Rozdział 11 (SPECJALNY)


tiktok: akzgaj

ig: akzgaj.autorka

twitter: AKZgaj

Obserwowałam przez długi czas pływające łabędzie, które sunęły stadem po ciemnej toni jeziora. Pomyślałam, czy nie pójść do domu po chleb, aby je jakoś skusić, aby przypłynęły bliżej, gdy nagle zobaczyłam mamę, która szła w moim kierunku. Trzymała w ręce mój telefon.

– Ktoś do ciebie dzwoni – powiedziała z tajemniczym uśmiechem, podając mi komórkę.

– Kto? Wujek z Anchorage? – zapytałam, odbierając połączenie i słysząc:

Morświnko, nic nie mówiłaś o swoich urodzinach! Wszystkiego naj i tak dalej. Wpadnij do mnie, to oblejemy. Mam doświadczenie w imprezach. – Usłyszałam głos Rytisa. Mój mózg musiał przetrawić to co usłyszałam. Morświnka? Urodziny?

– Co? – spytałam głupio.

Urodziny. Dowiedziałem się o nich. Chciałabyś się ze mną spotkać? Czekam na ciebie – oznajmił Rytis, który brzmiał na podekscytowanego.

– Okej – powiedziałam krótko i się rozłączyłam. Rytis się o mnie pytał? O moje urodziny? Coś mi tu nie grało. Po co to miało go interesować? Jakaś część mnie zaczęła mówić, że może mnie polubił, ale ta logiczna część mnie chciała zepchnąć tamtą część mnie z klifu. Nie było szans, aby Rytis mnie polubił-polubił. Mógł tolerować nasze rozmowy, które nie były płytkie. Ale żeby mnie lubić, trzeba chyba było lubić lub tolerować mój charakterek z którym miałam problemy, mimo tego, że robiłam jakieś małe postępy.

Wstałam i poszłam w kierunku domu, aby zabrać rower, ale zatrzymała mnie mama:

– A gdzie ty idziesz? – spytała, widząc, że nakładałam obuwie – rzadkość podczas wakacji.

– Do Rytisa – odparłam. Sądziłam, że mama zaraz mi wręczy torebkę z cukierkami.

– Masz trochę czasu? Ubierz się dla mnie, dziś są twoje urodziny.

– To dla mamy się mam ubrać na moje urodziny? – Podniosłam brew. – Przecież mam na sobie ubranie. (Miałam nałożone krótkie spodenki i koszulkę, którą zostawiłam rankiem na pomoście). Ale z moją mamą nie było dyskusji. To od niej odziedziczyłam swój charakter, a raczej – upartość. Szybciej głaz pęknie na dwoje, niż ona ustąpi.

Powoli poszłam do domu. Po wysuszeniu włosów i przebraniu się w letnią białą sukienkę w fioletowe groszki, miałam już wyjść i szukać roweru, ale mama wręczyła mi urodzinową kosmetyczkę. Nie powiem, sama chciałam ją wypróbować, a mama uznała, że to był świetny moment, bo nie było chmur na niebie, a do tego, nie zamierzałam pływać – no chyba, żeby spróbować zmienić mój zwykły rower na rower wodny, co nie byłoby najlepszym pomysłem.

Mama dobrała mi cienie do powiek, ale raczej niewiele widziałam różnicy, po tym, jak oświadczyłam, że chcę pomalować usta na lekką czerwień.

Gdy w końcu wydostałam się z domu, wyślizgawszy się z uścisku mamy i uciekając przed spojrzeniami brata, który mruczał coś o braku szacunku dla urodzin (chyba myślał, że Rytis wezwał mnie do pracy w dzień wodny – nie w niedzielę w tym przypadku, bo miałam już teraz dwa dni wolne, z powodu, że chciałam mieć trochę czasu na swoje hobby do którego potrzebowałam światła), popłynęłam, to znaczy, pojechałam do domu Rytisa. Czekała na mnie otwarta brama, a po chwili przywitała mnie jego mama, która złożyła mi życzenia, po czym zaprowadziła na taras.

Chciałam paść ze śmiechu.

Jeżeli sądziłam, że Rytis cierpiał na brak poczucia humoru, musiałam go teraz przeprosić. Siedział na wygodnym krześle z podparciem i dostawką na jego nieszczęsną nogę. Na głowie miał tę śmieszną urodzinową czapeczkę, a w ustach piszczałkę. W zdrowej ręce trzymał rurkę do konfetti.

– Witaj stara! – przywitał się ze mną, machając rurką, którą otworzył zębami. Poczułam jak konfetti posypało się na mnie i na niego, gdy wiatr zawrócił kolorowe wstążeczki w naszą stronę.

– Witaj bobasku – odwzajemniłam się z uśmieszkiem. Po tej wymianie uprzejmości, mama Rytisa nas zostawiła – chyba nie chciała nas słuchać jak na początku sobie dogryzamy.

Kiedy pościągałam konfetti z moich włosów, podniosłam głowę i dostrzegłam zmianę w twarzy Rytisa. Patrzył się na mnie z lekko rozchylonymi ustami.

– Dzięki za te przyjęcie. – Czułam, jak moje policzki się zarumieniły. Wtedy zauważyłam, że jak podeszłam bliżej niego, on ciągle na mnie patrzył.

– Coś nie tak? – zapytałam, zastanawiając się, czy jakieś pozostałości po konfetti nie zostały w moich włosach. Na pewno były we włosach Rytisa.

– Pomóc ci to... no te... konfetti zdjąć?

Rytis pokiwał głową, nadal nie spuszczając mnie z oczu.

– Chyba muszę nosić okulary – szepnął cicho do siebie.

– A co? Źle widzisz?

– Jestem krótkowidzem – odparł, nagle podskakując, gdy poczuł moje ręce na swojej mahoniowej czuprynie.

– Nawet nie pociągnęłam cię za te włosy – powiedziałam, unosząc swe brwi.

– Co? – zapytał głupkowato.

Ja tylko się uśmiechnęłam, gdy wytrzepałam z jego włosów różnobarwne konfetti. Jakoś mimowolnie pojawiła mi się w głowie myśl: Jakie on ma miękkie włosy. Naprawdę przyjemne w dotyku. Szybko odpędziłam od siebie tą myśl.

Przed nami leżał tort czekoladowy z pysznym toffi. Skupiłam się na jedzeniu, a mniej na myśleniu. Mogłam myśleć tylko o bajecznym widoku. Taras wychodził na jezioro i był jeszcze wsparty na palach, a pod nami były skały i woda. Przed nami był widok na piękne jezioro i lasy, które lekko zarumieniły się od promieni słońca. Woda była na horyzoncie jasna i zaczynała przybierać kolor pastelu.

– Chcesz się pobawić w malarkę? Mam parę mazaków. – Usłyszałam głos Rytisa. Spojrzałam na niego i zauważyłam mazaki w jego ręce. To były jego pierwsze słowa od czasu, kiedy zaczęliśmy jeść ciasto, aby uszczęśliwić nasze żołądki.

– Jasne, a z jakiej to okazji? – spytałam, patrząc na jego nogę z gipsem i zastanawiając się, co tam mogłam upiększyć.

– Z powodu urodzin! – zawołał uroczyście. – Tylko błagam, nie rysuj nic nieprzyzwoitego lub durnego. – Z udawaną trwogą położył dłoń na swoim czole.

Uśmiechnęłam się cwanie i zaczęłam rysować ptaki na gałęziach. Rytis nic nie mówił, tylko żuł ciasto i mi się przyglądał. Albo tak mi się wydawało. Naprawdę się starałam, aby te wróble, dzięcioły i łabędzie ładnie wyglądały. Gdy skończyłam, zastanawiałam się, czy chłopak nie każe mi biegać po farbę i to zamalować.

Jednak Rytis uśmiechał się i powiedział z uznaniem:

– Naprawdę fajne! Szkoda, że nie ma żaglówek, ale jest spoko. – Uśmiechał się wesoło.

Nie wiedziałam co powiedzieć, bo poczułam znów jakieś inne bicie serca i jak moje policzki zarumieniły się z pochwały.

– Skrywasz jakieś inne talenty oprócz malowania gipsu? – zapytał, gdy usiadłam na fotelu i nalałam nam do szklanek schłodzonej lemoniady.

– Znasz to. Lubię nurkować i takie tam – odparłam, jakoś wstydząc się mówić dalej o swoich zainteresowaniach. – No i podróże. Znaczy planowanie podróży i poznawanie nowych miejsc.

– A marzenie? Takie największe? – Rytis objął wolną ręką swoją twarz i położył łokieć na stole.

– Pokój na świecie – parsknęłam śmiechem.

– A na poważnie? Coś innego?

– Eee, pływanie z delfinami z kimś... kimś.

– Kimś kimś? Co to za ktoś? – zaśmiał się cicho.

Nie wiedziałam po co to mówiłam, o tym pływaniu z kimś. To wydawało się być zbyt intymne i marzycielskie. Nie chciałam się tak innym ludziom pokazywać.

– A jak zdmuchnęłaś świeczki, o tym pomyślałaś? Tak z ciekawości się pytam, jak nie chcesz, to nie mów. – Rytis wypił łyk lemoniady. – Może twe marzenia się ziszczą.

– Za pomocą woli i świeczki na torcie? – spytałam, podnosząc brwii. – To tylko bajeczka.

Rytis odstawił szklankę lemoniady i przekrzywił głowę. Nie miał wzroku mojego brata, który przewierci dziurę w ścianie, ale miał coś podobnego, jakby próbował mnie rozszyfrować.

– Wydawałaś mi się być marzycielką. Znaczy tak wyglądasz, na pierwszy rzut oka. A może jest coś więcej? Zdradzisz mi, marzycielska duszo?

– Wyrosłam z tego – odparłam pogodnie, powstrzymując swoją naturę, aby nie zarzucić mu zbytniej dociekliwości. Popiłam trochę lemoniady, aby zająć mózg piciem, niż by roztrząsaniem tego, co powiedział Rytis. Byłam marzycielką i będę. Tylko, że raczej marzycielką złamaną, niemal drwiącą z swoich marzeń.

– Ale wyobrażasz sobie, jaki byłby świat, gdyby życzenia się spełniały?

– Byłoby strasznie.

– Przesadzasz.

– A gdyby ktoś życzyłby sobie inwazji zombie? – spytałam, biorąc kęs tortu.

– No to mielibyśmy problem – zauważył Rytis. – No, ale odnośnie twojego marzenia z pływaniu z kimś, to trzymam kciuki, aby się spełniło.

To było bardzo miłe z jego strony, a moje policzki znów może zarumieniły się, bo czułam mrowienie na skórze na twarzy.

– Dzięki. To miłe z twoje strony – powiedziałam, patrząc na talerzyk z tortem i dłubiąc krem widelcem. Zerknęłam na niego.

– A twoje życzenie urodzinowe? Gdybyś miał dziś urodziny? Co teraz chciałbyś mieć? Albo dopiąć?

Rytis wydawał się zastanawiać się nad tym pytaniem. Spojrzał w kierunku jeziora i potarł czoło.

– Mieć kogoś.

To było urocze. Ale zarazem i naciągane. Znaczy tak powiedziała moja logiczna strona mózgu, kiedy to usłyszałam. Naprawdę chciała wierzyć, że on chciałby mieć prawdziwego przyjaciela, ale ta jakaś nieufność nie dawała mi spokoju.

Zamyślona, patrzyłam się na jezioro, jak światło zaczynało się zmieniać i toń wody zaczęła być ciemna, a na niebie pojawiały się gwiazdy. Widziałam w oddali złotą plamę na tle lasu, gdzie stał mój dom. Horyzont przybrał barwę delikatnego pomarańczu z złotem, po czym róż w postaci chmur, przepływał przez niebo. Wiatr był chłodniejszy i dmuchał znad jeziora, powodując, że moje odsłonięte ramiona i nogi zaczynały nabierać gęsiej skórki. Chciałam już rozejrzeć się za kocami, gdy zerknęłam na Rytisa. Zauważyłam, że patrzył się na mnie. Gdy zobaczył mój wzrok, gwałtownie spuścił oczy.

– Zimno jest. Znaczy tobie jest zimno? Chcesz jakiś koc? – zapytał i zrobił jakiś ruch, jakby zamierzał wstać, ale dotarło do niego, że nie mógł się ruszać. Zamrugał oczami i zacisnął usta, rozglądając się dookoła siebie, jakby w poszukiwaniu ciepłego okrycia, które miało się magicznie zmaterializować tuż obok nas.

– Zaraz coś znajdę i położę na ciebie i na mnie. – Wstałam z miejsca. Zamierzałam poszukać czegoś ciepłego, gdyż wiatr, który wiał znad jeziora, nabrał wilgotnego zimnego tchnienia.

– Nie ruszaj się. – Nakazałam.

– Ha! Ale zabawne! – Usłyszałam w odpowiedzi, ale nie słyszałam zjadliwości, tylko wesołość i coś jeszcze, ale nie umiałam tego nazwać.

♡♡♡

♡♡♡

I jak? Zachęcam do pozostawienia GWIAZDEK I KOMENTARZY :)

Po pierwsze, pragnę wszystkim i każdemu z osobna podziękować za wsparcie dla Chłopaka znad Jeziora Dunn i dobicie magicznej bariery 1 000 gwiazdek! Nie śniło mi się, że jest to w ogóle możliwe! W ramach podziękowania i pewnego postanowienia, będę publikować na swoich trzech kontach: 

♡ instagram akzgaj. autorka

♡ twitter AKZgaj

♡ tiktok akzgaj

...RYSUNKI I KOMIKSY z tej książki!

Zaobserwujcie mnie, aby niczego nie przegapić ;) będę tam dawać różne smaczki :)

A i wróciłam do trybu publikowania do TYDZIEŃ, więc oczekujcie nowych rozdziałów co każdą sobotę! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top