Rozdział 2
28 czerwca 1995, osiem dni do tragedii
Kilka dni po zakończeniu roku szkolnego, żaden uczeń nie spodziewał się, że zapewne zginie w tej samej sali gimnastycznej, w której odbyło się zakończenie roku.
No dobra, źle to powiedziałam. Niektórych ulokowano w sali gimnastycznej, ale w miejscowości w zupełnie innej częśći krajów.
Myślałam, że po trzech latach ta wojna się skończy. Nie czułam się tu bezpiecznie.
Nikt nie czuł się tu bezpiecznie. Chciałam opuścić Jugosławię, wyjechać, najlepiej za granicę, wrócić do Armenii, ale byliśmy biedni. Po rozwodzie mama pracowała za dwóch by nas nakarmić i utrzymać dom. Inne rodziny ze Srebrenicy trochę nam pomagały, nawet jak nie były najbogatsze.
28 czerwca 1995
Tego dnia siedziałam u mojej przyjaciółki. To był przedostatni raz, kiedy ją widziałam - pod koniec tamtego roku opuściliśmy Jugosławię na zawsze - wróciliśmy do rodzinnych stron, pierwszy raz w życiu zobaczyłam wtedy moich wujków i ciotki, o których mama tyle mi opowiadała.
Siedziałyśmy w ogrodzie i grałyśmy w warcaby. Słońce świeciło, a ja czułam się spokojna, że nikt mnie nie obserwuje - ogród był otoczony wysokim żywopłotem.
Zlata pochodziła właśnie z Bośni. Cała jej rodzina była z Bośni. Zazdrościła mi mojego pochodzenia i rodzeństwa, bo była jedynaczką.
- Ty masz dobrze - mówiła.
Masz z kim spędzać czas. A ja mogę siedzieć w ogrodzie albo czytać książki.
Tylko, że ona wciąż miała obojga rodziców
- Twoi rodzice się kochają - powiedziałam jej wtedy.
I nie musicie się martwić, czy spłacicie dom czy coś w tym stylu.
- Arpi, dlaczego się tym martwisz? - zapytała Zlata.
To są sprawy dorosłych, a my wciąż jesteśmy dziećmi. Nas to jeszcze nie dotyczy, jedyne co powinno nas stresować, to testy w szkole.
Miała rację.
Tego dnia wróciłam do domu przed zmierzchem. Mama gotowała zupę na starym piecu, a Ivo i Nare bawili się w salonie.
Jeszcze wtedy życie zdawało się byc normalne. Ja spotykałam się ze Zlatą, Ivo i Nare się bawili, mama gotowała, pracowała i tak dalej. Nie spodziewaliśmy się, że niespełna tydzień później dojdzie tu do tragedii.
Czerwiec minął szybko. Życie toczyło się normalnie.
Aż do 12 lipca 1995.
Wszytskich mężczyzn i chłopców oddzielono, a kobiety wywieziono autobusami ze Srebrenicy. Ja też miałam znaleźć się w jednym z nich i tu właśnie zaczyna się historia - jak pomogłam uciec Erminowi z miasta. Jego miał spotkać taki sam los jak ośmiu tysięcy innych mężczyzn i chłopców.
Ale do tego nie doszło. Uciekliśmy do Potočari, miejscowości jakieś pięć kilometrów na północ od Srebrenicy.
Zlatę widziałam ostatni raz 5 lipca 1995. Przyszłam do niej jak zwykle, a tydzień później autobusy zabrały ją i jej rodzinę do innego miasta. Zabrali mi wszystko. Zlata była wszystkim dla mnie.
Gdyby nie wojna, wszystko byłoby inaczej.
Wszystko byłoby inaczej, gdyby moi rodzice się nie rozwiedli.
Ja nie chcę takiego życia, nikt nie chce. Wiedziałam, że życie będzie ciężkie, ale nie mogliście mnie na to przygotować.
No i jest. Przepraszam za opóźnienie, ale mam tyle na głowie, że nawet nie mogę sie po dupie podrapać 😭 I ten też jest krótki, ale kolejne będą dłuższe, obiecuję. Nastęny wleci chyba w kolejny weekend (muszę sobie to jakoś rozplanować)
~Anthothings
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top