Rozdział 10

Macie rozdział wcześniej, bo potem idę do szkoły i pewnie zapomnę. Miłego czytania!

– Ograniczenia –


Cecylia kiedyś bardzo często zastanawiała się nad tym, jakie ograniczenia ma jej ciało. Ile jest wstanie wytrzymać bez snu, jak długo może nie jeść, jak długo może aktywnie pracować bez odpoczynku oraz jak długo by musiała ćwiczyć, żeby zemdleć. W końcu każdy ma jakieś ograniczenia. 

Z czasem dowiedziała się ile może nie spać, żeby być w stanie chociaż egzystować. Ile może nie jeść, żeby nie zemdleć w miejscu publicznym. Ile czasu zajmuje jej kompletne wypalenie się. Ale w kwestii ostatniego ograniczenia nigdy nie sprawdziła. Prawdę mówiąc, nigdy nie miała odpowiedniej motywacji. Zawsze było coś ciekawszego do zrobienia, niż ćwiczenie ciała fizycznego bez żadnego specjalnego powodu. Ale teraz miała powód. Dlatego tuż po zakończeniu uzupełniania papierów do pracy, poszła do nieużywanego pokoju i przyjrzała mu się uważnie wyobrażając sobie potrzebne sprzęty do ćwiczenia, które widywała na siłowniach publicznych czy w filmach o bohaterach. Prawie od razu wszystko o czym pomyślała pojawiło się przed jej oczami. Pod oknem bieżnia i stanowisko z hantlami, gdzieś z boku worek do boksowania, słupek do ćwiczenia ciosów i kontr oraz drążek do podciągania. Koło drzwi pod ścianą stały zwinięte maty do yogi a na przeciwległej ścianie wisiał kosz i tarcza do rzutek lub kul. Na ścianie po lewej od drzwi zawisła broń na kulki z farbą oraz stanął kosz z piłkami.

Nie zważając na to, że jutro z rana ma lekcje w szkole, poszła po butelkę wody, włączyła jakiś podkład muzyczny i zaczęła rozgrzewkę. Potem bieżnia, dopóki nogi nie odmówiły jej współpracy, a kolka nie dała o sobie mocno znać. Następne poszły hantle. Gdy i ręce oddały walkowerem postanowiła poćwiczyć swoją magię, sprawdzając i jej ograniczenia. Stanęła więc w stabilnej pozycji, włączyła stoper i starała się jak najdłużej utrzymać tarczę z magii dookoła swojego ciała. Po piętnastu minutach zabrakło jej tchu w płucach, a obraz zaczął wirować. Nie poddawała się jednak i po pięciu minutach przerwy leciała dalej. Tym razem ciosy i kontry. Uderzała w jeden badyl wystający ze słupka, kontrowała drugi i tak w kółko, dopóki mogła stać. Jednak nie potrafiła się przełamać. Gdy jej ciało było już na granicy, przestała, otworzyła okno, napiła się i położyła na ziemi czekając aż do jej ciała wrócą jakieś siły.

– Sis, co ty robisz? – usłyszała nad sobą, a gdy uchyliła powieki zobaczyła bladą twarz brata.

– Odpoczywam.

– Tyle to widzę. Ale czemu w... Co ty tu zrobiłaś, siłownię? Przecież ty nigdy nie znosiłaś ćwiczyć. 

– Ludzie się zmieniają braciszku – prychnęła dziewczyna, na co Alan pokręcił z rezygnacją głową.

– Aż tak ubodło cię zachowanie tego dupka?

– On ma imię – fuknęła w jego stronę, lecz nie przejął się tym.

– Trudno. Jest złoczyńcą a ty sobie w końcu zrobisz krzywdę przez niego.

Cecylia złapała się odruchowo za zabandażowane przedramiona, teraz odsłonięte przez bluzkę z krótkim rękawem. Nawet Alan nie wiedział, co się pod tymi bandażami znajdowało ale patrząc na to, jak jego siostra reaguje na wzmiankę robienia sobie krzywdy, coraz bardziej skłaniał się do jednego. Jednak, nie mógł uwierzyć, że jego siostra mogła być aż tak głupia, gdy miała opcję wygadania się mu.

– Czemu miałabym sobie robić przez niego krzywdę? Jest tylko epizodem mojego życia, do którego nie przywiązuję większej wagi – stwierdziła, wstając z podłogi na chwiejnych nogach.

Wszystkie mięśnie jej ciała odmawiały współpracy wyjąc z przepracowania, ale ona nie zamierzała tego po sobie pokazać. Zgarnęła telefon i skierowała się do łazienki w celu wzięcia odświeżającej, gorącej kąpieli z bąbelkami.

***

Dzięki temu wykańczającemu treningowi udało jej się zasnąć twardym snem, z którego po raz pierwszy od dawna nie zbudziła się z krzykiem. Nie mogła co prawda powiedzieć, że się wyspała, ale lepsze było kilka godzin snu od ich braku. Gdy tylko postawiła nogi na ziemi odczuła to, co wczoraj zrobiła. Ale lubiła ten ból. Dlatego z nowo odbudowanym uśmiechem na ustach wstała, narzuciła na siebie swój strój bohaterski i zgarniając swój chlebak wyszła z mieszkania. Nie miała ochoty na śniadanie, więc nie zjadła go, nawet gdy muffinka w kawiarni, w której kupiła sobie kawę tak kusiła.

Pomimo absolutnego braku siły w mięśniach podbiegła do szkoły, gdy usłyszała pierwszy dzwonek. Weszła do budynku równo z drugim i skierowała się do pokoju nauczycielskiego. Tam zrobiła sobie herbatę, godzinę później idąc na swoją pierwszą lekcję z klasą 2B.

Weszła do sali mając nadzieję zastać spokojną i ułożoną klasę. Zamiast tego, spotkała się z głośnymi siedemnasto-osiemnastoletnimi gadułami bez żadnego wychowania, którzy nawet nie zauważyli jej wejścia. Dlatego Cecylia bez pośpiechu wyciągnęła na biurko laptopa, odpaliła go, sprawdziła obecność dziękując sobie za to, że zrobiła zdjęcia listy uczniów z ich fotografiami, wpisała temat lekcji i usiadła wygodnie, czekając w milczeniu aż ktokolwiek zwróci na nią uwagę. Wszystko to zrobiła z włączonym stoperem odliczającym kolejne minuty. Gdy zobaczyła na wyświetlaczu liczbę dziesięć z kawałkiem, zaczęła stukać palcami o blat, ostentacyjnie okazując swoje zniecierpliwienie. I dopiero tym gestem sprowadziła pierwsze ławki na ziemię. A gdy pierwsze ławki się zorientowały, uciszyły również pozostałych.

– Jest pani młodsza, niż sądziliśmy – stwierdziła nastolatka siedząca w trzeciej ławce pod oknem. Miała blond włosy związane w wysoką kitkę i bladoniebieskie oczy. Szczupłą figurę podkreślała krótka spódniczka mudnurku oraz opinająca się koszula.

– I stanowczo ładniejsza, niż sądziliśmy – zaśmiał się chłopak siedzący w drugim rzędzie od drzwi, w ostatniej ławce. Opalona skóra, blond włosy związane w krótką kitkę i różowe oczy od razu przekonały Cecylię do tego, że chłopak jest klasowym casanovą.

– Dokładnie dwanaście minut i czterdzieści trzy sekundy zajęło wam uciszenie się i zauważenie mojej obecności w sali – oznajmiła szorstko Cecylia. – Proszę, niech podniesie rękę ten, kto chce być bohaterem.

Wszyscy, równie skołowani, podnieśli ręce do góry, patrząc po sobie.

– Świetnie, możecie opuścić ręce. Z takim wynikiem, nikt nim nie zostanie. Macie mi coś do powiedzenia?

– Przepraszamy, proszę pani – odezwali się chórem.

– I super. Teraz możemy zacząć. Po pierwsze, jeśli początek naszej kolejnej lekcji też będzie tak wyglądać, będziecie biegać tyle czasu ile zajmie wam uciszenie się. Czy to jasne?

– Tak, proszę pani. 

 – Po drugie, jestem Luminary. Ale jako że moje imię brzmi Cecylia, proszę was więc o to, byście zwracali się do mnie Cecylia bądź Cela, zgodnie z upodobaniem. Nigdy „proszę pani". Jesteśmy praktycznie na równi. Jasne?

– Tak, Cecylio.

– Super. Chciałam dzisiaj siedzieć z wami w sali i przerabiać dokładnie to co z pierwszakami, ale muszę być konsekwentna. Stroje i widzę was w sali Gamma za pięć minut.

Cecylia patrzyła z podziwem jak klasa wstaje z ławek i niczym roboty zgarnia swoje stroje bohaterskie kierując się do szatni. Ona sama miała pięć minut na trafienie do sali, w której nigdy w życiu nie była. Miała też cichą nadzieję, że nikogo tam nie zastanie, chociaż z tego co pamiętała w tej chwili nikt nie miał takich lekcji, by przebywać na sali Gamma przeznaczonej do ćwiczeń fizycznych.

Gdy trafiła na miejsce, większość uczniów już na nią czekała. Otworzyła salę, wpuszczając na nią uczniów i kazała im się ustawić w szeregu.

– Zgodnie z tym co powiedziałam, macie teraz dziesięć minut biegu. Dookoła całej sali. Równe tempo. Ryo zaczyna – Oznajmiła wskazując niebieskowłosego chłopaka i włączyła stoper. Teraz miała dziesięć minut na wymyślenie, co będzie robić z nimi przez te trzy godziny. 

***

 Lekcje z klasą 3A przebiegły bardzo podobnie. Cecylia również zabrała ich na salę Gamma. Tyle, że nie kazała im biegać, ponieważ od kiedy weszła do sali byli cicho jak mysz pod miotłą. Wymyśliła im jakąś prostą grę integracyjną, podczas której w spokoju mogła poznać ich quirki.

Wróciła do domu na oparach energii. Przez cały dzień żyła tylko na kawie i dwóch kubkach herbaty przez co miała wrażenie, że wyzionie ducha, jeśli chociażby mocniej odetchnie. Dlatego po raz pierwszy od dawna postanowiła zjeść coś w domu. Dobrze, że jak ostatnio była w sklepie nakupowała sobie gotowego jedzenia na zapas. Co prawda Babcia nauczyła ją bardzo dobrze gotować, ale po jej śmierci Cecylia ledwo zmuszała się do zjedzenia tubki musu owocowego dla dzieci a co dopiero jakiegoś porządnego posiłku.

Odstawiła swoje rzeczy do sypialni i skierowała się do kuchni, gdzie z zamrażarki wyciągnęła opakowanie szpinaku. przełożyła mrożoną kostkę do garneczka, który wstawiła na kuchenkę. Czekając, aż choć trochę się rozmrozi przeleciała wzrokiem po mieszkaniu z myślą, że powinna je posprzątać. W końcu od kiedy się tu wprowadziła nigdy nie miała szmatki w ręce a co dopiero odkurzacza. A mieszkanie prosiło o odkurzenie.

Jednak, jedna rzecz jej nie pasowała. Co prawda miała momenty w ciągu dnia gdzie odpływała i absolutnie nie kodowała co się wokół niej dzieje, ale za żadne skarby nie mogła sobie przypomnieć, żeby kupowała roślinkę o różowych liściach w białej doniczce i stawiała ją na środku stołu. Co prawda roślinka była ładna i Cecylia byłaby zdolna ją kupić, ale sam fakt jej pojawienia się w domu bez większej przyczyny był dziwny. Dlatego gdy tylko zielonooka dolała do szpinaku śmietany i dodała przypraw, podeszła do stołu biorąc roślinkę w ręce i oglądając ją z każdej strony. Ładna, zadbana, a jednak Cela jej nie kojarzyła. Dlatego wzięła telefon i wyszukała rośliny, dowiadując się że jest to Fitonia różowa. Jako miłośniczka roślin, od razu zapisała sobie jej nazwę w notesie oraz preferencje stanowiska. Jako że środek stołu był odpowiedni, odstawiła tam roślinkę, zauważając, że pod nią leży karteczka. Wzięła ją do ręki i przeczytała zawartość.

Uśmiechnęła się widząc pismo widocznie świadczące o pośpiechu. Osoba, która to pisała widocznie nie chciała zostać złapana na gorącym uczynku, co pomimo braku podpisu pozwoliło Cecylii upewnić się co do nadawcy.

– Przypalasz szpinak – zauważył Alan, pojawiając się obok siostry. – No i co się szczerzysz do kartki? Może powinnaś odpocząć.

– Może... – Na ustach Cecylii faktycznie wykwitł szeroki uśmiech, który nie zniknął nawet gdy poczuła przykry zapach przypalonego szpinaku. Natychmiast dopadła piecyka i przemieszała zawartość garnka.

Przełożyła gotowe, mało ambitne danie do niedużej miseczki i usiadła na kanapie włączając wiadomości. Zastanawiała się, kiedy znacznie dziać się coś ciekawego. I choć nie za bardzo miała ochotę na konfrontację ze złoczyńcami, to musiała przyznać, że zaczynała czuć lekki niepokój, gdy myślała o upływającym czasie i goniącym ją terminie naprawy świata. 

🔹🔹🔹🔹🔹

– 1672 słowa –

Dzisiaj krótko i trochę bez sensu, ale spokojnie, sytuacja powoli się rozwija.

Miłego dzionka/wieczoru/nocy :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top