#12 GrA o ŻYCiE

Zobaczyłam... Mała trumnę. Tak, trumnę! To zabolało bardziej, niż cokolwiek wcześniej. Wywlukł stare rany.
Trumna była na tyle lekka, że dałam radę ją wyciągnąć.
-Victoria, czy to jest trumna?- spytała Oliwia, która chyba podejrzewała, czemu ona jest taka mała. Ona wiedziała o tym incydencie.
-Tak. Sukinsyn przesadził. Wciąga w to stare rany. Jebany skurwiel.
-O co chodzi?- spytał V.
-Bo... Ja... Miałam siostrę. Bliźniaczkę.
Ale... Ona... Ona...- nie miałam już na to siły, ale zapłakana mówiłam dalej- ona zginęła w wielku 4 lat.
-Jeśli nie chcesz nie mów dalej- mówił RM.
-Jak zaczęłam, to skończę. Ona... Została zabita. Zastrzelona. Na moich oczach. To miałam być ja. Nie powiedziałam wam wszystkiego o tym skurwielu. Jego rodzice i moi bardzo dobrze się znali. Jednak ja dowiedziałam się, że jego ojciec to gangster. Widziałam po prostu za dużo. Narkotyki, przemytnicy, itd. Pewnego dnia byłyśmy same w domu. Mama była u sąsiadki z naprzeciwka, a tata w pracy. Grałyśmy w chowanego i byłam w szafie. Wtedy przyszedł ten bandzior i strzelił do Anni, myśląc, że to ja. Nic wtedy nie zrobiłam. Nie ruszyłam się z szafy. Byłam dzieckiem. Kiedy poszli zadzwoniłam po mamę, ale było za późno- w końcu wyrzuciłam to z siebie. Kiedyś opowiadałam o tym Oliwii i Natalce. Ale kiedy usłyszała o tym reszta czułam jakąś ulgę.
-Już kochanie, cichutko. Uspokój się- mówił V spokojnym głosem. Czułam, że on przeżywa to razem ze mną.
Płakałam może z 10 minut. W między czasie reszta otworzyła trumnę. Zobaczyłam wtedy lalkę Ani i kartę: Idź tam gdzie zaczął się twój koszmar.
Nie wiedziałam, czy chodziło o dom, czy namiot. W końcu uznałam, że namiot. Szliśmy szybkim krokiem. Gdy doszliśmy zauważyłam znana mi sylwetkę.
Chłopak zaczął klaskać.
-Victoria, Victoria, Victoria. A ty zawsze, jak detektyw- zaśmiał się psychodelicznie.
-Jim. Widzę, że cię wypuścili. Paychiatryk nie nadążał?- odpowiedziałam.
-Uciekłem. A teraz ty będziesz cierpieć tak, jak ja.
-A co ja ci zrobiłam?
-Przez ciebie trafiłem do psychiatryka. Cała rodzina się ode mnie odwróciła. Wtedy kiedy potrzebowałem ich najbardziej.
-Trzeba było nie zabijać tej dziewczyny!- ciągnęłam, jednak on chyba tego nie usłyszałam.
-Bedziesz cierpieć. Przez to gdzie wylądowałem moja siostra popełniła samobójstwo, rodzice się rozwiedli przez co mama miała depresję. Ona też popełniła samobójstwo- mówił. Kto by pomyślał, że to gdzie on trafi pociągnie za sobą takie konsekwencje.
-Ja... Ja... Nie wiedziałam. Ale przecież ja wcześniej też cierpiałam i ty dobrze o tym wiedziałeś. Moja siostra zginęła z rękę twojego ojca!
-Ale nadal nie jesteśmy kwita. Patrz na to co będzie się teraz działo- wskazał na krzesła, na których siedzieli Natalia, J-HOPE, JIN, JIMIN i... Już także V.
-Nie rób im nic! To moja wina! Nie mieszaj ich w to!
-To może zagramy w grę? Jeśli wygram będziesz patrzeć na powolną śmierć swoich przyjaciół.
-A jeżeli ja wygram wypuścisz ich, mnie zostawisz i oddasz się w ręce policji.
-Stoi, ale gramy na moich zasadach.
-Jak je teraz wyjaśnisz to stoi- powiedziałam. Byłam zaskoczona swoją odwagą, albo głupotą.
-Dobra. Zaczynając gramy tylko we dwójkę. Każde z nas na zmianę będzie zadawać zagadkę. Jeśli ktoś nie będzie wiedział lub odpowie źle ta osoba zadaje zagadkę. Jeżeli przeciwnik odpowie dobrze WYGRYWA. To chyba tyle.
-Nie ma żadnych haczyków?
-Nie.
-Dasz mi chwilę na przemyślenie tego?- spytałam.
-Masz 5 minut.
Odwróciłam się do Oliwi, JUNGKOOKA, RM i SUGI. Tylko oni zostali nie związani.
-Co mam zrobić?- spytałam.
-Zgodź się! Jesteś niesamowicie inteligentna. Dasz radę!- powiedział RM.
-Zgadzam się nikomu nie pójdzie lepiej niż tobie!- krzyknął SUGA.
-Czas mija. Masz 1,5 minuty- ponaglał Jim.
-Dasz radę!- dodawała mi otuchy Oliwia.
-Dobra, spróbuję- powiedziałam zdeterminowana.- ZGADZAM SIĘ!
-A więc gra finałowa zaczyna się teraz! Panie przodem, więc możesz zacząć.
-Daj mi pomyśleć! Może... Co to jest "Kędy nić Aradny się wije i dzieło Dedala zielenią się maluje"?
-Czekaj... Proste! Labirynt z liści bukszpanu!
-Niestety dobrze- powiedziałam sfrustrowana.
-Teraz ja: "Ma jedno oko, lecz go nie używa. Pokazuje ono, kto po drugiej stronie się ukrywa. Gdy go znasz niknę i się pojawiam, gdy nie mur między wami stawiam"
-Hmm... Drzwi! Banalne! Dobra to teraz ja: "Rano cię obudzić mogę, chodź głosu nie posiadam. W nocy zaś niknę by pojawić się znów z rana". O czym mowa?
-Musisz się bardziej postarać. Chodzi o Słońce! To moja kolej...
-Kurwa, jest za dobry- przeklnełam pod nosem.
-"Choć znasz moje imię, gdzie jestem, nigdy nie wiesz. Widzisz moje dzieła i gdy jesteś odważna że mną się zmierz".
-Wiatr- powiedziałam uradowana.
-Brawo Vicy, jesteś wspaniała!- krzyknęła Oliwia. Spojrzałam na nią i się uśmiechnęłam. Nawet w tej sytuacji potrafię się uśmiechnąć. Uśmiech to najlepsza maska na emocje.
-Ja czekam- pospieszał mnie Jim.
-Myślę- burknęłam.
-Ja mam czas, ale nie wiem jak twoi przyjaciele.
-Myśl, Victoria. Myśl! Mam! "Znamy to choć dotknąć nie możemy. Kazdy jej doświadczy i wszystko zmienić dzięki niej możemy. Mury potrafi zwalić i uśmiech wywołać też. Jeśli cię dopadnie ciężki los twój, wiesz?"
-Zaraz, daj mi chwilę... Może... Nie... To... Nienawiść?- odpowiedział.
-Źle, chodzi o MIŁOŚĆ, bo ona przezwycięży wszytsko- popatrzyłam na Tae.
-Głupota. Daj mi inną!
-Nie! Zasady jasno mówią. Jeśli ktoś nie będzie znak odpowiedzi lub odpowie źle to osoba zadaje zagadkę. Jeśli przeciwnik odpowie dobrze WYGRYWA.
-Kurwa. Zdzira z ciebie. Dobra jak tak chcesz grać to proszę: "Wszytsko pustoszy i nic nie ominie. Za niedługo tu będzie dziki twojej winie"!
-Czekaj... Daj mi chwilę...- odwróciłam się do Oliwii. To był dobry pomysł, nic mi nie powiedziała, ale od czego jest język migowy! Podała mi odpowiedź.
-Czy chodzi o śmierć?- spytałam.
-Jak ty?! Jak... Ty to zrobiłaś?- był wściekły. Jednak jego słudzy byli honorowi. Jeżeli można tak nazwać porywaczy. Wypuścili swoich zakładników. Podbiegłam do nich i po prostu przytuliłam. Byłam szczęśliwa, że mi się udało. Chociaż szczęśliwa to mało powiedziane. Tego nie da się opisać słowami. To uczucie bylozbyt piękne! Gdy w końcu oderwaliśmy się od nich spojrzałam na Tae i przytulam go jeszcze raz. Nagle zza jego pleców zobaczyłam swój koszmar. Jim celował w V pistoletem.
-Myślałaś, że tak łatwo Ci pójdzie? O nie! Nie tym razem. Będziesz cierpieć! CIERPIEĆ!- pociągnął za spust. Udchyliałam V i przyjęłam na siebie strzał. Ostatnie co widziałam to V nade mną.
I nasza cicha rozmowa...

................................................................
Trochę się rozpisałam. Ponad 1000 słów! Ale miałam wenę, więc czemu by jej nie wykorzytać?
*rozdział jak zawsze niesprawdzony*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top