Rozdział 32

– Uderzenie  –


Gdy otworzyła oczy, dostrzegła, że znajduje się zaraz za bramą U.A. w tłumie roztrzęsionych uczniów. Wszyscy wlepiali w nią przerażone, często załzawione spojrzenia.

– Wszyscy cali? Gdzie wszyscy nauczyciele?

– Pani przyszła pierwsza – odezwał się trzecioklasista, którego Cela kojarzyła z widzenia.

Dziewczyna wstała z ziemi, przekazując rannego Ducha, trzecioklasiście i spojrzała za bramę. Serce jej stanęło, gdy zamiast budynku zobaczyła tylko kupę gruzu.

Przecież tam byli ludzie... A jeśli budynek zawalił się na nich? Jeśli oni wszyscy zginęli? Co z Shoto, Deku i Bakugo? Czy żyją? A Midnight? Aizawa? Cementoss? Mic? 

Zrobiła chwiejny krok w stronę szkoły, wiedząc, że jeśli żyją, ona może im pomóc, ale wtedy poczuła, że zostaje odwrócona i przytulona przez silne ramiona. Szok nie pozwolił jej zareagować, ale doskonale znany zapach, ukoił jej zszargane nerwy. Adrenalina odpuściła, a jej zrobiło się niedobrze od zapachu krwi, którą miała na stroju.

– Toya puść. Będę rzygać – ostrzegła, a mężczyzna wykonał prośbę, marszcząc brwi. Cela się tym nie przejęła i pobiegła za najbliższy krzak, zwracając śniadanie. Gdy już poczuła, że jest względnie dobrze, otarła usta i przyjęła butelkę z wodą od turkusowookiego. Przepłukała usta i podniosła się z ziemi.

– To jest krew? – zmartwił się mężczyzna, uważnie lustrując dziewczynę wzrokiem.

– Spokojnie, nie moja.

– To miało mnie uspokoić? Czyja?

– Ducha – odparła, wskazując nieprzytomnego chłopaka na ziemi.

– Lumi! – usłyszała za sobą krzyk, a chwilę później została przytulona przez czarnowłosą bohaterkę.

– Midnight, dzięki bogu, że nic ci nie jest – westchnęła Cela, gdy kobieta ją puściła.

– Co mamy robić, Lumi? Sytuacja nie wygląda dobrze – zapytała Midnight.

– Ja was o to chciałam zapytać – przyznała. – Widziałaś resztę?

– Idą – odpowiedziała, wskazując bramę. Cela spojrzała na Toyę, który cały czas przyglądał jej się z niewyjaśnioną miną.

– Co znowu? – zapytała, nie rozumiejąc.

– Nic. Mogę pomóc, jeśli potrzebujesz – stwierdził.

Nie chciał przyznawać na głos, a już na pewno nie przy ludziach, że uwielbiał patrzeć na Cecylię w takich sytuacjach. Choć dla innych wydawać się mogła chaotyczna, niezdecydowana i załamana, on jednak widział tę iskrę pojawiającą się w jej oczach. Od kiedy ją poznał, zastanawiał się, czym jest ta iskra. Teraz jednak do niego dotarło. Cecylia Lawir była pierwszą osobą, którą poznał, która kochała bohaterstwo. Nawet podczas układania planu lekcji, energia, która od niej biła sprawiała, że sam znowu chciał zostać bohaterem. Miała w sobie coś niezwykłego. I pragnął pomóc jej w ukazywaniu tego, nawet jeśli miałby dla niej porzucić ideologię Staina. Ona ukazywała większe, lepsze wartości. 

– Lumi. Co robimy? – powtórzyła Midnight. Musiała zachowywać się profesjonalnie, choć bardzo chciała wypytać o wszystko mężczyznę stojącego koło Celi. Przez pierwszą minutę jak go zobaczyła, uznała, że będzie musiała wyperswadować przyjaciółce wiązanie się z taką osobą. Potem jednak zobaczyła ich relację. To jak na nią patrzy, jego drobne gesty w jej kierunku. Drobne, a jednak istotne. I już wiedziała, że jedynie może ich wspierać.

– Gdzie dyrektor? – zapytała szatynka.

– Wyszedł jakieś dwie godziny temu coś załatwić – odpowiedziała.

– Jedno zmartwienie z głowy – westchnęła. – Dobra, słuchajcie mnie! – krzyknęła do ludzi. – Aizawa, Midnight, Recovery Girl, zajmijcie się tym rannym chłopakiem. Jest z drużyny przeciwnika, więc uwaga. Resztę nauczycieli proszę o zawiadomienie odpowiednich służb i pilnowanie uczniów. All Might, Cementoss, chodźcie ze mną. W szkole jest jeszcze trzech uczniów. Trzeba ich znaleźć. Toya, ty też chodź – zarządziła.

Z zaskoczeniem obserwowała, jak nauczyciele wykonują jej polecenie. Z drugiej strony wiedziała też, że zapewne nie orientowali się w sytuacji tak dobrze, jak ona, więc po prostu woleli słuchać kogoś, kto wiedział co się dzieje.

Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę gruzów, zastanawiając się od czego zacząć. Uznała, że najlepiej będzie sprawdzić, od miejsca, gdzie widziała ich ostatnio.

– Właściwie, kogo szukamy młoda Luminary? – zapytał All Might

– Todoroki Shoto, Bakugo Katsuki i Midoriya Izuku – wymieniła. – Ostatnim razem jak ich widziałam byli niedaleko stołówki. Tam zaczniemy szukać. Mam nadzieję, że ich nie przysypało.

– Mysza, sądzę, że szukanie nie będzie konieczne – stwierdził Dabi, widząc wybuchy i ogień na górą gruzów. Cela również tam spojrzała.

– Super, ktoś ich dopadł. All Might, Cementoss, idźcie tam. Zaraz dojdziemy – poprosiła, czując że jej telefon znowu dzwoni. Nie słyszała jednak dzwonka, co oznaczało, że wcale nie był to telefon, a komunikator. Wyciągnęła go z kieszeni, dusząc zieloną słuchawkę.

– Cecylia Lawir, wysłana na misję kontrolującą rozwój magii w Mustafu, za pół godziny zostanie wezwana na sąd w sprawie złamania zasad konstytucji międzyświatowej. Uprasza się o przerwanie wykonywanych zadań i przygotowanie się do przeniesienia. Trzydzieści minut na przygotowanie, zaczyna się teraz – poinformował ją mechaniczny, polski głos, a na wyświetlaczu odpaliło się odliczanie.

– Kurwa – zaklęła w ojczystym języku. – Mamy trzydzieści minut na skończenie tego wszystkiego – poinformowała Dabiego. Nie było czasu na załamywanie się, więc po prostu pobiegła w tym samym kierunku, w którym wysłała bohaterów.

Gdy tam dotarli, zobaczyli All Mighta i Cementossa walczących przeciwko Aniołowi i jednocześnie usiłujących chronić uczniów przed atakami ludzi, których Cela nie kojarzyła. Jednakże jasnym było, że nie są przyjaciółmi.

– All Might, Cementoss, zabierzcie uczniów! Przejmujemy! – poinformowała, zatrzymując jednego złoczyńcę przy pomocy pasma energii.

– Nie poradzicie sobie sami – zauważył Cementoss.

– Zaufajcie jej – odpowiedział Dabi, cudem się jeszcze kontrolując. Gdyby tylko nie było tu tych bohaterów, dawno spaliłby Anioła i jego przydupasów. Chciał się odpłacić za krzywdę, którą zrobili Celi.

Bohaterowie niezbyt przekonani, odpuścili walkę i zabrali Shoto, Deku i Bakugo z gruzów. Cela jeszcze rzuciła szybko okiem na ich stan, stwierdzając, że nie obędzie się bez skarg. Deku miał połamane palce, a Shoto i Bakugo byli widocznie wykończeni. Cała trójka również na nią spojrzała z ulgą, ponieważ byli święcie przekonani, że dziewczyna zginęła pod zawalonym się budynkiem. Shoto jeszcze spojrzał wymownie to na Dabiego, który skupiał się na pilnowaniu Anioła, to na Celę, która uśmiechnęła się w jego stronę. Ten drobny gest sprawił, że chłopak bez oporu pozwolił się wyprowadzić poza teren szkoły. Bez tego zapewnienia, zapewne chciałby zostać i pomóc. Nie mógł pozwolić, by jedyna osoba, która wiedziała co się dzieje z jego bratem zginęła przez niepoprawny osąd sytuacji. 

Gdy tylko Dabi zobaczył, że bohaterowie są poza zasięgiem wzroku, wysłał w stronę Anioła i jego pomocników ogromną ilość ognia, dodatkowo napędzaną gniewem. Cecylia, gdy tylko poczuła podmuch ciepła, odwróciła się, żeby zobaczyć o co chodzi. Jedynym co zobaczyła, były niebieskie płomienie pożerające resztki ludzi.

– Toya... – jęknęła niezadowolona.

– Należało mu się – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Coś jeszcze chcesz tu zrobić?

– Musimy znaleźć jeszcze kilka osób. Ale nie pal ich od razu, jak ich zobaczysz – odpowiedziała spoglądając na komunikator. Zostało jej ostatnie dwadzieścia minut.

Cela rozejrzała się, zastanawiając się nad tym, gdzie zacząć. Powoli kończyły jej się pomysły.

– Sis, wiem gdzie jest Akihito – krzyknął Alan, pojawiając się za siostrą.

– Prowadź – powiedziała, po czym najszybciej jak mogła, pobiegła za bratem. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że on leciał nad gruzem, a ona biegła pomiędzy nim, uważając na wszelkie odłamki szkła, których było tu pełno.

Minęła ostatnią trzymającą się ścianę i spojrzała w punkt, który wskazywał Alan. Na ostałym kawałku podłogi, wciśnięty w kąt pod ścianą, kulił się nastolatek. Gdy tylko usłyszał, że ktoś przyszedł, podniósł wzrok. Zauważając Cecylię i Dabiego, podniósł się z ziemi, unosząc ręce w geście poddania się.

– Nie chcę walczyć! – uprzedził. – Proszę. Zmusili mnie, ja mam dość – zapłakał, przez co serce Celi zmiękło. Już chciała do niego podejść, żeby go pocieszyć i zapewnić, że pomoże, gdy zatrzymał ją Dabi.

– Może kłamać – ostrzegł. – Ja bym mu nie ufał.

– Nie kłamie – zapewniła Cela, dokładnie pamiętając relację chłopaka z Prawdami Wiary. Zawsze był wycofany, niechętnie wykonywał polecenia. Już wtedy widziała, że nie był zły.

Podeszła do nastolatka, wyciągając w jego stronę rękę i pocierając jego ramię w geście pocieszenia.

– Spokojnie. Pomożemy – zapewniła, a chłopak się do niej przytulił. Zamarła, czując to.

– Dziękuję. Bałem się, że nie uwierzycie i mnie też zabijecie albo pojmiecie. Tak strasznie nie chcę wylądować w więzieniu...

– Obiecuję, że tam nie wylądujesz. Dasz radę sam dotrzeć do głównej bramy? Tam czekają bohaterowie.

– Tak.

– Dobrze. Idź tam najszybciej jak możesz. Tylko najpierw powiedz mi, kto jeszcze może tu być. Anioł zginął, Duch jest nieprzytomny ale bezpieczny – poinformowała.

– W takim razie, oprócz kilku wynajętych złoczyńców został jeszcze Bóg – odpowiedział po chwili namysłu.

– Wiesz, gdzie jest?

– Pewnie w centrum. Zawsze pojawia się w centrum wszystkiego. Ale uważaj na niego. Spotkał się z kimś ostatnio i otrzymał niebezpieczny quirk – ostrzegł.

– Będę pamiętać. Idź już.

Cela puściła go, po czym wyczarowała wstążkę energii, na której końcu stworzyła dymek ze strzałką i napisem „Jest po naszej stronie". Wręczyła taki balonik nastolatkowi i po upewnieniu się, że idzie w dobrą stronę, zgarnęła Dabiego i udała się w stronę środka gruzów.

– Ile czasu zostało? – zapytał mężczyzna, a Cela wyciągnęła komunikator.

– Piętnaście. 

– Na pewno zdążysz? Jeśli znikniesz zanim go pokonamy, po prostu go spalę.

– W takim razie muszę zdążyć. Chociaż mi niedobrze. Palone ciała strasznie śmierdzą – stwierdziła, a fala mdłości sprawiła, że schyliła się za kamień i zwróciła chyba ostatnią część zawartości żołądka. – Wykończy mnie to kiedyś – westchnęła, ocierając usta. – Dobra, chodź. Musimy znaleźć tego dziada.

Choć zupełnie jej się już nie chciało, udała się w kierunku środka budynku. Dotarcie tam nie zajęło im długo, dzięki czemu mieli ponad dziesięć minut na pozbycie się ostatniego zagrożenia. Wyszli na oczyszczony z gruzu plac, co nie świadczyło o niczym dobrym. Bóg musiał naprawdę szykować się do walki. Szkoda tylko, że nigdzie go nie było widać.

Wyszli bardziej na środek, uważnie rozglądając się po murze z gruzów. Choć nikogo nie zauważyli, nim się spostrzegli, byli otoczeni.

– Nareszcie jesteś – Cela odwróciła się w kierunku, z którego usłyszała te słowa. Stał tam mężczyzna na oko koło sześćdziesiątki. Brązowe włosy sięgające do szczęki były przeplatane siwizną. Tak samo równo przystrzyżona broda. Brązowe oczy przypatrywały się im przyjaźnie, popierane przez dobrotliwy uśmiech. Mimo zmarszczek, mężczyzna był dość przystojny i Cela musiała przyznać, że przydomek Bóg zupełnie do niego pasował.

– Po co to wszystko? Wiesz, że tylko ty masz straty w ludziach? – zapytała.

– Och, niewątpliwie. Jednak było warto. Nareszcie mogę się z tobą zmierzyć sam na sam, choć nie sądziłem, że przyprowadzisz też tu tego kryminalistę.

– Praktycznie, jeszcze nim nie jest. Ty za to, jesteś – zauważyła. – Poddasz się dobrowolnie, czy mamy użyć siły?

– Nie zamierzam się poddawać. – Pokręcił głową. – Przyszedłem tu, aby cię zabić. Jak widać, nawet walący ci się na głowę budynek nie był wstanie tego zrobić, więc muszę sobie pobrudzić ręce.

– W takim razie mamy problem. Bo ja nie zamierzam dzisiaj ginąć.

– Wykaż się więc i udowodnij, że jesteś godna przebywania w tym świecie – odpowiedział spokojnie, wyciągając w jej stronę rękę. Jego palce otoczyła ciemna masa, która spłynęła na ziemię, tworząc bliżej nieokreśloną istotę. Cela na jej widok zmarszczyła brwi. Co ten dziwny atak miał na celu?

Szybko doszła do tego, co miał na celu, gdy stworzenie zaszarżowało na nich, a na jego głowie pojawiły się rogi jak u byka. Musieli odskoczyć, żeby nie zostać szaszłykiem.

Dabi niezadowolony z takiego obrotu spraw posłał w stronę stworzenia ogień. Zdziwił się jednak, gdy ten przez niego przeleciał, prawie parząc Cecylię. Dziewczyna nie przejęła się tym, usiłując zrozumieć, jak to możliwe. Jedyny wniosek, jaki przyszedł jej na myśl, to taki, że stworzenie było jedynie załamaniem światła. Czyli najprościej mówiąc iluzją. Aby sprawdzić tą teorię, spróbowała na nie wskoczyć, mając nadzieję, że wyląduje na ziemi. Zdziwiła się, gdy skończyła stojąc na głowie stworzenia.

– Co do cholery? Co to za gówno? – krzyknęła w stronę Boga, a ten jedynie pokręcił głową z uśmiechem.

– Co to będzie za zabawa, gdy powiem ci, jak go pokonać – odpowiedział.

Cela szybko oceniła sytuację, odliczając w głowie minuty. Zostało tylko siedem. Czy w siedem minut da radę pokonać kogoś, kto ma dziwny, niejasny quirk? Teoretycznie nie. Ale prawda była taka, że miała jeszcze do wykorzystania quirk Dabiego.

Zeskoczyła ze stwora, stając obok Dabiego i powiedziała mu po cichu swój plan. Potem obserwowała, jak posyła w kierunku Boga swoje płomienie. Nie dotknęły go, jedynie sprawiły, że przestał się skupiać na otoczeniu. Wtedy też dziwaczne zwierzę, które stworzył zniknęło, a wraz z nim wszyscy ludzie, którzy ich otaczali.

– Iluzja, prawda? Ten quirk dał ci All For One! Możesz ją urzeczywistnić, jeśli tego potrzebujesz – rzuciła Cela w stronę mężczyzny. Ten jednak wytworzył kolejnego potwora, nic nie robiąc sobie ze słów dziewczyny.

– Jestem pod wrażeniem, jak szybko rozgryzłaś tę zagadkę. Musisz posiadać ogromną wiedzę. Jednakże, nie jesteś wstanie mnie pojmać, jeśli się nie zbliżysz!

– Toya, uważaj na siebie. Muszę wykonać niebezpieczny ruch, na który nie wiem jak zareaguje – poinformowała go, po czym zniknęła w fioletowej mgle. 

Pojawiła się niedługą chwilę później za Bogiem.

– Jesteś pewien, że nie mogę się do ciebie zbliżyć? – zaśmiała się, dotykając go palcem w policzek, żeby się upewnić, że on nie jest iluzją. Nie był.

Mężczyzna słysząc jej głos za sobą, natychmiast się odwrócił i zamachnął ręką owiniętą w ciemną masę. Cela była zaskoczona, czując siłę uderzenia, przez które poleciała prawie na drugi koniec pola walki. Mocno uderzyła w ziemię, amortyzując się mocą, przez którą w ziemia się skruszyła i powstało spore wgniecenie.

Cela postanowiła wykorzystać odłamki ziemi i uniosła je przy pomocy quirku, rzucając w stronę Boga. Wtedy też w jego stronę poleciała kolejna porcja ognia. Dabiemu znudziło się bycie obserwatorem więc postanowił pomóc bohaterce. Bóg odbił oba ataki.

Bóg posłał w jej stronę część swojego nowego quirku, który uformował się dopiero, gdy odpowiednio się zbliżył. Cela zamarła, widząc w wykreowanych postaciach swoich rodziców i babcię. Wiedziała, że to tylko iluzje, jednak były tak prawdziwe, że opuściła rękę, nie mogąc z nimi walczyć. To ją przerastało. Tym prostym atakiem Bóg uderzył w prawdopodobnie jedyną niezagojoną jeszcze ranę jej serca.

Łzy napłynęły jej do oczu, gdy usłyszała głos swojej mamy.

– Celcia, skarbie, wystarczy. Zrobiłaś już swoje. Wracaj do domu.

– Słuchaj się matki. Bohaterstwo to nie prawdziwy zawód. A już na pewno nie dla ciebie – dodał jej ojciec.

– Walijko, daj sobie spokój. Wróć do babci. Zrobimy razem jabłecznik. Taki jak lubisz.

Cela patrzyła na swoich rodziców, którzy zbliżali się do niej. Tak bardzo chciała wierzyć, że to faktycznie byli oni. Tak bardzo chciała się do nich przytulić. Opowiedzieć o tym, co u niej. Tak dawno ich nie widziała.

Wtedy pomiędzy nią, a rodzicami pojawiła się na krótko ściana ognia. Cela spojrzała zaskoczona na właściciela niebieskich płomieni. Od razu oprzytomniała. Tu był jej dom. Tu miała rodzinę. A jej rodzice i babcia nie żyją.

– Dzięki! – krzyknęła w jego stronę, a ściana z ognia zniknęła. Cela ponownie spojrzała na rodziców i babcię. Bolało ją to, że Bóg wykorzystał jej słabość w taki sposób, ale teraz już wiedziała, co powinna zrobić. – Moi rodzice nigdy by mi nie powiedzieli, że mam się poddać. Zawsze mnie wspierali. Tak samo babcia. Dlatego nie jesteście nimi. Wyjdź mi z głowy cioto i walcz! – wydarła się do Boga, a jej rodzice i babcia zniknęli.

– Niezwykłe – stwierdził mężczyzna. – Wyparłaś iluzję. To nie powinno być możliwe.

– Rzeczy niemożliwe robię od ręki – prychnęła dziewczyna, zauważając pośród ziemi dziwnie opalizujący przedmiot. Intuicja podpowiadała jej, co to jest.

Każda magia ma swoje źródło. Tak jak każdy człowiek ma swoje serce – przypomniała sobie linijkę z notesu babci.

Podeszła do opalizującego przedmiotu, wygrzebując go z ziemi. Widziała, że Dabi też już ma dość, więc musiała działać szybko. Wzięła przedmiot do ręki, orientując się, że jest to niewielkie jajko faberge wykonane z kryształów. Zupełnie nie miała głowy do tego, by zastanawiać się nad tym, co taki przedmiot robił pod ziemią, więc po prostu spojrzała na Boga, trzymając jajko w ręce.

– Nie zamierzam ginąć, tylko dlatego, że jakiś dziad mi kazał. Przykro mi, że tak to się musi skończyć, panie Masao, ale nie mam innego wyjścia – powiedziała, wyciągając wolną rękę w kierunku mężczyzny, wyraźnie zaskoczonego tym, że znała jego imię. – Do zobaczenia w piekle – dodała, po czym wysłała w stronę mężczyzny potężną porcję energii, która go otoczyła, po krótkiej chwili rozpraszając się. Mężczyzna dosłownie rozpłynął się w powietrzu.

Cecylia czując zupełne wykończenie z powodu wykorzystania takiej porcji mocy upadła na kolana, wypuszczając jajeczko z ręki. Wzięła kilka głębokich oddechów, żeby uspokoić walące serce i spojrzała na Dabiego, który właśnie przed nią kucnął.

– Jak to zrobiłaś? Wszystko gra? – zapytał zmartwiony.

– Już nam nie zagrażają. I tak, żyję – odpowiedziała, wyciągając rękę w stronę przedmiotu. Skupiła na nim swoje myśli. Przedmiot zaczął wciskać się w ziemię, pchany przez niewidzialną siłę tak głęboko w ziemię, jak to tylko było możliwe. 

– Przeniesienie odbędzie się za minutę – rozbrzmiało przypomnienie z komunikatora. Cela słysząc je, spojrzała spanikowana na Dabiego.

– Minuta – powiedziała.

Dabi patrzył na nią równie spanikowany. Nie chciał, żeby go zostawiała. Wiedział jednak, że nie było innego wyjścia. Dlatego przybliżył się do niej i pocałował, mając nadzieję, że to nie ostatni raz, jak będzie mógł to zrobić.

– Trzydzieści sekund – poinformowało urządzenie, a Cela odsunęła się niechętnie. Miała ochotę płakać. Bała się, że nie pozwolą jej tu wrócić.

– Toya... – jęknęła, a łza spłynęła jej po policzku. Wzięła głęboki oddech, starając się jeszcze coś powiedzieć. – Jestem wdzięczna, że mogłam przeżyć te pół roku z tobą. Jesteś moim bohaterem. Uratowałeś mnie. Wielokrotnie. Kocham cię.

– Nie mów tak – poprosił, żałując, że nie może płakać. Gdyby mógł, pewnie teraz miałby mokre policzki. – Wrócisz. Obiecaj, że wrócisz.

– Toya, ja...

– Obiecaj. Proszę.

– Pięć sekund.

– Obiecuję. Wrócę. Ale ty w takim razie obiecaj, że będę wtedy panią Todoroki – zaśmiała się, usiłując jakoś rozluźnić atmosferę.

– Sekunda.

– Do zobaczenia, moja pani Todoroki – uśmiechnął się, co Cela odwzajemniła.

I wtedy zniknęła. 

🔹🔹🔹🔹🔹

– 2970 słów –

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top