Rozdział 17
– Porwanie –
Cecylia otworzyła oczy, gdy poczuła, jak czyjeś ręce szarpią ją, wyciągając z samochodu. Choć dalej średnio cokolwiek widziała przez szmatkę na oczach, wiedziała, że zmienili swoje położenie. W końcu samochód musiał jechać dość długo, skoro zdążyła się w tym czasie wyspać. Chociaż, kiedy ona w ogóle zasnęła? I jakim cudem nic jej się nie śniło? Czyżby aż tak wykończył ją ten atak w USJ? Pewnie tak. Jednakże, niezależnie od tego, teraz musiała iść, ciągnięta przez porywaczy po bardzo nierównej nawierzchni, przez co bała się, że skręci sobie kostkę. Na szczęście, zanim cokolwiek takiego się wydarzyło, została zmuszona do tego, by usiadła na niezbyt wygodnym krześle, do którego została przywiązana za nadgarstki i kostki. Gdyby nie knebel, pewnie by to skomentowała.
– No zdejmijcie jej to wreszcie z oczu! – zażądał męski głos, którego dziewczyna nie kojarzyła.
Mężczyzna musiał być kimś istotnym, bo już chwilę później zdjęto jej materiał z oczu i mogła zobaczyć, gdzie się znajduje. Nie zdziwiła się, widząc wokół siebie kartony, drewniane skrzynie i ogromną przestrzeń. Byli w jakimś magazynie. Okna były zabite dechami więc nie mogła się zorientować w okolicy. Tak czy siak, nie wyglądało ani nie pachniało tu za przyjemnie, więc Cecylia dość szybko zrozumiała, że ma kłopoty. Dodatkowo, martwił ją fakt braku torby, w której miała laptop z danymi oraz komunikator, na który w każdej chwili mógł zadzwonić Albert, czym zapewne władowałby ją w jeszcze większe problemy.
Cela przyjrzała się również po osobach wokół niej. Było to pięciu facetów, średnio w jej wieku. Jednak... Przeraziła się widząc znajome twarze. Jednego z nich widziała rano wśród dziennikarzy. Nawet zadał jej wtedy pytanie! W drugim rozpoznała mężczyznę, którym zachwycała się Shiori w kawiarni. A trzecia i zarazem ostatnia osoba, którą kojarzyła... Cecylia poczuła się żałośnie, widząc uśmiechniętą twarz swojego sąsiada, któremu pożyczała cukier.
– No tak, Łaskę już poznałaś – zreflektował się mężczyzna w okularach. Jeden z dwóch, którego pierwszy raz widziała na oczy. No i to on musiał wydawać tu rozkazy. – Pewnie zastanawia cię, kim jesteśmy i po co nam ty – stwierdził, na co dziewczyna kiwnęła głową, przy okazji starając się coś powiedzieć, ale knebel to stanowczo uniemożliwił. – Na litość, zdejmijcie jej z twarzy tę szmatę. Kto was uczył fachu?
– Dzięki. Tak dużo lepiej – przyznała, gdy w końcu uwolnili jej usta. – Odpowiadając, tak, ciekawi mnie to i to cholernie.
– Sędzio, czemu nie możemy jej od razu zajebać i wysłać Smokowi? – mruknął facet z kawiarni, w stronę okularnika.
Smok? Sędzia? Łaska? Te nazwy krążyły po głowie Cecylii, a ona usiłowała rozszyfrować ich sens. Najbardziej intrygował ją ten „Smok". I choć miała podejrzenie, to nie chciała rzucać niesprawdzonymi informacjami. Musiała wiedzieć więcej.
– Dość – uciął okularnik. – Zbawco, wiesz jak działamy. Nie możemy niczego pominąć tylko dlatego, że dotyczy to Smoka. Ba! Tym bardziej powinniśmy działać zgodnie z zasadą. Tak czy siak, dziewczyno, jak mamy się do ciebie zwracać?
– Po co wam imię osoby, którą zamierzacie zabić? – prychnęła, przyglądając się sznurom, którymi ją związano. Były mocne. Więc nie było szans na ucieczkę.
– Zabić? – zdziwił się Akihito. – Nie! My chcemy się tylko na kimś zemścić!
– Ta zemsta przewiduje morderstwo, dzieciaku – zwrócił mu uwagę sędzia. – Jednak, nic przed czasem. Tak więc na razie, dziewczyno, nie masz co się obawiać o swój marny żywot.
– Marny to ty masz ewentualnie wzrok – prychnęła pod nosem. – Tak czy siak. Jestem Luminary. Ale możecie mi mówić Cecylia.
– A więc, Cecylio, jesteś tu, ponieważ twój kochaś zabił naszego poprzedniego przywódcę. Wiesz coś o tym?
– No coś mi się tam obiło – stwierdziła, przypominając sobie jak na początku znajomości z Dabim widziała, jak targował się z jakimś mężczyzną. Tylko... Jak on się nazywał? – Więc jesteście mafią i chcecie zemsty na Dabim, więc wykorzystacie mnie? – podsumowała, czym widocznie zaskoczyła wszystkich zebranych. Nie przejęła się tym zbytnio. – Z góry mówię, przegrana sprawa. Dabi ma mnie w poważaniu.
– Nasz wywiad, oraz twój brat twierdzą inaczej – oznajmił sędzia, wskazując na chłopaka o rozwianych ciemnych włosach i delikatnych rysach twarzy. Ten uśmiechnął się i pomachał, jakby był dzieckiem. Ten gest utwierdził Cecylię w przekonaniu, że żaden z nich nie miał równo pod kopułą. O ile cokolwiek w nich mieli.
– Mój brat nie żyje od ponad dziewięciu lat – powiedziała grobowym tonem. O dziwo, nie bała się tak bardzo jak sądziła, że mogłaby się bać. Znowu czuła, że mogłaby równie dobrze odejść. I tym razem, nadażała jej się do tego wyjątkowo dobra sytuacja. W końcu, bohater ginący z ręki mafii to nic nadzwyczajnego. Szkoda tylko, że to osłabiłoby jej silny wizerunek ukazując główną słabość. Chęć śmierci.
– To nie problem. Zbawca potrafi porozumiewać się ze zmarłymi.
A więc to dlatego Alan zniknął na tak długo.
– Więc... Porwaliście ducha mojego brata i wyciągnęliście z niego informacje? Przyznam, jestem pod wrażeniem. Ale nie rozumiem, po co tyle fatygi dla jednej, głupiej i słabej bohaterki?
– Już mówiłem. Jesteś jedynym słabym punktem Smoka. Jeśli cię zabijemy, będziemy kwita.
– A on wtedy zabije was – zauważyła Cecylia. – Nie ważne, ile dla niego znaczę. Mogę nie znaczyć nawet nic. Ale jeżeli go wkurzycie, niech Bóg ma was w opiece.
– Bóg? Jesteś religijna, moje dziecko? – odezwał się ktoś stojący za jej plecami. Choć starała się zobaczyć kim jest, nie była wstanie na tyle przekręcić głowy. – Nie wysilaj się. Nie dostrzeżesz mnie. Ale odpowiedz.
– Babcia i rodzice byli religijni. Wiara w Boga to jedyne co mi po nich zostało – przyznała.
– Skoro wierzysz w Boga, to czemu ten Bóg ich nie uratował, co? Według Biblii Bóg jest wszechmogący.
– Widocznie tak miało być – odpowiedziała Cela. Nie chciała pokazywać po sobie, że zadali pytanie, które również ją nurtuje.
– Biedne, zaślepione dziecko. Nie dość, że omamiono cię ślepą wiarą, to jeszcze ogłupiła cię miłość – westchnął sędzia.
– Że przepraszam co? Wszyscy których kiedykolwiek kochałam nie żyją. Co mnie niby teraz zaślepia?
– Zarzucasz mi kłamstwo? – Mężczyzna spojrzał na nią wyniośle, przez co poczuła się niepewnie. Oni wszyscy powodowali w niej takie uczucie.
– Ja... – zająknęła się, nie wiedząc, co powinna powiedzieć. – Nie, skądże.
– I kto tu kłamie? – prychnął. – Anioł, jest twoja. Ale nie zabijaj jej – poprosił, po czym pięć osób opuściło pomieszczenie, a Cecylia została sam na sam z młodym chłopakiem. Ten podszedł do niej w milczeniu i złapał ją za brodę, oglądając twarz. Skrzywił się na widok zadrapań i siniaków, ale dalej milczał. Obejrzał dokładnie jej włosy i ubranie, widocznie czegoś szukając. I chyba w końcu znalazł, bo uśmiechnął się a Cecylia poczuła, jak jej plecy, obojczyki oraz całe ręce zostają odsłonięte a wraz z nimi, bandaże. Teraz mogła jedynie dziękować sobie za to, jak zmyślnie zaprojektowała strój. Bo w końcu bez bluzki dalej miała zasłonięte wszystko, co powinna.
– Bandaże? Jesteś wprawiona? – zapytał zaskoczony i zaczął odwijać opatrunki.
– Wprawiona w czym? I co ty chcesz zrobić? – zmartwiła się.
– Jak to co? Porozmawiamy trochę. Pobawimy się jeśli nie będziesz współpracować – odparł z uśmiechem. – Zanim twój kochaś się zainteresuje twoim zniknięciem jeszcze trochę minie, więc może powiesz, dlaczego jesteś bohaterką? – rzucił, po czym odsunął się od niej odkładając bandaże na pobliskie pudło. Sam usiadł na jednym.
– Ciekawi cię to? Błagam, nie mów, że jesteś jakimś wyznawcą S... – urwała, orientując się, że Stain jeszcze nie jest tak popularny. – Serio cię to ciekawi?
– Nie chcesz odpowiedzieć? – zasmucił się, łapiąc ją za dłoń. Nie minęła chwila a Cecylia poczuła szczypanie i ciecz na ręce. Chłopak puścił ją a ona dostrzegła podłużne cięcie na dłoni. Skrzywiła się nieznacznie, zaciskając dłoń. Nie wiedziała, jak on to zrobił, ale czuła się, jakby przejechał po jej dłoni nożem.
– Jak ty to zrobiłeś? – syknęła, a chłopak pokazał jej swoją dłoń w której pojawiło się małe ostrze.
– Taki mam quirk. A teraz odpowiedz na moje pytanie.
– To o bohaterstwo? Proszę bardzo – wzruszyła ramionami. – Nie jestem bohaterką. Udaję ją, żeby móc pracować w U.A.. Ale tak serio zależy mi na naprawie tego społeczeństwa.
– Łżesz – odpowiedział Anioł i ścisnął rękę, na której Cela miała ranę. Zabolało. – Jeszcze raz. Dlaczego jesteś bohaterką?
– Podałam ci odpowiedź – jęknęła, zaciskając zęby. Nigdy nie lubiła bólu a ten chłopak specjalnie go u niej wywoływał.
– Nie podałaś prawdziwej. – Dalej wciskał jej palce w cięcie, co sprawiało, że do oczu Celi napłynęły łzy.
– Co chcesz usłyszeć? Że zawsze marzyłam o bohaterstwie? Że jak durne dziecko zawsze wierzyłam, że mogę coś zdziałać i naprawić to popieprzone społeczeństwo?
– Chcę usłyszeć prawdę. – Mówiąc to, puścił jej rękę, ponownie się jej przyglądając. – A to, była prawda. Co sprawiło, że chcesz być bohaterką?
– Za dzieciaka uwielbiałam bohaterów. Potem zobaczyłam, jak zniszczeni są i chciałam to naprawić. – Znowu pieczenie. Ale już nie na dłoni. Teraz na nadgarstku. – O co ci chodzi?! Przecież mówię prawdę!
– Nie, nie mówisz.
– Dlaczego miałabym kłamać?! Przecież... Ja nie chcę czuć bólu – zapłakała, gdy chłopak znowu przejechał ostrzem po jej skórze. Nie patrzyła, ale czuła, jak po jej ręce płynie krew i skapuje na ziemię.
– Kłamiesz. Okłamujesz samą siebie – ciągnął, nie zaprzestając ruchów ostrzem po jej skórze. Chciała krzyczeć z bólu, ale z drugiej strony, nie widziała w tym sensu. Co by to dało? Jedynie zdarte gardło i satysfakcję oprawcy.
– Chciałam zostać bohaterką... – zająknęła się, a chłopak odsunął się od niej. – Żeby inni nie musieli czuć tego co ja, gdy straciłam rodziców i brata. Gdyby... Gdyby tam byli bohaterowie, oni... Mogliby przeżyć.
– Żałujesz ich śmierci? Czujesz się winna? – dopytywał, przyglądając się płaczącej bohaterce. Już nie miał pewności, czy płakała z bólu, który jej zadał, czy z powodu wspomnień. Musiał się upewnić.
– Ja... Chciałabym być wtedy z nimi. Chciałabym móc cofnąć czas... Uprzedzić ich, zrobić coś... Cokolwiek.
– Czy czujesz się winna? – drążył, nie mogąc wyłapać odpowiedzi.
– Tak! Mogłam im pomóc! Albo zginąć z nimi – krzyknęła żałośnie, płacząc jak dziecko.
– Żałosne – zaśmiał się. – I ty chcesz w takim stanie pomagać innym? Jesteś słaba. Dlaczego niby ty miałabyś być godna tego wszystkiego? Dlaczego niby ty miałabyś dać sobie z tym radę? To nie jest zabawa dla małych dziewczynek o marnej psychice. Odpuść sobie. Nie nadajesz się do tego. W końcu jesteś taka jak wszyscy inni. Równie sztuczna. Równie głupia i ograniczona. Równie ślepa – wysyczał, jakby był wściekły. Niestety, jego słowa były tak przekonujące, że Cecylia chciała przyznać mu rację. Od początku wiedziała, że nie podoła. – Co on w tobie widzi? – mruknął, zmuszając ją do podniesienia głowy przy pomocy noża.
Dziewczyna przełknęła rosnącą gulę w gardle, obawiając się, że chłopak przetnie skórę na jej szyi. W końcu nóż był tak blisko jej skóry. Jeden ruch i mogło być po niej. I nagle wizja śmierci wydawała się jednocześnie przerażająca i piękna. Wystarczył jeden ruch i byłoby po niej. Sama mogła poruszyć głową. Ale czy na pewno chciała?
– Ogarnij się, pseudo-bohaterko – prychnął po czym zabrał nóż i wyszedł, zostawiając Cecylię sam na sam z myślami i kapiącą z ran krwią.
***
Nie wiedziała ile czasu minęło od kiedy ją zostawili. Kilkadziesiąt minut, czy kilka godzin? Czas i tak dłużył się niemiłosiernie, a rany szczypały, ciągnęły i powodowały ogólny dyskomfort. Z resztą, tak jak jedna, stała pozycja w której była zmuszona siedzieć na krześle. Tak jak podejrzewała, liny na nadgarstkach i kostkach okazały się nie do rozwiązania.
Była zmęczona. Miała ochotę zamknąć oczy i spać, ale bała się to zrobić. Bała się, że zaśnie i wydarzy się coś niedobrego. Albo, że będzie miała koszmar, co nigdy dobrze się nie kończyło. Jednak, nie martwiła się tym tak bardzo jak myślą, że ci szaleńcy w jakiś sposób pojmali ducha, Alana, a ona nie wie, co z nim jest. Czy da się skrzywdzić ducha? Tego też nie była pewna, przez co denerwowała się jeszcze bardziej.
Czuwała, nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku świadczącego o czyjejś obecności, ale w całym pomieszczeniu panowała przerażająca cisza. Przynajmniej do czasu. Oczy nieziemsko ją szczypały, błagając o chwilę odpoczynku a w mózgu kotłowały się myśli, gdy nagle obok swojego ucha usłyszała znajomy głos. Natychmiast się ożywiła, spoglądając na brata.
– Alan! – ucieszyła się. – Nic ci nie jest?
– Ciszej kretynko – syknął, rozglądając się. – Udało mi się zwiać z tej ich puszki. Dziwnie było poczuć ścianę – stwierdził, zamyślając się.
– Jesteś wstanie jakoś poluzować te liny? – zapytała.
– Nie wiem. Mogę spróbować – stwierdził, wyciągając ręce do sznurów. Usiłował je złapać, pociągnąć, cokolwiek z nimi zrobić, ale się nie udało. – Nic z tego. Ale... Co oni ci zrobili? – zmartwił się, oglądając liczne strupki. – Żyjesz jakoś?
– Bywało lepiej – westchnęła. – Konam ze zmęczenia, ale boję się zasnąć. Tak czy siak. Alan, skoro udało ci się wydostać, musisz lecieć do mnie do mieszkania.
– Po co? – Chłopak zmarszczył brwi, nie rozumiejąc prośby.
– Dabi tam pewnie siedzi. Musisz go tu jakoś przyprowadzić.
– Mam mu się... Pokazać? – upewnił się.
– Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale masz go tu ściągnąć – zażądała. – Ja postaram się przetrwać tak długo jak mogę.
– Na pewno sobie poradzisz?
– Znikaj – powiedziała, słysząc zbliżające się kroki.
– Przeżyj – mruknął, po czym zgodnie z jej słowami, zniknął, opuszczając budynek. Cecylia słysząc to słowo, wzdrygnęła się. Obudziły się w niej stare, nieprzyjemne wspomnienia. W końcu dokładnie to samo Alan powiedział, gdy widziała go ostatni raz żywego. Modliła się tylko o to, żeby i teraz nic im się nie stało. Żeby nie było to jakieś zaklęcie zapeszające. Jeżeli takie w ogóle istnieje.
Chwilę po tym, jak Cecylia zobaczyła majaczący kształt na niebie, świadczący o tym, że Alan się wydostał, do pomieszczenia wszedł Akihito, niosąc ze sobą szklankę wody i coś w misce. Podszedł do niej w milczeniu po czym usiadł na tym samym pudle co Anioł. Cecylia powstrzymała się przed skrzywieniem się na widok sąsiada. Dalej było jej źle z tym, że tak ją oszukiwał. W końcu od początku musiał wiedzieć, że taka sytuacja nastąpi.
– Pewnie mnie nienawidzisz – westchnął, spuszczając wzrok na ziemię. – I może masz rację.
– Staram się nie nienawidzić ludzi. Jednak, masz rację, nie jest to w tej sytuacji proste – odpowiedziała.
– W takim razie pewnie mi też nie ufasz, ale i tak przyniosłem ci coś do picia i jedzenia.
– Jaką mam pewność, że tego nie zatrułeś? – zapytała, a chłopak w odpowiedzi wziął mały łyk ze szklanki i wziął do ust trochę ryżu z miski. – Mogę zjeść to sama, czy nie możesz uwolnić mi choć jednej ręki?
– Nie powinienem...
– Proszę, Aki. Obiecuję, że nie zwieję, nic nie zrobię. Ale rozwiąż mnie, bo swoją drogą muszę do toalety. Błagam.
– Dobra – westchnął po czym uwolnił jej ręce i kostki. Cecylia wstała a on obwiązał ją kilka razy wokół pasa sznurem, wiążąc go tak, żeby nie mogła go szybko rozwiązać. Sam wziął wolny koniec do ręki. – Skoro musisz, to się rusz.
– Ten sznur jest potrzebny?
– Inaczej Bóg mnie zabije – odparł, jakby to było oczywiste i skierował się do wyjścia z budynku. Cela załamana wizją braku łazienki, poszła za nim. Przy okazji zgarnęła bandaże, które leżały tam, gdzie je rzucił Anioł. Nie było to co prawda higieniczne, ale chociaż miała czym ukryć przed Dabim rany.
Po załatwieniu swoich potrzeb wróciła grzecznie do budynku i usiadła na krześle, biorąc najpierw szklankę z wodą, którą szybko opróżniła, a potem miskę z ryżem, który równie szybko zjadła. Musiała przyznać, że strach i ból bardzo wzmagają głód.
– Właściwie dlaczego to robicie? – zapytała, gdy chłopak ponownie przywiązał jej kończyny do twardego krzesła. – Oczywiście, poza tym, że chcecie się zemścić na Dabim.
– Po co istnieją Prawdy Wiary? – Dziewczyna skinęła głową na potwierdzenie. – Chyba z tego samego powodu, co większość grup przestępczych. Mamy swój cel, nie do końca zgodny z prawem i do niego dążymy.
- Jeden?
– Korupcja wśród bohaterów. Niegodni posiadający quirk. Zemsta – wymienił.
– Czyli... Chcecie się pozbyć pseudo-bohaterów, ludzi, którzy mają quirk, ale się z wami nie zgadzają oraz... Chcecie się zemścić – podsumowała. – Trochę... Oklepane.
– Nie ja to wymyśliłem.
– W takim razie, dlaczego to robisz?
– A dlaczego ty będąc bohaterką, uparcie twierdzisz, że chcesz pozbyć się korupcji? Przecież sama pobierasz pieniądze za bohaterstwo.
– Nie. Kasę biorę tylko za bycie nauczycielką.
– Bohaterstwa. To to samo.
Cecylia prychnęła słysząc to i więcej się nie odezwała. Przynajmniej do czasu, aż wrócił Anioł, w celu kontynuowania swojego sadystycznego przesłuchania.
🔹🔹🔹🔹🔹
– 2753 słowa –
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top