5

Per. Toma

Obudziłem się dosyć wcześnie bo w moim pokoju było jeszcze trochę ciemno. Spałem odwrócony na boku. Podniosłem się z łóżka i wstałem, pomaszerowałem do łazienki. Ten sen był taki cudowny. Naprawdę bardzo chciał bym mieć kogoś kogo mogę kochać ale już mam, różyczka. Ją mam. Mam też pusto w głowie, jaki normalny heterosexualny chłopak przespał by się z drugim chłopakiem, który był jego różą?! Raczej, żadny. Bo ja normalny niestety ale nie jestem. Skorzystałem z toalety i udałem się do swojego pokoju. Zaświeciłem światło i wyjąłem z szafy drugie ubrania, nie chciało mi się zakładać tych które pewnie wiszą na krześle jak zwykle. Wyciągnąłem ubrania i zacząłem się ubierać. Już zakładałem bluzę gdy usłyszałem ziewanie a później słodki głosik.

-Mh.. Dzień dobry tatusiu..

Skamieniałem. Stałem bez ruchu. Nie chciałem się odwracać. Nie, nie, nie!Powiedzcie, że to był tylko sen. Sen, który zalicza się do kategorii "mokre sny". Proszę!
Założyłem do końca bluzę i powolutku się odwróciłem. Z przerażeniem w oczach spojrzałem na chłopaka siedzącego na łóżku. Siedział po turecku na środku łóżka a na dodatek był nagi. Na jego twarzy gościł promienna uśmiech.

-T-tord?!

-Tak? - zapytał grzecznie.

-Czy ja nadal śnie?!-byłem przerażony.

-Um...nie,jest rano i nie śpisz więc nie możesz też śnić-uśmiechał się-chyba

-Nie,nie,nie,nie,nie!

-Tatusiu co się stało? - Zapytał zdziwiony Tord.

-Ale jak to możliwe? Czemu, jak ty żyjesz? Proszę nie mów mi, że wczoraj uprawiałem z tobą sex!-byłem na skraju załamania-i zakryj się czymś!

-Już, już-Tord wstał z łóżka, wzią koronkową bieliznę z podłogi i założył ją- Żyje dla ciebie, żyje normalnie i tak, uprawialiśmy wczoraj sex-Tord podszedł do mnie-i to był najleprzy dzień w moim życiu~

-Tord przystopuj!-krzyknąłem na chłopaka przytulającego się do mnie.

Właśnie w tym jebanym, idealnym momęcie do pokoju wszedł Edd.

-Tom śniadan- um.. może ja przyjdę później-Edd jak najszybciej wyszedł z pokoju.

-N-nie krzycz na mnie...myślałem, że mnie kochasz...b-b-bo ja ciebie kocham.. -ze słodkich oczu Torda zaczęły wypływać łzy.

Maleństwo patrzyło na mnie z dołu przez łzy. Widać było, że toczy wewnętrznął walkę z tym aby bardziej się nie rozpłakać. Ja też toczyłem taką walkę. Nie wiedziałem co zrobić. Byłem tak cholernie zmieszany.

-No już słoneczko, nie płacz-wziąłem Torda na ręce.

Szarooki oplutł swoimi nogami moje ciało i objął moją szyję ramionami. Słyszałem jak płacze. Płakał wtulony we mnie. Trzymałem go za pośladki aby nie spadł a drugą ręce położyłem na jego plecy głaszczac go aby się uspokoił.

-Wiesz, że bardzo mocno cię kocham różyczko i nigdy nie przestanę-mówiłem mu prosto do ucha.

-...-karmelowowłosy położył mi dłonie na ramionach i spojrzał w oczy-mówisz tak bo chcesz mnie pocieszyć..

-Oczywiście, że nie. Mówie tak bo to prawda. Bardzo przepraszam różyczko, kochanie-pocałowałem Torda w policzek a ten cmoknął mnie w usta.

-Wybaczam ci Tom- chłopak wtulił się we mnie.

Ja naprawdę go kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top