Rozdział 13
tiktok: akzgaj
ig: akzgaj.autorka
twitter: AKZgaj
Nadszedł czas zdjęcia gipsu. Rytis dał mi znać, że został uwolniony. Miałam się z nim spotkać, po tym obowiązku zdjęcia kajdan z jego nogi i ręki. Wybrałam moment, kiedy nie było brata w pobliżu, bo Damazy jak widział, że zamierzałam iść do księcia, tylko kręcił głową, a jego wzrok mówił: „Nie rób tego! Będziesz żałować!"
Gdy tylko powiadomiłam tatę o tym, że pożyczam nasz kajak, wypłynęłam nim i popłynęłam w kierunku wzgórza. Woda była gładka, choć czasami dobiegały do mnie odgłosy skuterów wodnych. Należałam do tego typu mieszkańców, którzy głosowali za usunięciem lub co najmniej ograniczeniem tych pływających bestii, ale niestety, dla ratusza była ważniejsza turystyka.
Fale dosięgły mnie i musiałam skierować kajak tak, aby przebijać się przez fale, a nie żeby uderzyły o kajak i przewróciły go wraz ze mną. Trochę to trwało, ale w końcu dopłynęłam do pomostu i dostrzegłam, że ktoś tam leżał na leżaku. Przemknęło mi przez myśl, że natrafiłam na pana Kairelis, ale jak bliżej podpłynęłam, to rozpoznałam sylwetkę Rytisa. Im bliżej byłam, widziałam, że on leżał tylko w kąpielówkach, a na nosie miał okulary przeciwsłoneczne. Nie czuję mocno dyskomfortu przy nieznajomych w strojach kąpielowych, ale jakoś dziwnie się czuję przy chłopakach z całkiem wysportowaną, czy raczej atletyczną sylwetką. Rytis nie był jakimś zapalonym sportowcem, nie miał wielkich mięśni czy czego tam, ale miał ładnie wyglądającą sylwetkę.
Wytarłam twarz, aby upewnić się, że nie leci mi z nosa katar czy coś, i powoli podpłynęłam do brzegu. Rytis musiał chyba się drzemać, bo dopiero gdy usłyszał lekkie uderzenia wioseł, odwrócił się w moją stronę i pomachał mi prawą ręką. Odmachałam mu i gdy upewniłam się, że mogę zostawić kajak, wskoczyłam na pomost. Ten pomost mi się podobał, choć plaża tutaj była kamienista i rosły tutaj głównie stare wysokie sosny, które mimo swojej woli, nie dawały dużo cienia.
Rytis wstał i podszedł do mnie. Należał do tych ludzi, którzy wydają się, że urodzili się wysocy. Dochodziłam mu zaledwie do pachy, choć nie byłam niska – byłam średniego wzrostu.
– Cześć wielkoludzie.
– Cześć Morświnko.
Uśmiechnęłam się lekko z powodu tego przezwiska.
– Jaką ty masz rękę! – zawołał, dotykając mojego odsłoniętego ramienia. Zwykle w takich sytuacjach odsuwam się (naprawdę nie znoszę, jak ktoś mnie dotyka), ale w tym wypadku stałam w miejscu i patrzyłam się, jak Rytis dotknął mojego bicepsa. Może byłam zbyt zaskoczona? A może za mało wody wypiłam? Nie wiedziałam co robić. Wydawało mi się, że czas zwolnił.
– Jak widać, mam rękę – zauważyłam posłusznie.
– Ale jaką! Wyrwałabyś konar z korzeniami! A, masz śliczną opaleniznę! Do twarzy ci!
– Ah! Dzięki! – Potarłam kark i w ten sposób uwolniłam się od ręki Rytisa – nie wiedziałam czemu, ale znów czułam te mrowienie w palcach i szybsze bicie serca.
– I tak będę blada jak tru... jak kreda. Zimą.
Chyba nie to miałam powiedzieć, bo Rytis wyglądał na zbitego z tropu i nie wiedział co mówić. Nie widziałam wyrazu jego oczu przez ciemne okulary. Tylko lekko rozchylił swoje usta, po czym je zagryzł w zastanowieniu. Widać było konsternację na jego twarzy.
Poczułam się nieswojo.
– A jak twoja noga i ręka? W porządku? Długo ci zajmie powrót do normy? – spytałam, aby zakończyć tą ciszę, choć nie było cicho. Śpiewały ptaki i jezioro unosiło swoją cichą pieśń fal.
– Ano, jest w porządku. – Rytis pomachał lekko swoimi kończynami na dowód, że może nimi poruszać.
– To super! – powiedziałam z ulgą.
Damazy naopowiadał mi o wielu przypadkach źle zrośniętych kości.
– Pieniądze – zauważył Rytis i wyciągnął skądś portmonetkę i podał mi zwitek banknotów. Trzymałam je w ręce i czułam jak skóra zaczynała mi się pocić. Brzuch mnie bolał, a moje sumienie szumiało w głowie, jak burza nad jeziorem. Czułam wstyd. Nie wiedziałam, co czuł Rytis, ale też podejrzanie milczał.
– Weź. – Oddałam pieniądze w jego rękę. Był ogłupiały.
– Ale czemu? Coś się stało? – zapytał zaskoczony i poruszony.
– Ja nie mogę tego przyjąć – powiedziałam szybko. Chciałam się wycofać. Nie wiedziałam, za kogo mógł mnie teraz on brać, ale pewnie za kogoś, kto ma nierówno pod sufitem.
– Ale czemu? – Rytis zrobił krok w moją stronę. Widziałam jak jego noga była chudsza i bledsza od zdrowej. Bałam się, że się połamie.
– Zostaw je – poprosiłam, a raczej pisnęłam. Znów zrobiłam krok w tył. Czułam ogromny wstyd. Mimo tego, że dzień był słoneczny, wydawało mi się, że wszystko stało się takie szare i zniekształcone.
– Co się dzieje? Nie zachowujesz tak... jak zwykle – mówił Rytis, idąc w moim kierunku, trzymając banknoty w ręce.
Co miałam mu powiedzieć? Prawdę? Przypomniał mi się mój brat i jego ostrzeżenia.
Nie angażuj się.
Ale ja zdawałam sobie sprawę, że nieświadomie się zaangażowałam.
Ja lubiłam Rytisa.
Nie wiem, kiedy go polubiłam, ale to się stało. Ale nie mogłam mu zaufać.
Nastała cisza między nami. Nie szłam w tył, ale również nie szłam w kierunku chłopaka. Czułam na skórze wiatr, który chłodził moją rozgrzaną twarz.
– Czemu? – zapytał raz jeszcze. Jego głos żądał odpowiedzi, ale był łagodniejszy.
– Bo ja powinnam się zajmować tobą jako sąsiadka. Jak... przyjaciółka. Jak człowiek. Za darmo. Znaczy... ja nie chcę być jak twoi... znajomi. Że oni tylko chcą kasy. A tak wyglądam. Rytis, nie bierz mi tego za złe, ale... ja... pewnie w szkole nie będziemy się widywać. Znajdziesz sobie przyjaciół, bo jesteś duszą towarzystwa, człowiekiem, którego jest wszędzie pełno, kiedy ja stoję na uboczu. Bądźmy logiczni...
– Ale mi to nie przeszkadza! – zawołał Rytis, podchodząc do mnie bliżej. – Nie przeszkadza mi to! Ty jesteś inna! A mój temperament? To byłoby nawet lepiej być z tobą, bo ten mój temperament nie stanowiłby podsycenia dla innych, a z kolei, ty wyszłabyś z cienia. Ludzie muszą wiedzieć co zrobiłaś! Jesteś prawdziwą gwiazdą!
– Przestań! Nie mów tak – zaśmiałam się nerwowo. Naprawdę nie wiedziałam co robić; głupi śmiech wydobył się z mojego gardła i nic nie mogłam zrobić. Moja ręka od razu zaciągnęła do tyłu kosmyki włosów.
– Celio, weź to, tobie się to przyda! Zasłużyłaś – powiedział Rytis, zdejmując okulary i kładąc pieniądze w moją lewą dłoń. Nie bał się dotknąć mojej dłoni. Zawsze się bałam, że ludzie będą się krzywić na jej widok.
– I... i ty możesz mnie odwiedzać kiedy chcesz. Nawet w nocy, jak będziesz chciała... znaczy nie chciałem wyjść na jakiegoś dziwaka – zaśmiał się na końcu, a ja powoli odzyskałam panowanie nad moimi ustami i głosem.
– Nie kuś mnie, bo w nocy lubię czasem pograć w planszówki.
– To musimy się na to umówić! – mruknął z zadowoleniem. – A i czy ja mógłbym ciebie odwiedzać? Tylko obawiam się odrobinę twojego...
– On nie jest groźny. Nie gryzie. Zazwyczaj.
– Trzymam za słowo – wymruczał, trzymając mnie za rękę. – Na co przeznaczysz pieniądze?
– Oh... na... na... pół na pół.
– To znaczy? – Rytis pochylił się nade mną z uśmiechem i wtedy poczułam coś z tyłu głowy, że zaszła jakaś zmiana, ale nie rozumiałam jeszcze jaka.
– Na materiały na budki dla ptaków i na... Islandię. Choć według mojego brata, powinnam tam dopłynąć za jakieś parę lat. Gdybym przebiła się przez bobrowe tamy i tamy ludzkie. Choć pewnie zaplątam się w sieci. I ktoś mnie wyłowi podbierakiem.
Rytis zaśmiał się, a ja z nim.
Nadal trzymał mnie za rękę.
Zachęcam do zostawiania gwiazdek i komentarzy (bardzo mnie to motywuje ♡).
Jak sądzicie, co Rytis zaczyna czuć?
Zapraszam na moje social media:
ig: akzgaj.autorka
tiktok: akzgaj
twitter: AKZgaj
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top