Rozdział 27

– Hosu –


– Tak strasznie było? – zapytał Dabi, widząc szeroki uśmiech na ustach dziewczyny. Siedzieli już u niej w mieszkaniu, nad ciepłą chińszczyzną, którą postanowili zjeść na kolację. Cecylia spojrzała na niego. Przełknęła, biorąc oddech.

– Nie tak strasznie, jak sądziłam – stwierdziła. – Początkowo byłam przerażona, bo nie widziałam efektów swojej pracy. Dopiero podczas walk indywidualnych udowodnili mi, że nie gadam do ściany. Shoto to już w ogóle był genialny! Przy pierwszej konkurencji zauważyłam, że korzysta tylko z lodu. Coś mi nie grało, więc postanowiłam go złapać zanim wyjdzie walczyć. I dobrze, że to zrobiłam. Wbiłam się Endeavorowi w pół słowa, jak prawił mu kazanie. Jak mnie zobaczył i usłyszał co powiedziałam do Shoto, myślałam, że mnie zabije. Ale wyszłam z twarzą.

– Co takiego mu powiedziałaś? – zaciekawił się, choć jego mina wcale na to nie wskazywała.

– Shoto powiedziałam, że ma dać z siebie wszystko i że w niego wierzymy. Endeavora ostrzegłam, że również walczę o pierwsze miejsce w rankingu. Mina mu zrzedła, bo początkowo wziął mnie chyba za jakąś walniętą uczennicę.

– WierzyMY? Od kiedy mówisz o sobie jak o dwóch osobach? Nie uderzyłaś się w głowę?

– No weź, nie kibicujesz własnemu bratu? Nie gadaj, że dalej jesteś o niego zazdrosny – zaśmiała się, ale widząc minę czarnowłosego, natychmiast spoważniała. – Serio?

– Pupilek.

– No weź. Może twój ojciec nie jest idealny, ale... – zacięła się, widząc morderczy wzrok Dabiego. – Rozumiem. Nie wiem, więc mam siedzieć cicho. Jak sobie chcesz. Ale wiesz co? Uważam, że powinieneś chociaż spróbować im kiedyś wybaczyć.

– Ty się prosisz o śmierć.

– Zabijesz mnie, jak będziemy wracać z Hosu – powiedziała, biorąc kolejną porcję makaronu do buzi.

– Jedziemy do Hosu?

– Nie mówiłam ci? Wezwali mnie na przesłuchanie. Nie mam prawka ani samochodu więc pomyślałam, że...

– Od czego są pociągi?

– Ale pociągiem jedzie się cholernie długo – jęknęła niezadowolona. – A tak, moglibyśmy zrobić sobie przyjemną wycieczkę. Proszę – Dla podbicia efektu, zrobiła słodkie oczy.

– I ja mam ci wierzyć, że jedziesz na przesłuchanie do miasta, gdzie biega po wolności ktoś raniący bohaterów, a ty go zignorujesz i zajmiesz się mną? Aż tak naiwny nie jestem. Nie będziesz mnie wykorzystywać za darmo.

– No i na co ja cię wtedy ratowałam od śmierci – prychnęła, osuwając się z kanapy z obrażoną miną.

– Ja powinienem to powiedzieć, panno wybrana. Ty mnie tylko opatrzyłaś.

– Toya no – spojrzała na niego błagalnie, na co oberwała w żebra. – A to za co?

– Toya zginął.

– A spierdalaj.

– Wulgarna się robisz. Podoba mi się.

– Nie będę się powtarzać. Nie chcesz, trudno. Ogarnę sobie portal czy coś.

– Naprawdę sądzisz, że puszczę cię tam samą? – prychnął, z zainteresowaniem przyglądając się zmieniającej się mimice dziewczyny. W ciągu pół minuty z wielkiego obrażenia wróciła do szerokiego uśmiechu, choć żadna z tych min nie wyglądała sztucznie. To było niesamowite, bo Cela albo miała niesamowite wahania nastrojów albo była wspaniałą aktorką. Biorąc pod uwagę pustość jej oczu gdy się poznawali, obstawiał to drugie.

***

– Jeszcze raz dziękuję.

– Skończ.

– Obiecuję, jak skończę, a mam nadzieję, że nie potrwa to dłużej niż godzinę, pójdziemy na spacer albo zrobimy cokolwiek będziesz chciał – uśmiechnęła się zakładając torbę na ramię.

– Powiedzmy, że ci wierzę.

– Nie zrób nic głupiego w tym czasie! – zawołała na odchodne i podbiegła do drzwi wskazanego w otrzymanej dzień wcześniej wiadomości, komisariatu policji w Hosu. Weszła z uśmiechem i podeszła do policjanta siedzącego w okienku naprzeciw wejścia. – Dzień dobry! Luminary, stawiam się na przesłuchanie.

Mundurowy obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem, po czym wklepał otrzymane informacje do komputera.

– Proszę iść tym korytarzem do końca, schodami w górę, w lewo i drugie drzwi na prawo. Ktoś powinien tam zaraz przyjść – poinstruował. Cecylia skłoniła się w geście podziękowania i pobiegła wskazaną drogą, póki pamiętała każdą z jej części. 

Korytarzem do końca, schodami na górę. Schody były po lewej i prowadziły zarówno w górę jak i w dół. Weszła na piętro. Korytarz ciągnął się zarówno przed nią jak i na lewo. Skręciła więc, poszukując wspomnianych drzwi. Znalazła je naprzeciwko zakratowanego okna. Były pomalowane szarą, odchodzącą farbą i była przyczepiona do nich równie obskurna tabliczka „pokój przesłuchań", co dodawało im dość mrocznego klimatu. Z drobnym lękiem nacisnęła klamkę, orientując się, że drzwi są otwarte. Weszła do pomieszczenia rozświetlonego kilkoma lampami ledowymi białego koloru. Na środku pomieszczenia stał metalowy stół przykuty do ziemi a wokół niego trzy krzesła. Na ścianie na prawo zobaczyła lustro weneckie. W kącie naprzeciw drzwi migała kamera.

Cecylia musiała przyznać, że klimat był niczym z seriali kryminalnych, które dość często oglądała. Nigdy jednak nie sądziła, że będzie się musiała znaleźć w takim miejscu.

Usiadła na jednym z krzeseł, cały czas uważnie lustrując pomieszczenie. Nie minęła chwila, a przez drzwi, które zostawiła uchylone, weszła dwójka policjantów. Nie mieli na sobie mundurów, co trochę uspokoiło dziewczynę. Nie sądziła również, by posiadali jakieś zagrażające jej quirki. W końcu każdy, kto miał dobry quirk i chciał pomagać państwu, szedł nie do szkoły policyjnej, a do bohaterskiej.

– Luminary, jak rozumiem? – zapytała policjantka, siadając wraz z partnerem naprzeciw szatynki.

– Owszem.

– Miło wreszcie cię poznać. Sądzę, że wszystkie jednostki się już o tobie wiele nasłuchały. Jesteś sławna. W końcu nie codziennie w Japonii od tak pojawia się nowa super-bohaterka i to zza granicy – przywitał ją policjant.

– Cóż, nie wiem jak na to odpowiedzieć. Sądzę, że wcale nie jestem taka super jak się wydaje. Chyba właśnie dlatego tu teraz siedzimy. Jeśli można, przyjechałam z chłopakiem i chciałabym jeszcze spędzić dzisiaj z nim czas, więc możemy się streścić?

– Oczywiście – odparła policjantka, przechodząc na rzeczowy ton. Otworzyła położony wcześniej na stole notatnik i wzięła do ręki długopis.

– Nie wiedziałem, że Luminary ma chłopaka – zainteresował się policjant, przez co Cecylia od razu stwierdziła, że musi być jej fanem. Choć to tak dziwnie brzmiało. Jej fan. Niezwykłe.

– Skup się – zganiła go policjantka. – Jak się pani nazywa?

– Luminary.

– Chodzi mi o imię i nazwisko.

– Oj, mogę podać, ale obawiam się, że może mieć pani problem z zapisaniem nazwiska. Cecylia Lawir.

– Faktycznie. Może pani przeliterować? Albo pokazać dowód osobisty?

Cecylia wyciągnęła z torebki opakowanie na dokumenty, a z niego dowód osobisty. Podsunęła go policjantce, która z niemałym trudem przepisała litery, datę urodzenia oraz kilka innych danych.

– Przejdźmy zatem do rzeczy – powiedziała, oddając bohaterce dowód. – Zgłosiła pani podejrzenie ataku, a on się wydarzył dokładnie we wskazanej przez panią okolicy. Co było tego powodem?

– Wiem, że wygląda to podejrzanie, ale prawda jest taka, że zwyczajnie wykonywałam swoją pracę. Nudziłam się w sobotę więc postanowiłam przejrzeć wiadomości. Trafiłam na artykuł o znalezieniu rannego bohatera. Poszukałam trochę i znalazłam zależność. W tych okolicach rannych zostało już kilku bohaterów, co oznacza, że mamy do czynienia prawdopodobnie z fanatykiem lub seryjnym mordercą o słabych metodach. Sprawdziłam, kogo atakował oraz gdzie i zwyczajnie oszacowałam możliwe następne miejsce oraz ofiarę. To, że się nie pomyliłam, jest kwestią czysto przypadkową.

– Podsumujmy więc. Zebrała pani dane na podstawie artykułów, oszacowała możliwość następnego zdarzenia i uznała pani, że jest to na tyle groźna informacja, że należy powiadomić o tym policję?

– Dokładnie tak.

– Niesamowite – westchnął policjant, przyglądając się Cecylii. – Czemu nikt od nas czegoś takiego nie robi? – rzucił do towarzyszki.

– Robią – odparła funkcjonariusza, notując coś w zeszycie.

– Ma pani jeszcze jakieś pytania? – zapytała Cecylia, spoglądając na godzinę na telefonie. Siedziała tu już pół godziny.

– Jedno. Co panią sprowadziło do Japonii?

– Ambicja – stwierdziła Cecylia, wzruszając ramionami. – Nie jest to pytanie związane ze sprawą – zauważyła.

– Nie. Prawdę mówiąc odpowiedziała pani tak składnie, że możemy panią już puścić.

– Czyli co, jestem niewinna?

– Nigdy pani niczego nie zarzucaliśmy – odpowiedziała, zamykając notatnik i wstając z krzesła. – Idziemy – rzuciła do policjanta, po czym opuściła salę. Cecylia zrobiła to tuż po nich.

Opuściła komisariat z widoczną ulgą wypisaną na twarzy. Odnalazła wzrokiem samochód, którym tu przyjechała oraz jego właściciela w środku, skupionego na telefonie. Uśmiechnęła się, mając w sercu niesamowite poczucie normalności. A przecież bohaterowie nie mają prawa do szczęścia zwykłych ludzi. Przynajmniej tak kiedyś usłyszała. 

Podeszła do samochodu i otworzyła drzwi od strony pasażera, czym zwróciła uwagę Dabiego.

– Już koniec?

– Chodź na spacer – zarządziła, zamykając drzwi i ponownie stając na chodniku. Nie minęła chwila, a czarnowłosy stał obok niej. – Byłeś tu kiedyś?

– Gdzie ja nie byłem – odparł, rozglądając się po okolicy. Ściemniło się zanim tu dojechali, więc teraz ulice były praktycznie puste. – Gdzie chcesz iść?

– Przed siebie – stwierdziła po czym ruszyła w zupełnie losowym kierunku.

– Nie prościej powiedzieć, że chcesz zrobić patrol?

– Wcale nie chcę! – oburzyła się, spoglądając na niego.

– I wcale nie zaglądasz w każdy zaułek.

Cecylia spuściła wzrok, zdając sobie sprawę z tego, że została przejrzana. Nie dało się ukryć faktu, że zależało jej na znalezieniu Staina, ale nie mogła tego powiedzieć otwarcie. W ogóle nie powinna o tym mówić.

– Powinnaś choć przez jeden wieczór odpuścić. Pracujesz dzień w dzień od kiedy się poznaliśmy.

– Przecież weekendy mam wolne – zauważyła.

– I wcale nie spędzasz ich na patrolowaniu miasta. Nie widziałem nawet, żebyś odpoczęła po akcji z Prawdami Wiary. Od razu chciałaś wracać do pracy.

– Mam ograniczony czas i masę roboty, czy ty naprawdę sądzisz, że mam czas na wolne? Dabi, marzyłam o zostaniu bohaterką od kiedy skończyłam pięć lat. Naprawdę wkurza cię fakt, że usiłuję spełnić swoje marzenie?

– Mam to gdzieś – prychnął, spoglądając na ulicę.

– O co ci chodzi, co? – zirytowała się Cela. – Jak chcesz mi robić wyrzuty, to chociaż zrób to bez owijania w bawełnę. Doskonale wiem, że tak potrafisz i zupełnie nie rozumiem, dlaczego nagle przestałeś to robić.

– Od kiedy ciebie obchodzi cokolwiek oprócz twoich własnych problemów? – odparł, co wmurowało dziewczynę w ziemię.

– Przecież... Ja od początku robię to dla...

– Ta, jasne. Od początku robisz to dla mnie. W takim razie ciekawe, że to ze mną spędzasz najmniej czasu. Że to ze mną najmniej rozmawiasz i że to ja cię najmniej obchodzę. Nawet mój brat jest dla ciebie ciekawszy! Ciągle słyszę tylko Shoto to, Shoto tamto. Przez ciebie znowu czuję się jak gówniarz! 

Cecylia patrzyła na czarnowłosego z niedowierzaniem. Pierwszy raz od kiedy go poznała, nie słyszała w jego głosie gniewu czy obojętności, a żal. Naprawdę musiało go to boleć. I naprawdę musiał się do niej przywiązać, skoro tak otwarcie o tym mówił.

Doskonale jednak wiedziała, jakie to uczucie. Gdy druga osoba niby się o ciebie martwi a jednak jedyne o czym mówi to o twoim rodzeństwie lub własnych problemach. W takich sytuacjach człowieka nagle dopadało wrażenie, że się nie liczy, że nic nie znaczy i równie dobrze mógłby zniknąć, a sytuacja wcale by się nie zmieniła. Sama była tak traktowana aż do śmierci rodziców i Alana. Zupełnie o tym zapomniała, ale teraz, gdy patrzyła w te smutne turkusowe tęczówki, to uczucie uderzyło w nią ze zdwojoną siłą. Tak bardzo nią to wstrząsnęło, że po jej policzku spłynęło kilka łez.

Bez słowa przytuliła czarnowłosego, starając się bardziej nie rozkleić. Nie chciała znowu zrzucać na niego swoich problemów. Miał rację. Ciągle powtarzała, że to dla niego, a jednak zawsze tylko ona mówiła. On jedynie zadawał pytania pomocnicze, co zawsze brała za zaciekawienie. Źle jej było z myślą, w jak wielkim błędzie była.

– Przepraszam, że się tak poczułeś – mruknęła, ale od razu poczuła, że zostaje odepchnięta.

– Ty naprawdę myślisz, że jak się przytulisz i przeprosisz, nagle coś się zmieni? Wiesz, co? Długo wydawałaś mi się ciekawa. Ale widzę, że jesteś równie dziecinna, samolubna i ślepa jak cała reszta tej bandy. Więc jeśli chcesz przeżyć, zejdź mi z oczu.

Cecylia patrzyła na Dabiego przez krótką chwilę analizując, co właśnie powiedział. Sam fakt, że kazał jej odejść a nie od razu ją zabił, świadczył o tym, że nie była zagrożona z jego strony. To sprawiło, że poczuła się pewniejsza i po zebraniu myśli, sama wybuchła.

– Posłuchaj mnie teraz, bo nie wyrobię. Nie zostawię cię, nie ważne, jak bardzo mi zagrozisz. Możesz sobie myśleć co chcesz, ale ja naprawdę usiłuję ci pomóc. A jeśli cię przepraszam, to robię to szczerze, bo zazwyczaj uważam przeprosiny za puste słowa.

Zanim jeszcze skończyła mówić, poczuła palce na swojej szyi oraz to, że dosłownie została przyparta do ściany.

– Jesteś bardziej naiwna niż sądziłem, bohaterko. Nie potrzebuję twojej pomocy. Nie potrzebuję ciebie – warknął, a jego ręka zaczęła się robić niebezpiecznie gorąca. Cecylia jednak postanowiła choć ten raz zachować zimną krew, więc wykorzystała znane sobie sztuczki, pozbywając się gorącej dłoni z szyi i odwróciła się tak, że tym razem to ona przyparła go do ściany. Starała się nie myśleć o tym, jak zaskoczony był i po prostu kontynuowała.

– A ty jesteś głupszy niż sądziłam, Toya. Tak, będę cię tak nazywać, niezależnie od tego, jak cię to wkurwia. Mówisz, że czujesz się jak gówniarz. Ciekawe, bo ja od początku widzę w tobie gówniarza. Dzieciaka, który nie potrafi zmierzyć się ze swoją przeszłością, więc starasz się od niej uciec zmieniając imię i otoczenie, ale prawda jest taka, że wszystko co robisz jest kierowane wolą zemsty na tych, którzy cię skrzywdzili. Nie mów, że tak nie jest, bo doskonale wiem, jak jest. Analizowałam twoją osobę latami.

– Na za dużo sobie pozwalasz – warknął, a przed twarzą Cecylii zatańczyły niebieskie płomienie. Widząc to, Cecylia zwyczajnie dała mu w twarz z otwartej dłoni.

– Nie poddam się, nie ważne jak bardzo będziesz się ze mną kłócił. Już mi raz powiedziałeś, że mnie potrzebujesz. I wiem, że to było szczere. Dlatego nie odpuszczę. A teraz ogarnij się i najlepiej zamknij. Wracamy do samochodu. Musisz odreagować. Ale nie na mnie – powiedziała, twardo podkreślając ostatnie zdanie.

Zgodnie ze swoimi słowami pociągnęła zszokowanego Dabiego ze sobą w kierunku samochodu, a gdy do niego dotarli, zmusiła go do zajęcia siedzenia pasażera. Sama zajęła miejsce za kierownicą i wyciągnęła rękę oczekując kluczyków.

– Przecież nie potrafisz prowadzić – zauważył, wahając się, z wręczeniem jej kluczyków. Czy ona naprawdę była tak wściekła, że chciała ich pozabijać na drodze?

– Nie. Powiedziałam, że nie mam prawka. To drobna różnica – warknęła, zabierając mu kluczyki z kieszeni bluzy i odpalając silnik.

W milczeniu skierowała samochód na drogę, którą tu przyjechali. Również w milczeniu przejechała kolejne piętnaście minut, wyjeżdżając z miasta po upłynięciu trzydziestu minut zatrzymała samochód na leśnym parkingu. Wysiadła, co również uczynił Dabi i skierowała się w głąb lasu. Zgodnie ze swoimi podejrzeniami, niedługo później ich oczom ukazało się spore jezioro i niewielka piaszczysta plaża.

Stanęła nad wodą, która dość szybko zmoczyła jej buty. Cecylia westchnęła, po czym machnęła rękami stwarzając wokół nich barierę. Gdy skończyła, podeszła do Dabiego i wręczyła mu kluczyki do samochodu.

– Wracam do Hosu. Sama. Zostanę tam na tydzień czy dwa. Ty się tu wykrzycz, powalcz z wodą na płomienie czy coś. Bariera nie przepuści ognia dalej. Będziesz mógł spokojnie przejść. Jak ci przejdzie, wracaj do domu – powiedziała, po czym zostawiła go nad wodą, samej kierując się z powrotem do miasta. Nie ważne, że pieszo pewnie dotrze tam dopiero rano. I tak miała wiele do przemyślenia.

🔹🔹🔹🔹🔹

– 2525 słów –

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top