•~•Rozdział 9 ~ Wieża Eiffela•~•

Pov: Czele

-Wnieś mnieeeeee-jęknąłem.

-Nie. - odpowiedział Czonakosz, ciągnąc mnie za rękę.

-Czemu nie kupili nam windy? - sapnąłem, wciągając się na kolejny schodek.

-Nie wiem, i się nie domyślam - mruknął chłopak.

Splotłem nasze palce razem i uśmiechnąłem się do niego.

-Dawaj, idziemy dalej! - powiedziałem z udawanym entuzjazmem.

Czonakosza też to rozbawiło.

Pov: Kolnay

Patrzyłem jak Czele z Czonakoszem się droczą i trzymają za ręce. Spojrzałem na Barabasza i się uśmiechnąłem.

Też się uśmiechnął i ruszyliśmy dalej.

Trochę żałuję że nie możemy tak robić ale...

Naprawdę się boję.

Boję się kurwa że mnie pobiją albo coś w tym stylu.

Ja jestem taki mizerniak (ziemniak) - no to takiemu Aczowi bym nie podołał.

Wspinaliśmy się dalej,

i dalej,

i dalej.

Aż w końcu...

-JESTEŚMY NA SAMYM SZCZYCIE!!! - wykrzyknął Czele.

Pocałował swojego chłopaka, kładąc dłonie na jego szyi. Czonakosz objął go w talii, i tak,

dwoje zakochanych całowało się na Wieży Eiffela,

Podczas gdy druga para obserwująca ich,

tak nie może.

-Chodź - szepnąłem do Barabasza, idąc za jakiś róg. - Spełnimy twoje marzenie.

Pocałowaliśmy się, ale tylko na moment, żeby nikt nas nie zauważył.

I mimo że było to krótkie, to absolutnie potrzebne...

-Dziękuję - wyszeptał, odsuwając mi grzywkę z oczu.

Pov: Czele

-Co ty masz na szyi? - zapytał mnie nagle Boka.

-Eeeee... - zakryłem malinki dłonią. - To znaczy...

-To moja sprawka, że tak powiem... - odpowiedział mu Czonakosz, cały czerwony.

Boka uśmiechnął się tylko.

-Wyglądacie razem naprawdę słodko.

-Dzięki - też się uśmiechnąłem.

Pov: Kolnay

Poczułem że upadam, a potem tylko ciemność...

Pov: Barabasz

W ostatnim momencie zdołałem złapać Kolnaya przed walnięciem o podłogę.

-Proszę pani! Kolnay zemdlał! - krzyknąłem.

Pani od razu do nas podbiegła i podała mi butelkę z wodą.

-To pewnie z przegrzania. Polej mu trochę wody na twarz.

Delikatnie ostudziłem mu twarz. Po chwili się obudził.

-Pij. - podałem mu wodę.

Chwycił butelkę i wypił do dna.

-Co się stało? - dopiero gdy Czele się odezwał, ogarnąłem, że wszyscy się zgromadzili w okół nas.

-Kolnay zemdlał - odpowiedziałem za chłopaka.

Osz w mordę jeża (kocham to powiedzenie xdd).

Siedzimy chyba w trochę dziwnej pozycji...

Ja siedzę ze skrzyżowanymi nogami, a Kolnay siedzi mi na kolanach z głową opartą o moje ramię.

Dobra jebać.

-Kolnay, to wszystko z przegrzania! - powiedziała nagle nauczycielka. - Zdejmij tą bluzę.

Zesztywniał.

-N-nie...

-No ale Kolnay! Jest jakieś 30°, a ty w bluzie? I to w dodatku czarnej?

-Nie mogę zdjąć bluzy. - wymamrotał.

-Nie może opalić w ogóle skóry - wtrąciłem.

Nauczycielka westchnęła, pokręciła głową i sobie poszła.

W końcu wszyscy się rozeszli a Kolnay miał minę przerażonej sarny (pov: moja siostra). Podnieśliśmy się z podłogi, a po chwili wszyscy z powrotem wspinali się po schodach. Co chwila z niepokojem patrzyłem na chłopaka, był strasznie blady ale gdy zapytałem czy nic mu nie jest tylko pokręcił głową.

Pov: gDziE jEsT nEmO🐟🐟🐟(Nemek)

Boką chyba strasznie wstrząsnęło to, że Kolnay zemdlał. Zawsze się nami „opiekował", w sumie jest najbardziej dojrzały. Przyglądałem się z zastanowieniem Barabaszowi i Kolnayowi. Coś dziwnego się zadziało. Prawie nigdy ze sobą nie rozmawiali, zachowywali się jakby ten drugi nie istniał, a teraz nagle wszędzie chodzą razem i tak dalej.

Muszę chyba pogadać z Czele, on jest specjalistą od relacji międzyludzkich...

Nie zliczę ile osób pisało: dAj rOzDziAł

Jakby- ja mam teraz ferie, ale byłam na półkoloniach winc no.

TRZYMAJCIE I JUŻ NIE SPAMCIE

~alex kociara 😽

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top