#45
Siedzę przed telewizorem w salonie i oglądam SpangeBoba.Tak, nadal go oglądam.Zauważyłam, że ta bajka mnie odsresowywuje.Śmieszne, ale tak naprawdę jest.
Nachylam się na stolikiem i łapie w dłoń butelkę z winem.Nalewam sobie trochę alkoholu do kieliszka i odstawiam butelkę.Biorę sporego łyka i zamykam oczy.
Nagle słyszę jak ktoś wchodzi do mieszkania.Odstawiam kieliszek na stół i rozkładam się wygodnie na kanapie.
-Dlaczego sobie poszłaś?
Przewracam oczami i skupiam swój wzrok na telewizorze.
Niall łapie pilota, który leży na stole i wyłącza go.
Patrzę na niego gniewnie, a on uśmiecha się zwycięsko.
-Włącz to - mówię poważnym, surowym tonem.
-Odpowiedz mi na pytanie.
-Odpowiem jak włączysz.
Irlandczyk włącza sprzęt i siada obok mnie.
-Więc?
Odwracam od niego wzrok i patrzę na telewizor.
-Dlaczego poszłaś?
-Bo tak - burczę pod nosem.
-To nie jest odpowiedź, którą chciałem usłyszeć.
-A co chcesz usłyszeć?! - patrzę na niego.
-Prawdziwą odpowiedź.
-Nie dostaniesz jej.Idź do Louisa.
-Aaaa..to cię boli, tak? - śmieje się.
-Jesteś żałosny - prycham.
-Ty też.
-Aha, fajnie - przewracam oczami. - coś jeszcze?To ja cię okłamałam, tak?!
-Jakbym powiedział, że jadę do Lou to byś mnie nie puściła, rozumiesz?!Wy baby jesteście czasami nieznośne! - wyrzuca swoje ręce w powietrze. - jeszcze do tego szlajasz się z tymi pedałami!
Otwieram oczy w zdumieniu.
-Spójrz na siebie, lalusiu!Najpierw patrz na siebie, a potem oceniaj innych!Wiesz co?!Ja nie wiem co ja tutaj robie!Nie wiem, serio! - wstaje z kanapy i podchodzę do stojaka z kurtkami.
Zakładam jedną i buty.Wkładam telefon do kieszeni i patrzę ostatni raz na Nialla.
-Przemyśl swoje zachowanie, Niall.Szczerość to podstawa w związku, ale widać, że ty nie wiesz czym jest szczerość.
-Ja doskonale wiesz czym jest szczerość - prycha.
-Tak?!Świetnie!To teraz.. - wzdycham. - wiesz co, kocham cię głupku, ale ja nie będę z kimś kto okłamuje mnie w tak perfidny sposób - rzucam szybko i wychodzę.
Kiedy już jestem na zewnątrz pozwalam sobie na wybuch płaczu.Zakładam kaptur na głowę i idę przed siebie.
Co ja mam teraz zrobić?Gdzie ja pójdę?
Chyba wiem.Do mamy.
<Niall>
Lucy wychodzi z mieszkania, a ja stoje jak jakiś ciołek.Wzdycham głęboko i przecieram twarz dłońmi.Powiedziała, że mnie kocha, ale nie będzie z kimś takim kto ją tak okłamał...czy to oznaczało, że ona ze mną zerwała?
Nie, to nie..ona..była po prostu zdenerwowana.Może trochę przesadziłem, ale ja też potrzebuje czasami wyjść do chłopaków bez jej wiedzy.Ona stała się teraz taka nieznośna.
Wyciągam telefon z kieszeni od spodni i dzwonie szybko do Harrego.
-Tak?
-Jeżeli Lucy się u was zjawi, daj mi znać, okej?
-Co się stało?
-Nic.
-Jasne.Nie bez powodu by do nas przyszła.
-Pokłóciliśmy się - wzdycham i siadam na kanapie.
-O co?
-Jest zła, że ją okłamałem.
Harry śmieje się, a ja przewracam oczami.
-Z czym?
-Powiedziałem, że jadę do matki zawieść jej lekarstwa, a tak naprawdę pojechałem do Louisa.
-Ty debilu!Jaki ty jesteś..nie masz mózgu, wiesz?!
-Teraz wiem.
-Nie dziwie się, że jest zła!Przesadziłeś.
-Może trochę.
-Jak się twoja matka dowie, to będziesz miał jeszcze gorzej - śmieje się.
-Nie dowie się, spokojnie.
-Dam ci znać, jak Lucy przyjdzie do nas.
-Dzięki, Harry.
-Spoko.
Rozłączam się i rzucam telefon na stół.
Teraz mam wyrzuty sumienia, cholera.A jak jej się coś stanie?
Wstaje gwałtownie z kanapy i wychodzę z mieszkania.
<Lucy>
Po 30 minutach dochodzę na cmentarz.Jest sporo po 22, a ja wchodzę na cmentarz.Normalna osoba by tak nie zrobiła, prawda?
Ale ja mam ochotę się komuś wygadać, popłakać i wyżalić.
Oświecam latarkę w telefonie i świecę nią po grobach.Ugh..jak to brzmi.Okropnie.
Po 7 minutach znajduje grób matki.Klękam przed nim i zamykam oczy.
-Mamo.. - szlocham. - chciałabym żebyś mnie przytuliła.
Zasłaniam twarz dłońmi i wybucham płaczem.Cała drże.
-Jjj-jja mamo..potrzebuję cię!Tak dawno cię nie widziałam,nie rozmawiałam z-zz tobą..U mnie wszystko się ww-wali.
Usłyszałam szelest.Odwróciłam się szybko w stronę dźwięku, ale nic nie widziałam.Bylo zbyt ciemno.
-Chciałam ci powiedzieć, że pokłóciłam się z Niallem.On już mnie chyba nie kocha.Jest inny.Zmienił się.Może to przez jego koncerty..a może on spotkał kogoś lepszego ode mnie?Może on chce swoim zachowaniem dać znać, że nic dla niego nie znacze?Mamo..tak chciałabym żebym się myliła.Ja go kocham, strasznie.
Mój telefon zaczął dzwonić.Pisnęłam ze strachu.
Na wyświetlaczu zobaczyłam Nialla.
-O wilku mowa - prychnęłam. - teraz będzie udawał, że się martwi.
-Lucy?! - usłyszałam.
-To chyba on, mamo.Nie chc go widzieć.
-Lucy?! - był coraz bliżej. - Lucy?!Gdzie jesteś?!
-Jeżeli zacznie mnie przepraszać to znowu mu przebacze, a nie chce żeby myślał, że jestem taka słaba - zaszlochałam. - mamo, kocham cię.Nigdy ci tego nie mówiłam czego bardzo żałuje.Kocham cię, mamo.
-Tu jesteś - Niall przytulił mnie, a ja rozpłakałam się na dobre. - dlaczego tu siedzisz?Przeziębisz się, Lucy.
-Zostaw mnie!Chcę zostać sama!
-Nie zostaniesz sama.
-Ale chcę, rozumiesz?!Zostaw mnie!Idź do Louisa najlepiej!
-Jestem twoim chłopakiem do cholery jasnej! - wydarł się, a ja się wzdygnęłam.
-W takim razie ja podziękuje za takiego chłopaka! - spojrzałam na niego.
Wyrwałam się z jego uścisku i wstałam z ziemi.
-Lucy, przepraszam - szepnął.
-Co mi po twoim przepraszam?!Jutro znów powiesz, że jedziesz do matki, a pojedziesz do Louisa!
-Nie kłóćmy się na cmentarzu, chodź - chwycił mnie za dłoń i prowadził do wyjścia.
-Puść mnie - wyrwałam się.
-W domu sobie porozmawiamy.
-Nie, nigdzie nie idę.
-Lucy - wzdycha i odwraca się do mnie. - przepraszam - podchodzi do mnie blisko i łapie moje dłonie w swoje. - kocham cię.
-Ja też cię kocham, idioto, ale ja nie toleruje kłamstwa, rozumiesz?!
-Już cię nie okłamię, przysięgam - klęczy przede mną, a ja wybucham śmiechem. - wybacz mi, kochanie.
-Wstań, Niall.Nie rób wstydu!
-Przecież nikogo tu nie ma - śmieje się.
-Wstań, głupku - kręce głową z rozbawienia.
Wstaje, a po chwili przytula się do mnie mocno.
-Udusisz mnie! - piszczę. - Niall!
-Kocham cię, Lucy, wiesz? - odrywa się ode mnie i całuje mnie.
A miałam być twarda...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top