(0.5)
Antonio usiadł przy stole w jadalni nowego domu, który teraz zamieszkiwał Feli. Był nadal obszerny, ale mniejszy niż mieszkanie, które wcześniej dzielił z Lovino. Nie mógł nie zauważyć zmiany, jaka panowała w nowym otoczeniu Veneziano. Obrazy, które zajmowały praktycznie każdą wolną przestrzeń poprzednio, były teraz poopierane o ściany, nadal jeszcze nierozpakowane od czasów przeprowadzki.
Mieszkanie nie wyglądało, jakby ktokolwiek w nim mieszkał. Wyglądało, jakby ktoś wprowadził się do niego w pospiechu, a potem zostawił nieumeblowane, zbyt zajęty innymi rzeczami.
— Widzę, że jeszcze się nie zaaklimatyzowałeś — skomentował, układając złączone ręce na niczym nie przykrytym, ciemnym, dębowym stole, kiedy Feli wrócił z herbatą.
— Cóż, mija dopiero miesiąc od mojej przeprowadzki z Rzymu... chyba jeszcze nie mogę przyzwyczaić się do Bolonii, to głupie prawda? W końcu jestem północną częścią...
Pokręcił głową, rozumiał go i wiedział, dlaczego Feli czuje się tak, jak się czuje. Widział podkowy pod jego zaczerwienionymi oczyma i zmęczenie, które uwidaczniało się na twarzy, pomimo wszelkich starań jej właściciela, aby je ukryć. A może po prostu znał go zbyt dobrze i widział każdy drobną zmianę, która dla nieznających go oczu byłaby tajemnicą.
Patrzył na nich często od dziecka i czuł dumę za każdym razem, kiedy odgadywał ich nastrój. Zdawało się, że zawsze wiedział, co któremuś z nich dolega. W obecnych czasach jednak nie mógł tego powiedzieć, ponieważ choć widział, że coś z nimi jest nie tak, potrafił tylko odgadnąć, co gryzie Feliego, ponieważ czuł to samo. Za to Lovi był dla niego zagadką. Nie potrafił znaleźć przyczyny, jaka stała za jego nagłym nałogiem i apatią.
— Rozumiem Feli — powiedział i przyjął od niego filiżankę, spoglądając z wdzięcznością, kiedy Feliciano usiadł obok niego na drewnianym, twardym taborecie.
Gospodarz pokiwał tylko na to głową ze smutnym uśmieszkiem i pociągnął łyka ze swojego kubka, milcząc. Anotnio widział pustkę w jego oczach, które może błyszczały się mniej niż jeszcze kilka miesięcy temu i skurcz w wymuszonym uśmiechu. I choć Lovino wyglądał podobnie, to kiedy Feliciano nadal wyglądał, jakby czegoś pragnął i na coś czekał, on wyglądał, jakby już nic w życiu nie mogło go zadowolić.
Było mu przykro, ponieważ dwie jego ulubione osoby na tym świecie cierpiały, a on nie miał pojęcia, jak im pomóc. Nie był w stanie. Byli braćmi, jeżeli jeden był nieszczęśliwy, drugi cierpiał z tego powodu jeszcze bardziej. I choć Feliciano był silniejszy, nawet on nie mógł patrzeć na to, co dzieje się z Lovino z uśmiechem.
— Przepraszam za mój wygląd. Trochę... — podrapał się po głowie, mierzwiąc swoje rudo-brązowe włosy — trochę źle mi się tu śpi. Tak... śpi.
Antonio westchnął i także napił się swojej herbaty, która była zaskakująco gorzka.
— Och, zapomniałem, że słodzisz — powiedział Feliciano, prawdopodobnie zauważając grymas na jego twarzy — Wybacz, zaraz przyniosę...
— Nie, siedź Feli, wypiję taką.
— Jak tam chcesz...
Milczenie zaczynało trwać zbyt długo, Feli próbował je przerwać, pytając go dwa razy czy nie chce jakiegoś ciasta, czy babeczek do herbaty.
— Piekę ostatnio naprawdę dużo babeczek. Moja spiżarnia jest ich pełna. Dam ci kilka pudełek, jak będziesz wracał do domu.
— Dziękuję — odpowiedział.
I cisza trwała nadal. Antonio wiedział, że Feliciano nie chce o tym rozmawiać, nienawidził się za to, że go do tego zmusza, ale musiał. Musiał odnaleźć sposób, aby pomóc Lovino, a może jego brat wiedział więcej od niego. Czekał więc.
Feli zdawał się wiedzieć, na co czeka i przygryzał wargi ze zdenerwowania, kiedy jego kolejne nic nieznaczące pytania i zapewnienia zostawały zbywane. Wreszcie zapytał:
— Wracasz od braciszka, prawda?
Pokiwał głową.
— Jak czuje się Lovi?
— Sadzi dużo pomidorów, kilka dni temu pomagałem mu sadzić róże — odparł i po chwili dodał — Dużo śpi.
— Dobrze, że jest wypoczęty — powiedział wesoło Feli.
Antonio mógł powiedzieć, że spanie Loviego nie ma nic wspólnego z odpoczywaniem, ale wiedział, że Feliciano zdaje sobie z tego sprawę.
— A... co ci mówił? — zamrugał kilka razy, kiedy nie otrzymał od niego żadnej reakcji, prawdopodobnie, aby odeprzeć łzy, które cisnęły mu się do oczu.
— Niewiele. Często jest sam, oprócz mnie nikt go nie odwiedza, z wyjątkiem Gila, który był tam raz.
Feliciano zdawał się tym zaalarmowany i spojrzał na niego z większym zainteresowaniem.
— Gilbert — wyrzekł i zaczął bawić się palcami u rąk z uśmiechem — Słyszałem, że ostatnio spędzają ze sobą dużo czasu.
Uniósł na to brwi. Mowa była o jednym spotkaniu. Czy Lovi mógł go okłamać?
— Tak?
Feli pokiwał głową.
— Był u nas kilka razy, jak mieszkaliśmy w Rzymie, razem z Fryderyką. Myślałem więc, że przyjeżdża, tylko aby dotrzymać towarzystwa siostrze... może nawet na początku tak było... ale pewnego razu...
Przygryzł wargi i spojrzał na niego, jakby zastanawiając się, czy może kontynuować. Antonio trochę zdenerwowało jego wahanie, ale starał się, jak tylko mógł, aby tego nie okazywać.
— Nie wiem, czy mogę o tym mówić, czuje, jakby to była zdrada. Poza tym Gilbert to twój przyjaciel, prawda? Może powinieneś z nim porozmawiać...
— Powiedz mi Veneziano — powiedział swoim starym tonem, którym kiedyś wydawał rozkazy, a którego przyrzekł sobie nigdy więcej nie używać. A już na pewno nie w obecności któregoś z braci. Lovino powiedział mu kiedyś, że wygląda strasznie, kiedy się złości.
Odetchnął i pomasował skronie, aby się uspokoić. Spojrzał na Feliciano, który patrzył na niego z otwartymi szeroko oczyma, gryząc wargi, które przybrały już różowy kolor od napuchnięcia.
— Przepraszam — wyszeptał i znowu ułożył obie ręce na blacie stołu, rozluźniając je z pięści, w które zacisnął je zupełnie nieświadomie — Chcę po prostu pomóc. Martwię się o niego... musi być jakiś powód, dla którego taki się stał.
— Ale Gilbert...
— Gilbert mi nic nie powie — przerwał mu tym razem łagodniej — Jesteśmy przyjaciółmi, ale to nie działa na takiej zasadzie... możemy mieć sekrety, każdy z nas jakieś ma... W innym przypadku nigdy bym tego od ciebie nie wymagał, ale to wyjątkowa sytuacja, więc proszę.
Feli pokiwał głową i spuścił oczy. Wolał patrzeć na błyszczącą powierzchnię stołu, kiedy opowiadał.
— Nie wiem za dużo, ale raz... raz widziałem... To był już któryś raz z kolei, w którym Fryderyka mnie odwiedziła... Gilbert i Lovi zawsze jechali gdzieś autem, dosyć często ich nie było. Wtedy nic sobie z tego nie robiłem, choć zapytałem o to kiedyś... Lovi powiedział mi, że po prostu nie ma ochoty siedzieć w domu, kiedy była w nim Frederyka... wiesz, on nie za bardzo ją lubi...
Feli przerwał i spojrzał na Anotnia z jakimś dziwnym bólem i współczuciem na twarzy.
— Ty, Tonio, nadal go kochasz, prawda? — zapytał.
Antonio prawie fizycznie odsunął się od niego, kompletnie zaskoczony tym pytaniem. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale potem natychmiast je zamknął i tak kilka razy. Poczuł, jakąś gulę w gardle, przez którą nie był w stanie wydusić ani słowa. Feli patrzył na niego w takim stanie i prawie się popłakał.
— K-kocham was obu... — wydukał po długiej chwili.
Feliciano pokręcił głową z rozpaczą.
— Wiesz, o czym mówię...
Pokiwał tylko głową i teraz nawet on nie był na tyle odważny, aby spojrzeć rozmówcy w twarz.
— Gilbert i Lovino — kontynuował historię, a jego głos odrobinę się trząsł — Oni chyba są... znaczy, nie mam pojęcia, bo nigdy mi tego nie powiedział, ale widziałem, jak... oni są razem. Chyba, bo nie wiem, jak działa to u braciszka... ale jeżeli mówisz, że go odwiedził to może naprawdę coś...
Pokiwał głową wielokrotnie, jakby próbując samemu sobie powiedzieć, że to w porządku. Przekonał swoje emocje, bo pęknięcie, które nagle pojawiło się na jego sercu, zatrzymało się w połowie, ale nadal czuł ból, który wydawał się fizycznie nie do wytrzymania. Ale on i tak musiał go wytrzymać, bo tak naprawdę nie miał innego wyjścia.
Podniósł spojrzenie, które może było bardziej szkliste niż poprzednio, nad blat stołu i uśmiechnął się do Feliciano.
— To dobrze, że Lovi kogoś ma — powiedział wesoło — Bardzo dobrze, ciekawe, dlaczego mi nic nie powiedział. Pogratulowałbym mu.
Feliciano patrzył się na niego z powątpiewaniem już jasno wypisanym na jego twarzy.
— Już się o niego nie martwisz?
Antonio zastanowił się.
Dlaczego miałby? Lovi miał już kogoś innego, kto był za niego odpowiedzialny. Teraz Gilbert miał prawo do tego, aby o niego dbać. Zamrugał i uśmiechnął się szerzej. Co on mógł zrobić, jeżeli Lovi już nic mu nie mówił i odmawiał mu nawet dotyku? Już mu nie ufał, Antonio stał się dla niego obcy.
— Braciszek ma problem, Tonio.... I boję się tego mówić, ale to miało swój początek, kiedy Gilbert zaczął spędzać z nim więcej czasu... Boję się tego powiedzieć, ale myślę... myślę...
— To już nieważne, Lovi ma Gilberta i...
— Uważam, że to właśnie Gilbert zniszczył nam Loviego! - wykrzyknął Feliciano z nagłą wściekłością, która się w nim od jakiegoś czasu gotowała — Proszę Tonio... wiem, że to boli, ale jeżeli możesz przestać na razie myśleć o tym z perspektywy twojej własnej miłości, to spójrz na to z perspektywy naszej wspólnej miłości! Lovino jest w okropnych tarapatach!
Antonio zamrugał kilka razy i popatrzył na Feliciano, który wstał z krzesła, kiedy zaczął to mówić i teraz spoglądał na niego ze wrzącym gniewem. Takiego Feliciano widziało się tylko kilka razy w ciągu wieczności.
Ale miał rację. Potrząsnął głową, aby odgonić od siebie swoje samolubne myśli. Tu nie chodziło o jego krzywdę.
— Masz rację — powiedział — Przepraszam.
Feli uśmiechnął się na to i pokręcił głową. Jego uśmiech, choć mały, sprawiał, że Antonio czuł się ze sobą lepiej. Był też jedynym szczerym dzisiaj, jakim został obdarzony.
— Nie powinieneś przepraszać. Rozumiem, jak bardzo jest ci przykro i wybacz mi, że podniosłem głos, ale chciałem cię wykorzystać — kąciki jego ust opadły w dół, kiedy to mówił — Jesteś najbardziej altruistyczną osobą, jaką znam... czasami myślę, że na całym świecie nie ma istoty, która myślałaby o sobie i własnych uczuciach tak mało, jak ty.
Usiadł z powrotem na taborecie.
— Dlatego właśnie wiem, że nieważne, jak bardzo złamał twoje serce, nadal będziesz się o niego troszczył.
Nic na to nie odpowiedział. Wiedział, że to prawda. Wiedział też, że powinno tak być, on może cierpieć, ale cierpienie zwiększy się, jeżeli Lovino zacznie robić sobie krzywdę, a on będzie na to biernie patrzył. Musiał coś zrobić, choć spróbować. Jeżeli to było w jego mocy, zrobi wszystko.
— A więc — zapytał Feli — Co powinniśmy zrobić?
Wiedział, czego powinien spróbować i wiedział też, że nie będzie to łatwe, ale musiał podjąć tę próbę i szczerze porozmawiać z Gilbertem. Bez gniewu i wyrzutów.
— Muszę się najpierw uspokoić — wyznał — A potem z nim porozmawiam.
Feliciano pokiwał na to głową uśmiechając się smutno i mówiąc, że przyniesie mu te ciastka, o których mówił wcześniej.
Antonio wstał i odniósł kubek i filiżankę po herbacie do kuchni. Oparł się na chwilę o kran i zaczął intensywnie myśleć.
Może jeszcze wcześniej skontaktuje się z Francisem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top