#31

<NIALL>


-Chłopaki!Zbierajcie się już! - krzyknąłem do nich stojąc w progu mieszkania Louisa.

-Daj nam chwilę, ta gitara nie jest taka lekka - mruknął Liam.

-Idę poczekać w aucie - westchnąłem i wyszedłem z mieszkania.

Dzisiaj są urodziny Lucy i z chłopakami wpadliśmy na pomysł aby zagrać dla niej koncert.Powoli jako zespół się rozwijamy i jesteśmy mniej więcej już rozpoznawalni.Nasze kawałki podchodzą do gustu nastolatkom co niezmiernie mnie cieszy.Nie liczyłem na to, że z grania w pubie, kiedyś naprawdę zagramy na wielkiej scenie.

Kiedy doszedłem do auta, otworzyłem drzwi i wsiadłem do środka.Westchnąłem ciężko i wyciągnąłem telefon z kieszeni od spodni.Przyznam, że trochę wczoraj Lucy dogryzłem, ale nie myślałem, że weźmie to aż tak do siebie.Od razu jak opuściła grupę, zadzwoniłem do niej, ale ona nie odbierała.Od samego rana do niej piszę i dzwonię, ale widocznie na marne.Po naszej niespodziance chyba jej przejdzie, mam nadzieję.

-Jesteśmy! - słyszę okrzyk Zayna.

-Słyszę - ziewnąłem. - macie wszystko? - poprawiłem się na siedzeniu.

-Tak, chyba tak - kiwnął głową Louis.

-Okej, to czas zacząć realizować plan A - uśmiechnąłem się.

-Tak, ale kto w kóncu do niej jedzie, hm? - zapytała Harry.

-Louis? - zaproponowałem i spojrzałem na niego.

-Mogę jechać - zaśmiał się. - ale co jak mnie wygoni?

-Nie wygoni - poklepał go po ramieniu Liam.

-Zapnijcie pasy, bo ruszamy.

Odetchnąłem i odpaliłem swojego range rovera.


<LUCY>


Gdy tylko się obudziłam, sięgnełam po telefon.Oprócz miliona smsów od Nialla i nieodebranych połączeń, nic mi nie przyszło.Nawet chłopcy nie pisali.Zrobiło mi się trochę smutno.Cóż..

Wstałam z łóżka i poczłopałam do łazienki.Skorzystałam z ubikacji, a następnie poszłam do kuchni zjeść śniadanie.Ostatnio jestem ciągle głodna i muszę jeść i jeść.

-Hej - przywitałam się z rodzicami, którzy siedzieli przy stole i pili kawę.

-Cześć, córeczko - uśmiechnęła się szeroko mama. - zrobić ci coś do jedzenia?

-Nie, jestem już duża i potrafię sama sobie zrobić - zaśmiałam się i otworzyłam lodówkę.

Postanowiłam, że zrobię sobie dwie kanapki z kremem orzechowym.

Siadam przy stole i patrzę na tatę.Wzdycham i biorę kęs kanapki.

-Co tak wzdychasz?

Wzruszam ramionami.

-Coś musi być na rzeczy, prawda? - zapytała mama.

-Coś jest - zaśmiałam się cicho.

-Więc?

-Tak jakby pokłóciłam się wczoraj z Niallem.A dzisiaj są moje urodziny..

-Oj córeczko, zobaczysz będzie dobrze.

-Jasne - przewróciłam oczami.

Tata odszedł bez słowa od stołu.Spojrzałam na mamę, a ona tylko wzruszyła ramionami.

-Lucy, pozwól tutaj na chwilę! - usłyszałam tatę .

-Chwila!

Wstałam z krzesła i spojrzałam na mamę.

-Idź, idź - uśmiechnęła się.

Kiwnęłam głową i poszłam do taty.

-Niespodzianka! - krzyknął, a ja zakryłam usta dłonią.

-Chyba sobie żart robisz?! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.

-Nie, córeczk0 - zaśmiał się. - to jest twój prezent urodzinowy.

-Ale tato, auto?!

-Tak.

-Przecież ja nie mam prawa jazdy - oderwałam się od niego i zobaczyłam obok nas mamę.

Przytuliłam się do niej.

-Dziękuję.

-Nie ma za co.

Może kiedyś miałam do nich żal, ale teraz mam najlepszych rodziców na świecie.

Dwie godziny później siedzę w swoim pokoju i oglądam film na laptopie.

Nagle usłyszałam jak mama woła mnie z dołu.Przewracam oczami i zatrzymuje film.Schodzę na dół i widzę Louisa.Marszczę brwi i posyłam mu pytające spojrzenie.

-Cześć! - przytula mnie.

-Co ty tu robisz? - spytałam.

-Przyszedłem zabrać cię na spacer - uśmiechnął się.

-Na spacer?

-Tak - kiwnął głową. - zbieraj się.Poczekam na zewnątrz - puścił mi oczko.

I wyszedł.Zostawił mnie zdezorientowaną.Westchnęłam i poszłam leniwie na górę do swojego pokoju.Z racji, że dzisiaj są moje urodziny i idę na spacer z przyjacielem, ubrałam się w czarne rajtuzy, biało-granatową spódniczkę w kratę, białą koszulkę i w czarną marynarkę.Do tego czarne kozaki na małym obcasie i czarny płaszcz.

-Gdzie idziesz? - zapytała mama, kiedy już chwyciłam za klamkę drzwi wyjściowych.

-Z Louisem na spacer.

-Wrócisz dzisiaj? - zaśmiała się.

-Postaram się.

-Nie bierzesz kopertówki?-zapytała i podała mi ją.

-Och, dzięki.To pa!

-Baw się dobrze!

Wyszłam z domu i zobaczyłam czarne bmw Louisa.Gdy doszłam do auta, zobaczyłam jak szatyn słodko spał.Puknęłam w szybę, a on szybko się przebudził.Otworzył mi drzwi, a ja usiadłam na miejsce pasażera.

-Dłużej się nie dało? - spytał.

-To tylko 20 minut - wzruszyłam ramionami.

-Tylko? - spojrzał na mnie.

-Mhm - skinęłam głową i uśmiechnęłam się. - gdzie mnie zabierasz?

-W daleką podróż - puścił mi oczko i odpalił auto.

-A dokładniej?

-Niespodzianka - uśmiechnął się. - aha i zapnij pasy - zwrócił uwagę.

-Już się robi - przewróciłam oczami i zrobiłam tak jak kazał Louis.

Po 30 minutach dojechaliśmy pod jakąś knajpkę.Zdziwiona spojrzałam na przyjaciela.

-Gdzie my jesteśmy?

-Och, musisz tak marudzić?! - wyrzucił swoje ręce w powietrze.

-Tak, muszę.

-Dowiesz się jak wejdziemy do środka, okej?

-Niech będzie.

Wysiadliśmy z auta i kierowaliśmy do knajpki.

-Ale nie będzie tam nic strasznego? - zapytałam i zatrzymałam się.

-Kurczę, wiesz banda strasznych klaunów wyskoczy i cię zje.

-Louis! - pisnęłam i uderzyłam go w ramię.

-Zadajesz głupie pytania to więc ja głupio ci na nie odpowiadam - uśmiechnął się.

-To było...chamskie - fuknęłam.

-Bo miało być - wybuchnął śmiechem.

-Ale ty jesteś głupi! - znów go uderzyłam, a potem dołączyłam do niego.

-Okej, chodźmy.

-Ale szyby są pozastawiane czarnymi zasłonami, Louis mam się bać? - zapytałam i trochę się wystraszyłam.

-Lucy - westchnął. - nic ci nie zrobię, serio.

-Wiem, ale..

-Nie ma żadnego ale.

-Ugh, okej chodźmy.

Chwyciłam za klamkę drzwi i westchnęłam ciężko.Okej..otwieram je i wchodzę do środka.Gdy już jestem w środku jestem przerażona.Wszędzie jest ciemno i daleko ode mnie świeci tylko jedna świeczka.Przełknęłam ślinę i po macku próbowałam znaleźć Louisa.

-Co jest? - zapytał razbawiony.

-Zabije cię - syknęłam.

-Nie mnie - zaśmiał się.

-Tak, ciebie.

-Uważaj co mówisz, księżniczko - usłyszałam obcy głos.

Otworzyłam szerzej oczy i próbowałam coś zobaczyć, ale na marne.

-Louis?!Boję się!

-Nie bój się, nic ci nie grozi - zaśmiał się.

-Nie byłabym tego taka pewna.Ktoś tu jest oprócz nas?

I nagle światło oświeciło się, a mnie oślepiło.Zamknęłam szybko oczy i zacisnęłam powieki.Kurde co za idiota oświecił teraz światło?!Otwieram je i widzę chłopaków uśmiechniętych od ucha do ucha.

-Jesteście debilami! - krzyczę.

-Wiemy - śmieje się Liam.

Tylko jednej osoby mi brakuje..Nialla.

-Chodź tu do nas! - mówi Harry i wszyscy otwierają szeroko swoje ramiona.

Podbiegam do nich i przytulam się do nich.

-Wiecie jak się bałam? - odsunęłam się od nich.

-Domyślamy się - odparł Zayn.

-Zabije was, naprawdę - śmieje się.

-Mnie też? - słyszę za sobą.

Odwracam się i widzę tej osoby której brakowało do składu.

Wstrzymuje oddech i zagryzam wargę.

-Lubię jak tak robisz - mówi i podchodzi do mnie.

Uśmiecham się słodko i nie wytrzymuje.Wpijam się w jego usta.




--------------

Przepraszam, że nie było przez 3 dni rozdziału, ale laptop mi się zepsuł.Na szczęście brat mi go dzisiaj naprawił i wszystko działa :D

Kontynuacje tego rozdziału dostaniecie dzisiaj wieczorem lub jutro :3 Komentujcie!

Kocham was xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top