Rozdział 7: Paryskie fantazje
Kaoru grzebał niemrawo w talerzu z ledwo ruszonym obiadem. Bardziej niż jedzeniem był poruszony sytuacją, towarzystwem i miejscem w jakim się znajdował. Z delikatnym uśmiechałem pochłaniał otaczającą go woń jedzenia, świec oraz wina roznoszącą się po restauracji, w której razem z Kojiro i trójką znajomych spędzał czas. Samo pomieszczenie oprócz przyjemnej mieszanki zapachów, miało jeszcze do zaoferowania atrakcyjny wygląd. Przeważający brąz oraz pastelowe odcienie niebieskiego nadawały mu spokojną aurę, a wszechobecne drobne ozdoby ze szkła oraz świeże kwiaty dodawały mu ciepła, czegoś kojarzącego się z domem.
W tej chwili i w tym miejscu różowowłosy czuł się naprawdę dobrze. Zapatrzony w obrazy na ścianach czy widoki za oknem, odpływał w głąb swoich myśli. Zaraz jednak z nich wracał, aby nie stracić wątku rozmowy, którą prowadzili jego towarzysze.
Tak jak się tego spodziewał, przez całe ich wspólne wyjście to Kojiro był liderem w grupie. Bez niego większość rozmów szybko by umarła, a grobowa, niezręczna cisza zapanowałaby między zgromadzonymi. Był wdzięczny za to, że mógł go mieć przy sobie w takich sytuacjach. Pewność, że on sam z natury przejmie zajmowanie się towarzystwem na siebie, była dla niego sporym odciążeniem. To nie tak, że nie umiał rozmawiać ze znajomymi, po prostu zawsze musiał zakładać do tego jakąś maskę. Ciężko przychodziło mu bycie naturalnym wśród ludzi, których nie znał najlepiej i nie wiedział na ile może sobie pozwolić.
Manie przy sobie kogoś przy kim mógł być sobą, czuć się pewnie i nie być pozostawionym w tyle, było dla niego prawdziwym błogosławieństwem - najcieplejszym i najmilszym aspektem ich przyjaźni. Po ośmiu miesiącach rozłąki doceniał go jeszcze bardziej, a duża dłoń co chwilę lądująca na jego ramieniu w trakcie żywej gestykulacji, budziła na jego twarzy delikatny uśmiech.
- Zaraz mu wyrwiesz to ramie – zaśmiał się opalony blondyn, wskazując placem na rękę Kojiro, która po raz tysięczny z impetem wylądowała na barku Cherry'ego.
- Spokojnie, szło przywyknąć – parsknął cicho różowowłosy znad kieliszka czerwonego wina.
- Ma jeszcze drugie – powiedział prześmiewczo Joe, zerkając za plecy Kaoru.
- Wracając do tematu rozmowy – odezwała się, siedząca naprzeciwko dziewczyna. – Kojiro, jakie masz plany po skończeniu szkolenia?
Wywołany westchnął głęboko i zwrócił swój wzrok w kierunku złotookiego, który rzucił mu pytające spojrzenie. Z lekkim uśmiechem zsunął swoją dłoń z ramienia przyjaciela, delikatnie gładząc ciągnący się wzdłuż jego pleców warkocz. Biła od niego coraz większa ekscytacja, udzieliła się ona jego towarzyszom, którzy ze zniecierpliwieniem oczekiwali odpowiedzi.
- Uwaga, będą poważne ogłoszenia! Proszę się mocno trzymać i słuchać uważnie – powiedział na tyle wyniosłym głosem, że wszyscy przy stole mimowolnie się spięli. – Za dwa miesiące wracam do Japonii i odświeżam rodzinny biznes. Pozwolili mi przejąć pod dowodzenie restaurację!
Po lokalu rozległy się okrzyki gratulacji i oklaski. Zgromadzeni w restauracji goście, nie wiedząc co się dzieje, dołączyli się do owacji. Kojiro zaśmiał się dźwięcznie, ciesząc się uwagą oraz uznaniem towarzyszy. Jednak jeden z nich siedział cicho, wlepiając w niego swoje szeroko otwarte oczy.
- Naprawdę wracasz za dwa miesiące? – zapytał z niedowierzaniem różowowłosy, na co Joe ponownie się zaśmiał.
- Naprawdę – powiedział z uśmiechem i zamaszyście objął Kaoru, przyciągając zdezorientowanego mężczyznę do swojej piersi. – A ty kończysz niedługo studia, nie? Nasze powroty do domu się zgrają.
- Wow... - wydusił z siebie dalej pełen emocji Cherry. - Dobrze będzie mieć cię znowu blisko...
- Czyżbyś cierpiał z tęsknoty za mną? – zapytał zgryźliwie, nieustannie błyszcząc białymi zębami.
- Chciałbyś - prychnął i strącił dłoń Kojiro z ramienia. – Cieszę się, że wszystko się układa tak jak planowałeś. Ciężko na to pracowałeś... - dodał spokojnym, poważnym głosem.
- Muszę sobie zapisać ten dzień w kalendarzu! – parsknął blondyn, wyrywając dwójkę z rozmowy. – Chyba pierwszy raz w życiu usłyszałem Kaoru, mówiącego coś miłego, a znamy się od liceum!
Joe zaśmiał się niezręcznie, a Cherry przewrócił oczami.
- Mam chyba beznadziejną reputację... - westchnął różowowłosy.
- Dziwisz się? – zadał pytanie i uśmiechnął półgębkiem.
Miał już w odpowiedzi dostać atak w żebra, jednak seria wibracji telefonu pokrzyżowała plany Kaoru. Westchnął głośno i agresywnie go chwycił. Jego nastrój zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Jeszcze przed chwilą był spokojny i pogodny, teraz bił od niego chłód. Zmarszczył brwi i ścisnął dalej wibrujący telefon w dłoni. Szybko przeprosił zgromadzonych i odszedł od stołu aby odebrać połączenie.
- Znowu? – westchnęła przeciągle dziewczyna. – Od rana do niego wydzwaniają. Wiesz o co chodzi? – zwróciła się do Kojiro.
- Jeszcze nie... – powiedział zmieszany Joe, wlepiając swój wzrok w drzwi, za którymi zniknął Kaoru.
Odwrócił się z powrotem do siedzącego przed nim towarzystwa. Smętnie ogarną spojrzeniem ledwo ruszone przez Cherry'ego jedzenie, jego torbę oraz czarny płaszcz. Westchnął i przetarł swoje oczy, poczym kontynuował swoją wypowiedź.
- Nie chce mi powiedzieć – mruknął z niezadowoleniem. – Pytałem go już nie raz, ale mnie zbywa.
- Stara się to ukryć, ale widać po nim, że jest nie w sosie – wtrącił się blondyn, mieszając niezgrabnie wino w kieliszku. – Może to coś związanego z pracą. Ostatnią rzeczą o jakiej chcesz myśleć na wyjeździe jest praca.
Kojiro oparł swój podbródek na dłoni i zamyśleniem spojrzał na widok za oknem. Z szarego, zachmurzonego nieba zaczęły powoli sypać pojedyncze płatki śniegu. To sprawiło, że ponownie zwrócił wzrok w stronę pustego miejsca obok niego. Nagle zerwał się z krzesła.
- Co za cieć – powiedział, szybko ubierając swoją kurtkę. – Wyszedł bez płaszcza... Pójdę mu go zanieść.
- Jaka dobra niania! – zaśmiał się chłopak.
- Żebyś wiedział! – odparł z pobłażliwym uśmiechem. – Ten człowiek potrafi zadbać o wszystko, tylko nie o siebie.
- Na szczęście ma ciebie... - westchnęła dziewczyna z nutą smutku w głosie. – Kojiro?
- Hm? – odmruknął, składając długi, czarny płaszcz.
- Ty i Kaoru... Jesteście razem?
Joe zastygł w miejscu. Jego umysł na sekundę się wyłączył, gdy z szeroko otwartymi oczami gapił się na trzymany w dłoni materiał. Zaraz wrócił na ziemię i z firmowym uśmiechem oparł się ręką o stół oraz pochylił w stronę dziewczyny.
- A co? Badasz teren? – zaśmiał się figlarnie, na co ta się lekko zaróżowiła.
- Nie! – wypaliła, co tylko wzmogło ciepły śmiech. – Tak tylko pytam...
- Zaraz wracam – powiedział szczerząc się i puścił brunetce oczko.
Odwrócił się od swoich towarzyszy plecami i szybko ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Jego wyraz twarzy niemal od razu spoważniał, gdy upewnił się, że nie jest już na widoku. Z impetem opuścił budynek restauracji i nerwowo zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu różowej, wyróżniającej się czupryny.
Kaoru stał parę metrów dalej, rozmawiając przez telefon. Ze złością wypisaną na twarzy, nerwowo tupał nogą. Był na tyle pochłonięty rozmową, że nie zauważył jak bardzo jego ciało drżało od zimna i jak dużą sensacją stał się wśród przechodniów.
Zielonowłosy z pobłażaniem spojrzał na jego telepiącą się, smukłą sylwetkę. Podbiegł do niego, starając się nie robić przy tym większego hałasu, tak by zajść go od tyłu.
- Tłumaczę ci przecież ciągle, że... - zmęczony, rozdrażniony głos ucichł, gdy jego właściciel poczuł na swoich plecach ciężar materiału.
Korzystając z jego rozkojarzenia, Kojiro wyrwał mu telefon z dłoni.
- Hej, Kaoru nie może teraz rozmawiać. Pa! – powiedział szybko do słuchawki i wyłączył urządzenie.
- No chyba cię posrało! – krzyknął wściekły różowowłosy, sięgając po swoją własność, jednak wyższy mężczyzna uniósł ją wysoko.
- Zostaw to już! – powiedział ostro, odpychając od siebie Kaoru. – Załóż porządnie płaszcz, bo ci tyłek zamarznie.
- Zachowujesz się niepoważnie – wycedził przez zęby rozwścieczony, a Joe wysłał mu wymowne spojrzenie.
Cherry prychnął z irytacją i szybko zajął się szukaniem rękawów swojego płaszcza, które korzystając z jego roztargnienia postanowiły gdzieś zniknąć. Kojiro patrzył się na niego pobłażliwie. W końcu zlitował się nad nim i chwycił płaszcz tak, żeby Kaoru mógł wsunąć rękę w rękaw.
– Sam to zrobię! – syknął, odtrącając dłoń, która przytrzymała mu materiał.
- Jak ci zamarzną kończyny to nie będziesz miał mnie czym bić – stwierdził prześmiewczo, chowając telefon przyjaciela do kieszeni kurtki. – Ej, ale zapnij się też.
Kaoru wydał z siebie jęk rozpaczy i agresywnym ruchem zaczął zapinać guziki. Gdy skończył, skrzyżował swoje ręce na piersi, rzucając zielonowłosemu co najmniej „mordercze" spojrzenie. Jeżeli wzrok mógłby zabijać, to Kojiro leżałby już martwy.
- Powiesz mi w końcu, co się dzieje? – zapytał Joe, nic nie robiąc sobie z rozwścieczonej aury przyjaciela.
- Sprawa prywatna – burknął w odpowiedzi. – Którą mi przerwałeś. Oddawaj telefon – zażądał i wyciągnął dłoń do przodu.
- To nie jest odpowiedź – powiedział z niesmakiem.
- Potrzebuję go!
- Kaoru, próbujesz to załatwić od rana i ci nie idzie. Może to nie jest coś na co masz wpływ, będąc po drugiej stronie globu?
- To też nie jest coś co mogę totalnie olać!
- Poświęcasz temu więcej uwagi i energii niż naszemu spotkaniu. Już wystarczy. Myślę, że właśnie możesz to z czystym sumieniem olać.
- A ja myślę, że gówno wiesz – warknął.
Szybkim ruchem podjął próbę odzyskania telefonu, jednak jego ręce zostały zatrzymane przez duże, ciepłe dłonie. Ze złością próbował się im wyrwać, a trzymający go mężczyzna westchnął przeciągle z irytacją.
- Kaoru, spójrz mi w oczy i powiedz, że naprawdę jesteś w stanie coś jeszcze zrobić w sprawie, o którą dzwonią.
- Jestem!
- W oczy powiedziałem.
Cherry przestał się szarpać i dysząc rzucił Kojiro mordercze spojrzenie. Złote tęczówki przeszywały go na wskroś, a on spokojnie czekał na odpowiedź. Ta nie nadeszła. Kaoru wypuścił ciężko powietrze i wyprostował się, wysuwając powoli swoje dłonie z tych Joe. Ponownie skrzyżował swojego ręce na piersi, marszcząc przy tym brwi.
- Już sam nie wiem... - westchnął. – Próbuję coś zrobić, ale mam wrażenie, że ta sprawa już od dawna jest poza moją kontrolą. Pytają mnie o zdanie, a tak naprawdę mają je w dupie – dokończył ze złością w głosie.
- W takim razie, oddam ci go dopiero wieczorem – powiedział spokojnie Kojiro, klepiąc kieszeń, w której spoczywał telefon Kaoru. – Nie ma sensu, żeby coś na co nie masz wpływu zatruwało ci wyjazd. Zajmiesz się tym, jak wrócisz.
Cherry nie odpowiedział tylko z niezadowoleniem łypnął na niego wzrokiem. Buzowała w nim mieszanka przeróżnych emocji, która szukała jakiegoś ujścia. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze, delikatnie mrużąc oczy. Nie pomogło.
- Wracasz do stołu? – zapytał zielonowłosy.
- Nie – odparł szybko, nerwowo tupiąc stopą. – Nie jestem teraz w humorze na przebywanie wśród ludzi.
- A wcześniej byłeś? – mruknął. – Nawet oni zauważyli, że jesteś nie w sosie.
Kaoru z mieszanką wstydu i zaskoczenia spojrzał na przyjaciela.
- Będę musiał ich za to przeprosić... - westchnął.
- Nie musisz – powiedział spokojnie. – To nie twoja wina.
- Ale moja odpowiedzialność – odparł zmieszany. – Myślę, że wrócę już do naszego pokoju.
- Chcesz, żebym poszedł z tobą? – zapytał z troską w głosie, patrząc na znany mu żywy kłębek nerwów.
- Nie, nie psuj sobie wyjścia przeze mnie – powiedział stanowczo. – Dawno się z nimi nie widziałeś, skorzystaj z okazji.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie – parsknął cicho.
- Ale z nimi znamy się od liceum, a na dodatek nie mieliśmy zbyt wielu okazji do spotkań po skończeniu szkoły... Mnie za to oglądasz od piątego roku życia.
- I to między innymi sprawia, że jesteś ważniejszy.
Uśmiechnął się ciepło, a zmieszany Kaoru odwrócił wzrok. Joe podszedł do mężczyzny i położył swoje ręce na ramionach przyjaciela. Zaczął szybko pocierać zimny materiał, żeby go ogrzać.
- Pójdziemy na zakupy, żeby mieć coś do jedzenia na kolacje, a potem skierujemy się prosto do hotelu. Może być? – zapytał, gdy Cherry w końcu obdarzył go swoim spojrzeniem.
- Jeżeli robisz to tylko dlatego, że jest ci mnie żal to...
- Chce iść z tobą na zakupy i wrócić do hotelu. Nie chce zostawać z nimi. Lepiej?
Brwi Kaoru powędrowały do góry, a róż który pojawił się na jego policzkach przez zimno, stał się podejrzanie intensywniejszy. Wypuścił głośno, nieświadomie wstrzymany oddech i oparł swoje czoło na piersi Kojiro. Ten zaskoczony gestem, przeniósł swoje dłonie na plecy różowowłosego, je również obdarzając darmowymi usługami grzewczymi.
- Jak z dzieckiem – zaśmiał się cicho. - Zabiorę nasze rzeczy i powiem im, że się zbieramy – powiedział spokojnym głosem Joe.
- Mhm... - mruknął w odpowiedzi i odkleił się od kurtki Kojiro. – Dziękuję.
- Przyjemność po mojej stronie. Chociaż możesz mi postawić dzisiaj wino w podzięce – zasugerował z figlarnym uśmiechem.
- Przemyślę to.
- Zaraz wracam – powiedział stawiając krok w stronę restauracji, jednak zaraz szybko się odwrócił. - Nigdzie nie odchodź – dodał przezornie.
- Nie mam już pięciu lat, Kojiro.
- Ale na tyle się czasem zachowujesz.
Kaoru spojrzał na niego z pobłażaniem, a ten zadowolony ruszył szybko przed siebie. Różowowłosy odprowadził go wzrokiem, czując jak negatywne emocje go powoli opuszczają. Postanowił w duchu pójść za słowami Kojiro i zająć swoje myśli Paryżem. Przynajmniej na czas ich dzisiejszego, wspólnego wieczoru.
[***]
W mieście zapanowała kompletna ciemność, gdy dwójka mężczyzn powolnym tempem sunęła po opustoszałych, zabrukowanych uliczkach. Ich drobne zakupy zmieniły się w odwiedzanie małych, lokalnych biznesów i jedzenie wszystkiego co właściciele mieli do zaoferowania na spróbunek. Oczywiście skończyło się to serią kupowania produktów, których nigdy nie planowali zabierać ze sobą, ale nie żałowali niczego.
Kaoru szedł z lekkim uśmiechem na czerwonej od zimna i procentów twarzy. Jego kroki stały się wręcz taneczne, gdy zaczął lekko kołysać się z trzymanym w ręku pakunkiem. Kojiro obserwował go uważnie, z ulgą dostrzegając zmianę jego nastroju na lepsze. Tak jak się umówili, złotooki nie dostał z powrotem telefonu. Początek ich wspólnego wyjścia na zakupy był dla niego ciężki, ale z czasem sam się wkręcił w poszukiwania sklepików z jedzeniem czy pamiątkami - na tyle mocno, że myśl o problemach w Japonii wyparowała z jego umysłu. Stan ten podtrzymywał alkohol oraz wiecznie ciągnący go gdzieś lub zagadujący towarzysz.
- Przyjemnie jest przejść się po mniej zatłocznych częściach miasta, nie? – rzucił pogodnie Joe, przerywając ciszę między nimi.
- Owszem – przytaknął mu dalej pochłonięty swoim tanecznym krokiem przyjaciel. – Podoba mi się Paryż nocą. Chociaż jest jeszcze zimniej, niż za dnia – dodał z niesmakiem.
- To nie Paryż jest zimny, tylko ty nieprzygotowany – zwrócił mu uwagę, patrząc wymownie na cienki płaszcz i brak jakichkolwiek dodatkowych, ciepłych elementów ubioru. – Masz rękawiczki chociaż?
Kaoru uśmiechnął się do niego krzywo w odpowiedzi.
- Oczywiście, że nie masz - westchnął zrezygnowany.
- Ty też nie masz.
- Moje dłonie, w przeciwieństwie do twoich, nie są zrobione z lodu – odburknął, poczym uśmiechnął się półgębkiem. – Chcesz je ogrzać? – zapytał żartobliwym, flirciarskim tonem i szturchnął Cherry'ego łokciem.
- Czemu nie – odpowiedział spokojnie i wyciągną wolną dłoń w stronę Kojiro.
Zielonowłosy spojrzał na niego zaskoczony.
- Naprawdę chcesz?
- Przecież sam mi to zaproponowałeś.
- No wiem, ale nie spodziewałem się, że się zgodzisz – powiedział, poczym chwycił dłoń Kaoru i włożył ją razem ze swoją do kieszeni kurtki. – Trzymanie cię za rękę, było raczej w strefie fantazji, niżeli realnych planów – wypalił bezmyślnie.
Cherry uniósł wysoko brwi, a ten zaczął się nerwowo śmiać. Joe miał ochotę puknąć się w sam środek swojego czoła za ten tekst, jednak obie dłonie miał w tym momencie zajęte. Zestresowany spojrzał na Kaoru, który z rozbawieniem mu się przyglądał.
- A więc fantazjujesz... – pociągnął temat z szyderczym uśmiechem, wbijając szpile w zawstydzonego Kojiro.
- Jesteśmy w mieście miłości – burknął pod nosem. – Takie tam drobne, paryskie fantazje...
- Masz jeszcze jakieś? – zapytał, przyglądając się z satysfakcją zmieszaniu zielonowłosego.
- Mam – wycedził przez zęby.
Po powiedzeniu tego szybko puścił dłoń Kaoru. Zaraz ponownie ją chwycił - tym razem ciasno splatając ich palce. Kojiro przez cały ten proces patrzył się, z determinacją wypisaną na twarzy, przed siebie, unikając reakcji Cherry'ego. Pewność siebie w relacja oraz podrywie, z której był znany nagle skruszała. Jednak nie na tyle, by nie mógł zachować jej pozorów. Zapomniał jednak o tym, że osoba z którą szedł za rękę za dobrze go znała, żeby tego nie zauważyć.
Różowowłosy z delikatnym uśmiechem przyglądał się jego zmarszczonemu od emocji nosowi. Był przyzwyczajony do fizycznej bliskości z Kojiro. Często był nią obdarzany poprzez klepnięcia, objęcia czy uściski. Jednak był to pierwszy raz kiedy trzymali się za ręce. Również pierwszy raz widział, żeby jego przyjaciel tak coś przeżywał. Sam Kaoru był zaskoczony, lekko speszony, ale czerpał pewną satysfakcję z tej sytuacji. Odwzajemnił uścisk Joe, wbijając swoje zmarznięte palce w ciepłą skórę.
- Chyba ja też zaczynam jakieś mieć... - powiedział, poczym oparł swoją głowę o ramię zielonowłosego.
Kojiro w końcu zebrał się w sobie i spojrzał na Cherry'ego. Jego niepewny wzrok w przeciągu sekundy zmienił się w ten pełen ciepła oraz miłości. Miał ochotę westchnąć z zachwytu, gdy ujrzał wtuloną w swoją kurtkę różową czuprynę. Coś o czym wcześniej myślał, że może tylko marzyć, zostało urzeczywistnione.
- Jak będziesz się tak gapić, to w coś wleziesz – burknął Kaoru, speszony intensywnością spojrzenia przyjaciela.
- Najwyżej mnie zatrzymasz, za nim to zrobię – zaśmiał się, nie odwracając wzroku.
- Bardzo śmieszne. Weź się za podziwianie widoków, czy coś.
- No przecież już to robię – powiedział, celowo przybliżając się do wrażliwego ucha różowowłosego.
Cherry parsknął cicho, poczym chrząknął parę razy, udając że to pierwsze nie miało miejsca.
- To był bardzo tani tekst, nawet jak na pana, panie Nanjo.
- Ale zadziałał, bo się pan zaśmiał, panie Sakurayashiki.
Kaoru podjął próbę nadepnięcia na stopę mężczyzny, ale on to w porę wyczuł i wykonał unik. Miał już zamiar kontratakować, kiedy różowowłosy wyciągnął ciężkie działa w postaci figlarnego uśmiechu posłanego w jego stronę. Kojiro na moment zapomniał jak się oddycha. Wywiesił białą flagę.
- Wiesz... Ostatnio sporo myślałem... - zaczął powoli, dalej wlepiając swój wzrok w Cherry'ego. – O nas.
Poczuł jak dłoń mężczyzny jeszcze mocniej zacisnęła się pod wpływem jego słów. Jednak twarz, której dalej się bacznie przyglądał, nie wyrażała żadnych konkretnych emocji. Nie zapowiadało się również na żadną odpowiedź ze strony Kaoru, więc ciągnął temat dalej.
- Jesteśmy blisko od zawsze, odkąd sięgam pamięcią. Myślę, że to wyjątkowe, że wytrwaliśmy razem do teraz... Bije do tego... Nie, nie, raczej chodzi mi o to... - plątał się, czując jak bicie jego serca wymyka się spod kontroli. – Jesteś dla mnie ważny. Najważniejszy. Doszło do mnie, że chciałbym spróbować...
- Zaraz się wjebiesz w lampę – przerwał mu bezpardonowo Cherry.
- Ja jestem poważny, Kaoru – wycedził ze złością Kojiro, nie odwracając swojego wzroku od różowego czubka głowy. – Nie rób sobie ze mnie żartów w takiej chwili. Chciałbym bym być z tobą bliżej. Tylko, nie wiem... Co ty o tym myślisz?
- Na razie myślę o tym, że się wjebiesz w lampę.
- KAORU, DO CHOLERY! O CZYM TY...
Siatki zaszeleściły, umieszczone w nich rzeczy zahurgotały, a Kojiro został zatrzymany z nosem oddalony od lampy ulicznej o jakieś dziesięć centymetrów.
Ręka, w której różowowłosy trzymał zakupy, zatorowała drogę mężczyźnie. Został on zmuszony do zatrzymania się i w końcu spojrzenia przed siebie. Na widok ciemnego metalu, który błyszczał tuż przed jego twarzą, jego brwi powędrowały wysoko do góry, a szczęka opadła na sam dół.
Zapanowało kilka sekund ciszy, którą przerwał cichy chichot. Po chwili zaczął on nabierać siły, aż w końcu Cherry skręcał się ze śmiechu, patrząc się na zirytowaną i zawstydzoną twarz swojego towarzysza.
- Przepraszam... To silniejsze... Ode mnie... - sapał pomiędzy salwami śmiechu.
Kojiro bił się z myślami oraz mimiką własnej twarzy. Z jednej strony był wściekły i zdruzgotany tym jak przebiegła scena jego wyznania, a z drugiej rechot Kaoru był na tyle zaraźliwy, że miał ochotę do niego dołączyć. Westchnął przeciągle, marszcząc brwi. Gdy śmiech przyjaciela ustał, niezadowolenie i zawód uderzyły go z podwójną siłą. Z niemrawym wyrazem twarzy, patrzył się na czubki swoich butów.
Cherry dostrzegając jego nastrój, ścisnął mocno swoje wargi. Uczucie wstydu zaczęło go powoli zalewać, gdy patrzył na smutny wyraz twarzy zielonowłosego. Odciągnął go na bok od parszywej lampy i rozplótł ich ciasno zaciśnięte palce.
- Już jest ciepła – powiedział spokojnie.
Delikatnie pogładził wierzchem swojej ogrzanej dłoni policzek osowiałego mężczyzny, na co ten się wzdrygnął. Przełożył zakupy z jednej ręki do drugiej i zawieszając siatkę na nadgarstku, ponownie wpakował swoją dłoń do kieszeni kurtki. Natomiast tą zmarzniętą, zwolnioną z dźwigania chwycił smętnie zwisającą rękę Kojiro i splatając ich palce, poprowadził ją również do kieszeni – jednak tym razem do tej należącej do czarnego płaszcza. Dzięki temu lewe ramię Joe objęło całą swoją szerokością plecy Kaoru, który z zadowoleniem umościł swoją głowę na jego klatce piersiowej.
- Teraz druga – mruknął, czując jak kciuk zielonowłosego, delikatnie gładzi jego skórę. – Chyba zepsułem ci twoją paryską fantazję, co? – zapytał cicho, gdy zaczęli na nowo sunąć przed siebie.
- Nic nie zepsułeś – westchnął Joe. – To moja wina – dodał smętnie.
Cherry na moment zamilkł z mocno zmarszczonym czołem. Po namyśle, wziął głęboki oddech i ponownie się odezwał.
- Kiedy się zorientowałeś? Przez te osiem miesięcy, gdy się nie widzieliśmy?
- Nie... - odpowiedział niechętnie, dalej trawiąc gorycz swojej romantycznej porażki. – To już trwa długo. Jakoś od końcówki liceum...
- Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? – zapytał zaskoczony.
- Spójrz na mnie - zaśmiał się sztucznie. – Widziałem gości, do których robiłeś maślane oczy. Jestem ich kompletnym przeciwieństwem. Nigdy nie sądziłem, że będę mieć realną szansę... - dodał ze smutnym uśmiechem, na nowo doceniając tą chwilę bliskości.
- Większość z nich była zadufanymi w sobie kretynami – mruknął Kaoru. – Więc nie widzę dużej różnicy między nimi, a tobą – dodał i pokazał zielonowłosemu język.
- No dzięki – powiedział i przewrócił oczami.
- Skoro ci się podobałem, to dlaczego dalej randkowałeś z innymi?
- Miałem nadzieję, że się zakocham i mi przejdzie – stwierdził z przekąsem. – Jak widzisz, nie wyszło.
Kaoru zaśmiał się delikatnie.
- To teraz... Mogę poznać twoją odpowiedź? – zadał pytanie i nieświadomie, mocniej zaczął ocierać kciukiem o dłoń Cherry'ego.
Złotooki ze zmieszaniem zaczął rozglądać się dookoła. Wypuścił głośno powietrze i spojrzał na rozemocjonowanego Kojiro.
- Jestem... Zaskoczony – zaczął ostrożnie. – Nie spodziewałem się tego, niczego nie zauważyłem...
- Jesteś tak nieogarnięty w relacjach międzyludzkich, że mnie to nie dziwi – przerwał mu z szyderczym uśmiechem.
- Ty chcesz poznać tą odpowiedź czy nie? – wycedził przez zęby, a Joe cicho parsknął. - Nie czuję się z tym źle... - powiedział i ruszył ich splecionymi dłońmi. – Czuję się naprawdę dobrze. Ty też jesteś mi bliski...
- Ale lejesz wodę – burknął rozbawiony, patrząc na czerwień spowijającą policzki różowowłosego.
- Zaraz ci przypierdole! – warknął.
Kaoru nadepną z impetem na stopę Kojiro, na co on syknął z bólu. Po chwili ciemnooki zaczął rechotać pod nosem, przez co uważnie przyglądający mu się Cherry, zaczął kwestionować prawdziwość swoich następnych słów.
– Lubię cię. Bardzo – powiedział stanowczym głosem. – Moglibyśmy spróbować być bliżej... W sumie, nigdy nie myślałem o nas jak o zwykłych przyjaciołach. Więc może...
Zatrzymał się i spojrzał w roziskrzone od emocji oczy Kojiro. Radość i ekscytacja, które od nich biły wywołały na jego twarzy delikatny uśmiech. Patrząc na niego, docenił wszystkie wspólne chwile, jakie było im dane mieć. Tak bardzo potrzebował go i uwielbiał, a teraz miał szansę zbliżyć się do niego jeszcze bardziej.
Wyswobodził się spod jego ramienia i wyjął swoją wolną dłoń z kieszeni kurtki. Złapał nią kołnierz mężczyzny i podciągnął się na palcach do góry. Nieśmiało pocałował Joe w policzek, poczym schował swoją twarz w zagłębieniu jego szyi. W tamtym momencie rozpierała go radość, jakiej nie czuł od lat.
Kojiro oniemiał. Miał ochotę skakać, płakać, śmiać się i krzyczeć jednocześnie. Jednak ani jednej z tych rzeczy nie zrobił. Ręką, którą wcześniej ogrzewał dłoń Kaoru, oplótł ciasno wtulonego w niego mężczyznę. To już nie była fantazja. To się działo naprawdę. Nie mógł w to uwierzyć.
- Więc jesteś na tak? – dopytał się rozemocjonowanym głosem.
- Jestem człowiekiem czynów, a nie słów – burknął Cherry. – Po tym co zrobiłem to raczej oczywiste.
Różowowłosy odkleił się od niego, poczym spojrzał na niego z uśmiechem. Joe odpowiedział mu tym samym, tylko znacznie większym oraz cieplejszym.
- Jesteś totalną diwą i żałosnym romantykiem – powiedział bezpardonowo Kaoru, a jego towarzysz spojrzał na niego zmieszany. – Wiem, że ta scena nieidealnego wyznania w Paryżu, będzie cię ścigać do końca życia... - tu na chwilę się zatrzymał, żeby wziąć większy oddech. – Chcesz ją może zastąpić przyjemniejszym wspomnieniem?
- To znaczy? – zapytał zaskoczony.
- Ty mi to powiedz – mruknął z szyderczym uśmieszkiem.
Odłożył trzymane w ręce zakupy na chodnik i zawiesił się obiema rękami na szyi Kojiro.
- To ty jesteś zboczeńcem, który o mnie fantazjuje – dokończył, a zielonowłosy spalił buraka.
Poniewierany, przez nadzwyczaj pewnego siebie Kaoru, mężczyzna głośno westchnął. Chciał się doprowadzić do porządku - wrócić do swojej codziennej, odważnej wersji, jednak pod naporem ataków Cherry'ego nie był w stanie. Nie tak to sobie wyobrażał. W jego głowie role były odwrócone i to on podjudzał speszonego Kaoru. Obecnie było na odwrót.
Odłożył trzymaną torbę obok tej wcześniej porzuconej przez różowowłosego. Wziął głęboki oddech, poczym spojrzał ze względnym spokojem na twarz przyjaciela. Była blisko, delikatnie oświetlona przez światła uliczne, zaczerwieniona i odbierająca dech w piersiach. Była oficjalnie jego. Była wspanialsza, niż mógł to sobie kiedykolwiek wyobrazić. Cała ta sytuacja doprowadzała jego spragnione serce do szału.
Położył jedną dłoń na talii Kaoru, przyciągając go bliżej siebie, a drugą na jego zarumienionym policzku. Stres i zmieszanie jakie mu towarzyszyły nagle go opuściły. Ten dotyk, położenie swojego czoła na tym drugiego, wpatrywanie się w jego przymrużone złote oczy – to wszystko stało się dla niego proste i naturalne, niczym oddychanie. Miał wrażenie jakby wpadł w trans, z którego nie chciał już nigdy wychodzić.
Niepewnie złączył ich wargi w pocałunku.
Trwało to zaledwie sekundy, ale miał wrażenie jakby to była wieczność. Ich usta delikatnie ocierały się o siebie. Niezgrabnie, niepewnie, dopiero siebie poznając. Zatracił się w tej krótkiej, rozkosznej chwili. Podobnie Kaoru. Czując bicie swojego serca i ciepło całującego go mężczyzny nie chciał przerywać. Jedną ze swoich dłoni zanurzył w krótkich, zielonych loczkach, dając Kojiro sygnał, że ma nawet nie myśleć o przestawaniu.
Joe nawet nie próbował tego robić. Ta chwila była dla niego zbyt słodka i zbyt wyczekiwana, żeby miał ją szybko przerywać. Pierwszy raz smakujące się usta złapały swój własny rytm, którego nie był w stanie zmącić ani jeden przejeżdżający obok nich samochód, czy ciekawski przechodzień.
W końcu Kojiro poczuł, że to nie będzie dla niego wystarczające. Skoro ma okazję, to musi ją wykorzystać w pełni. Pocałunek dodał mu odwagi, której mu wcześniej brakowało. Przerwał go, odsuwając od siebie delikatnie twarz Kaoru, którą trzymał obiema dłońmi. Mężczyzna uśmiechnął się, a zielonowłosy spojrzał na niego jego najcieplejszym i pełnym uwielbienia wzrokiem.
- Kocham cię.
Oczy Cherry'ego gwałtownie się rozszerzyły, a szczęka delikatnie opadła. Słowa te odbiły się w jego głowie na tyle mocnym echem, że nawet nie zauważył cmoknięcia w czoło jakim został obdarzony. Spojrzał z niedowierzaniem na przeszczęśliwego Kojiro, który delikatnie zaczesywał kosmyki jego włosów za ucho.
- Domyślam się, że będę musiał chwilę poczekać na odpowiedź? – zaśmiał się Joe, na co drugi mocno się zarumienił. – Chciałem to powiedzieć od bardzo dawna. Jestem naprawdę szczęśliwy, Kaoru...
Złotooki wziął głęboki oddech i bez zapowiedzi wbił się w jego usta. Ten pocałunek, już drugi w ich wspólnej karierze, różnił się od pierwszego. Był szybszy, bardziej emocjonalny. Stanowił niewerbalną odpowiedź Kaoru na wyznanie Kojiro.
Na ten moment Joe to wystarczyło. Chociaż jego serce do końca tego wieczoru będzie czekało na wypowiedzenie przez Cherry'ego słów, o których wcześniej mógł tylko marzyć.
~*~
Prawie 4,5 tys. słów...
Mówiłam, że będzie kobyła xD
Dostałam cukrzycy pisząc ten rozdział, nie będę ukrywać.
Do zobaczenia~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top