją na plecy.

- Ty będziesz błagał pierwszy, Agreste... – zachichotała.

- Wyzwanie przyjęte, Moja Pani... - szepnął tuż przy jej ustach.

***

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top