Rozdział 20

Hejka ludziki! Niestety umieram przez migrenę i przeziębienie i sprawdzam rozdział w chwili gdy jest trochę lepiej, dlatego nie jestem wstanie zapewnić, że dokładnie go sprawdzę. Jeśli jakiś błąd czy dziwnie złożone zdanie mi umknął, piszcie w komentarzach. 

– Pomoc –


Cecylia obudziła się, gdy wjeżdżali już w znaną jej ulicę. Nie zdążyła się nawet rozbudzić, a Dabi już parkował pod jej domem. Spojrzała na zegarek, orientując się, że dochodzi piętnasta. To by wyjaśniało ilość ludzi, jaka się tu teraz kręciła. Nim się zorientowała, Dabiego już nie było na siedzeniu obok. Otworzył drzwi pasażera, po czym wręczył jej torbę z jej rzeczami. Cecylia przyjęła ją bez sprzeciwów i już chciała wysiąść z samochodu, ale powstrzymały ją słowa ciemnowłosego.

– Nie ruszaj się. Jesteś ranna – powiedział, czym bardzo ją zaskoczył. W końcu wydawało jej się, że odpowiednio zakryła gorsze rany. No i w dodatku ton, jakim to powiedział, zupełnie nie pasował do bezuczuciowego złoczyńcy, za jakiego wszyscy go mieli.

Jeszcze bardziej zaskoczył ją jego następny czyn. Bowiem bez żadnych uprzedzeń, jedynie z drobnym uśmiechem na ustach, wsunął jedną rękę pod jej kolana a drugą pod plecy i bez większego trudu uniósł ją, zamykając drzwi samochodu nogą. Cela początkowo była tak zszokowana jego poczynaniami, że jedyne, co zrobiła, to przytuliła do siebie torbę.

– Dabi ale... Ja mogę chodzić. Postaw mnie – zażądała.

– Nie – odparł krótko, podchodząc do drzwi. – Możesz się na coś przydać i wpisać kod.

Cecylia zdając sobie sprawę z tego, że i tak nie wygra, nie kłóciła się i wstukała kod do klatki schodowej. Następnie Dabi skierował się do windy, co Cecylia uznała za wyjątkowe poświęcenie, no bo w końcu była godzina szczytu, a on jako złoczyńca, co prawda jeszcze nie poszukiwany, ale jednak złoczyńca, postanowił jechać windą. Wysiedli na ostatnim piętrze, a ona zaczęła szukać klucza w torbie. Gdy go znalazła, nawet bez instrukcji, dalej niesiona, otworzyła drzwi mieszkania, mając nadzieję, że tam Dabi ją postawi. Przeliczyła się, ponieważ kazał jej rzucić torbę na kanapę po czym dalej z nią na rękach skierował się do łazienki.

– Co ty chcesz zrobić? – zmartwiła się, gdy weszli do pomieszczenia.

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko posadził ją na blacie koło umywalki. Bez słowa otworzył również szafkę, która stała obok i wyciągnął z niej koszyk, w którym Cela trzymała bandaże, plastry oraz inne rzeczy, które normalny człowiek trzyma w apteczce pierwszej pomocy. Postawił koszyk obok dziewczyny po czym wziął z półki wyżej mały ręcznik. Zmoczył go wodą z kranu po czym położył na brzegu umywalki, skupiając swoją uwagę na Cecylii. Przeleciał wzrokiem po jej stroju bohaterskim, choć doskonale znał każdy jego szczegół. Wielokrotnie przyglądał się dziewczynie gdy go nosiła więc doskonale wiedział, że żeby pozbyć się z niej sukienki, wcale nie musi bawić się z gorsetem. Wystarczy, że rozepnie zamek, który znajduje się na jej boku i po krzyku. To też uczynił. Już chciał ją ściągnąć z dziewczyny, doskonale wiedząc, że musi jeszcze się posiłować z rajstopami i bluzką, ale jego dłonie zostały zatrzymane.

– Przestań – poprosiła Cecylia, nawet na niego nie patrząc. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że już przepadła. – Sama mogę się opatrzyć. To naprawdę nic wielkiego.

– Skończ kłamać – warknął, czym trochę wystraszył dziewczynę. – Dobrze wiem, jakie oni mają metody i nie wiem, czego ci nagadali, ale chociaż pozwól mi opatrzyć to, co ci zrobili. No chyba, że boisz się, że po tym co usłyszałem od twojego brata...

– Po prostu przestań – powiedziała zawstydzona, skupiając spojrzenie na nim, orientując się przy tym, jak blisko był.

Wcale nie bała się tego, że on mógłby stracić nad sobą panowanie. Doskonale wiedziała, że panowałby nad sytuacją do ostatniej chwili, lub zwyczajnie zostawiłby ją w spokoju, gdyby sprawa wymykała się spod kontroli. Bała się tego, że to ona mogłaby przestać się kontrolować. A w jej chwilowym nastroju mogłoby to oznaczać albo wybuch gniewu albo kilka bardzo pochopnych i problematycznych decyzji.

– Nie boję się ciebie. Znam cię i wiem, że nic mi nie zrobisz – przyznała, zaciskając dłonie w pięści, żeby się ogarnąć.

– Więc o co chodzi? Myślisz, że nigdy nie widziałem cię w bieliźnie? – zapytał, a widząc rumieniec wykwitający na policzkach zielonookiej, upewnił się w tym, że miał rację.

Cecylia biła się z myślami. Chciała mu pozwolić opatrzyć te rany. Przynajmniej nie musiałaby na nie patrzeć. Bała się jednak, że oprócz nowych ran, zobaczy też stare blizny, a to była ostatnia rzecz, jaką powinien widzieć. Chociaż z drugiej strony... I tak niedługo zniknie przyznając się Albertowi i Władcy do porażki, którą już poniosła. Nie była wstanie ukończyć zadania, a narobiła tu już tyle problemów, że pewnie nie pozwolą jej tu wrócić. Więc nawet gdyby teraz zniosła jego wzrok na swoim ciele... Potem mogłaby o tym zapomnieć i nigdy do tego nie wracać. Dlatego się poddała. Puściła jego rękę, spuszczając wzrok na umywalkę. Jedyne, co ją pocieszyło tuż przed pozbyciem się sukienki, był całus w czoło, który otrzymała. Potem tylko mogła pomagać Dabiemu w ściąganiu z niej bluzki i rajstop, aż w końcu została tylko w czarnej, prostej bieliźnie.

Wbrew jej oczekiwaniom, mężczyzna wcale nie zareagował na widok zabandażowanych ramion, przesiąkniętego krwią materiału na nodze, czy cięcia pod obojczykiem. Nie odezwał się też w kwestii jej chudego ciała, które choć ostatnio nabrało trochę masy dzięki pracy, dalej nie miało odpowiednio dużo kilogramów. Po prostu wziął szmatkę i zaczął delikatnie obmywać dekolt dziewczyny z krwi, następnie obmywając ranę pod obojczykiem, smarując ją dokładnie tą samą maścią, której ona zastosowała, gdy przyszedł do niej ranny i nalepiając na nią plasterek, gdyż tu więcej nie było potrzebne. 

Następnie zajął się jej nogą. Z delikatnością, jakiej Cecylia by się po nim nie spodziewała, odsłonił naruszoną przez ruchy podczas walki ranę. Ją również oczyścił po czym założył odpowiedni plaster ściągający, mający posłużyć zamiast szwów. Gdy to zabandażował, odnalazł zakończenie jednego z bandaży na rękach i równie delikatnie się go pozbył.

– Dalej utrzymujesz, że nic ci nie jest? – sarknął, nawet nie próbując obmywać jej rąk z krwi. Od razu zmoczył wacik w wodzie  i zaczął w taki sposób oczyszczać rany. Nie mogło również zabraknąć maści.

– Bywało gorzej – przyznała, na co mężczyzna prychnął. – Wyliżę się w kilka dni. Wystarczy, że pójdę do Recovery Girl.

– Nie wiem czy jesteś silna, czy po prostu żałosna – stwierdził, zawiązując na jej ramieniu nowy bandaż i zajmując się drugą ręką. Zaczynając od dłoni.

– Raczej to drugie – westchnęła, marząc o tym, by już skończył. – Dużo ci tego zostało?

– Jeszcze chwila – odpowiedział, biorąc kolejny bandaż do ręki. – Jak cię to tak wkurza, możesz pomyśleć na co masz ochotę.

Na ciebie – przeszło jej przez myśl, ale natychmiast odgoniła tę myśl.

– Nie jestem głodna.

– Pizza, rozumiem. Coś jeszcze ci się marzy? – zapytał, zmuszając ją do podniesienia głowy, by mógł opatrzyć jej twarz. Gdy i to skończył, zbliżył się do niej i pocałował plasterek, który nakleił na jej policzek. – Koniec. Możesz iść się ubrać, skoro tak się wstydzisz.

– Nie wstydzę się – oburzyła się, prostując się. Widziała, jak po jego twarzy przebiega łobuzerski uśmiech, na którego widok już wiedziała, że będzie żałować swoich słów. Nim zdążyła się zorientować, Dabi znalazł się tak blisko niej, że mogła poczuć jego oddech na ustach. Po jej skórze przebiegł dreszcz, gdy jego ciepła ręką dotknęła jej talii i zjechała nisko na biodro, zahaczając o jej bieliznę. Nie mogła nic poradzić, że na jej policzkach znowu pojawiły się rumieńce.

– Nie wstydzisz się? Więc skąd ten rumieniec? – zaśmiał się, co było dla Celi iskrą zapalną. Zupełnie nad tym nie myśląc, pocałowała go. Szybko jednak zreflektowała się nad swoim czynem, gdy poczuła, jak palce mężczyzny zaciskają się na niej biodrze. Odsunęła się od Dabiego na tyle na ile mogła, unikając patrzenia na niego. Czuła się jak idiotka, choć przecież to był tylko impuls. Zwykły, niewinny, nic nie znaczący całus.

– Zawsze uciekasz – prychnął. – To nie przystoi bohaterce – dodał, po czym przyciągnął ją do siebie, znów zmniejszając dystans między nimi do minimum i pocałował ją. Był pewien tego co robił, nie spieszył się. Nie chciał tylko dać jej przyjemności, chciał jej tym przekazać jakieś emocje. I Cecylia to czuła, ale nie mogła wymyślić nic więcej niż to, że Dabi ją pocałował. Była tym tak skołowana i przejęta, że jedyne co potrafiła teraz zrobić to nie protestować i dać się prowadzić. Już nawet nie chodziło tu o nadążenie, bo o tym nie było nawet mowy. Motyle w brzuchu, mrowienie w każdym milimetrze jej ciała i tornado w głowie zupełnie nie pozwalały jej funkcjonować. A gdy Dabi się od niej odsunął i to wszystko choć trochę się zmniejszyło, dalej jedyne co miała w głowie to ekscytacja.

Ze stanu otępienia wyrwał ją dopiero jego śmiech. Zamrugała kilka razy starając się opanować buzujące w niej emocje, co chyba po raz pierwszy nie było takie łatwe.

– Co cię tak bawi? – fuknęła, marząc o ucieczce. Chciała się zamknąć w pokoju i skakać tak długo aż nie wykorzysta całej energii, którą dała jej ta chwila zbliżenia. – Usłyszę odpowiedź? – dodała zniecierpliwiona, ale jedyne co uzyskała, to przytulenie. Dabi przytulił ją, kładąc głowę na jej ramieniu.

– Przepraszam, że cię w to wszystko wciągnąłem – powiedział w końcu. Cecylia nie mogła inaczej zareagować niż również go objąć, wplatając palce w jego włosy.

– Sama się w to władowałam – odpowiedziała smutno. – Strasznie ostatnio zmiękłeś – stwierdziła, usiłując zmienić temat.

– Uważaj sobie, bohaterko – prychnął, odsuwając się od niej. – Idę zamówić tę pizzę. Idź się ubrać, bo masz tak zimne dłonie, że zamarzam od twojego dotyku.

– Tylko pomóż mi stąd zejść – poprosiła zrezygnowana. Pewnie faktycznie miałą zimne dłonie, choć nie czuła tego teraz. Było jej wręcz gorąco. 

Zgodnie z jej prośbą mężczyzna pomógł Celi stanąć na ziemi po czym zaczął zbierać zużyte waciki i bandaże, które wyrzucił. Ręcznik oraz strój bohaterski dziewczyny wrzucił do brudniaka, a koszyk z pozostałymi opatrunkami odłożył na miejsce.

Cela tymczasem opuściła łazienkę, zgarnęła z kanapy swoją torbę i skierowała się do sypialni. Torbę odłożyła na krzesło, po czym odsunęła drzwi szafy wyjmując z niej za dużą na nią szarą bluzę, którą kupiła sobie kiedyś z myślą, że będzie się w niej topić w złe dni. Teraz jednak nie miała zamiaru wylewać w nią smutków. Po prostu nie potrzebowała ubrania, w którym mogła się schować. Do tego również szare dresy i skarpetki. Odziana w taki komplet wyciągnęła z torby telefon oraz dokumenty, które Nezu kazał jej uzupełnić jako sprawozdanie z ataku na USJ i skierowała się z tym do salonu, gdzie usiadła w kącie kanapy i zaczęła przeglądać dokumenty, usiłując zaznajomić się z ich treścią.

Nie minęła chwila, a papiery zostały dosłownie wyrwane z jej rąk. Na ich miejscu pojawił się kubek z parującym napojem, który Cela rozpoznała jako zieloną herbatę. Natychmiast odstawiła kubek na stolik i wyciągnęła rękę w stronę Dabiego, w celu odzyskania dokumentów. Mężczyzna nie przejął się tym zbytnio i rozłożył się z nimi na pozostałym kawałku kanapy, lustrując wzrokiem tekst znajdujący się na nich.

– Dabi, oddaj mi to – zażądała.

– Nie – odpowiedział, po czym wstał i skierował się z papierami do jej sypialni.

– Ja to muszę uzupełnić jak najszybciej! – krzyknęła, wiedząc, że nie powinna za dużo chodzić z taką raną na nodze.

– Najpierw masz wyzdrowieć.

– I ja mam uwierzyć, że ciebie tak nagle obchodzi mój stan zdrowia?

– Chyba niedokładnie mnie słuchałaś na naszej wycieczce – odparł z uśmiechem i ponownie spoczął na kanapie, biorąc do ręki pilota od telewizora. – Co dziś oglądamy?

– Za to jak mnie dzisiaj wkurzasz, włączaj „Bajecznie bogaci Azjaci" – zarządziła. 

– Wkurzam? – zdziwił się, spoglądając na jej twarz ukrytą pod włosami i kapturem. – I co, może powinienem cię tam tak zostawić? Pozwolić im cię zabić, albo żeby cięli cię tak długo, aż się wykrwawisz? Tego chciałaś? A może sam miałem cię zabić?

– Nie... – westchnęła, orientując się, że w jej oczach zebrały się łzy. Nie pozwoliła im ujrzeć świata. – Uratowałeś mnie. Przepraszam. Włącz co chcesz.

Dabi westchnął słysząc taką odpowiedź po czym wyszukał wspomniany przez dziewczynę film. Puścił go i przyciągnął Cecylię do siebie, przytulając ją.

– Moja mała, uległa mysza – mruknął zdejmując jej włosy z twarzy, żeby miała jak widzieć świat. – Mówiłem ci przecież, że to nie twoja wina.

– Aż do teraz wydawało mi się, że cię znam. Że wszystko o tobie wiem i, że nie ma sytuacji, w której możesz mnie zaskoczyć – przyznała. – A w ciągu ostatnich godzin zaskoczyłeś mnie tyle razy, że nawet nie zliczę.

– Myślę, że jest wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz.

– I to niby ja nie słuchałam? – prychnęła. – Wiesz, Anioł pytał mnie o wiele dziwnych rzeczy i oczekiwał prawdy. Jak uznał, że kłamałam, robił mi to wszystko... Pytał mnie też o twoje imię. To prawdziwe. Powiedziałam, że go nie znam.

– A znasz? – zdziwił się. W końcu nikt nie znał jego imienia. Wszyscy myśleli, że osoba, którą był w przeszłości nie żyje.

– Kto wie... – odpowiedziała. – Ej, tak zupełnie z innej bańki. Zawieziesz mnie jutro do U.A.? 

– Co ty chcesz robić w sobotę w szkole? – zapytał, patrząc na szatynkę jak na idiotkę.

– Jutro jest sobota? – Słowa Dabiego były dla Celi tak zaskakujące, że sięgnęła po telefon leżący na stole i spojrzała na datę. – Faktycznie... Musiałam stracić poczucie czasu przez to wszystko – przyznała. – To zawieziesz mnie w poniedziałek?

– Jeśli do tego czasu nic mnie nie zabije, oczywiście.

Cecylia miała wrażenie, jakby mężczyzna chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk rozdzwaniającego się domofonu. Dlatego wstał z kanapy i zupełnie tak, jakby był u siebie, wpuścił dostawcę, podając numer piętra.

– Nie zadomowiłeś się tu zbytnio? – rzuciła sarkastycznie, biorąc łyka herbaty. Skrzywiła się, czując, że ciepło zupełnie z niej uleciało.

– Nie wygląda na to, jakby ci to przeszkadzało – odbił, na co Cecylia uśmiechnęła się. Natychmiast schowała uśmiech w kubku, udając przy tym, że bierze łyk napoju. Nie chciała aż tak bardzo pokazywać mężczyźnie, co o nim myśli. Nie teraz. Nie w momencie, jak niedługo przyjdzie im się pożegnać.

***

Reszta wieczoru minęła im wyjątkowo przyjemnie. Zamówienie pizzy okazało się strzałem w dziesiątkę. Cecylia żałowała jedynie, że Dabi nie pozwala jej się napić niczego procentowego, choć sam opróżniał już drugą butelkę piwa. Jednak jego jedyny argument wyjątkowo ją przekonywał: „Przy twoich ranach, alkohol rozrzedzający krew może jedynie zaszkodzić."

Dokończyli oglądanie filmu, który zaproponowała Cecylia, choć dziewczynie w wielu momentach ciężko było powstrzymać łzy, co nie umknęło uwadze czarnowłosego. W sumie nigdy nie widział, żeby kobieta płakała na, powiedzmy sobie szczerze, romansie. Choć ona uparcie twierdziła, że był to dramat.

Kiedy zegar wybił dwudziestą trzecią, oboje zgodnie uznali, że po tak długim dniu, należy iść spać. Dlatego oboje, ku zdziwieniu Cecylii, bo nie sądziła, że Dabi przyniósł sobie coś na przebranie, ubrali na siebie wygodne do spania ciuchy. Następnie Cecylia skierowała się do swojego łóżka. Mężczyzna szedł tuż za nią, mając zamiar jedynie dopilnować, by nic sobie po drodze dodatkowo nie zrobiła i wylądowała w łóżku, a nie przy biurku w papierach, do czego jego zdaniem była zdolna. Jednak gdy zielonooka ułożyła się wygodnie w łóżku, przykryła pierzyną po sam nos, spojrzała na niego i tym razem to on był zaskoczony, ponieważ poklepała wolną połowę łóżka, wyraźnie dając znać, żeby spał z nią. 

– Naprawdę, mogę spać na kanapie. I tak nad ranem będę musiał iść załatwić kilka rzeczy – bronił się, czując, że to właśnie powinien robić.

Prawda jednak była taka, że ostatkiem sił powstrzymywał się od położenia się obok dziewczyny i wzięcia jej w objęcia, żeby mieć pewność, że nigdzie nie zniknie. Miał wrażenie, że to stawało się jego obsesją. Najgorszym koszmarem. Każdego dnia coraz bardziej czuł, że gdyby jej nie było obok, mógłby równie dobrze aktywować quirk i zginąć od niego.

– Proszę – spojrzała na niego robiąc słodkie oczy, którym nie było szans się oprzeć.

– Tylko nie marudź potem, że się nie wyspałaś – ostrzegł, po czym położył się na wolnej połowie łóżka, patrząc na nią wyniośle. Czemu tak przez nią zmiękł? – I oddaj trochę pierzyny – zażądał, co dziewczyna wykonała. Trochę zaczynało mu się podobać, że robiła wszystko, co jej mówił. Zgadzała się na wszystko, niezależnie od tego, co mówił. Zupełnie nie rozumiał jej uległości, ale w jakiś sposób go intrygowała. W końcu jakim cudem bohaterka z zamiarem zmiany świata jest tak uległa?

– Dobranoc Dabi – ziewnęła zamykając oczy i przytulając poduszkę typu jaś do piersi. Zawsze tak robiła, zupełnie tak, jakby był to jakiś pluszak. I wtedy pomyślał, że jakby miał okazję na zrobienie jej prezentu, byłby to właśnie pluszak. Potem zasnął, myśląc, że dziewczyna też już odpłynęła.

Prawda była jednak zgoła inna. Cecylia od początku wiedziała, że mężczyzna będzie chciał jej pilnować całą noc, żeby się nie ruszyła z łóżka ani na centymetr. Wiedziała również, że jak tylko zobaczy, że zasnęła twardym snem, sam zaśnie. Zawsze tak było, gdy pozwalała mu spać ze sobą, a nie na kanapie. Dlatego teraz odczekała pół godziny, aż będzie miała pewność, że może się ruszyć bez obawy obudzenia go, po czym najdelikatniej jak umiała wygramoliła się z łóżka, zgarnęła z biurka papiery, telefon oraz komunikator i poszła z tym zestawem do salonu. Ciepła piżama, oraz coraz wyższa temperatura na dworze pozwalały jej na zignorowanie takich fragmentów garderoby jak bluza czy kapcie. Odłożyła rzeczy na stół po czym dokładnie zamknęła drzwi do swojej sypialni, by nie obudzić Dabiego zapalonym światłem. Włączyła lampę nad stołem, usiadła na jednym z krzeseł i zaczęła uzupełniać raport. A przynajmniej taki miała plan, ponieważ zupełnie nie wiedziała co powinna tam napisać. Dlatego przemknęła do sypialni, zgarnęła stamtąd laptopa i zaczęła przeszukiwać internet w poszukiwaniu pomocy. Gdy w końcu znalazła coś co mniej więcej wyjaśniło jej co powinna zrobić, wzięła długopis, na który swego czasu rzuciła zaklęcie pozwalające jej pisać po japońsku i zaczęła uzupełniać dokument. 

Zapisała ostatnią linijkę tekstu, po czym z westchnieniem odłożyła długopis na stół. Rzuciła jeszcze okiem na zegar i dostrzegając na nim w pół do czwartej, wzięła komunikator i wyszła na balkon, jej zdaniem znacznie za duży, by nazywać go balkonem. Równie dobrze mógł robić za taras, a to tylko dlatego, że jej mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze a jej balkon łączył się z dachem poprzedniej kondygnacji.

Oparła się o balustradę, patrząc na jeszcze uśpione miasto. Kilka miesięcy temu patrząc na panoramę, którą miała przed sobą, nie mogła wytrzymać z zachwytu. Teraz jednak łza kręciła jej się w oku, gdy myślała, że musi opuścić ten świat. Ale podjęła decyzję. Anioł bardzo dobrze przedstawił jej sytuację. Niezależnie od tego jak bardzo będzie się starać, nie podoła zadaniu. Więc najprościej od razu się poddać. Wystarczy zawiadomić o tym Alberta. Dlatego wcisnęła odpowiedni guzik na trzymanym urządzeniu i przyłożyła je do ucha, niedługo później słysząc głos znajomego.

– Nie dam rady – powiedziała, zanim chłopak się odezwał.

🔹🔹🔹🔹🔹

– 3135 słów –

Ale ja was rozpieszczam... 

Rozdział powyżej 3000 słów i do tego rozwinięcie wątku romantycznego... 

Ach, normalnie wam zazdroszczę.

Miłego dzionka/wieczoru/nocy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top