#58
Tydzień później zwlekam się z łóżka i idę do toalety, czując jak zbiera mnie na rzyganie.
-Boże, tylko nie to - mówię w myślach i idę szybko do toalety, żeby zwymiotować.
5 minut później wychodzę i wzdycham.Idę do kuchni żeby coś zjeść, bo mam wrażenie jakbym od jakiś dwóch dni nic nie jadła.
Otwieram lodówkę i zauważam, że świta pustkami.Uderzam się otwartą dłonią w czoło, a potem jęcze.
-Zadzwonię do Caroline - mówię cicho - chociaż nie.Nie chce żeby widziała mnie w takim stanie.
Szukając w szafkach czy nie ma jakiegoś jedzenia, słyszę jak mój telefon zaczyna dzwonić.Biorę go do ręki i kiedy patrzę kto dzwoni, znowu mam mdłości.
-Halo? - obieram.
-Cześć..co tam słychać?
Śmieje się ironicznie.
-Nie mam ochoty na grę wstępną, więc mów od razu o co chodzi, Liam.
-Słuchaj Lucy, masz może czas żeby się spotkać?
-Nie.
Słychać przeciągłe westchnięcie z jego strony.
-Kurwa, denerwujecie mnie już.Ten mi jęczy, że to i tamto, a ty że nie chcesz niczego od niego.Ogarnijcie swoje cztery litery, bo ja nie będę was niańczył.Chciałbym skupić się na swoim związku, ale nie mogę!
Przewracam oczami.
-To wyrzuć go z domu - prycham. - jeżeli on tak ci przeszkadza.
-Lucy, zachowujesz się jak typowa nastolatka.Zamiast nie wiem, porozmawiać z nim, to wolisz ciągle imprezować.
Irytuje mnie już ten gość.Odkąd on stał się taki mądry i pomocny?
-Gdy się schleje nie czuję mojego bólu i wstydu, poza tym co cię to obchodzi.
-Dużo, bo jestem waszym przyjacielem.
-Liam - wzdycham. - sorry, ale nie mam nic do jedzenia, a muszę iść do sklepu.
-Spotkamy się?
-Nie - rozłączam się.
Nie mam ochoty spotykać się z nikim.Chcę być sama, muszę się w końcu nauczyć żyć sama.
<Niall>
-I co? - patrzę na Liama, który widać, że jest załamany.
-Nic.Spławiła mnie - wzrusza ramieniem i odkłada telefon. - stary, daj jej ochłonąć.
-Liam..
-Nie chcę już niczego słyszeć..mam dość - przerywa mi.
-Przyjacielu.. - zaczynam.
Patrzy na mnie i przewraca oczami.
-Nie mogę wiecznie wtrącać się w wasze sprawy.Pomagam ci, bo jesteś moim przyjacielem, ale Niall w końcu ty sam musisz z nią porozmawiać o swoich uczuciach.Ja się z tego wypisuje.
-Kurwa, ona mnie zdradziła, rozumiesz?!I to z kim?!Z tym jebanym Luke'iem!
-Znowu zaczynasz? - wzdycha.
-Nie wiesz jakie to uczucie, być zdradzonym.
-Sam to zrobiłeś - prycha. - nie jesteś święty.
-Okej, ale ja nie zrobiłem tego drugi raz.
Chłopak odchrząkuje i siada obok mnie.
-Musisz wziąć się w garść i z nią pogadać, jeżeli chcesz z nią być.
-Ja sam nie wiem..
-A ja mam wiedzieć?! - widać zirytowanie na jego twarzy.
-Nie wiem co do niej czuję..to takie pogmatwane - wzdycham.
-Dajcie sobie czasu.
-Łatwo ci mówić..nie mogę bez niej wytrzymać - wyrzucam ręce w powietrze.
Liam wybucha śmiechem, a ja przewracam oczami.
-Nie pod tym względem, zboku.
-Tak, wiem - szczerzy się. - dobra ja będę się zbierał, bo chcę jechać do Chloe.
-Spoko, ja może pojadę do Harrego.
Gdy Liam wychodzi z mieszkania, od razu biorę telefon do ręki i wchodzę w galerię.Kiedy widzę jedno z wielu naszych zdjęć z Lucy, coś w moim sercu drgnęło.Zamykam oczy i próbuje przypomnieć sobie nasze wspólne szczęśliwe chwile.
<Lucy>
Stoję przed drzwiami Caroline, ale nikt mi nie otwiera.Dzwonię po raz kolejny i słyszę głośne kroki.Gdy widzę Harrego, a on mnie od razu mam ochotę uciec.
-Umm..hej - mówię.
Marszczy brwi i wpuszcza mnie do środka.
Jest na mnie zły, że zachowuję się jak gówniara i jego żona ciągle się mną zamartwia zamiast żyć z rodziną.
-Jest Caroline? - pytam.
-Jest - odpowiada chłodno i idzie na górę.
Słyszę jak mój brzuch przypomina o sobie, ale nie przejmuję się tym zbytnio.Wchodzę do salonu i siadam na fotelu.
-Lucy? - widzę moją siostrę w drzwiach. - jak miło, że wpadłaś - uśmiecha się i podchodzi do mnie, a następnie przytula mnie.
-Nie potrzebuję czułości - przewracam oczami i patrzę na nią, kiedy odsuwa się ode mnie.
-Kiedy wróci tamta Lucy? - wzdycha.
-Nie ma tamtej Lucy.
-Jest.Błąka się gdzieś w twojej duszy i nie może znaleźć swojej drogi powrotnej.
-Przestań pierdolić - warczę.
-Jak ty się odzywasz do swojej siostry? - wchodzi lokowaty.
Jego chrypka w głosie, sprawia, że zaczynam się go powoli bać.
-Nie twoja sprawa - prycham.
-Owszem moja, bo dotyczy mojej żony - piorunuje mnie wzrokiem.
-Harry, odpuść - Caroline chwyta go za ramię.
-Nie.Nie mogę znieść tego, jak się zachowuję.Myślałem, że jesteś odpowiedzialna, ale myliłem się.
-Spierdalaj, nic o mnie nie wiesz.
-Tak?Zdziwiłabyś się.
-Po co konkretnie przyszłaś? - Caroline zmienia temat.
-Chciałam coś zjeść, ale przy tym gburze odechciało mi się jeść - mówię oburzona i wychodzę.
-Lucy! - woła za mną siostra.
Zatrzymuje się w drzwiach i odwracam się do niej.Patrzy na mnie smutno i wyciąga do mnie dłoń.
-Zostań.
-Nie - kręce głową. - jestem w tym domu, nieakceptowana.
-Wiesz jaki jest Harry.
-Teraz się dowiedziałam jaki jest - mówię i wychodzę od niej.
Pół godziny później wchodzę do mieszkania z zakupami.Zostało mi się trochę kasy, więc coś kupiłam.Kiedy już odkładam reklamówki na blat, słyszę pukanie do drzwi.Podchodzę do nich i patrzę przez wizjer.Znów puka, ale ja nie mam zamiaru otwierać.Słyszę jak mój telefon zaczyna dzwonić i jestem na siebie wściekła.
-Lucy!Otwórz!
Wzdycham ironicznie i otwieram je.Patrzę na bruneta.
-Czego chcesz? - pytam chłodno.
-To już nie mogę wpaść do ciebie?
-Po tym wszystkim nie wiem, czego się spodziewać.
-Może mnie wpuścisz?
Wpuszczam go i zamykam drzwi.
-Ładne mieszkanie - komentuje.
-Chcesz coś do picia?
-Nie.
-Po co przyszedłeś? - staje koło niego i zadzieram głowę do góry, żeby spojrzeć mu w oczy.
Calum nie patrzy na mnie tylko cały czas się rozgląda.
-Możesz na mnie spojrzeć?! - wrzeszczę, a on spuszcza szybko głowę.
-Sorki, ale musiałem się upewnić, że go nie ma.
-Kogo?
-Tego twojego Nialla.
Czuję ból w sercu, kiedy wypowiada jego imię.
-Czego chcesz?
-Może usiądziemy?
-Nie.
-Lucy..
-Powiedziałam, nie.Ja sobie postoje i ty także.
Przewraca oczami.
-Jesteś taka sztywna.
Zaciskam usta w linię, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Co? - marszczy brwi. - aha, zrozumiałem.
Nie mogąc wytrzymać, zaczynam się głośno śmiać.
-Ty debilu - trącam go w ramię. - czego chcesz? - siadam na kanapie i poklepuje miejsce obok.
Calum siada obok mnie i patrzy na mnie.
-Mam coś na twarzy? - pytam.
-Niall znowu pobił Luke'a.
Wybałuszam oczy, niedowierzając.
-Żartujesz sobie ze mnie?
-Nie.
-Kiedy?
-Dzisiaj.
-Co?!
-Dwie, może półtorej godziny temu.
Wzdycham przeciągle.
-Pogadaj z nim, bo Luke w końcu pójdzie na policje, albo sam mu coś zrobi.
-To dlaczego mu nie oddał?
-Nie zrobił tego ze względu na ciebie.
Te słowa mnie dobiły.Myślałam, że Luke'owi przeszło, ale widocznie się myliłam.
-To nie jest żadne wytłumaczenie.
-On się w tobie zakochał, Lucy.
-Nie dawałam mu żadnych nadziei - prycham.
-Jasne, bo ci uwierzę.A kto z nim dwa razy spał?
-Nie będę ci się spowiadała! - oburzam się.
-Niczego takiego od ciebie nie oczekuję.
-Więc czego jeszcze chcesz?
Zamyka oczy i widać, że zaraz wybuchnie złością.
-Mam dość tego, że Luke użala się nad sobą.Ciągle słyszymy z chłopakami jak bardzo chciałby z tobą być, jak bardzo go zraniłaś.
-Kurwa, ale czy ja na początku naszej znajomości dawałam mu jakieś oznaki, że mi się podoba?!
-Byłaś po prostu miła, zbyt miła.
-A co, miałam być wredną suką?! - wyrzucam ręce w powietrze.
-Nikt inny z nami, a tym bardziej z nim, nie rozmawiał w taki sposób jak ty to robiłaś.
-Jesteście jacyś specyficzni.
-Nie obrażaj, okej?
-Taka prawda.
-Widać, że zajmuję ci cenny czas.
-Tak - przyznaję, będą już na skraju oazy spokoju.
Calum wstaję i kieruję się do wyjścia.
-Lucy, wszyscy wiemy co robisz wieczorami.Widzimy cię co wieczór jak idziesz pijana do mieszkania.Nie niszcz się.To nie jest ci potrzebne.Jesteś taką świetną dziewczyną.
-Wyjdź stąd! - krzyczę, a potem słyszę trzaśnięce drzwiami. - mocniej to się kurwa nie dało?! - krzyczę i wstaje z kanapy.
Chwytam się stołu, bo nagle zaczyna mi się kręcić w głowie.Oddycham głośno, ale kiedy znowu mam mdłości idę szybko do toalety.
----------
Rozdziały będą częściej, bo jest już wooolneeeee! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top