Rozdział 4
tiktok: akzgaj
ig: akzgaj.autorka
twitter: AKZgaj
– Czemu po mnie przyjechałeś? – spytałam, patrząc na strumienie wody płynącej po szkle. Wycieraczki samochodowe wycierały Wodospad Niagara z przedniej szyby.
– Co prawda, ta babka miała cię zawieźć do domu, ale uznałem, że po co masz czekać na cudzą litość. Muszę dbać o swoją Rybcię. – Poczułam jak jego ręka chwyciła mój policzek, pociągnęła go lekko do siebie i zaczęła go tarmosić.
– Jesteś... dzięki – podziękowałam Damazemu. Chciałam powiedzieć, że jest on dziwnym, ale zarazem, super bratem. Dostrzegłam, że jego oczy się śmiały.
Uśmiechnęłam się.
Czasami żałowałam, że on nie mógł być tacy jak inni, to znaczy, że nie musiałabym zastanawiać się, jak ludzie zareagują na to, że jestem siostrą chłopaka z prosektorium... Ale zarazem wiem, że to byłby ktoś inny – Damazy był po prostu sobą. Kocham i nadal będę kochać mojego brata takim, jakim jest. Od zawsze był szczery, prawdomówny i prawdziwy. To są wielkie zalety w tym świecie.
– Rybciu, powiedz mi, czemu wzięłaś tę posadę. Jakim cudem? Jakim sposobem? Szantażowali ciebie? Zmusili cię? Mówię o byciu opiekunką wakacyjną. Naprawdę chcesz być nianią tego małolata? – zapytał Damazy. Dla niego, każdy w moim wieku był małolatem, włącznie ze mną.
Spojrzałam w okno, przez które mogłam dostrzec zarys drzew, które ukrywały się w szarej kurtynie wody. Jedynie pobliskie paprocie, których liście ocierały się o nasz samochód, okazały się być najbardziej widoczne. To był bardzo silny deszcz, a wilgoć z zewnątrz oczywiście musiała dostać się do wnętrza naszego pojazdu. Choć uwielbiam wodę, to jednakże nie cierpię być ,,sucha", a zarazem czuć lepkość skóry na skroni. To nie znaczyło, że nasz samochód przeciekał – po prostu wilgoć nad jeziorem jest wszechobecna.
– Rybciu? – przypomniał się Damazy. – Rozumiem, że ryby nie mówią, a ty chyba dostatecznie przebywałeś wśród obcego gatunku, aby nauczyć się posługiwać ustami. – Uśmiechnął się do mnie zachęcająco, choć mogłam dostrzec w jego oczach prośbę, abym wytłumaczyła swoje niecodzienne zachowanie. Ja sama chciałabym je sobie wytłumaczyć. Postawiłam na logikę.
– Jego matka, pani Kairelis, daje mi sto sześćdziesiąt dolarów. Na dzień.
Damazy zagwizdał głośno.
– To wiele tłumaczy. Ale za pieniądze chcesz się zniżać do poziomu podglebia i mułu?
Parsknęłam śmiechem, który brzmiał jak chrumkanie świni.
Damazy zamierzał kontynuować swoją mowę, nadając jej pouczająco-oznajmujący ton:
– Wiesz, zawsze miałaś tendencję do irracjonalnych zachowań od dzieciństwa. Gdy mama była z tobą w ciąży, mówiłem jej, aby nie słuchała rocka, bo to deprawuje.
– Rock mnie zdeprawował w brzuchu mamy? – zaśmiałam się.
– Bez tego i tak jesteś dziwna. Ja to bym wyszedł z tego domu. Nie zamierzałbym kłaniać się komuś, komu wydaje się, że jest lepszy od nas, bo ma forsę – mruczał.
– Nie lubisz go, co? Rytisa?
– Mam powód – burknął.
Spojrzałam czujniej na Damazego. Ogółem, od początku nie był przychylny Rytisowi – w zasadzie też nic nie mówił o państwie Kairelis, nie komentował przyjaźni naszych rodziców z nimi, ale udawał, że ich syn nie istnieje.
Pochyliłam się lekko i zapytałam:
– Jaki? Oprócz mojego?
Widziałam, jak jego usta lekko się skrzywiły, jakby połknął coś kwaśnego.
– Zasadniczo taki sam. – Wycedził powoli, z ukrytym westchnieniem. – Tylko, że słyszałem, co on mówił o tobie, gdy pojechałem motocyklem do centrum. – Widząc moje zaskoczenie, zamilkł na chwilę, ale podjął kontynuację swojej mowy: – Nieźle, co? Przypadek czy przeznaczenie? Wpadłem na niego w galerii, gdy kupowałem dla ciebie szkicownik. Nie rozpoznał mnie, bo to było dość niedawno. No wiesz, ja wypiękniałem, a on rozciągnął się. Ja tego smarkacza rozpoznałem od razu. Takich wrednych gęb się nie zapomina.
– Nic mi o tym nie mówiłeś. Kiedy to było? – Zmarszczyłam czoło w zastanowieniu.
– A, dawne czasy – westchnął głęboko Damazy, jakby ta rozmowa sprawiała mu zmęczenie. Może i w istocie tak było. Męczące jest wracanie do nieprzyjemnych wspomnień. Tym bardziej ich słuchanie.
– Co on powiedział? – spytałam.
Damazy nagie zachorował na napad głuchoty.
– Co on powiedział? – spytałam raz jeszcze, odrobinę twardszym tonem.
– Opowiadał jakiejś barbie, że znał taką jedną dziewczynę, która nachalnie do niego łaziła i że on naprawdę nie lubi, gdy ktoś ciągle mu zawraca głowę. Spuentował tym, że niektóre wodne stworzenia w wyniku ewolucji, nie rozwinęły dość rozumu i poszanowania cudzej prywatności.
Jego dłoń wylądowała na moim ramieniu, w ramach pocieszenia.
– Nie przejmuj się. To jest idiota. A ja mu się odpłaciłem. Niechcący go potrąciłem na schodach. Wylał na barbie kawę z Starbucks. – Dodał, klepiąc mnie lekko po głowie.
Milczałam, trawiąc te słowa, które już zdążyły pozostawić w moich ustach nieprzyjemny posmak goryczy.
– Ale czemu to mówił? Czemu on jest taki wredny... tak podły...? – spytałam cicho. Nie mogłam zrozumieć, jakim sposobem mój brat musiał usłyszeć rozmowę o mnie. To był przypadek? Kto wie. Różne sytuacje zdarzają się w życiu. Bywa tak, że czasami spotyka się kogoś na ulicy, kogo nie spodziewa się nigdy więcej widzieć, bo ten ktoś wyleciał do Ameryki Południowej. Więc może Damazy spotkał na swojej drodze Rytisa, który aby rozbawić swoją nową lalę do kolekcji, opowiadał ,,śmieszny" żart o mnie? Wyglądało na to, że książę lubił wszystkim opowiadać o mojej naiwności i głupocie. Chyba to mu się wydawało być bardzo zabawne. A może on to zrobił, widząc mojego brata? Może go rozpoznał? Nie mogłam posądzić o Damazego o kłamstwo, ponieważ nigdy mnie nie okłamał (nie licząc głupich bajeczek, aby mnie wystraszyć – byłby wybitnym pisarzem horrorów, ale obawiam się, że ludzie musieliby iść na terapię, po przeczytaniu jego dzieł).
Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Bardzo ono bolało. Nie rozumiałam czemu. Tyle ludzi się ze mnie śmiało, ale czemu... czemu tak ono bolało na myśl o księciu ze wzgórza?
– Nie wiem czemu. Chyba traktował twój przypadek jako żart – szepnął cicho mój brat.
– Nie mów dalej. Rozumiem – powiedziałam chłodno.
Widziałam kątem oka, że Damazy zasmucił się.
– Nie przejmuj się. Mówiłem, że ci bogacze mają nierówno pod sufitem. Gdyby jakaś dziewczyna tak starałaby się o moją uwagę, to aż bym był zaborczy, aby jej nie stracić. Fajnie byłoby mieć przyjaciółkę.
– To raczej pewne. – Nieznacznie wygięłam kąciki ust. – Ale chyba przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Wykorzystałbyś to, co? Aby mieć dziewczynę.
– Znasz mnie. – Damazy uśmiechnął się pod nosem.
Przez chwilę milczeliśmy, aż mój brat nagle zabrał głos:
– Dlaczego wzięłaś tę pracę? – To brzmiało jak wypominanie. – Po co? Tak jesteś łasa na pieniądze? Pieniądze szczęścia nie dają. Znaczy, są pewne przyjemności, jak się je ma, ale... Co cię napadło? Rybciu? Warto marnować sobie za nie zdrowie i czas? Nieskorumpowana przeze mnie część twojej duszy się odezwała?
– Chcę pieniędzy. – Powiedziałam twardo. – Na kurs nurkowy i na wyprawę do Islandii. Chcę pływać w szczelinie między kontynentami. Widziałeś zdjęcia z Silfry? A także Złoty Krąg i te gejzery? Na Islandii jest również pewien wulkan, do którego wnętrza można wejść! Chciałabym odbyć podróż do wnętrza ziemi... coś niezwykłego!
– A co z tubylcami? A co ze zwierzętami? A co z niedźwiedziami polarnymi? A co z maskonurami?
Parsknęłam śmiechem. Nie wiedziałam, czy Damazy mówił to na poważnie, bo czasami trudno było mi rozszyfrować jego poczucie humoru.
– I co tam będziesz jadła? Ten ich skyr? Mięso rekina, które daje moczem? Suszone ryby? I będziesz popijała to herbatką z mchu?
– Z porostu.
– Jak chcesz poczuć Islandzkie klimaty, wyjdź teraz z samochodu, a ja pojadę do sklepu i kupię ci jakiś serek. A porost zdrapię z pobliskiego drzewa.
– Damazy! – zwróciłam mu uwagę. – Mówisz tak o jedzeniu z zagranicy, aby mnie obrzydzić. Nie chcesz, abym ruszała się z domu! Najchętniej zatrzymałbyś mnie przy sobie. – Powiedziałam szczerze. – Nie lubisz obcej kuchni? A sam pamiętasz vegemite? To paskudztwo?
– Wujek Andy i tata bardzo to chwalili i mnie też to smakowało. To był w końcu prezent cioci Bethany!
– To było obrzydliwe! I ty chcesz jechać do Australii, aby to sobie kupić! Czasami się zastanawiam, czy aby ci nie zasmakował islandzki rekin, skoro nie masz zmysłu smaku i powonienia...
Damazy uśmiechnął się pod nosem.
– A wracając do Islandii... Gdzie będziesz spać? Będziesz spała na drodze? – mruczał do siebie. – Wiesz, że wiatr jest tam bardzo silny? Jeszcze zwieje cię gdzieś do jakieś rozpadliny! I zje cię jakiś głodny tubylec! I co będzie z moją malutką siostrunią? – Wyciągnął swoją rękę i zaczął nią pieszczotliwie głaskać mnie po głowie. Zacisnęłam usta, bo już wiedziałam, że musiał nadejść moment „pocieszania". Kiedyś się wzbraniałam przed tym, ale wtedy Damazy brał mnie na kolana i przytulał mocno do siebie. Obawiam się, że zresztą nawet lubię, jak ktoś mi tak niszczy fryzurę. W tej chwili naprawdę doceniałam jego gest. To było krępujące, ale zarazem pocieszające.
– Nie wkładaj do tego serca. – Polecił Damazy. – Do tej pracy. Dobrze ci radzę. Dobrze na tym wyjdziesz. Ile czasu ma trwać ta katorga? – zapytał, nadal głaszcząc moje włosy, które w dotyku, chyba przypominały tekturę. Zanotowałam sobie w głowie, że muszę kupić sobie jakąś odżywkę, aby zaczęły one przypominać włosy, a nie siano.
– Chyba miesiąc – odpowiedziałam cicho.
– Ała.
– No raczej. – Zamknęłam oczy i potarłam czoło. Kłopot był w tym, że do wszystkiego wkładałam serce, no może oprócz dzisiejszego czytania. Wkładałam serce do pracy, do interakcji z ludźmi, nawet gdy powtarzałam sobie, żeby tego nie robić. A gdy coś się nie udaje lub relacja się rozsypuje, zawsze przeżywam silną melancholię i rozpacz, obwiniając siebie za błędy.
Westchnęłam cicho. Choć trwały wakacje, często wracałam myślami do roku szkolnego. Moje życie szkolne nie było przyjemne – jako młodsza siostra Damazego, z nazwiskiem Harvey, otrzymałam w spadku po nim jego łatkę „dziwaka". Nie dość, że mój starszy brat teraz uczył się nietypowego zawodu, to już w szkole był znany ze swoich buntowniczych opinii, które zahaczały o nihilizm. No cóż, to raczej nie pomagało mi w znajdowaniu przyjaźni ze strony uczniów na zajęciach. Ale obawiam się, że chyba sama byłam tą dziwną dziewczyną.
Choć oboje z bratem normalnie wyglądaliśmy, nie mieliśmy tatuaży w wieku dziesięciu lat, piercingu w pępku, i włosów koloru pistacji, to ludzie od zawsze inaczej nas traktowali – domyślałam się, że jego tak odsuwali od siebie z oczywistych powodów (gadanie o trupach i nieszablonowe zachowanie, to jedno), ale nie do końca rozumiałam, czemu mnie to spotykało z ich strony.
A może po prostu nie miałam talentu do utrzymania znajomości?
Może bywałam czasami zbyt szczera i bezpośrednia?
Prawda bolała. A ja nie znosiłam fałszu i tych wszystkich „norm".
Pokręciłam głową. A zresztą, nie powinnam się tym wszystkim przejmować, pomyślałam. Szkołę i inne zajęcia traktowałam jako nieprzyjemny obowiązek. Odkryłam, że szkoła nie jest najlepszym miejscem na szukanie znajomości. Wszelkie znajomości, które zawierałam w szkole, kończyły się zawsze tak samo: ktoś mi odbierał, a raczej, zabierał moją koleżankę pod moją nieobecność, albo przez inne przypadki losowe. Podejrzewam, że chyba byłam za nudna dla moich przyjaciółek. No i z moją przyjaciółką nie miałam wspólnych tematów... lub nie przejawiałam fanatycznego zainteresowania jej ulubionymi tematami (zresztą ona moimi to w ogóle nie przejawiała nawet udawanego zainteresowania). Nie umiałam być zaborcza jak inni ludzie i nigdy nikogo nie trzymałam na smyczy, jak inne parki, które same siedziały na korytarzu, jak członkowie jakiś sekt, i nikogo nie dopuszczały do siebie.
Nie mogłam nikogo sobie znaleźć – nie byłam nachalna, nie byłam zdesperowana, nie miałam jakiś problemów z higieną, czy też dziwnych tików nerwowych – a więc czemu nie mogłam utrzymać nowych znajomości? Chciałam tylko rozmowy, czyjegoś szczerego zainteresowania (i chciałam okazywać też od siebie te zainteresowanie, ale błagam! nałogowe oglądanie jakiś durnych seriali i obgadywanie szkolnych cheerleaderek to nie jest hobby!). W kwestii mojego charakteru, to nawet zastanawiałam się, czy nie byłam zbyt powściągliwa, co też było elementem dziedzicznym, ale widziałam gorsze przypadki bycia istotą z lodu, i jakoś takie kreatury nawet MIAŁY chłopaków.
Myślałam, że coś się zmieni, po tym, jak poznałam Olivię, z którą miałam wspólne zainteresowanie – pływanie i przygotowywanie się do zawodów pływackich. Sądziłam, że będę miała koleżankę z którą będę mogła wyjść na basen i tak dalej. Ale i ona mnie w końcu olała, a pod koniec roku szkolnego nawet nie zwracała na mnie uwagi (może się na mnie obraziła za to, że zajęłam pierwsze miejsce... a ona czwarte; no, ale czwarte miejsce jest w końcu lepsze niż dziesiąte, prawda?). Ale oprócz tego szczegółu, schemat był ten sam – ktoś mi ją zabrał (bo poznała na basenie jakąś dziewczynę i od razu stały się zagorzałymi best friends), bo ja nie byłam zaborcza, bo dawałam jej wybór, bo nie mówiłam: ,,Przyjaźnisz się ze mną i tylko ze mną, inaczej połamię ci gnaty i będę cię niszczyć przez następne pół roku", i nie trzymałam jej jak na smyczy, jak inne dziewczyny swoje psiapsiółki. Zresztą, też chciałabym, aby ktoś o mnie walczył, ale niestety, chyba byłam nie atrakcyjnym towarem na rynku kandydatów na przyjaciół.
Zerknęłam kątem oka na brata i znów nabrałam chęci do obwiniania go za swoją sytuację. Ludzie opowiadali o nim różne plotki (niektóre prawdziwe, a niektóre nie), choćby takie, że Damazy kolekcjonował czaszki zwierząt (prawda), a także trzymał żaby i inne żyjątka w słoikach z formaliną (niestety też prawda). Ale twierdzenie, że on trzymał ludzkie ciała w szopie, było przesadą. Nasza szopa zmieściłaby raptem jedno ciało. Mogę potwierdzić jedną plotkę: po dniu zawodów w szkole, załamał nauczyciela po tym, jak mu powiedział, że zamierza otworzyć zakład pogrzebowy z nowoczesnym krematorium w naszym turystycznym mieście. Dodał, że da zniżkę dla jego rodziny na jego kremację. Tego samego nauczyciela dobił rok później, gdy został złapany po lekcjach w szkole. Kiedy zadano mu pytanie, czemu szlajał się po salach lekcyjnych i mierzył meble metrówką i sprawdzał drewno, odparł, że chce zostać komornikiem i jego pierwszą ofiarą będzie ta szkoła.
No cóż, nie mogłam obwiniać swojego brata za jego sposób bycia, który choć nie mówiłam tego głośno, czasami podobał mi się.
Tak.
W tej chwili uznałam, że nie mogę obwiniać kogokolwiek za moje problemy z ludźmi, wiedząc o swoim charakterku. No dobra, czasami było wygodne zrzucić winę na brata.
Był jeden moment, w którym mógł być przełom spowodowany posiadaniem Damazego – mogłoby to wyjść na moją korzyść, choć niezupełnie tak, jakbym chciała.
W ostatnich dniach szkoły, kiedy wychodziłam z budynku i stałam na schodach, Damazy przyjechał po mnie swoim motocyklem, Harleyem-Davidsonem, ubrany w swoją skórzaną kurtkę. Wyglądał zabójczo i naprawdę nie dziwiłam się, że laski wychodzące ze szkoły skupiły na nim swoją uwagę. Mimo to, ja byłam czujna. Znając Damazego, wiedziałam, że zaraz coś zrobi, i to coś, po czym będzie o nim głośno – on nawet o tym nie myślał, bo nie zważał na to, co ludzie o nim sądzą.
Gdy zdjął z głowy kask, jego jasne, prawie platynowe włosy, rozbłysły się na ciepły odcień. Na nosie miał swoje okulary pilotki. Dużo dziewczyn przystanęło na chodniku i patrzyło się na niego z zainteresowaniem. Zgaduję, że w ich mózgach pojawiło się pytanie, kim jest ten przystojniak, dla kogo był drugi kask, i czy dałoby się tej dziewczynie, która miała wsiąść na motocykl, wydrapać oczy.
Nawet teraz, jak wspominam to wspomnienie, czuję skok adrenaliny.
„HARVEY!" – ryknął do mnie mój starszy brat.
Szkoda, że nie myślał wtedy o nowym zawodzie: ludzki megafon.
Pamiętam, jak czułam się zła i zawstydzona. Wtedy zamknęłam oczy i chciałam zniknąć pod ziemią, ale moja dzika strona się odezwała. Krzyknęłam głośniej: „CZEGO CHCESZ, HARVEY NUMER DWA?".
„Rybciu, nie będę tutaj stać, jak na wybiegu, wskakuj! Nie jestem okazem do obserwacji" – odparł, śmiejąc się wesoło. Chyba nie przeszkadzało mu to, że dziewczyny z mojej szkoły pożerały go wzrokiem – nawet Rytis Kairelis i Sam Brannick – ponoć najwięksi przystojniacy i pożądane materiały na chłopaków – nie mogli się z nim w tamtej chwili mierzyć.
W zasadzie, to chyba przestanę tak myśleć, bo myślenie w ten sposób o własnym bracie, odrobinę mnie krępuje.
W każdym razie, słyszałam podniecone głosy dziewczyn, w tym głos Caroliny Andy, która patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Zapytała mnie: „Kto to jest? Znasz go?". Pewnie myślała, że się wygłupiałam, ale do jej hipotezy nie pasowało to, że ten facet wymienił moje nazwisko i zwracał się do mnie. A innej Rybci Harvey nie ma w Fern Town.
„Znam, i jestem na niego skazana od urodzenia" – odpowiedziałam, wzruszając ramionami i wydając z siebie głuche westchnienie. – „To mój brat".
Laski ze szkoły przyglądały się uważnie Damazemu i chyba zaczęły wątpić w plotki o moim bracie, który miał być chudzielcem z twarzą pełną krost, z rozbieganymi oczami i wystającymi przednimi zębami. No, jak był nastolatkiem, fakt faktem, miał opryszczoną twarz, skłonność do bycia chudym jak ość, a do tego miał zielony aparat na zęby. Przez to wydawało się, że miał pomiędzy zębami mech lub glony. To z pewnością mu nie pomogło w zdobyciu dziewczyny.
Wracając do szkoły i mojego życia, w następnych dniach na chwilę miałam okazję poczuć się, jak to jest być obiektem zainteresowania... Tylko, że niestety nie byłam obiektem zainteresowania chłopaków, a dziewczyn, które chciały poznać pewnego studenta i z nim umówić się. Zaangażowanie spadło tak szybko, tak jak samo powstało, gdy wyjaśniłam, czym zajmuje się ów student. Niespecjalnie jest romantyczne czy prestiżowe spotykanie się z kimś, kto przebywa w kostnicy.
No dobra, postanowiłam skończyć te myślenie o Damazym, bo jeszcze będzie mnie nawiedzać w snach, a tego naprawdę nie chciałam.
Wracając do kwestii partnerstwa i koleżeństwa, już od dawna uznałam, że przyjaźń to gra interesów, wymysł Hollywoodu i zdesperowanych pisarzy, który przelewają swoje frustracje na papier, tworząc fikcyjne postacie i pisząc o swoich marzeniach. Przyjaźń jest bajką dla małych dzieci, którą karmi się je, aby osłodzić ten gorzki świat, którym rządzi tylko interes i umiejętność manipulacji.
Byłam samotna i pewnie będę.
A zresztą, są też plusy, jak się nie ma przyjaciół – mam wiele czasu na myśli i zainteresowania, czyli mogę się rozwijać. Mimo to, jakiś ból w sercu nadal pozostaje i ten gorzki posmak beznadziejności i wiedzy, że nikt mnie nie lubi, poza moim własnym starszym bratem.
Z takimi myślami dotarłam do domu. Było ciemno, a deszcz tak mocno lał, że Damazy nakazał mi zostać w samochodzie. Wyszedł pierwszy, wbiegł do domu i przyniósł z niego parasolkę, abym nie musiała być mokra. Naturalnie podziękowałam mu, i zanotowałam sobie w głowie, aby zrobić mu kakao.
Kiedy wyszłam z samochodu, czuć było zapach wody i ryb. Zielonkawa poświata otaczała cały świat. Wydawało się, że znaleźliśmy się na obcej planecie. Z bratem wyjęłam z bagażnika rower, który schowaliśmy pod wiatę. Przed wejściem do domu, zdjęliśmy zabłocone obuwie. Nie chcieliśmy nanieść błota do salonu (i oberwać od mamy miotłą).
Jak tylko weszliśmy przez próg, byłam zaskoczona naszym widokiem, kiedy zobaczyłam nasze odbicie w lustrze. Po drugiej stronie tafli lustra patrzyły na nas dwie zmęczone, przemoczone sylwetki z dużymi szarymi oczami. Parasolka nie specjalnie nas obroniła przed wiatrem, który niósł ze sobą strumienie kropel wody. Damazy naturalnie zaciągnął do tyłu swoje krótko-długie włosy i pogładził swoje policzki, mrucząc coś o goleniu się. Ja nie skomentowałam swojego wyglądu, a tylko poszłam do kuchni, aby nastawić czajnik i wsypać do ulubionego kubka brata parę łyżeczek kakao i cztery łyżeczki cukru. Po tym, jak zalałam kakao wodą i wymieniłam parę słów z rodzicami na temat zaproponowanej mi niecodziennej pracy (przyjęli ją z aprobatą, a liczyłam gdzieś w duszy, że oznajmią, że mam jutro zostawić w domu i olać ten obowiązek), zgarbiona poszłam do swojego pokoju, tylko po to, aby zrzucić z siebie ubrania, przebrać się w szlafrok i wyciągnąć z półki na książki Zew Krwi. Skończyłam czytać tę książkę tego samego wieczoru.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top