Godzina osiemnasta.

Igurana, tegoż 6 lipca 2021,

Godzina osiemnasta.

— Zatrzymajmy się, muszę rozprostować kości — sapnął, przeciągając się. 

Charakterystyczne strzyknięcie wypełniło auto. Zjechali na pobocze. Czarnowłosy został w środku chwilę dłużej, aby silnik się schłodził. Gdy dołączył do blondyna, zobaczył jak ten się przeciąga, a materiał jego białej bluzki podwija się nieznacznie, ukazując mały tatuaż na boku.

— Zrobiłem go, gdy byłem w liceum — oznajmił, czując, że ten mu się przygląda. — Trochę bolało, ale bywałem buńczucznym nastolatkiem. Im bardziej przyprawiałem matkę o ból głowy, tym czułem się lepiej.

— Włóczenie się po świecie to także przejaw buntu? — zapytał, opierając się o maskę nagrzanego samochodu. Jego koszulka delikatnie się zgniotła przez tę nieoczekiwaną zmianę pozycji.

Blondyn pokręcił głową i także oparł się o auto. Spojrzał mu w oczy.

— Nie, teraz to jedynie chęć poznania kogoś nowego.

— I jak panu idzie?

Mrugnął do niego zawadiacko, po czym powiedział:

— Na ten moment nie narzekam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top