Rozdział osiemnasty



Czasami ludzie się nie odzywają dlatego, że nie mają nic do powiedzenia, a czasem dlatego, że mają aż nazbyt wiele.*

Psychiatra nie powiedział niczego czego Anne nie domyśliłaby się wcześniej sama. Harry cierpiał na zaburzenia lękowe i powracające zaburzenia obsesyjno – kompulsywne. Zmagali się już z tym kilka lat temu, ale najwidoczniej zbyt szybko uwierzyli, że mają to już za sobą. Oczywiście znała swojego syna i codziennie obserwowała jego małe obsesje, ale one nie krzywdziły go i nie utrudniały mu życia, dlatego nie walczyli z nimi, a wręcz pozwolili im współistnieć gdzieś obok. Jednak ukryty wróg powrócił z pełną siłą w najmniej oczekiwanym momencie.

To był psychiatra, dlatego wyszli z gabinetu ze stosowną receptą, która miała unormować zachowanie Harry'ego i przywrócić mu równowagę. Anne nigdy nie była zwolenniczką podawania swoim dzieciom leków, ale wiedziała kiedy jest na przegranej pozycji. W tym wypadku była i wiedziała, że jeśli nie zdecyduje się na podanie synowi leków, ten nie wydobrzeje, a wszystko skończy się dużo gorzej. Jej syn nie chciał odzywać się podczas wizyty, dlatego ona mówiła, opisywała i opowiadała o wszystkim co działo się w ich domu w ostatnich tygodniach, a Harry siedział obok ze wzrokiem utkwionym w jednym punkcie, gdzieś za głową lekarza, nie dając żadnych oznak, że słucha ich i jest obecny.

Po wszystkim pożegnali się, a raczej ona powiedziała grzecznościowe do widzenia chociaż miała nadzieję, że nie będzie musiała pojawiać się w tym miejscu w najbliższym czasie. Wyszli z przychodni nie mówiąc do siebie ani słowa do momentu, gdy usiedli w samochodzie. Nie wiedziała co powiedzieć, wszystko będzie dobrze wydawało się zbyt banalne i mało ważne, jest w porządku było kłamstwem, a poradzimy sobie, tak to było odpowiednie, ponieważ radzili sobie już od lat.

- Poradzimy sobie Harry – powiedziała cicho zanim powoli ruszyła w stronę domu. Nie oczekiwała odpowiedzi i takowej nie uzyskała, ale miała nadzieję, że od tego momentu będzie już tylko lepiej, ponieważ nie wyobrażała sobie, by mogło być gorzej.

***

Harry zaczął brać leki, a wszyscy w oczekiwaniu wpatrywali się w niego, tak jakby zmiana miała nadejść nagle, w jeden chwili, jak za machnięciem czarodziejską różdżką. Napięcie w domu było wyczuwalne. Wszyscy chodzili jak na szpilkach nie odzywając się do siebie, tykanie zegarka było najgłośniejszym dźwiękiem od jakiegoś czasu i powoli miała tego dość.

Tego wieczora siedziała i przeglądała lokalną gazetę, uśmiechając się na widok zdjęć z treningu dziecięcej drużyny piłkarskiej i Louisa, który wydawał się wyjątkowo dumny i zadowolony ze swoich podopiecznych, gdy usłyszała ciche kroki na schodach, a po chwili dołączył do niej szatyn. Usiadł na fotelu i zabrał się za rozwiązywanie krzyżówki, którą zostawiła, ponieważ jej nie bawiło coś takiego, za każdym razem uświadamiała sobie tylko jak mało wie. Obserwowała go w milczeniu i nie wiedząc nawet czemu jej myśli zawędrowały do Harry'ego. Od samego początku tej trudnej sytuacji zastanawiała się dlaczego zachowanie jej syna zmieniło się tak nagle. Wszystko było w porządku, a nagle sytuacja zmieniła się diametralnie, a przecież nie wydarzyło się nic istotnego. Podejrzewała, że wszystkiemu winna była wizyta przyjaciół Gemmy i Louisa. Namawiała syna by wyszedł razem z nimi, ale teraz mogła tylko domyślać się jak wyglądał ten wieczór. Harry poczuł się inny, gorszy i samotny, zrozumiał jak bardzo różni się od innych młodych ludzi i pewnie dlatego zamknął się w sobie jeszcze bardziej i tak jak powiedział lekarz nasiliły się jego obsesje i stany lękowe.

Spojrzała po raz kolejny na Louisa i pomyślała, że nigdy tak naprawdę nie zapytała o to co wydarzyło się tego dnia, kiedy Harry wrócił do domu sam, a później wszystko zaczęło się sypać. Szatyn chyba wyczuł jej wzrok na sobie, ponieważ podniósł wzrok znad krzyżówki z długopisem w jednej dłoni i spojrzał na nią pytająco.

- Harry czuje się już lepiej prawda? – zaskakująco to Tomlinson odezwał się pierwszy, zadając proste pytanie na które nie było jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ nikt nie wiedział, jak tak naprawdę czuje się młody Styles.

- Leki zaczęły działać i dzięki temu trochę się uspokoił, ale przez to nie jest sobą. Jedynym plusem lekarstw jest to, że normalnie przesypia noce i nie jest wykończony – powiedziała zgodnie z prawdą. Nie potrafiła cieszyć się z poprawy zachowania syna, jeżeli widziała jak gaśnie na jej oczach.

- Jak długo będzie musiał je zażywać? To chyba nie jest na stałe prawda? – Lou odłożył gazetę na bok i przestał skupiać się na rozwiązywanej krzyżówce.

- Nie, oczywiście, że nie na stałe, ale przez najbliższe miesiące pewnie tak, to nie jest takie proste jak ze zwyczajnymi lekarstwami, to mocne i skomplikowane leki – nie miała ochoty rozmawiać o psychiatrze, któremu nie do końca ufała. Wolała żeby zachowanie Harry'ego zmieniło się powoli i stopniowo, naturalnie, ale tutaj zmiana była gwałtowna i niestety wywołana w jeden sposób. A jej syn nadal nie był dawnym sobą. Liczyła, że może terapeutka nareszcie wyciągnie coś z Harry'ego i uda się jej porozmawiać normalnie z chłopakiem, który nie chciał otworzyć się przed nią od kilku tygodni – Louis – zaczęła cichym głosem nie chcąc, by usłyszała ją Gemma lub co gorsza Harry.

- Tak?

- Nie pytałam o to wcześniej, ale jestem ciekawa, powiedz mi, co działo się podczas tego spotkania w herbaciarni, kiedy przyjechali przyjaciele Gemmy? Cały czas zastanawiam się co spowodowało taką zmianę w jego zachowaniu i na myśl przychodzi mi tylko tamten wieczór, ale nikt nic nie wie.

- Wiesz Anne, ja niewiele wiem – przyznał ze wstydem szatyn, unikając jej wzroku.

- Co masz na myśli? Przecież byłeś tam prawda? – od początku czuła, że coś jest nie tak i teraz dziwne zachowanie Louisa tylko potwierdziło jej wcześniejsze domysły.

- Tak, byłem tam, ale nie spędzałem czasu z Harrym. Co chwilę ktoś czegoś ode mnie chciał, było tyle ludzi i panował całkowity chaos, był jeszcze ten upierdliwy koleś Andy czy Andrew, sam już nie pamiętam. On przyczepił się do mnie i cały czas mnie zagadywał, nie chciał się odczepić i kiedy kilka razy chciałem podejść do Harry'ego on za każdym razem mi w tym przeszkadzał. Przez cały wieczór nie rozmawiałem z Harrym nawet przez chwilę i czuję, że wszystko spieprzyłem. Nie wiem, czy ktoś mu czegoś nie powiedział, to nie byli moi znajomi tylko kumple Gemmy, nie znałem nawet ich wszystkich. Nie wiem co się wydarzyło Anne, przepraszam.

Wysłuchała uważnie wszystkiego co powiedział i nagle wszystkie elementy układanki połączyły się w jeden, spójny obraz. Nie mogła uwierzyć, że to mogła być prawda, to wydawało się tak nierealne, ale wszystko na to wskazywało. Zachowanie Harry'ego, jego reakcja to nie były lęki, to była zwyczajna obrona przed tym czego nie rozumiał, z czym nie potrafił sobie poradzić. Jak mogła być tak głupia i nie odkryć prawdy od razu? Była jego matką, powinna wiedzieć prędzej, powinna wiedzieć od razu, gdy problem się pojawił. Przecież to wszystko działo się pod jej nosem, była tego świadkiem i niczego nie zauważyła. Wszyscy byli głupcami i ślepcami, nie widząc tego co oczywiste. Wydawało im się, że jeżeli Harry ma Aspergera to co... nie może czuć? Szpikowali go lekami, ale przecież od lat wiadomo, że lekarstwami nie wyleczy się złamanego serca.

- Anne? Wszystko w porządku? Zamilkłaś tak nagle – głos Louisa sprowadził ją z powrotem na ziemię.

- Tak, wszystko w jak najlepszym porządku. Przepraszam Louis, ale musze jeszcze coś zrobić – wyszła z pokoju i nie wiedziała czy ma śmiać się czy może płakać, ale świadomość, że nareszcie wie co tu się dzieje sprawiała, że jej serce nagle stało się lekkie i biło w normalnym rytmie.

***

Po rozmowie z Anne miał już pewność, że czas najwyższy spakować swoje rzeczy i się wynieść. Musiał przestać siedzieć im na głowie, mieli dostatecznie dużo swoich problemów i spraw, by jeszcze on swoją obecnością wszystko utrudniał.

To nie była łatwa czy przyjemna decyzja. Mieszkanie u Stylesów było idealne, czuł się tu jak w domu, tak jakby był u siebie, ale może oni nie czuli się tak komfortowo z jego ciągłą obecnością. Kiedy Harry nagle zaczął traktować go przyjaźnie, wydawało się, że wszystko jest w porządku, ale w obecnej sytuacji nie był tutaj chciany, więc czy mu się to podobało czy nie, musiał się wyprowadzić.

Szukał mieszkania od kilku dni i to nie tak, że był wybredny, ale to była maleńka mieścinka i zwyczajnie nie było w czym wybierać. Owszem było kila domów na sprzedaż lub do wynajęcia, ale nie miał zamiaru kupować domu, po pierwsze nie było go na to stać, a po drugie chyba umarłby z samotności w pustym, dużym domu całkiem sam. Dlatego chcąc nie chcąc decyzja o wyprowadzce przeciągała się w czasie, a on wmawiał sobie, że jest z tego powodu bardzo niezadowolony, chociaż było zupełnie inaczej.

Zastanawiał się dlaczego tak bardzo nie chce się wyprowadzać. Lubił Stylesów to oczywiste, Gemma była jego przyjaciółką i najbliższą mu tutaj osobą. Miło było mieć z kim porozmawiać i zjeść obiad po przyjściu z pracy, poranne spacery z Harrym również należały do jego ulubionej rutyny. Było wiele powodów dla których chciałby pomieszkać z nimi jeszcze trochę dłużej, ale nadal nie potrafił zrozumieć samego siebie. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, na samą myśl o wyprowadzce odczuwał irracjonalny strach i przygnębienie. Coś w nim protestowało głośno i domagało się zmiany decyzji.

Czuł się podenerwowany i zaniepokojony wiedząc, że wyprowadzka wszystko by zmieniła. Nie widywałby Harry'ego każdego dnia, nie spacerowaliby razem, nie oglądaliby podchodów Damy i Harry'ego, nie spędzaliby razem wieczorów na rozmowach o książkach i filmach.

Zatrzymał się gwałtownie w miejscu i zamarł. Przeraziły go własne myśli, we wszystkich pojawiał się tylko Harry, a to przecież nie tak, że jego życie tutaj wiązało się z loczkiem. To nie była prawda, przecież miał innych znajomych, nie spędzał całego swojego wolnego czasu ze Stylesem, więc skąd w jego głowie takie myśli? Musiał w końcu skupić się na czymś innym, zająć się swoim życiem i przestać myśleć o Harrym, który nieustannie krążył mu po głowie. To był dobry pomysł, oczyścić myśli, nie mógł skupiać się tylko na nastolatku, którego i tak mało obchodził.

- Jezu Louis – jęknął rzucając się na łóżko, które jeszcze należało do niego – kogo ty starasz się okłamać?

***

Siedział w gabinecie i patrzył na blat biurka na którym były porozrzucane jakieś kartki. Nie mógł skupić się na tym co mówi do niego terapeutka, więc po prostu wyłączył się i przestał słuchać.

- Harry, Harry słyszysz mnie? Harry.

Poczuł dotyk dłoni na swojej ręce i podskoczył gwałtownie, odsuwając się. Spojrzał szybko na jedyną osobę w pomieszczeniu, którą była Nora. Kobieta patrzyła na niego pewnie od dłuższego czasu, ale on naprawdę jej nie słyszał. Nie wiedział nawet, że przestała mówić.

- Słucham – popatrzył w jej kierunku, chcąc dowiedzieć się co się stało, że nagle zwróciła na niego swoją uwagę.

- Harry chciałabym dzisiaj porozmawiać z tobą na temat, który zaczęliśmy tydzień temu. Mówiłeś o tym, że poczułeś się źle podczas spotkania z przyjaciółmi Gemmy prawda?

- To byli też przyjaciele Louisa – dodał szybko, ponieważ to wydawało mu się bardzo istotne.

- Dobrze, czyli to byli również przyjaciele Louisa, skąd o tym wiesz? Czy Louis powiedział ci o tym?

- Nie – wzruszył ramionami, ponieważ on nie musiał mówić, wszystko było widać, nie był aż tak głupi – ale przytulał się z nimi i śmiał się.

- Wiesz, że to nie musi oznaczać, że się przyjaźnią prawda?

- A niby co to oznacza? – burknął zaplatając ręce na piersi, ta cała rozmowa mu się nie podobała i nie miała sensu. Nie wiedział w ogóle dlaczego mama kazała mu tutaj przyjść w tym tygodniu.

- Louis mógł po prostu ich lubić, ale wcale się z nimi nie przyjaźnić, mógł okazywać im sympatię albo być też dobrym gospodarzem. Istnieje wiele powodów dla których mógł się tak zachowywać, to wcale nie musiała być przyjaźń.

- Nadal uważam, że się z nimi przyjaźni – odparł pewnym głosem, patrząc się w bok. Nie chciał nawet widzieć Nory.

- Dobrze, uznajmy, że masz rację. Louis przyjaźni się z nimi i co w związku z tym?

- Co w związku z tym? – powtórzył po niej pytanie, nie wiedząc o co tak naprawdę pyta. Przez krótką chwilę jego wzrok powędrował w kierunku kobiety.

- Tak Harry, właśnie o to zapytałam – potwierdziła Nora – wydaje mi się, że nie podoba ci się to, że Louis się z nimi przyjaźni, popraw mnie oczywiście, jeżeli się mylę.

- A dlaczego to ma mi się nie podobać? – zapytał obronnie, sam nie wiedział dlaczego czuje złość.

- Nie wiem, ale myślę, że Louis dobrze się z nimi bawił, czy to źle? – zadawał pytania, które irytowały Harry'ego, dobrze o tym wiedziała. Cała postawa chłopaka wskazywała na to, jak niekomfortowo się czuje, jak zdenerwowany i sfrustrowany jest w tym momencie, ale musieli w końcu to przepracować – czy Louis twoim zdaniem nie powinien bawić się dobrze? Powinien być smutny i nieszczęśliwy?

- Nie – nigdy nie chciał żeby Louis czuł się źle, nie o to mu chodziło, nikt nie potrafił go zrozumieć, wszyscy zadawali tylko te głupie, nic nie znaczące pytania, które doprowadzały go do szału.

- Nie co?

- Nie chcę żeby Louis był smutny i nieszczęśliwy – odpowiedział, przewracając oczami ze złości. Miał nadzieję, że ta wizyta skończy się niebawem, najlepiej zaraz.

- W takim razie, dlaczego nie podobało ci się, że Lou bawił się tak dobrze z tamtymi ludźmi?

- Nie chcę już o tym rozmawiać – czuł nasilający się ból głowy, a głos Nory stał się dziwnie irytujący i męczący.

- Przykro mi Harry, ale musimy w końcu zakończyć ten temat. Rozmawiamy o tym od kilku tygodni, chyba zgodzisz się ze mną, że czas najwyższy być szczerym Harry. Przecież nigdy nie miałeś problemów z mówieniem prawdy, nie wiem dlaczego teraz nie chcesz nic powiedzieć.

- Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę rozmawiać o uczuciach i emocjach, niech da mi pani wreszcie spokój. Zmieńmy już temat.

- A więc mówimy o uczuciach tak? Co czułeś Harry, kiedy Louis spędzał czas z innymi osobami?

- Dlaczego nie potrafi pani przestać? Proszę żebyśmy zmienili temat, a pani ciągle i ciągle mówi o tym samym – podniósł głos, przestając nad sobą panować. Czuł, że wszyscy go osaczają i chcą dowiedzieć co się stało.

- Co czułeś Harry? Odpowiedz na pytanie. Przepraszam, że na ciebie naciskam, ale poczujesz się lepiej, kiedy w końcu to powiesz.

- Byłem zły, ponieważ Louis bawił się dobrze i zapomniał o mnie. Jest pani zadowolona?

- Nie jestem, ponieważ wydaje mi się, że to nie wszystko.

- Skąd pani może wiedzieć czy czułem coś więcej? – zapytał oburzony, ludzie zawsze uważają, że wiedzą lepiej, ale nie tym razem.

- A czy byłeś zły, że Gemma spędza swój czas z kimś innym, a nie z tobą?

- Nie, dlaczego miałbym być zły z tego powodu? – zmarszczył brwi zdziwiony, nie wiedząc skąd ta zmiana tematu.

- W takim razie dlaczego byłeś zły z powodu Louisa? – starała się ukryć uśmiech, który cisnął się jej na usta. Chłopak miotał się i był taki zagubiony w swoich uczuciach, najchętniej sama wyjaśniłaby mu wszystko co czuł.

- Bo to Louis, a on nie jest Gemmą. Ona mnie nie zostawi, a on może zniknąć w każdej chwili z tamtym chłopakiem i dlatego czułem się...

- Tak?

- Nieważne, nic więcej ci nie powiem. Uczucia są bez sensu – spojrzał na zegarek, który wskazywał, że czas sesji minął – czas się skończył, widzimy się za tydzień – podniósł się z miejsca nie kryjąc ulgi, że nareszcie może wyjść z gabinetu.

- Jesteś dziwnie zadowolony z tego, że możesz już iść – powiedziała z uśmiechem Nora – Harry wiem, że ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego co czujesz i wiem też, że dzisiaj dotarło do ciebie to co dokładnie poczułeś podczas wizyty tych przyjaciół Gemmy i Louisa, więc pomyśl trochę o tym. Zastanów się dlaczego takie emocje pojawiły się właśnie wtedy i dlaczego mają związek z Louisem. Za tydzień będziemy kontynuować tę rozmowę – otworzyła drzwi za którymi stała już Anne – do zobaczenia za tydzień Harry – czuła na sobie pytający wzrok matki chłopaka, dlatego uśmiechnęła się w jej stronę pogodnie i powiedziała z największym entuzjazmem na jaki byłą ją stać – mamy to Anne, Harry już wszystko zrozumiał. Teraz będzie już tylko lepiej i trudniej, ale poradzimy sobie.

***

Nie był ślepy, zresztą chyba każdy kto choć trochę znał Gemmę zauważyłby, że coś się zmieniło. Nigdy nie mieli przed sobą tajemnic, a teraz nagle dziewczyna zaczęła wychodzić, kiedy jej telefon dzwonił. Z zaplecza słyszał zazwyczaj przytłumione odgłosy rozmowy i cichy śmiech. Wiedział, że coś ważnego właśnie wymyka mu się przez palce, ale nie potrafił nic z tym zrobić. Nie potrafił walczyć o coś co było dla niego najważniejsze, więc co to o nim mówiło. Był tchórzem i frajerem, pewnie gdyby pogadał z Liamem i Zaynem usłyszałby właśnie te słowa, ale oni mieli teraz ważniejsze sprawy na głowie, więc nie miał zamiaru obarczać ich swoimi problemami. Z Louisem nie był aż tak blisko, by zwierzać się z takich spraw, a Harry byłby raczej słabym doradcą w sprawach sercowych odkąd sam musiał zmierzyć się z czymś ogromnym co spadło na niego raczej jak grom z jasnego nieba.

Dlatego został z tym wszystkim sam i tak bardzo w swoim stylu postanowił odpuścić. Był pewny, że będzie żałował prędzej czy później, ale widząc uśmiechniętą Gemmę nie potrafił się wtrącić. Tak powinni postępować przyjaciele, być obok, wspierać i cieszyć się ze szczęścia drugiej osoby, a oni byli przyjaciółmi na dobre i na złe. Nie zmieniało to jednak faktu, że jego serce łamało się za każdym razem, gdy widział dziewczynę wpatrzoną w ekran telefonu, z rozmarzonym uśmiechem na twarzy i błyszczącymi oczami. Był zazdrosny i zły, zraniony i odrzucony, ale nie mógłby zrzucić tych emocji na Gemms, ona nie była niczemu winna. Nie powiedział jej o swoich uczuciach, nie wyznał ich, więc dlaczego ona nie mogłaby zakochać się w kimś innym? Miała do tego prawo, a on musiał teraz siedzieć cicho i wziąć się w garść.

Może Gemma wyjedzie, wtedy będzie łatwiej, zostanie tutaj sam, oni wszyscy zostaną i ułożą sobie życie tak jak kiedyś, gdy wyjechała na studia porzucając ich. Nie będzie widywał jej każdego dnia, powoli odzwyczai się od jej ciągłej bliskiej obecności, zapach jej perfum powoli ulotni się z powierza, herbaciarni i mieszkania, jej głos zatrze się we wspomnieniach i może będzie w stanie ułożyć sobie życie po swojemu, nie zapominając o niej, ale żyjąc bez niej.

Poczuł jak ktoś obejmuje go od tyłu, opierając mu brodę na ramieniu. Nie ktoś, tylko ona, poprawił się szybko w myślach. Spojrzał na jej delikatne dłonie zaplecione na jego brzuchu i westchnął cicho. Jak miał żyć bez niej, jeżeli wszystko co potrafił robić w swoim życiu robił z myślą o niej, dla niej i z nią.

***

Harry siedział przed dużym oknem wychodzącym na ogród z dziennikiem na swoich kolanach. Wpatrywał się w Louisa bawiącego się z Damą i Harry'ego kręcącego się pod ich nogami. Nie rozumiał swojego kota, nie wiedział dlaczego tak zabiega o ich uwagę, ale odetchnął z wdzięcznością obserwując, jak Lou pochyla się do Harry'ego i pozwala mu łasić się do swoich nóg. Może Louis nie odrzuciłby go, tak jak nie odrzucił kota. Może wcale nie chciał wymienić ich na kogoś lepszego.

Dlaczego przez chwilę tak bardzo się martwił o to co zrobi Lou? Dlaczego to było tak ważne?

***

Rozmowa z Norą była męcząca.

Nie chciałem, by poznała prawdę, nie chcę, by ktokolwiek ją poznał. Dobrze wiem, dlaczego byłem wtedy taki zły, ale to mnie zawstydza i krępuje. Nigdy nie czułem takiego czegoś i nie wiem czy to jest w porządku.

Chciałbym być taki jak ten chłopak, który obejmował Louisa i rozmawiał z nim. Chciałbym, by Lou zachowywał się przy mnie tak swobodnie, chciałbym umieć rozmawiać z nim w ten sposób, żartować i rozśmieszać go, ale nie potrafię tego i nigdy nie będę taki jak inni.

Jestem zazdrosny i boję się, że Louis odejdzie. Boję się, że zauważy, że nie warto ze mną rozmawiać, że jestem dziwny i nienormalny.

Cały czas czuję lęk i on nie zniknął nawet po zażyciu leków.

Chcę, by Louis tu był, chcę, by został z nami na zawsze, chcę być dla niego ważny.

Nigdy tego nie czułem, nie wiem co robić i boję się...

* Dan Wells

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top