Rozdział 21
– Decyzja –
Poniedziałek nadszedł znacznie szybciej, niż Cecylia by tego chciała. I wcale nie chodziło o to, że nie chciała prowadzić lekcji. Chciała, bardzo. Strasznie to polubiła, tak samo jak klasy, które uczyła. Ale poniedziałek oznaczał rozpoczęcie ostatniego tygodnia. Tygodnia, który Albert dał jej na zmianę decyzji, lub pożegnanie się z tymi, z którymi chciała. Przy okazji nie mógł nie napomknąć o tym, jak bardzo Władca się wścieknie, jeśli teraz zakończy misję. Stwierdził, że tak odchylonej linii czasowej jeszcze na oczy nie widział i jeżeli nie chce dostać za to kary, to powinna jakkolwiek udowodnić, że jest to zasadne. Cecylia jednak uznała, że nie potrafi tego udowodnić. W końcu nie da się zmienić świata w pół roku, które otrzymała. Choć początkowo sądziła, że się da.
Zgodnie z ustaleniem, z samego rana zastała w swoim domu Dabiego. Rozstali się w niedzielę rano pod pretekstem załatwienia „czegoś". Cela zaczynała jednak sądzić, że wszystkie te sprawy, które Dabi ciągle załatwia, zaczynają mieć powoli powiązanie z Shigarakim, co wcale jej nie cieszyło.
Zjedli razem śniadanie, po czym opuścili mieszkanie zielonookiej, udając się do samochodu mężczyzny. Cecylia z trudem utrzymywała uśmiech na ustach, gdy Dabi zawoził ją do pracy. Ale decyzja zapadła. Nie może stworzyć sobie tu normalnego życia. Nie nadaje się do tego. No i nie jest odpowiednią osobą do tego, by zmieniać świat.
– Nie idziesz pracować – zaznaczył ostro, parkując pod szkołą. – Idziesz tylko do dyrektora oddać papiery, potem do pielęgniarki i wracasz. Zrozumiałaś?
– Sama to ustaliłam – zwróciła mu uwagę, po czym odpięła pas bezpieczeństwa, zgarnęła swoją torbę i wysiadła z samochodu.
– Czekam tu na ciebie – poinformował.
– Jasne.
Cecylia przybrała uśmiech na usta i skierowała się do budynku szkoły, do którego zmierzało kilku uczniów. Miała ochotę zniknąć, widząc kilku drugoklasistów, których uczyła, ale wiedziała, że musiała być wytrwała. Już podjęła decyzję i nie mogła jej zmienić. Musiała odejść. Już i tak wystarczająco namieszała.
Weszła do szkoły i od razu skierowała się do gabinetu dyrektora, mając nadzieję, że właśnie tam go zastanie. Przywitała się z sekretarką, która chyba już przywykła do jej częstych wizyt po czym weszła do gabinetu jak do siebie. Dyrektora zastała w standardowym stanie picia herbaty podczas porannej kontemplacji nad życiem. Jednak, gdy tylko ją zauważył, odstawił kubek, wskazując krzesło naprzeciw. Już wiedział, że dziewczynę coś trapi i widocznie nie planował szybkiej wymiany zdań.
– Przyszłam tylko oddać raport – poinformowała, kładąc plik kartek na stole. – Na końcu dodałam kilka swoich uwag, w razie gdyby Aizawa znowu postanowił się doczepić do moich metod.
– Walka aż tak cię pokiereszowała? – zapytał, widocznie zauważając opatrunki, które Cecylia nosiła.
– Miałam ciężki weekend – westchnęła niezadowolona. – Walka z ligą złoczyńców jedynie mnie zmęczyła, ale uczepiła się mnie jeszcze jedna organizacja. Dali mi popalić.
– Powinienem się martwić?
– Raczej nie – odparła, wzruszając ramionami, jakby to była drobnostka. – Ale prawda jest taka, że nie wiem, czy nie będę zmuszona do rezygnacji z pracy. Mojemu szefostwu nie podobają się moje metody przy wykonywaniu misji i chyba trochę... Nawaliłam. I w tym tygodniu nie mogę być w pracy – przyznała, opadając na wskazane wcześniej krzesło.
– Rozumiem, ale nie wiesz, czyli jeszcze nie podjęli decyzji. Chyba nie muszę ci mówić, że powinnaś walczyć, póki możesz. – Dyrektor spojrzał na bohaterkę sugestywnie, podsuwając jej w międzyczasie kubek z parującym naparem ziołowym. – Wielokrotnie udowodniłaś mi już, że zatrudnienie cię w żadnym wypadku nie było błędem. Pomijając drobne wyjątki, kadra nauczycielska wyjątkowo cię chwali. Wielu, w tym ja, chciałoby uczestniczyć w twoich lekcjach. Zjednałaś sobie wszystkich uczniów, których prowadzisz. Nie zauważyłem, by był jakiś problem, z którym byś sobie nie poradziła.
– Dyrektorze – przerwała mu. – Rozumiem, że we mnie pan wierzy, jednak problem nie tkwi w tym. Ja po prostu... Przegięłam i muszę ponieść konsekwencje swoich czynów.
– Kiedy?
– W sobotę pewnie mnie już nie będzie w kraju – odpowiedziała.
– Nie będę cię przekonywać, ani naciskać. Jednak wiedz, że ta szkoła, uczniowie, cię potrzebują, a stanowisko zawsze będzie na ciebie czekać. Dlatego jeżeli kiedyś postanowisz wrócić, masz zabezpieczenie. Tak czy siak, nie ukrywam, że wolałbym, gdybyś została.
– Chyba nie ma na to szans. Ale zostawię All Mightowi plan zajęć dla moich klas, który przygotowałam. Chociaż tak mogę wynagrodzić moje... Odejście – stwierdziła.
– Walcz do końca...
– ...Nawet, jeśli od początku stoisz na przegranej pozycji – dokończyła często słyszane słowa.
– Mam nadzieję, że jednak zobaczę cię w przyszłym tygodniu – powiedział na pożegnanie, gdy Cecylia łapała już za klamkę. – Ktoś musi przygotować uczniów do festiwalu sportowego.
Cecylia opuściła dyrektorski gabinet, żegnając się również z sekretarką, po czym skierowała się do gabinetu pielęgniarki Po drodze wstąpiła do pokoju nauczycielskiego i zostawiła na stoliku bohatera numer 1 teczkę z papierami, nad którymi ślęczała kilka poprzednich nocy.
Te niecałe dziesięć minut rozmowy z dyrektorem zasiało w jej mózgu niesamowite wątpliwości. Niby była pewna swojej porażki. Niby nie widziała wyjścia z sytuacji, w której się znajdowała. Niby nie miała już siły na walkę z systemem. Niby nie miała już siły na walkę ze sobą, swoimi słabościami i lękami. A jednak po raz pierwszy od dawna poczuła się potrzebna. Nezu bardzo zgrabnie uświadomił jej, że ona, zwykła dwudziestodwuletnia dziewczyna, której największym życiowym osiągnięciem było napisanie matury, miała za sobą prawie całe U.A., a co za tym idzie, wielu doświadczonych i groźnych bohaterów. Dodatkowo, miała przecież Dabiego oraz, jeśli dobrze by to rozegrała, całą Ligę Złoczyńców. Gdyby chciała, mogłaby podporządkować sobie świat, bo już miała wsparcie w dwóch największych jego organach.
A jednak czuła się żałośnie głupia i słaba. Czuła, jakby była jedynie problem. Jakby wszyscy ci ludzie udawali, że ją lubią i popierają, żeby ją wykorzystać. Nawet Dabi. W końcu, co mogło sprawić, że ktoś taki jak on, zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ona? Dlaczego zawsze się pojawiał, gdy miała doła? Dlaczego opatrywał jej rany, poprawiał humor, gdy widział że jest źle? Przecież to było zupełnie nie w jego stylu. Dabi, którego powinna była znać, powinien być oschły, powściągliwy, sadystyczny i socjopatyczny. Powinien być zły. A zamiast tego widziała jedynie człowieka. Takiego jak ona. Trochę skrzywdzonego, rozsypującego się, który potrzebuje kogoś, kto by go przytrzymał w całości.
Ale to nie mogła być ona. Jej tu nigdy nie powinno być.
Zapukała do drzwi, nad którymi wisiała tabliczka „Pielęgniarka". Była tu pierwszy raz, od kiedy rozpoczęła pracę w tej szkole. Nigdy wcześniej nie potrzebowała pomocy pielęgniarki. Zawsze radziła sobie sama. Ale gdyby miała choć jeden dzień dłużej żyć z ranami, jakie zadał jej Anioł... Już teraz dostawała co najmniej nerwicy przez bandaże i ciągle boląco-swędzące rany. Choć uważała, że jej się to należało, wiedziała, że nie wytrzyma ani chwili dłużej w takim stanie. W końcu musiała jakoś egzystować, a ciągła zależność od Dabiego, na dłuższą metę, wcale jej się nie uśmiechała.
Po usłyszeniu stłumionego „Proszę", nacisnęła klamkę wchodząc do pomieszczenia. Tak jak się spodziewała, zastała tylko pielęgniarkę.
– W czym mogę ci pomóc kochanie? – zapytała, dopiero chwilę później odrywając wzrok od komputera. Po jej twarzy przebiegło zaskoczenie, gdy zobaczyła Cecylię. – Nie spodziewałam się nauczyciela. Czego potrzebujesz?
– Użyjesz na mnie swojego quirku, proszę? Miałam w weekend nieprzyjemne spotkanie ze złoczyńcami i ledwo żyję – wyjaśniła, po czym usiadła na kozetce, którą kobiecina wskazała.
– Możesz mi pokazać twoje rany? Jeśli są zbyt poważne, moja indywidualność może jedynie zaszkodzić.
Cecylia westchnęła niezadowolona, słysząc to. Zupełnie nie widziało jej się ściąganie tych wszystkich opatrunków, tylko po to, żeby udowodnić pielęgniarce swój stan. Dlatego uznała, że trochę ją okłamie.
– Wolałabym nie. To sporo płytkich ran i zadrapań. Nic groźnego. Goi się od dwóch dni i po prostu nie wytrzymam, jeśli dalej będzie tak swędzieć.
– Na pewno? – upewniła się, przyglądając się Cecylii. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kłamstwo nie było jej mocną stroną, przez co wyjątkowo się denerwowała, a co za tym idzie, bawiła się palcami, jak to miała w zwyczaju.
– Naprawdę. To nic groźnego. Tylko irytującego.
– Skoro tak uważasz – odparła pielęgniarka, po czym pocałowała policzek Cecylii.
Przez moment dziewczyna nie czuła żadnej różnicy. Wiedziała jednak, że żeby quirk zadziałał, musiała minąć chwila. I gdy minęła, Cela czuła się jak po kilku nieprzespanych nocach, kilku dniach głodówki i intensywnym treningu na raz. Nie było to jednak nowe uczucie, więc z uśmiechem podziękowała pielęgniarce, nie czując już aż tak bardzo bólu i opuściła jej gabinet.
Kierując się w stronę wyjścia ze szkoły natknęła się na kilku nauczycieli, widocznie idących na swoje lekcje. Tak jak wypadało, z wszystkimi się przywitała, nie zatrzymując ich nawet na chwilę. Kiedy jednak jej drogę zastąpiła Midnight, musiała zrobić coś innego.
– Midnight, mam do ciebie sprawę – oznajmiła, po wymienieniu uprzejmości.
– Tylko szybko. Klasa na mnie czeka – zaznaczyła bohaterka.
– W piątek robię u mnie z przyjaciółką babski wieczór. Wiesz, wino, filmy, pogaduchy. Może też chciałabyś przyjść? – zaproponowała Cela.
– Chętnie. Podeślij mi tylko adres i godzinę. Przyniosę jakieś przekąski.
– Super. To do zobaczenia w piątek.
– Nie będzie cię w pracy? – zdziwiła się kobieta, zatrzymując się w pół kroku.
– Nie. Nezu dał mi tydzień wolnego z uwagi na... Inne zadanie – wyjaśniła. – Dobra, idź na tą lekcję, zanim ci uczniowie uciekną.
Cecylia chwilę jeszcze patrzyła, jak bohaterka odchodzi, po czym powolnym krokiem ruszyła do wyjścia. Jedyne o czym marzyła, to wrócić do łóżka, ale musiała załatwić jeszcze jedną sprawę. Z radością przyjęła fakt, że nikogo więcej po drodze nie spotkała. Wsiadła do samochodu i zamknęła oczy oddychając głęboko.
– Co ci? – zapytał czarnowłosy, widocznie zaskoczony zachowaniem Cecylii.
– Quirk Recovery Girl mnie wykończył – wyjaśniła. – Zaraz mi przejdzie.
– Do domu? – upewnił się, odpalając silnik i wycofując z parkingu.
– Najpierw do kawiarni – zarządziła, a widząc powątpiewający wzrok mężczyzny szybko dodała: – Muszę tylko coś przekazać Shiori. No i mogę kupić nam po kawie – zaproponowała.
– Dobra. Ale resztę dnia spędzasz na kanapie.
– Albo w łóżku z książką. Obiecuję.
– No mam nadzieję - mruknął w odpowiedzi, choć zupełnie w to nie wierzył. To nie było w jej stylu. W końcu sama mówiła, że chce zmienić świat, a tego siedząc w łóżku się nie zrobi.
Byli niedaleko kawiarni, gdy Cecylia nagle zgięła się w pół, robiąc się blada jak ściana.
– Ej, wszystko gra?
– Słabo mi... I niedobrze – przyznała niechętnie, wyciągając z torby, którą miała pod nogami, butelkę z wodą. Wzięła łyka, usiłując się rozluźnić na siedzeniu samochodu.
– Jadłaś coś? – zapytał, na co Cecylia spojrzała na niego zirytowana.
– Razem śniadanie przecież jedliśmy – sapnęła, krzywiąc się. – To pewnie quirk Recovery girl. Jedź prosto do domu, chyba będę rzygać.
– Zostało nam pięć minut drogi, wytrzymasz?
– Raczej tak.
Dabi przyspieszył nieznacznie, chcąc szybciej dotrzeć do domu kobiety. Musiał przyznać, że po raz pierwszy od dawna się zmartwił. Choć prawda była taka, że o Celę martwił się ciągle. I to sprawiało, że chciał z nią spędzać jeszcze więcej czasu.
Po trzech minutach parkował pod jej domem. Zanim zdążył zgasić silnik, dziewczyna wybiegła z samochodu i pomimo zawrotów głowy i nóg jak z waty wpadła do budynku, biegnąc do swojego mieszkania. Było jej tak niedobrze, że jadąc windą zastanawiała się, czy zdąży otworzyć drzwi.
Wpadła do mieszkania jak torpeda, nawet nie zamykając drzwi, poleciała do łazienki i przywitała się z muszlą klozetową oraz po raz drugi ze swoim śniadaniem. Zanim naszła ją druga fala mdłości usłyszała jak drzwi zostają zamknięte i jak jej torba ląduje obok kanapy – mogła to stwierdzić, bo na pamięć znała dźwięk kładzenia jej na podłogę. Chwilę później poczuła jak jej włosy zostają zebrane z pleców i związane na szybko jedną z gumek, które trzymała w koszyczku pod umywalką.
– Dzięki za przyniesienie torby – mruknęła, gdy na chwilę zrobiło jej się lepiej. – Ale nie musisz tu ze mną siedzieć. Poradzę sobie.
– Mhm – usłyszała w odpowiedzi i znowu zwymiotowała. – Zostawię cię dopiero, jak będę miał pewność, że już wszystko dobrze – zapewnił, zakładając jej za ucho uciekające z koczka pasemko włosów.
– To zrób mi herbatę – poprosiła, spłukując toaletę, po czym wstała z podłogi. Nogi dalej miała jak z waty, przez co dla niepoznaki oparła się o umywalkę.
– Nie padniesz mi tu? – zapytał, na co ona odgoniła go machnięciem ręki. Sam fakt, że widział ją w takim stanie był uwłaczający dla jej godności, a ten jeszcze uparcie nie chciał jej zostawić samej. W końcu jednak westchnął, mierząc bladą dziewczynę wzrokiem po czym wyszedł z łazienki, zgodnie z jej prośbą wstawiając wodę na herbatę.
Cela tymczasem zaczęła pozbywać się opatrunków ze swojego ciała z satysfakcją patrząc, że z ran pozostały jedynie strupki jak po zwykłym zadrapaniu. Gdy pozbyła się już wszystkich bandaży i plastrów oraz upewniła się, że nie przywita już ubikacji, umyła zęby i opuściła łazienkę, słaniając się na nogach. Bojąc się, że Dabi pośle ją do łóżka, zajęła strategiczne miejsce na kanapie i przykryła się kocem, który zawsze leżał na oparciu mebla. Nie zdążyła nawet sięgnąć po telefon, a już stał przed nią parujący kubek, a co za tym idzie Dabi z miną niczym zatroskany rodzic.
– Dzięki – mruknęła, czując coś dziwnego z powodu sposobu, w jaki mężczyzna na nią patrzył. Miała wrażenie, jakby pod tym wzrokiem się topiła. – Wiesz, nie musisz tu ze mną siedzieć. Czuję się już lepiej.
– Chcesz się mnie pozbyć? – Dalej świdrował ją swoimi turkusowymi oczami, czego Cela powoli nie mogła tego znieść.
– Jasne, że nie. Po prostu pomyślałam, że pewnie masz coś do zrobienia – odparła speszona, chowając się pod kocem po sam nos. Dabi patrzył na jej zachowanie z każdą chwilą coraz bardziej zaskoczony.
Czy ona się zawstydziła? – przebiegło mu przez myśl.
– Mysza, co ty usiłujesz ukryć? – zapytał prosto z mostu. Jeśli Cecylia Lawir zachowywała się dziwnie, oznaczało to jedno: usiłowała kłamać. A to jej nigdy nie szło. Jednak zamiast odpowiedzieć jedynie odwróciła wzrok, wbijając go w parujący napój. To był jasny znak dla Dabiego, że coś jest na rzeczy. – Ej, co ty, ryczysz? – zdziwił się, widząc jej zaszklone oczy i słone kropelki zbierające się w kącikach.
– Powinieneś iść – powiedziała twardo, nawet na niego nie patrząc. – I nie nazywaj mnie więcej myszą.
– Coś się... – nie mógł dokończyć, bo dziewczyna przerwała mu podniesionym głosem.
– Idź sobie! Proszę...
Dabi nie rozumiejąc zachowania dziewczyny wstał z kanapy i choć miał ogromną ochotę dać jej buziaka w czoło lub ją przytulić, nie zrobił tego. Godząc się z jej prośbą opuścił jej mieszkanie przez balkon, zatrzymując się z niepewnością na schodach pożarowych.
Coś się musiało stać – pomyślał, gdy do jego uszu dotarło wycie dziewczyny. On sam miał ochotę płakać, co było dziwne, ale cóż. Cecylia już dawno obudziła w nim uczuciową stronę, którą miał nadzieję, że dawno temu zadusił. Widocznie nieskutecznie.
🔹🔹🔹🔹🔹
– 2446 słów –
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top