Rozdział szósty
Stwierdziłam, że współżycie z ludźmi jest podobne do tych szklanych drzwi. Do drzwi należy się zbliżać powoli i nie robić nic na siłę; w przeciwnym razie można je rozbić. Związki z ludźmi są podobnej natury. Jeśli robi się coś na siłę, wzajemny kontakt jest niemożliwy. Jeden gwałtowny ruch może wszystko zepsuć. Jedno złe słowo może zniszczyć miesiącami budowane zaufanie i szacunek*.
Wrzesień rozpoczął się niespodziewanie i wdarł się niezauważony do życia wszystkich mieszkańców, przychodząc zbyt szybko dla tych, którzy chcieli uciec od szkoły i obowiązków. Byli też tacy, którzy oczekiwali go ze zniecierpliwieniem wpatrując się w kolejne kartki z kalendarza, które przybliżały do dnia, gdy wszystko miało się dopiero rozpocząć przynosząc nową, niezapomnianą przygodę.
Anne obserwowała wszystkie bliskie sobie osoby, patrząc jak przygotowują się do tego, co miało nadejść w ich życiu. Widziała Louisa, który kręcił się z podekscytowaniem po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca nawet na chwilę. Za kilka dni miał odbyć się pierwszy trening dziecięcej drużyny i mężczyzna snuł się wszędzie z podkładką na której rozpisywał różne ustawienia meczowe zapominając, że będzie trenował sześciolatków. Śmiała się ze swojej córki, która zachowywała się jeszcze dziwniej niż jej przyjaciel, dziewczyna cały czas planowała co będzie robić, odkąd nie wraca do Londynu na studia i cóż Anne może uwierzyłaby w jej plany, gdyby nie to, że Gemma całe dnie spędzała z Niallem i stali się nierozłączni.
Była podekscytowana na wiadomość o kolejnym dziecku, które ma pojawić się w rodzinie Zayna i Liama. Nie mogła doczekać się chwili, gdy zobaczy maluszka i będzie mogła rozpieszczać tego uroczego bobasa. Tych dwóch mężczyzn zdecydowanie radziło sobie z dziećmi i była pewna, że stworzą cudowny dom dla swojej kolejnej pociechy. Tym, co martwiło ją najbardziej był Harry, jej syn spędzał czas tylko w swoim pokoju, nie chcąc rozmawiać z kimkolwiek. Chłopak nigdy nie był chętny do dzielenia się swoimi uczuciami czy problemami i Anne doskonale go rozumiała, ale teraz zaczęła przejmować się coraz bardziej, kiedy Hazz wracał ze szkoły i w milczeniu zamykał drzwi od swojej sypialni i nie wychylał z niej nosa, dopóki nie prosiła go, by zszedł na obiad. Spodziewała się, że kolejny rok szkolny nie stanie się nagle rewelacyjny i Harry nie zapała szaloną miłością do szkoły i swoich kolegów i koleżanek z klasy, ale liczyła że może coś się zmieni, że chłopak odnajdzie się chociaż trochę, że może znajdzie jedną osobę, z którą będzie mógł spędzać przerwy między lekcjami, ale niestety najwyraźniej wszystko toczyło się bez zmian. Gdyby mogła mu pomóc w jakikolwiek sposób zrobiłaby to od razu, ale nie była w stanie zmusić nastolatków by przyjaźnili się z jej synem, nie mogła pojawiać się w szkole dzień w dzień by rozmawiać z nauczycielami, którzy traktowali jej syna jak chorego umysłowo, musiała pozwolić dziać się tym wszystkimi rzeczom i mieć nadzieję, że nie zniszczą Harry'ego do końca.
***
Liam wysiadł z samochodu i zatrzymał się czekając na swojego męża, który wyjął kluczyki ze stacyjki i dołączył do niego po chwili. Uśmiechnął się do niego i otworzył drzwi do domu w którym panowała przyjemna cisza, ponieważ Mia spędzała dziś dzień z Gemmą na jakiś babskich rzeczach, chociaż Zayn uparcie twierdził, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż ich córka kopie właśnie piłkę z Niallem. Cały czas starał się odsunąć od siebie myśl, że za kilka dni Mia idzie na swój pierwszy trening i niestety nie jest to balet, a przeklęta piłka nożna. Jedyne, co go pocieszało to trener, który wydawał się całkiem miły, mimo że Niall na początku przyszedł do nich i obsmarował tego faceta, używając swoich najgorszych irlandzkich przekleństw to i tak wiedzieli swoje. Horan nie był w tym wypadku obiektywną osobą i każdy, kto widział mężczyznę w obecności Gemmy mógł się z nimi zgodzić
Zrzucił swoją kurtkę i ruszył do kuchni, by zaparzyć herbatę dla siebie i kawę dla Zayna, gdy usłyszał głos bruneta.
- Wydaje się naprawdę miła, prawda? – mężczyzna usiadł na krześle przy kuchennym stole i wpatrywał się w Liama z błyskiem w oczach.
- Tak i to bardzo – szatyn oparł się o szafki i odwzajemnił spojrzenie Zayna – cieszę się, że możemy pomóc sobie wzajemnie, jest taka młoda, tak naprawdę to całe życie jest jeszcze przed nią. Nie wiem czy zauważyłeś, ale czasami wydawała się taka zagubiona i samotna, przypominała mi małą dziewczynkę która szuka tylko pomocy i wsparcia – kontynuował spokojnym głosem, odwracając twarz w stronę okna, wspominając pierwsze spotkanie z Monic, młodą dziewczyną, która postanowiła oddać im dziecko zaraz po urodzeniu.
- Wiem, też to dostrzegłem, ale nie możemy się jej dziwić ma zaledwie osiemnaście lat, nie wyobrażam sobie, co może czuć w tej sytuacji. Na pewno nie jest jej łatwo, z tego co mówi jest zupełnie sama, ale polubiłem ją. Z każdym kolejnym spotkaniem wydaje się sympatyczniejsza i chyba dobrze się wszyscy dogadujemy.
- Pomyśl sobie, że za pół roku będziemy mieć dziecko, Zayn – powiedział, siadając na kolanach męża, zaplatając dłonie na jego karku, obdarowując go krótkim całusem.
- Pamiętam jeszcze kiedy nasza Mia była mała, a teraz wyrósł z niej taki potworek, który niedługo zacznie uprzykrzać nam życie – zaśmiał się z czułością brunet, wiedząc że dziewczyna jest oczkiem w głowie Liama, który nie widział świata poza nią.
- Tak i teraz nasza księżniczka będzie kopała piłkę z jakimiś obrzydliwymi facetami, którzy mogą zrobić jej krzywdę i...
- Liam – postanowił przerwać szatynowi, który zaczął się nakręcać i przybrał swój ojcowski ton, który stosował dzień w dzień, by przetłumaczyć Zaynowi, że ich córka powinna uczęszczać na zajęcia z baletu a nie z piłki nożnej – posłuchaj, po pierwsze nigdy nie nazywaliśmy Mii księżniczką, ponieważ ona tego nie cierpi, już lepiej pasują określenia psotnica lub mała chłopczyca czy cokolwiek innego, ale zdecydowanie nie księżniczka i po drugie to są mali chłopcy, tacy z którymi będzie chodziła niedługo do szkoły, a nie jacyś faceci, którzy myślą nie wiadomo o czym. Musisz się uspokoić, kochanie – pogłaskał go po krótkich włosach i odsunął na bok, wstając z krzesła – a teraz wybacz, ale muszę iść mam pacjentów na godzinę siedemnastą i nie będą zadowoleni, jeżeli będą musieli na mnie czekać.
- Tak, tak idź sobie, a ja zostanę tutaj i będę myślał co zrobić, by moja córka dożyła do następnego roku w całości – burknął Liam, udając obrażonego i odwrócił się do męża plecami.
- Tylko bez dramatyzowania, Li – zaśmiał się i wyszedł z domu pozostawiając szatyna samego i nie, Liam wcale nie zastanawiał się co tu wykombinować, by zniechęcić córkę do tego całego głupiego sportu. Miał nadzieję, że ich drugie dziecko będzie artystą z duszą wrażliwca.
***
Niall siedział na ławce i obserwował zbierające się dzieci wraz z opiekunami, którzy przyszli poobserwować swoje pociechy. Zerkał na Theo, który biegał dookoła ze swoimi kolegami, śmiejąc się głośno i rozprawiając o tym, że poznał już ich nowego trenera. Pokręcił głową, słysząc głupoty wygadywane przez swojego chrześniaka, ale nie miał serca by go upominać i tłumaczyć, że Louis nie jest jego kolegą i nie powinien tak się przechwalać.
Od czasu kłótni z Gregiem, nie widział się z bratem, ale wiedział że musi zaprowadzić Theo na jego pierwszy trening, więc bez zawahania poszedł do domu Grega i wziął ze sobą chłopca. Zerknął na zegarek czekając na przyjście Gemmy, która obiecała że się tutaj zjawi. Wrześniowa pogoda była naprawdę przyjemna, słońce świeciło wysoko na niebie, a delikatny wietrzyk owiewał twarze, Niall dałby dużo by taka aura utrzymała się przez cały miesiąc. Usłyszał pisk grupy chłopców i zerknął w stronę, w którą wszyscy patrzyli z podekscytowaniem. Dostrzegł Gemmę idącą razem z Louisem w kierunku wszystkich zebranych osób. Podniósł się z ławki, podchodząc bliżej Theo i reszty maluchów, kątem oka zauważył Zayna, Liama i ich córkę, zmierzających do niego żwawym krokiem. Był ciekawy, jak Mia poradzi sobie z taką grupą chłopców, jednak nie obawiał się o nią, wiedział że dziewczynka da sobie radę z wszystkim.
- Czy nasz trener umawia się z tą dziewczyną? – zapytał jeden z chłopców, a Niall zmarszczył mimowolnie czoło.
- Głupku przecież to Gemma, ale może się umawiają, nie wiem – odparł kolejny dzieciak, wzruszając ramionami – ona jest ładna, tata mówi, że ładne kobiety podobają się wszystkimi i nigdy nie są same zbyt długo, więc pewnie są razem.
Przysłuchiwał się tej dyskusji z rosnącym niezadowoleniem, skąd w ogóle dzieci miały takie chore pomysły, jak wpadły na pomysł, że Gemma mogłaby być z Louisem, przecież nawet ślepy by zauważył że do siebie nie pasują, zresztą Lou jest gejem, więc to eliminuje go na wstępie. To tylko dowodziło, że dzieci są głupiutkie i bezmyślne.
- A coś ty taki niezadowolony? – Zayn stanął obok niego i spojrzał w kierunku w którym skupiony był wzrok Nialla i po chwili wybuchł głośnym śmiechem, przyciągając uwagę blondyna – Serio stary, masz zamiar świrować tak przez cały czas?
- Nie wiem o czym mówisz – burknął Horan, zerkając na swoich przyjaciół, którzy podśmiewali się z niego.
- Oczywiście, nie wiesz – prychnął Liam – Louis jest gejem, nie musisz czuć się zagrożony – poklepał go po plecach, a Niall strącił szybko jego dłoń.
- Przestań, nie wiem o jakie zagrożenie wam chodzi. O, zobaczcie przyszedł Louis – powiedział nagle, zmieniając jak najszybciej temat – o, i jest też Gemma – dodał, udając zaskoczenie, ale widząc minę małżeństwa stojącego tuż obok wiedział, że nie jest zbyt dobrym aktorem.
- Witajcie panowie – Gemma podeszła do ich małej grupki witając się z nimi radosnym uśmiechem, Louis zatrzymał się kawałek dalej, dyskutując o czymś z jednym z rodziców.
- Cześć Gemma – Liam uścisnął ją krótko, a Mia pomachała jej z psotnym uśmiechem – Louis jest gotowy na swój pierwszy dzień w pracy?
- Jak najbardziej tak, mówiąc szczerze nawet nie był zdenerwowany – powiedziała przesuwając się tak, by stanąć koło Nialla, który automatycznie objął ją ramieniem pozwalając jej wtulić się w swój bok – Będzie świetny jestem tego pewna, nikt nie ma takiego podejścia do dzieci jak Lou, gdybyście widzieli go z rodzeństwem albo dziećmi w szkole, gdzie miał staż, jest niesamowity, maluchy go pokochają – mówiła pewnym głosem, starając się uspokoić wyraźnie zestresowanego Liama, który przez cały czas obserwował córkę, starającą się oddalić od nich na jak największą odległość.
- Nie zachwalaj go tak, bo nasz mały Niall ugotuje się z zazdrości – stwierdził rozbawiony Zayn, zerkając na blondyna, który uśmiechał się sztucznie.
- Ni, nie ma powodu do zazdrości – zaśmiała się blondynka, przytulając się mocniej do Irlandczyka, który rozluźnił się odrobinę pod jej dotykiem – Lou jest idealny z dziećmi, ale Niall byłby najlepszym tatą na świecie, bez obrazy dla was chłopaki – posłała im miły uśmiech – O, chyba trening się zaczyna – zauważyła podekscytowana i ruszyła w stronę przyjaciela, chwytając Nialla za dłoń i ciągnąc go za sobą.
- Naprawdę nie powinniśmy tutaj być – jęknął sfrustrowany Liam – Mamy córkę, a nie syna – mówił drepcząc za nimi, marudząc pod nosem z niezadowoleniem.
***
Louis wmaszerował na murawę i zatrzymał się na środku z szerokim uśmiechem na twarzy, popatrzył na dziecięce buzie wpatrujące się w niego z radością i niepewnością i nie mógł pohamować cichego śmiechu, który wydostał się z jego ust. Nie mógł uwierzyć, że teraz wszystko zaczyna się tak naprawdę, minął miesiąc odkąd jest w tym uroczym mieście i zaczynał czuć się tutaj jak u siebie w domu, miał nadzieję, że praca z tymi maluchami będzie tak dobra, jak to sobie wyobrażał. Przywołał do siebie dzieci machnięciem ręki i z zadowoleniem zauważył, że wszyscy chłopcy podbiegli do niego truchtem, przewrócił oczami na widok Liama, który mówił coś powoli do swojej córeczki, żegnając się z nią tak, jak gdyby mała szła na wojnę, a nie na zajęcia z piłki nożnej. Odchrząknął cicho, przeczyszczając gardło i postanowił, że to chyba ten moment w którym powinien się odezwać.
- Cześć, mam na imię Louis i jak już pewnie się domyślacie będę waszym nowym trenerem – przywitał się machając do dzieci, przyglądając się im z uwagą. Usłyszał głośne przywitanie i roześmiał się radośnie – Naprawdę cieszę się, że jest was tak dużo, myślę że będziemy się razem świetnie bawić i może przy okazji uda nam się zrobić coś naprawdę dobrego. Nie chcę męczyć was swoimi nudnymi przemowami, ponieważ nie po to się tutaj spotkaliśmy – stwierdził i zyskał tym podekscytowane okrzyki dzieci – Więc postaram się powiedzieć krótko, czego od was oczekuję. Liczę, że zaprzyjaźnimy się ze sobą i tym, czego będę od was wymagał będzie szacunek i przyjazne nastawienie, w naszej drużynie nie będzie tolerowania złośliwości, wyśmiewania się czy dokuczania sobie wzajemnie, zrozumiano?
- Tak! – krzyknęli chłopcy, ale głos Mii również dało się usłyszeć.
- Świetnie, następnie mam nadzieję, że każdy z was będzie dawać z siebie sto procent i uczęszczać na wszystkie treningi, nie akceptuję obijania się, lenistwa i marudzenia, ale zawsze możecie przyjść do mnie i porozmawiać o wszystkim, co jest dla was ważne. Jestem tutaj dla was i z chęcią porozmawiam z każdym z was na każdy temat, nawet ten niezwiązany ze sportem. I na końcu najważniejsze – zawiesił głos, chcąc dodać swojej przemowie trochę emocji i patrząc na dziecięce twarze wiedział, że mu się udało – Macie się tutaj dobrze bawić i to jest podstawa i cel naszych spotkań, uczmy się czegoś nowego, spotykajmy się i bawmy, a wtedy wszystko inne będzie szło po naszej myśli, co wy na to? – zapytał, klaszcząc mocno w dłonie.
- To świetny pomysł trenerze! – krzyknął Theo i podbiegł do niego, by przybić mu piątkę.
- Super, co wy na to żeby podzielić się na dwie drużyny i na dobry początek rozegrać mały mecz? – głośny okrzyk był jedyną odpowiedzią jaką uzyskał i nim się zorientował dzieci stały już w dwóch grupach oczekując na koszulki, które rozdawał im powoli.
Mecz toczył się powoli i Lou stał z boku z gwizdkiem w dłoni, obserwując uważnie grę maluchów, śmiał się czasami gdy widział, jak bardzo zacięta jest Mia i już wiedział z kim będzie miał najwięcej problemów. Dziewczynka zdecydowanie była waleczna i nie pozwalała sobie odstawać od kolegów, to był jej atut, ale też i zmora i Lou szykował się na wiele starć pomiędzy nią a innymi chłopcami. Zayn i Liam mogli być pewni, że mała sobie poradzi i to raczej rodzice innych dzieci będą musieli ocierać łzy z policzków swoich pociech, ponieważ Mia nie miała zamiaru być słabsza niż chłopcy. Zerknął na trybuny, gdzie na krzesełkach siedziała grupa rodziców dopingująca swoje dzieci walczące na boisku. Dostrzegł rodziców Mii i gdyby nie udawał profesjonalisty roześmiałby się głośno, widząc minę Liama, który stał przy samej barierce i zmartwionym wzrokiem śledził poczynania córki. Mężczyzna zdecydowanie był przewrażliwiony i nadopiekuńczy, ale nie mógł mu się dziwić, w końcu mała była tutaj jedyną przedstawicielką płci pięknej. Kawałek dalej wygodnie rozłożony był Zayn, który wydawał się nie przejmować zachowaniem swojego męża i przeglądał jakieś dokumenty, okazjonalnie zerkając na boisko i krzycząc jakieś pochwały pod adresem córki. Louis nie mógł przegapić swojej przyjaciółki, która położyła się na ławce układając wygodnie swoją głowę na kolanach Nialla. Blondyn trzymał dłoń na jej brzuchu, a dziewczyna głaskała ją delikatnie, bawiąc się jego palcami. Rozmawiali o czymś spokojnie, uśmiechając się do siebie leniwie i gdyby Lou ich nie znał powiedziałby, że są w sobie tak bardzo zakochani. Mimo wszystko twierdził swoje, Anne i cała reszta mogła wmawiać mu, że tych dwoje to tylko przyjaźń, jednak widział Gemms z innymi facetami i nigdy przy żadnym z nich nie zachowywała się nawet w połowie tak jak przy Niallu. Postanowił, że na razie im odpuści i pozwoli sytuacji toczyć się tak jak teraz, ale za jakiś czas porozmawia poważnie z Gemmą i dowie się wszystkiego, nie pozwalając się okłamać i zbyć jakimś marną wymówką.
Zerknął na zegarek i zagwizdał mocno, czas treningu minął i mimo podekscytowania i radości z pracy, miał ochotę na prysznic, jakiś smaczny obiad i może przyjemną książkę.
***
Szedł powoli, uważnie stawiając każdy krok, nie rozglądał się dookoła nie chcąc zwracać na siebie uwagi innych ludzi, chociaż i tak czuł, że wszyscy gapią się prosto na niego. Powtarzał w głowie listę książek, które chciał przeczytać, układając je w kolejności alfabetycznej, dzięki czemu mógł choć trochę uspokoić się i zapomnieć o tym, co działo się w szkole. Czasami zastanawiał się czy na pewno tylko z nim jest coś nie tak, przecież każdy normalny człowiek znudziłby się wyśmiewaniem ciągle tej samej osoby, nawet dla niego to wydawało się nudne, ale najwidoczniej dzieciaki w szkole od kilku lat niezmiennie uwielbiały znęcać się nad nim każdego dnia. Pomyślałby ktoś, że powinni mieć lepszą rozrywkę i ciekawsze sprawy w swoim życiu niż zajmowanie się jedynym Aspergerowcem w szkole, ale najwidoczniej przeceniał ich kreatywność.
Wszedł do domu, cicho zamykając za sobą drzwi i nie patrząc na to czy ktoś z domowników był w środku, czym prędzej skierował kroki do swojej sypialni. Zrzucił trampki ze stóp, układając je równo przy ścianie, po czym odłożył plecak pod biurko tam, gdzie było jego miejsce od lat. Nie miał sił na ściąganie mundurka, chociaż wiedział, że jego mama nie lubi kiedy kładzie się w szkolnym ubraniu. Nie rozumiał jaki sens ma przebieranie się w inne ubrania, kiedy przyzwyczaił swoje ciało do i tak niewygodnego i nieprzyjemnego materiału mundurka. Niewiele myśląc położył się na swoim dużym łóżku, przykrył głowę poduszką i przymknął powieki, starając się wyciszyć wszystkie dźwięki, które docierały do niego z otoczenia. Był wykończony po całym dniu spędzonym w szkolnych murach, korytarze w czasie przerwy były tak głośne, że nie mógł usłyszeć nawet własnych myśli, jedynym wyjściem była dla niego ucieczka do szkolnej biblioteki i to tam spędzał cały swój wolny czas między lekcjami. Jeżeli ktoś zapytałby go o jakieś zalety szkoły, to mógłby powiedzieć o bibliotece, dzięki temu miejscu nie zwariował zupełnie.
Oddychał powoli biorąc głębokie oddechy, ale nie potrafił wyciszyć głosów w swojej głowie, był zmęczony całym dniem, ale nawet tutaj we własnym domu nie mógł poczuć się dobrze. To działo się zawsze, gdy kończyły się wakacje i musiał wrócić do szkoły, nagłe zderzenie z rzeczywistością, gdzie nie mógł być prawdziwym sobą. Nawet nie liczył, że ten rok będzie inny, przyzwyczaił się do wysłuchiwania tego jakim głupkiem i autystą jest, wcześniej starał się tłumaczyć im, że nie ma autyzmu, ale z czasem postanowił odpuścić i pozwolić im mówić to, co chcieli. Kręcił się na łóżku, wzdychając głośno, przyciskając dłonie do uszu, chcąc ochronić się przed całym światem. Po raz kolejny zaczął powtarzać tytuły książek, ale teraz mógł wymawiać je na głos, a nie tylko w swojej głowie.
- Droga, Kolekcjoner, Lśnienie, Pokuta, Milczenie owiec, Millenium, Rzeka tajemnic... - chciał kontynuować, gdy poczuł jakieś lekkie klepnięcie w nogę, poderwał się szybko do góry, odrzucając poduszkę na dywan. Rozejrzał się po pokoju spanikowanym wzrokiem, by zobaczyć kto odważył się wejść ot tak do jego pokoju, gdy zobaczył przed sobą twarz Louisa, który siedział na jego łóżku i przyglądał mu się z uśmiechem.
- Cześć Harry, przepraszam że wszedłem bez twojej zgody, ale pukałem i nikt nie odpowiadał, a twoja mama powiedziała, że masz zejść na kolację – powiedział szatyn i posłał mu uśmiech, na który Harry nie odpowiedział – Myślałem, że śpisz, ale później usłyszałem twój głos, wymieniałeś tytuły książek, prawda? – zapytał, sadowiąc się wygodniej, a Harry zastanawiał się tylko czego od niego chce ten głupi facet, który narusza jego prywatność, był nawet gorszy niż ludzie w szkole i sprawiał, że jedyne miejsce w którym czuł się bezpiecznie od teraz nie należało już tylko do niego – Hej Harry, słuchasz mnie?
- Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą i spuścił nogi na dywan, siadając z dala od rąk Louisa.
- Och, pytałem czy wymieniałeś tytuły książek.
- Tak – odparł krótko, musiał wyjść stąd jak najszybciej, nie mógł znieść zapachu mężczyzny i jego głosu i całego hałasu dookoła. Podniósł się gwałtownie z miejsca, i stracił równowagę chwiejąc się, upadłby gdyby nie refleks Louisa i jego dłonie, które złapały go w pasie utrzymując w miejscu. Odepchnął go gwałtownie i szybko skierował się w stronę drzwi – Nie dotykaj mnie – wydusił zduszonym głosem i wyszedł z pokoju, uciekając jak najdalej od tego dziwnego faceta.
***
- O Harry dobrze, że już jesteś, jedzenie jest na stole – powiedziała Anne widząc syna, który szedł szybko w stronę jadalni, nie zwracając na nikogo uwagi – A gdzie zostawiłeś Louisa? – rozejrzała się i zobaczyła szatyna schodzącego powoli po schodach z niewyraźną miną na twarzy. Domyśliła się że coś stało się w sypialni Harry'ego – Siadajcie już wszyscy, ja zaraz do was dołączę.
Harry usiadł na jednym z krzeseł i wbił wzrok w talerz, nerwowo bawiąc się palcami u dłoni, zaciskał pięści i powoli je rozprostowywał, nie mogąc przestać. Dziś wszystko go denerwowało i w dodatku ten Louis i jego dotyk, który był nieprzyjemny i taki niespodziewany. Nie cierpiał przytulania i dotykania, każdy taki niespodziewany ruch przerażał go i napawał lękiem, wszyscy o tym wiedzieli, ale oczywiście teraz pojawił się on i zachowywał się jakby był u siebie w domu. Tolerował uściski swojej mamy, taty i Gemmy, oni byli w porządku i nigdy nie atakowali go tak nagle, Niall też był w porządku, był prawie jak rodzina, nawet Zayn i Liam, przyjaciele Gemmy byli znośni, ale nie Louis. On wydawał się niczego nie rozumieć i cały czas zachowywał się tak natarczywie i nachalnie. Patrzył mu się prosto w oczy, zagadywał go przy każdej okazji, chciał wciągnąć w rozmowę, a Harry naprawdę tego nie chciał, nie potrafił zachowywać się tak jak inni ludzie, nawet nie chciał się tak zachowywać. Teraz też czuł na sobie wzrok Louisa, jego dłonie zadrżały nerwowo, gdy ktoś odsunął krzesło i usiadł obok niego, kątem oka dostrzegł swoją siostrę, więc odetchnął z ulgą.
Usłyszał ciche miauczenie i nagle uśmiech pojawił się na jego twarzy, ponieważ to Harry w końcu pojawił się gdzieś niedaleko, rozejrzał się szukając kota i zobaczył go kroczącego dumnie w jego stronę. Pochylił się w jego stronę i po chwili kot wskoczył na jego kolana i łasił się do niego przymilnie. Nie widział go tak dawno i oczywiście to wszystko przez głupiego Louisa i jego kundla, który ukradł mu kota.
- Cześć Harry – przywitał się i pozwolił polizać po policzku – Gdzie byłeś? – pogłaskał go po grzbiecie i uśmiechnął się, słysząc głośne mruczenie.
- Harry, żadnych zwierząt przy stole – upomniała go karcącym tonem Anne.
- To nie jest jakieś zwierzę – burknął loczek, nadal bawiąc się z pupilem.
- Dobrze, w takim razie żadnych kotów podczas kolacji – powiedziała kobieta przewracając oczami, wywołując tym cichy chichot Louisa, na który zielonooki nawet nie zwrócił uwagi.
- To nie jest kot, to Harry mamo – oburzony chłopak popatrzył na rodzicielkę z niezadowoleniem – Ja też chcę jeść u siebie w pokoju, a nie tutaj.
- Nie bądź marudny Harry, możesz się pobawić z kotem po zjedzeniu, a teraz idź umyj ręce.
Louis obserwował loczka, który naburmuszony wstał od stołu i pomaszerował do łazienki, a Anne odprowadziła go wzrokiem z uśmiechem na ustach.
- Dlaczego się tak uśmiechasz? – zapytał zdziwiony reakcją kobiety, jego mama opieprzyłaby go za takie zachowanie i na pewno nie uśmiechała się tak promiennie.
- Och, po prostu jestem szczęśliwa widząc na jego twarzy jakieś emocje, nawet złość i niezadowolenie z wszystkiego. To jest takie świeże i nowe, uwielbiam te jego grymasy na twarzy, czasami mam wrażenie, że wolę patrzeć na niezadowolonego Harry'ego niż uśmiechniętego. Jest wtedy taki uroczy – mówiła szczęśliwa i Lou nie potrafił się nie uśmiechnąć, słysząc jej słowa. Po raz kolejny uzmysłowił sobie, że nie dowiedział się czym jest zespół Aspergera i tak naprawdę nie wie co dzieje się z Harrym – Nie słuchaj mnie, rozczulam się nad każdym drobiazgiem – powiedziała ze śmiechem Anne i Gemma zawtórowała jej głośno.
- To prawda, mama jest taka ckliwa, jeżeli chodzi o Hazzę, ale szczerze to ja też uwielbiam niezadowolonego Harry'ego, zachowuje się wtedy jak taki obrażony książę – stwierdziła uśmiechnięta blondynka, mrugając do Lou – Czy on ma zamiar wyjść z tej łazienki? – zapytała kręcąc głową – Serio, musimy chyba ustalić czas, jaki może tam spędzać.
- Harry, mógłbyś do nas przyjść?! – zawołała Anne i w tym samym momencie loczek wszedł do pokoju, strasząc tym matkę – Boże Harry, jak przyszedłeś tutaj tak szybko?
- Stałem przy ścianie, ale mówiliście o mnie, więc nie chciałem wam przeszkadzać i wprawiać was w zażenowanie, ostatnio mówiłaś, że ludzie nie lubią kiedy przyłapie się ich na takich rozmowach, więc chciałem poczekać – wyjaśnił cicho i zajął swoje miejsce przy stole – Możemy już jeść? Od piętnastu minut powinienem czytać książkę, więc pospieszmy się proszę – powiedział i zerknął krótko na swoją mamę.
- Tak, tak jedzmy – odparła szybko Anne i posłała Louisowi krótkie wzruszenie ramion – Smacznego – powiedziała i gdy zobaczyła, jak Harry otwiera usta by coś odpowiedzieć, dodała szybko – Tak Harry, wiem że nie powinnam tego mówić, ponieważ wymuszam na was stwierdzenie, że jedzenie jest dobre, a może takie nie być.
Louis zdusił cichy chichot i wziął łyk herbaty ze swojego kubka, po czym pisnął, gdy wrzątek poparzył mu usta. Był tak zaoferowany tą rozmową, że zapomniał o tym, że pije herbatę a nie sok. Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie loczka, który pił powoli wodę ze swojej szklanki i może, ale tylko może oceniał Louisa swoim pustym wzrokiem.
***
Chcę żebyś zniknął... a może to ja powinienem zniknąć.
Zostawić szkołę, w której wszyscy mnie nienawidzą.
Zostawić dom, gdzie wszyscy byliby szczęśliwsi beze mnie.
Zostawić samego siebie, by nareszcie móc być wolnym.
Tak jak bohater z książki, opuścić wszystko by nareszcie zyskać życie.
Tyle, że nie jestem bohaterem książki, a moje życie toczy się naprawdę.
Tu i teraz, jestem właśnie takim Harrym i nic ani nikt tego nie zmieni.
Przez chwilę chciałem podać ci moją szklankę z wodą, nie wiem dlaczego, nie rozumiem tego, ale spojrzałeś na mnie i nie mogłem zrozumieć o co ci chodzi.
Chciałbym tylko rozumieć więcej, choć trochę więcej...
*Temple Grandin
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top