Rozdział 21

tiktok: akzgaj

ig: akzgaj.autorka

Warsztat mojego ojca należy też po części do mnie; stoi on między drzewami i uwielbiam tam siedzieć, kiedy jezioro odbija promienie słonecznie na tafli wody, a odbite od wody światło tańczy na suficie złotym blaskiem. W warsztacie jest pełno przyborów do majsterkowania, a także desek, gwoździ, farb i różnych potrzebnych rzeczy. Stoi też tam krajzega, ale odkąd straciłam palec, używałam jej przy obecności taty lub mamy. W zasadzie, to tej krajzegi używałam zawsze przy dorosłych, mimo tego, ten wypadek był przy bracie – ten moment, kiedy straciłam palec. Gdyby nie obecność mojego brata, nie wiem, co by się stało. Dostałam szoku, nic nie mówiłam przez parę dni. To niby był tylko palec, ale zarazem poczułam się mniejsza. Jakby nie było części mnie.

Wzięłam pędzel w moją dłoń i zanurzyłam go w zielonej farbie, po czym zaczęłam malować dach budki dla ptaków. Wróciłam myślami do momentu, kiedy Rytis pomagał mi go zrobić. Tata odpalił krajzegę i według mojego projektu powycinał drewno, a my zrobiliśmy resztę z Rytisem: to znaczy zbudowaliśmy budkę, ale jej nie skończyliśmy – chłopak musiał wrócić do domu. Oznajmił, że żałuje, że nie mógł ze mną zostać. Obiecał mi, że postara się następnym razem być ze mną przez cały czas i pomagać mi zbudować i pomalować karmnik od początku. Uśmiechałam się na samą tą myśl, malując wzory na dachu.

Moje myśli o Rytisie zburzył mój brat, który stał w drzwiach i sprowadził cień.

– Złaź doktorku! Zasłaniasz mi słońce – zwróciłam mu uwagę, nawet nie podnosząc głowy.

Damazy nic nie powiedział, a tylko przyciągnął do siebie krzesło i usiadł koło mnie.

– Ładny kolor – przyznał. – Pomóc ci?

– Nie trzeba. Tylko nakładam wzory. Bułgarskie. Pobrałam z internetu. Podobają mi się.

– Nie lepiej dać tutaj czerwony i biały? Albo zielony i biały?

– Następnym razem, bracie, to ty będziesz malować, ok? – Westchnęłam, próbując użyć podmuchu powietrza z ust, by poruszyć kosmyk włosów, który zwisał mi przed twarzą. Damazy przybył mi na ratunek i wsunął moje włosy za uszy.

– Ratujesz moje oczy – podziękowałam mu, wracając do pracy.

Damazy wziął w palce jeden z gwoździ i przyglądał mu się.

– Przypomniało mi się jak znalazłam podobny gwóźdź w żołądku u jednego gościa z Nevady...

– Damazy! – zawołałam, krzywiąc się. – Człowieku! Nie mów mi takich obrzydliwości.

– No dobra! – westchnął, odkładając gwóźdź na stół. – Jesteś taka wrażliwa, no. – Poklepał mnie po głowie.

Zacisnęłam usta i skupiłam się na pracy.

– Zmienimy temat. Co ciebie do mnie sprowadza? – spytałam.

– Nie mogę odwiedzić swojej małej siostrzyczki?

– A jaki jest ten powód?

– Coś mnie dręczy – mruknął, kładąc dłoń na blacie stołu i podpierając się łokciem.

– Mów. Jak to są kłopoty z niestrawnością, to nie do mnie, tylko idź do mamy – zauważyłam. – Czy tylko mnie się zdawało, że tymi kotletami można byłoby obciążyć żołądek? Były twarde jak skała. Wolę trzymać się z dala od wody. Bo inaczej pójdę na dno.

Damazy zaśmiał się lekko.

– No, to w takim wypadku, nie kuś losu. Lepiej poleż sobie na leżaku i poczytaj coś. Przynieść ci coś, jak skończysz pracę?

– Dzięki, nie trzeba. Dzięki. – Uśmiechnęłam się lekko. Skupiłam się na delikatnym wzorze, który malowałam cienkim pędzlem do akwareli; nagle znów zauważyłam, że Damazy nadal był przy mnie i przyglądał się mojej pracy. Wydawało mi się, że musiał na chwilę wyjść. Jakoś nie idzie mi za dobrze malowanie czy robienie czegokolwiek, wiedząc, że ktoś mi się przygląda.

– A więc? – zapytałam, odwracając głowę.

– Tak? – Damazy pokiwał głową.

– Chcesz mi pomóc, czy po prostu lubisz patrzeć jak pracuję i udaję zielonego kosmitę? – spytałam, unosząc swoje dłonie poplamione farbą. Dobrze, że wcześniej kupiłam oliwkę – dobrze zmywa zaschniętą farbę.

– No dobra. Martwię się. – Damazy potarł swoje czoło dłońmi i westchnął głęboko.

– Naprawdę? Czym?

– O ciebie.

To nie była nowość. Zdawałam sobie sprawę, że Damazy był nadopiekuńczy. No dobra, bardzo nadopiekuńczy. I to nie była kwestia tylko mojego wypadku, ale od początku wziął sobie do serca opiekę nad swoją siostrunią. Choć pokazywał to w dość nieszablonowy sposób.

– Co takiego w tobie martwię? Spokojnie, nie zamierzam przekłuwać uszu w wszelkich miejscach.

– Nie bądź taka. – Uśmiechnął się lekko, choć spoważniał. Spojrzał na gwoździe i zaczął nimi przesuwać po blacie. – Zauważyłem, że często widujesz się z księciem z wzgórza.

– Z Rytisem? To normalne. W sensie, jesteśmy w tym samym wieku – powiedziałam, patrząc na twarz brata. Nie umiałam odgadnąć co myślał.

– Jak ci się układa z nim? Dobrze się z nim czujesz? Znaczy, często z nim wychodzisz, mimo tego, że już on sam chodzi. Znaczy spotkasz się z nim poza pracą.

– Jest w porządku – stwierdziłam, nie wiedząc do czego służyło te przesłuchanie.

Damazy nie podnosił wzroku i tylko przesuwał gwoździem po blacie.

– Słuchaj, zrób coś dla mnie. Uważaj na niego. 

Zachęcam do zostawiania gwiazdek i komentarzy i z góry za to wszystko bardzo dziękuję (bardzo mnie to motywuje i wiele dla mnie to znaczy )

Co sądzicie o trosce Damazego?

Zapraszam na moje social media, by widzieć więcej Harvelis (Celia x Rytis):

ig: akzgaj.autorka

tiktok: akzgaj

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top