Rozdział 25
tiktok: akzgaj
ig: akzgaj.autorka
Zanurzyłam swoje nogi w wodzie i patrzyłam się, jak maleńkie rybki podpływały zaciekawione do moich stóp. Jednak zanim ich pyszczki musnęły moją skórę, stworzonka szybko uciekły, gdy koło moich opalonych na złoto nóg, pojawiły się szczupłe łydki opalone na orzech.
– Co dziś knujesz? – zagadał mnie Rytis jakby nigdy nic. Nie mogłam narzekać, że brakowało mi teraz towarzystwa, od kiedy mój sąsiad zaczął mnie codziennie odwiedzać.
– A, tylko rozmyślam. – Odparłam, odwracając głowę i podpierając swój podbródek o dłoń. Łokieć ułożyłam na swoim prawym kolanie. Niestety nie mogłam sobie przypomnieć, o czym przedtem myślałam. Obawiam się, że nie myślałam o czymś ważnym. Chyba bardziej byłam zajęta bezmyślnym obserwowaniem małych ciekawskich rybek.
– Interesujące. – Przyznał Rytis. – A o czym myślałaś?
Podniosłam brwi i spojrzałam na niego. Oczekiwał odpowiedzi. Z konspiracyjnym uśmiechem wyznałam:
– O podbiciu świata za pomocą wytresowanych ryb.
– Celia, błagam! – zawołał, wznosząc ręce do góry. – Czy całe twoje życie krąży wokół wody?
– Nie żartuj. Interesuję się wieloma rzeczami.
– Ożywionymi chociaż?
– No oczywiście. – Mruknęłam.
Rytis przysunął się do mnie, lekko podskakując.
– Powiedz mi. – Nalegał. – Chcę wiedzieć więcej o tobie, rusałko z Dunn.
– O! To mój pomost i twój limit pytań zakończył się na dzisiejszy dzień – odparłam, kręcąc głową. – Co ciebie do mnie sprowadza?
– Nuda. – Odparł swobodnie.
– Niezbyt oryginalne.
– Mogę podać więcej powodów, ale mój limit odpowiedzi został wyczerpany. – Uśmiechnął się szeroko, dość zawadiackim uśmieszkiem. – Przyniosłem ze sobą smakołyki. – Mówiąc to, położył plecak na swoich kolanach i wyciągnął z jego wnętrza paczkę chrupek z nadzieniem truskawkowym, parę batonów i słodkie napoje.
– Chcesz nas utuczyć? – zapytałam, mimowolnie zerkając na słodkości. – Ale dzięki. – Poklepałam szybko jego bark.
– Morświny są urocze, a mają swoją tuszę – zachichotał. – Nikomu odrobina ciałka nie zaszkodzi.
– Miażdżyca, cholesterol, cukrzyca, nadciśnienie, choroby serca, i depresja. – Czyjeś papierowo białe nogi pojawiły się między naszymi opalonymi łydkami. – To będzie wam grozić, małolaty. – Zostałam przesunięta w bok, a Rytis niemal został zepchnięty z pomostu, kiedy Damazy ulokował swoje cztery litery pomiędzy nami. Zadowolony z tego powodu, uśmiechnął się bezczelnie swoim niewinnie słodkim uśmiechem.
– Może zmień profesję. – Poleciłam mu. – Zostań pediatrą. Już to widzę, jak matki i ich córki będą do ciebie tłumnie przychodzić.
Damazy wzruszył ramionami.
– Chyba to nie jest moje powołanie.
Otworzyłam usta, ale je zamknęłam. Poczułam, jak nastała między nami nieprzyjemna cisza. Przybycie mojego brata było niecodzienne. Zwykle nas obserwował z okna swojego pokoju, ale chyba miał tego dość. Nie wiedziałam, co uknuł w swoim mózgu. Cokolwiek to nie było, z pewnością chciał rozdzielić mnie z Rytisem.
– To jakie macie plany na dzisiaj? – Poklepał dłońmi swoje kolana i dopiero wtedy odwrócił głowę ku Rytisowi. Chyba uznał, że musi przestać go traktować jak powietrze.
– Rytis! No, dalej? Jak zamierzasz zabrać czas mojej siostrze? – zapytał pogodnie, lekko uderzając swoją stopą o taflę wody, burząc jej gładką powierzchnię. Rytis nie wiedział do końca jak się odezwać. Patrzył się na mnie, to na mojego brata, z zupełnie zaskoczoną twarzą. Może bał się go?
– Oh, pomyślałem, że chciałbym spędzić z nią czas na rozmowie. Lubię rozmawiać z Celią. Jest dobrym rozmówcą. Dzięki niej mam stymulację mózgu i możliwość ćwiczenia swojej składni – odpowiedział spokojnie, patrząc się na mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam się tym samym. Poczułam, że policzki zaczęły mnie szczypać. Rumieniec.
Damazy przesunął się lekko do przodu, zasłaniając mnie.
– Interesujące. – Powiedział krótko. Mówił to zbyt łagodnym głosem. Nie był to dobry znak.
Postukałam palcem o jego bark.
– Zasłaniasz mnie, synu szklarza – zwróciłam mu uwagę. Damazy perfidnie zignorował mnie. Byłam pewna, że próbował swojego rentgenowskiego wzroku na Rytisie, który przyjął atak z zupełnym spokojem; skierował swoje oczy na wodę i zainteresował się rybami, które pływały nieopodal nas.
– A ciebie co tu sprowadza? – nagle odpowiedział ,,kontratakiem".
Błąd, robisz błąd. Nie zaczynaj tematu!, krzyknęłam w myślach. Ty głuptasie!, zaczęłam machać rękoma i pokazywać, aby zamknął usta, ale Rytis zrozumiał to dopiero po fakcie zauważenia, jak Damazy przybrał swoją inną twarz – na jego ustach pojawił się ten jego paskudny uśmiech. Zaczął wyglądać na jakiegoś wyrafinowanego łobuza, który zastanawia się, gdzie uderzyć, aby bolało.
– Jest tak ładnie. Pogoda też jest wspaniała. Cisza. I spokój – wymruczał powoli. – Pomyślałem, że dotrzymam wam towarzystwa.
Mój wzrok i Rytisa spotkał się. Chyba zrozumieliśmy jedno. On nam nie odpuści. Damazy włączył tryb super nadopiekuńczego starszego brata. Zrozumiałam, że on nas nie wypuści z swoich łap. Będzie jak pijawka, która przysysa się do jakiegoś skrawka skóry i dopiero znika, kiedy uzna, że dość wychleptała krwi od zmaltretowanego żywiciela. Musiałam wymyślić sposób, aby się go pozbyć. Ale niestety Rytis chyba wpadł na to samo. Nietaktownie powiedział:
– My z Celią nie chcemy ci przeszkadzać. I tak mieliśmy już iść. Jak chcesz, możesz nam uszczuplić zasoby potencjalnego cholesterolu. Częstuj się. – Wyciągnął ku Damazemu paczkę z ciastkami. Chyba chciał tym go przekupić. Albo robił to z gestu dobrej woli. Pewnie było to i to. Nie wiedziałam, co Damazy mógł zrobić. Obserwowałam, jak brat kiwnął lekko głową, podnosząc jedną brew i biorąc jedno ciastko.
– Dzięki. – Powiedział jedynie i włożył łakoć do ust. Jednak po chwili odwrócił głowę i zapytał: – A dokąd się wybieracie? Hm? To jakaś tajemnica? Chyba się znajdzie miejsce, na trzeciego pasażera? Nie mam nic do roboty, a pomyślałem, że dotrzymam wam towarzystwa. Chyba nie jesteś temu przeciwny, prawda?
Postanowiłam wkroczyć do akcji i wybrnąć z tej krępującej sytuacji. Nie chciałam, aby ta przyzwoitka przyssała się do nas.
– My mieliśmy płynąć kajakiem, a jak wiesz, mamy tylko dwa miejsca i...
– A po co macie pływać kajakiem? – zawołał Damazy, wznosząc ręce do góry. – Po co się męczyć? Ty zniszczysz swoją fryzurę. – Poklepał mnie po głowie. – A ty już bez tego wyglądasz jak fleja. – Wskazał na fryzurę Rytisa, którego włosy były zawadiacko roztrzepane. – Oj nie, jako najstarszy, muszę dbać o was. Mamy tutaj motorówkę. Chętnie zabiorę was tam, gdzie będziecie chcieli. – Uśmiechnął się słodko. To była jego broń. Jak on się tak uśmiechał, każdy, ale to każdy, ulegał jego urokowi. Nie mogliśmy nic zrobić.
Zachęcam do zostawiania gwiazdek i komentarzy. Z góry za to wszystko bardzo dziękuję (bardzo mnie to motywuje i wiele dla mnie to znaczy ♡)
Jak myślicie, co Damazy uknuł w tym swoim przebiegłym łbie?
Zapraszam na moje social media, by widzieć więcej Harvelis (Celia x Rytis):
ig: akzgaj.autorka
tiktok: akzgaj
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top