#5

-Wstawaj! - słyszę.

Z głośnym jękiem obracam się do osoby, która śmie mnie budzić.Otwieram swoje oczy i widzę matkę.

-Jest niedziela!Mamo!Daj mi spać! - okrywam się cała kołdrą.

-Jedziemy do kościoła - mówi i ściąga ze mnie pościel.

-To wy sobie jeźdźcie, ja zostaje.

-Nie, ty też jedziesz.

Wzdycham i podnoszę się.Patrzę na nią i przewracam oczami.

-Zostaje - mówię.

-Jedziesz z nami i nie dyskutuj.Za 30 minut widzę cię na dole - mówi i wychodzi z mojego pokoju.

Świetnie!Po prostu zajebiście.Postanowiłam, że nie będę nigdzie jechała.Nie jestem małym dzieckiem, żeby jeźdźcić z nimi do kościoła.Sama mogę sobie pójść.

Kładę się z powrotem do łóżka i okrywam się kołdrą.Zamykam oczy i zapadam znów w sen.

-Chyba wyraźnie powiedziałam żebyś zjawiła się na dole!

Otwieram oczy i wypuszczam głośno powietrze.Obracam się w stronę matki i patrzę na nią.

-A ja wyraźnie powiedziałam, że nigdzie nie jadę.

-Dobrze, zostajesz, ale do tego czasu, możesz pożegnać się z laptopem - mówi i bierze swoje ręcę na biodra.

-Jasne, zabierz mi wszystko!Laptopa, telefon, możliwość kontaktowania się z ludźmi, w ogóle wszystko! - krzyczę.

-Ale przecież ty nie masz z kim się kontaktować - odzywa się oschle.

To zabolało.Bardzo.

-Wiesz co?!Nienawidzę cię!Jesteś najgorszą matką na świecie! - wstaje i podchodzę do niej. - wyjdź!

-Jak śmiesz do mnie się tak odzywać?! - policzkuje mnie.

Łapie się za obolałe miejsce i jestem na skraju załamania.Łzy cisną mi się do oczu, ale nie chce jej pokazać, że jestem aż tak słaba.

-Owszem mogę!I wiesz co?!Wyprowadzam się do Caroline!Już nigdy mnie nie zobaczysz!

-Proszę wyprowadź się!Ciekawe ile tam wytrzymasz!

-Na pewno dłużej niż tu - mówię i podchodzę do szafy.

Po chwili słychać było jak moja matka wychodzi i trzaska drzwiami.Ja ostatecznie nie wytrzymuje i wybucham płaczem.

Czym ja sobie zasłużyłam na takie zachowanie?!Uczę się przecież dobrze, a jej nie pasuję!Już nic nie rozumiem.



>>>


-Lucy? - mówi moja siostra, gdy otworzyła drzwi.

-Mogę u ciebie zostać na parę dni? - szlocham.

-Wchodź! - łapie mnie za rękę i wpuszcza do środka.

Rzucam torbę z ubraniami na ziemię i przytulam się do niej.

-Co się stało? - pyta.

-Wyypp..rowadziłaam się z domu - odpowiadam.

-Dlaczego?

Odrywam się od niej i wycieram swoje łzy.

-Wczoraj powiedziałam jej, że dostałam piatkę z maty.Ona na to, że szkoda, że nie z historii.Kazała mi iść na górę i się uczyć historii.Ja się sprzeciwiłam i wyszłam z domu.Dzisiaj rano obudziła mnie i poinformowała, że jedziemy do kościoła, powiedziałam jej że nigdzie nie jadę.Mam 30 minut aby zejść na dół, ale i tak nie zeszłam.Znowu wtargnęła do mojego pokoju i zaczęła się wydzierać.Potem powiedziała, że jak przyjadą z kościoła z ojcem to zabierze mi laptopa, ja jej odpowiedziałam, że pewnie!Niech mi wszystko zabierze, laptopa, telefon i możliwość kontaktowania się z ludźmi.Ona... - westchnęłam. - powiedziała, że ja nie mam się z kim kontaktować - rozpłakałam się. - aa..potem mnie uderzyła.

-Jaka suka!

-Ja..jaajajja nie chcę już tam iść - jąkam się.

-Nie pójdziesz - przytula mnie.

-Dziękuję - szepcze.

-Chodź, położysz się.

-Nie, nie chcę.

Odrywam się od siostry i uśmiecham się blado.

-Ugotujemy rosół? - pyta.

Skinęłam głową i zabrałam swoją torbę z podłogi.

-Weź swoje rzeczy na razie do mojej sypialni.Jak zrobimy obiad to ustąpie ci szafki.

-Caroline?

-Tak?

-Bo..ja..zapomniałam torby i książek z domu - spuszczam głowę w dół.

-Pojadę po resztę twoich rzeczy, nie martw się.

Podnoszę głowę i uśmiecham się do niej.

Wieczorem siedzę sama w mieszkaniu mojej siostry, bo ona poszła na spotkanie z kolegą.Nie chciałam uwierzyć, ale ona zapewniała mnie, że to tylko znajomy z pracy i że jest mu winna wspólną kolację.Jasne.

Podczas gdy oglądam SpangeBoba i jem chipsy, usłyszałam, że ktoś puka.Zirytowana, że ktoś przerwał mi w oglądaniu bajki, idę otworzyć.Zanim otwieram przeglądam się w lustrze.Chwytam za klamkę i otwieram drzwi.

-Cześć..czy..Lucy?

Zamrugałam parę razy.Co robi tu Niall?

-Eeemmm...Niall?

-Co ty tu robisz? - pyta unosząc brwi.

-Mogłabym o to samo zapytać.

-Ja..przyszedłem zapytać czy..o cukier! - pokazuje mi pustą szklankę.

-Mieszkasz tu? - pytam i wpuszczam go do środka.

-Nie - kręci głową. - niedawno Louis się tu wprowadził i poprosił mnie abym poszedł do sąsiadki zapytać o cuker.

-Ach, okej.

Podaje mi szklankę, a ja wsypuje do niej cukier.

-A ty?Co tutaj robisz?

Przełykam głośno ślinę i patrzę na niego.

-Umm..mieszkam - mówię i podaje mu szklankę.

-Przecież...ty mieszkasz..nie rozumiem - westchnął.

-I nie zrozumiesz, wyprowadziłam się od rodziców.

Nagle dopada mnie ogromny smutek.Odwracam się do Nialla tyłem i powstrzymuje łzy.

-Coś się stało? - spytał i poczułam, że dotyka mojego ramienia.

-Idź sobie - mówię drżącym głosem.

-Powiedziałem coś złego?

-Nie - kręce głową. - Idź już, proszę.

-Może mógłbym..

-Nie - patrzę na niego.

Niall patrzy na mnie przejętym wzrokiem.Zaciskam oczy i powstrzymuje łzy.

-Przepraszam - mówi cicho i ociera moją łzę.

Otwieram oczy i widzę jego niebieskie oczy, które wpatrują się w moje brązowe.

Odsuwam się gwałtownie od niego i wybucham płaczem.

-Idź sobie, proszę!

Niall wypuszcza głośno powietrze, a po chwili słyszę trzask zamykanych drzwi.

Kładę się na kanapie i zawijam się w kulkę.Pozwalam sobie całkowicie na płacz.Tego mi teraz potrzeba.


<Niall>


Wyszedłem z mieszkania w pośpiechu.Bardzo się przejąłem widząc ją w takim stanie.Westchnąłem i wszedłem do mieszkania Lou.Widzę moich przyjaciół jak grają w Fife.Ja teraz nie jestem w stanie się rozluźnić.Tak bardzo chciałbym jej pomóc.

-Niall!Stary!Masz cukier? - pyta Louis.

-Tak - kładę szklankę na blacie kuchnennym.

-Co ty taki niemrawy? - zauważa Liam.

Miałem przed oczami obraz, jej śliczne oczy patrzące w moje, a po chwili odsuwa się ode mnie i wybucha płaczem.

-Co? - patrzę na niego.

-Co ci jest?

-Nie, nic - wymuszam uśmiech.

-Przecież widzę, gadaj.

Siadam między Lou a Harrym i patrzę na telewizor.

-Bo..tam, w tamtym mieszkaniu taka dziewczyna płakała i ja nie mogłem nic zrobić..i ja..ona...ugh, przejąłem się - wyrzucam z siebie.

Zayn pasrka śmiechem, a Harry wręcz dusi w sobie śmiech.Lou i Liam patrzą na mnie z ogromną powagą.

-Nie przejmuj się, stary.Pewnie chłopak ją rzucił i rozpacza.Ty powinieneś się zająć swoją dziewczyną - poklepuje mnie po plecach Harry.

Przewracam oczami na jego wypowiedź.

Naprawdę chciałbym jej pomóc.



--------------

Ten jego uśmiech >>>>>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top