pocałunek pod jemiołą
Z dedykacją dla xxJustMeBitchxx. Wiem, że uwielbiasz to połączenie :P jednakże przepraszam za treść ... nie wiem, czy to jest dobre :)
Wskrzesiła ich miłość, serce każdego z nich miało w sobie niewyczerpalne źródło życia dla serca drugiego.
"Zbrodnia i kara" - Fiodor Dostojewski
Poprawiłem włosy opadające mi na czoło. Nie cierpiałem tego, jak są długie. Musiałbym iść wreszcie do fryzjera, ale to się wiązało z wyjście z domu. To odpadało. Nie miałem zamiaru wytykać nos poza drzwi, nawet jeśli mieliby mi za to zapłacić. Śnieg to nie moja ulubiona sprawa. Ta biała mocząca wszystko papka. Mogłoby już przestać padać, a nie dalej nawalać tym czymś.
Matko jak ja bardzo lubiłem ciepło!
Podciągnąłem kołdrę wyżej, pozostawiając tylko czubek głowy na wierzchu. Chciałem usnąć i obudzić się wiosną. Dlaczego takie zmarzluchy jak ja nie zapadają w sen zimowy. Hibernacja mogłaby być wybawieniem dla takich ludzi jak ja, ale nie można mieć wszystkiego! Dlatego też pozostaje mi milion koców.
-Dylan, może byś otworzył okno. Gorzej tu niż w melinie! -ostry ton taty każe mi wyłonić twarz spod nakrycia. Czy on sobie jaja robił?! Otworzyć okno, w środku takiego mrozu?!
O mało nie dostałem zawału, gdy tata ruszył w stronę przeciwnej ściany z zamiarem zamienienia mojego pokoju w lodówkę. Wyskoczyłem z łóżka potykając się o stertę ubrań leżących na środku, ale na moje szczęście dotarłem do okna jako pierwszy. Zaśliniłem je swoim ciałem. Wcześniej dam się pokroić, niż pozwolę zamienić swoją sypialnię w kostnicę. Po moim trupie!
-Stiles, nie wygłupiaj się -widzę, że ojciec jest zły, ale nie mam zamiaru ustępować. Mój pokój, moje zasady!
-nie!
-ubierz się -mówi zrezygnowany -jedziemy na obiad.
Spoglądam na krajobraz za swoimi plecami. Cały trawnik pokryty śniegiem. Przełykam ślinę i zaczynam marzyć o tym, aby tata stwierdził, że lepiej jakbym umarł z głodu. Nie chciałem wychodzić!
Chcieć, a móc. Dwie różne historie. Szeryf Stilinski nigdy nie odpuści, nawet jeśli miałby wciągnąć mnie siłą z pokoju i to w samej piżamie. Walka z nim to tak jakby porwać się z motyką na słońce.
Poprawiłem szalik pod szyją i naciągnąłem mocniej czapkę na głowę. To nic, że siedzieliśmy w aucie, a ogrzewanie było podkręcone na maksimum. Mnie dalej było zimno.
-Dylan, przerażasz mnie -moje brwi unoszą się ku górze. Przerażam go? To nie ja w ciągu trzech dni znalazłem trzy martwe ciała, w tym jedno na wpół pożarte. Postanowiłem jednak odpuścić. Niech mówi co chce -dobra jesteśmy.
Trochę się zdziwiłem, że nie zatrzymaliśmy się w barze, w którym zazwyczaj jemy. Teraz staliśmy przed jakimś budynkiem, a nad szarymi drzwiami wisiał baner z napisem Hale. Czyżby w naszym miasteczku otworzyli nową restauracje, a ja nic o tym nie wiem?! Dobra, ok. Od tygodnia nie wychylałem się za mój pokój.
-gdzie jesteśmy?
-zobaczysz... -przewróciłem oczami. Odpiąłem pas i z wielką niechęcią wysiałem z auta. Przeraźliwe zimno otuliło moje ciało. Miałem ochotę krzyczeć jak dziewczynka, lub wiać tam gdzie pieprz rośnie.
Czułem, że moje kości zrosły się nie pozwalając mi na normalne poruszanie się. Szedłem jak jakiś robot. Tata tylko kręcił głową i puścił mnie przodem w wejściu do restauracji.
Przyjemne ciepło uderzyło w moją twarz. Od samego wejścia miałem ochotę zrzucić z siebie wszystko. Nawet w domu nie miałem tak ciepło. A może po prostu miałem gorączkę? Po ubiorze tych wszystkich ludzi, którzy tu siedzieli można było stwierdzić, że nie jest tu tak ciepło jak mi się wydawało.
Zasiedliśmy przy stoliku i zacząłem ściągać z siebie tą tonę ubrań, która miałem na sobie. Czapka, szalik, rękawiczki, kurtka, bluza, sweter i pozostałem tylko w samej koszulce. Układając to wszystko tuż obok na fotelu, pochwyciłem zdziwiony wzrok taty. Dobra wiem, przed chwilą o mało nie zamarzałem, a tu proszę.
Podskakuje, gdy nagle znikąd pojawia się tuż przy naszym stoliku brązowowłosa szczupła dziewczyna. Szeroki uśmiech zdobi jej twarz i muszę przyznać, że jakby nie to, że byłem gejem...
-dzień dobry. Mam na imię Cora. W czym mogę wam służyć?
Mój ojciec od razu zaczął dyskutować z dziewczyną. Ja się nie włączałem w rozmowę, bo po co? I tak pewnie zjem jakiegoś burgera, albo frytki, ostatecznie jakąś pizze.
Z nudów zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Panowała tu taka bardziej rodzinna atmosfera. Nikt tu nie stawiał na zimny wystrój. To mi się podobało. Może dlatego tak ciepło zrobiło mi się od samego wejścia.
Przeszedł mnie dziwny dreszcz, gdy nagle zdałem sobie sprawę z tego, że ktoś mi się przygląda. Wysoki mężczyzna stał w rogu sali i perfidnie patrzał się na mnie z podejrzanym uśmiechem. Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się dotknął kilka razy ust. Nie wiedziałem o co mu może chodzić. Jednak chwilę później zdałem sobie sprawę z tego, że patrzę na niego z szeroko otwartą twarzą. Spoko. Jeszcze się zacznij ślinić, Stiles. To na pewno pomoże.
Poirytowany swoją głupotą pokręciłem głową. Chyba już bardziej zbłaźnić się nie mogę.
A jednak.
Sięgnąłem po szklankę z woda, która przed chwilą postawiła na stoliku kelnerka.
Zamoczyłem w niej usta i wtedy usłyszałem dość niepokojący głos.
-szeryfie Stilinski, miło pana widzieć -uniosłem wzrok i napotkałem zieleń zmieszaną z błękitem. Czy to było realne? Czy ktoś mógł mieć takie oczy?!
Muszę mocno zacisnąć wargi, aby nabrana woda nie wypłynęła z nich. Zapewne nie wyglądam w tej chwili zachęcająco.
-musiałem kiedyś skorzystać z zaproszenia -mój ojciec szeroko uśmiecha się do mężczyzny. Jestem w lekkim szoku. Tata niego nie był taki miły dla obcych. -to mój syn Dylan
Chcę coś powiedzieć, ale wraz z otworzeniem przeze mnie ust, cała woda wypływa z nich jak z fontanny, mocząc przy tym moje spodnie. Ciemna plama rozprzestrzenia się na moim kroczu. Wyglądam jakbym popuścił. Chyba jednak mogłem jeszcze bardziej się wygłupić. Wolałbym teraz zapaść się pod ziemię.
-Stiles -głos ojca brzmi jak rozbawiony. Patrzę na niego z pod przymrożonych powiek. Mam ochotę mu podziękować, że wyciągnął mnie z domu w taką bardzo odpychającą pogodę i zabrał mnie do miejsca, gdzie czułem się niezbyt komfortowo. A do tego, zmoczyłem spodnie! Dziękuję tatusiu!
Nie powiedziałem jednak nic. Zakryłem plamę szalikiem i odwróciłem twarz w stronę okna. Chyba oglądanie tego czegoś było przyjemniejsze niż patrzenie w tą rozbawioną twarz mężczyzny.
Byłem zażenowany i chciałem umrzeć.
Obiad upłynął w miarę możliwości w zjadliwej atmosferze. Ojciec nie komentował mojego zachowania, a mężczyzna od cudownych oczu już się nie pojawił.
Cholera, ten koleś naprawdę wyglądał jak Bóg. Na samą myśl o nim robiło mi się ciepło. Jego tyłek był odpowiednich kształtów i nie moja wina, że wodziłem za nim wzrokiem kiedy odchodził od naszego stolika.
Mogłem się założyć, że pod tą koszulką, którą miał na sobie mieścili się wrzeźbiony sześciopak. Nawet nie chciałem myśleć co znajduje się niżej.
Temperatura mojego ciała podskoczyła i mógłbym w tej chwili roztopić ten pieprzony puch.
*
Mroźny podmuch wiatru pieprznął w moją twarz. Chciałem niech z powrotem do knajpki i zostać tam do wiosny. Zostałem jednak popchnięty i stanąłem na środku chodnika. Ojciec kręcił tylko głową. Często się zastanawiam po kim odziedziczyłem wstręt do zimna. To na pewno nie po tacie. On właśnie stał w rozpiętej kurtce i bez szalika. Od samego patrzenia na niego zamarzał mi mózg.
Zmarszczyłem czoło, kiedy telefon ojca zaczął dzwonić. To nie wróżyło nic dobrego.
-musisz do domu wrócić autobusem. Wezwali mnie. Przepraszam -pierwszą moją myślą było krzyknięcie 'jaja sobie robisz'. Zamilkłem jednak jak zawsze i nic nie odpowiadając dreptałem w stronę przystanku. Trząsłem się jak galareta i mogę przysiądź, że zaraz zamarznę i zamienię się w jakąś rzeźbę lodową. To było wszystko winą ojca. Jakby nie to, że chciał być milutki, nie byłoby mnie tu i nie wydawałbym ostatnich ruchów w swoim życiu.
Cale ciało mi skamieniało i powiem, że trudno jest usiąść na dupie, kiedy wszystkie twoje kości zlepiły się w jedność.
Dziesięć minut czekania. To jak powolna śmierć w męczarniach.
-zimno ci -wzdrygam się na usłyszane stwierdzenie. Zaciskam usta, kiedy orientuję się, że to ten sam koleś co w knajpce. To przez niego wylałem sobie na spodnie wodę i zapłonąłem żywym ogniem od środka.
-och, odkryłeś Amerykę -próbuję zabrzmieć poważnie i nie pokazać jak bardzo coś ssie mnie od środka. Ten facet źle na mnie wpływał! Boże, niech on sobie już stąd idzie! Po cholerę w ogóle tu przyszedł?!
-jesteś przyjacielem Scott'a -ja pierdole! Po jakiego groma to gada skoro i tak zna odpowiedz?
I tak w ogóle skąd on to wie? Szpieguje mnie?
Wzdrygam się, gdy czuje jak ktoś dotyka mojego policzka. Szybko orientuję się palec mężczyzny wbija się w moją skórę.
Gorące pulsacyjne iskierki rozeszły się po całej mojej twarzy. To tak jakby z jego palca wydobywała się jakaś dziwna moc. Nie przejmowałem się jednak tym. Napawałem się przyjemnym cieplej i delikatnym dotykiem jego skóry. Mógłbym trwać tak wiecznie. Przymknąłem oczy i poddałem się temu wszystkiemu. Moja krew transportowała to przyjemne ciepło po całym ciele.
No i nagle wszystko się skończyło. Dotyk znikł, ciepło uciekło a mnie olśniło. Odsunąłem się gwałtownie, prawie spadając z ławki. Chciałem wcisnąć się w najdalszy kąt przystanku. Nawet już mi nie przeszkadzała zima. Mógłbym iść do domu z buta, aby tylko jak najdalej znaleźć się od tego człowieka.
Facet był wilkołakiem i to nie wróżyło nic dobrego.
No i tak jak myślałem. Nic dobrego nie przyszło wraz z pojawieniem się rodzinny Hale w miasteczku. Scott z jęzorem na wierzchu przywitał ich wszystkich. Przyjął do stada, choć Derek, bo tak nazywał się ten gościu z knajpki, okazał się być alfą i to z urodzenia. Tak więc nasza wataha powiększyła się o pięć osoby.
Derek'a, Core, Laurę Hale oraz Erice Reyes i jej chłopaka Vernon'a Boyd
Nie miałem oczywiście nic do dziewczyn i do Boyd'a, bo ich naprawdę polubiłem. Za to Derek był dla mnie wyzwaniem. Jak na mnie nie warczał, to posyłał mi mordercze spojrzenia. To tak jakby chciał mi pokazać, że nie pasuję do nich.
Pan Wilcza Dupa, był dla mnie utrupieniem. Prawdopodobnie jakby spojrzenie mogło zabijać, on by już nie żył. To była jedyna jedyna osoba z naszego stada, której nie pasowałem.
Zdarzały się oczywiście wyjątki, kiedy Wilczek był dla mnie miły. No ale gęstymi, bo jak otwierał usta zawsze musiała z nich wypłynąć jakąś cięta riposta w moją stronę. To zdarzało się częściej i może dlatego coraz odsunąłem się trochę od przyjaciół.
-kurwa, zimno mi -znajdowaliśmy się akurat w domu Derek'a. Siedzieliśmy na białemu pięcioosobowej sofie. W tym, że zajmowaliśmy ją w trójkę. Ja na środku, a Derek i Isaac po moich obu stronach.
Z kominka buchało prawdopodobnie przyjemne ciepło, ale ja tego nie czułem. Było mi cholernie zimno i dodatkowo niezbyt komfortowo mając u swojego boku Pana Derek'a, który miał wszystkich w dupie i czytał gazetę. Wyglądało jakby to co działo się wokół nie interesowało go. Chciałem przesunąć się w drugą stronę, aby być jak najdalej od niego, ale to by dziwnie wyglądało.
Nagle poczułem gorącą dłoń na udzie. Derek przesuwał ją się po materiale moich spodni jakby chciał mnie pogładzić. Nie wiedziałem jednak jakie były jego intencje. Siedziałem sparaliżowany i pozwalałem przyjemnemu ciepłu otulać moje ciało. Spojrzałem ukradkiem na mężczyznę. Zachowywał się jakby to co robił było czymś normalnym. Nie odwrócił nawet na moment wzroku od czytanej gazety. Poczułem się zlekceważony.
Przełknąłem ślinę i wpatrywałem się w profil mężczyzny. Derek Hale był przystojnym gościem. Od samego patrzenia na niego temperatura mojego ciała wzrastała. Dotyk mnie palił, dlatego szybko zrzuciłem jego dłoń z mojej nogi. To było za wiele.
Wstałem z sofy, musiałem jakoś ukryć mój problem, który pojawił się w moich spodniach spowodowany dotykiem mężczyzny. Tak, nie mogłem zrzucić tego na ciepło. Prawda była taka, że ten człowiek mnie pociągał jak i odrzucał. Nie miałem bladego pojęcia co miał w sobie, że budził we mnie te sprzeczności. Jedno jednak było pewne, musiałem się stąd ewakuować za nim ktokolwiek coś zacznie podejrzewać. Wszyscy dobrze wiedzieli, że nie darzymy się sympatią i nie zwracali na nas uwagi, ale...
Wzdrygnąłem się lekko, gdy fala zimna owładnęła moje ciało. Objąłem się ramionami. Zmarszczyłem czoło. Zrobiłem pierwszy krok w stronę kuchni i kiedy chciałem wykonać drugi, potknąłem się o coś i wylądowałem mordą na podłodze. Nic przyjemnego. Nieprzyjemny ból rozszedł się po całym moim ciele.
Uniosłem się na ramionach i spojrzałem na to o co się przewróciłem. Nogi Derek'a. A czego to ja się spodziewałem?!
-naucz się chodzić -zaciskam zęby i odpycham dłonie Lydii, jedynej osóbki która zechciała mi pomóc.
-to trzymaj te swoje odnóża przy sobie -wstaje na nogi, choć to jest trudne. Mam wrażenie, że połamałem sobie wszystkie żebra.
Nie patrzę na Derek, więc nie widzi grymasu bólu na mojej twarzy, kiedy przykładam dłoń do klatki piersiowej. Mam ochotę go zabić i domyślam się, że wzajemnością. Dlatego jestem trochę zdziwiony, gdy czuje jego ciepła dłoń na plecach. Moje ciało się odpręża. Wszelki dyskomfort mija. Nie wierzę, że to zrobił. Dobra kilka razy ogrzał moje ciało, ale nigdy zmniejszał mojego bólu, nawet jeśli cierpiałem tuż przy jego nogach.
Do kuchni wpadłem jak burza. Mógłbym w tym momencie roztrzaskać coś. Dlaczego ten człowiek był taki dezorientujący. Już wolałabym jak po mnie jeździ.
-nie denerwuj się tak, Dylan -spokojny głos Cory, trochę mnie uspakaja. -on po prostu czuje się trochę zdezorientowany tą całą sytuacją. Pierwszy raz jest w stadzie, gdzie rządzi nastolatek. -mój wzrok pada na nią i nie czuję już spokoju. Nikt im nie kazał dołączać do watahy MyCall'a. Mogli iść dalej a nie osiedlać się tu -nigdy też nie miał istoty ludzkiej w watasze. Daj mu czas...
-chyba już dostał go bardzo dużo.
Jednak, kiedy wróciłem do salonu spróbowałem być trochę milszy i nie zwracałem uwagi na zaczepki mężczyzny.
Jednak kiedy mnie dotknął przeszedł po moim ciele silny dreszcz. Spojrzałem na niego i mogę dać sobie uciąć dłoń, że zauważył co się ze mną dzieje.
2 tygodnie później
Śnieg sypał jak jakiś nawiedzony. Zaspy były po same uda. Mróz ściął wszystko, włącznie z moim mózgiem. Ta cholerna zimna robiła sobie jaja. Ten przeklęty puch zasypywał już miasteczko od miesiąca i chyba nawet nie miał zamiar zaprzestać. Umrę.
Zacisnąłem zęby i wszedłem n drabinę. Mieliśmy dziś wigilię Bożego Narodzenia, a Laura poprosiła mnie o pomoc przy przystrojeniu domu. Nie byłem do końca przekonany, że to dobry pomysł. Miałem nie odparte wrażenie, że zaraz pojawi się Pan Dupek i wgryzie się w moją szyję. Zdążyło mi się obić o uszy, że Derek nie cierpi świąt, a ustrojenie jego chaty było jak ściągnięcie na siebie kary śmierci.
Ręce trzęsły mi się jak u pijaka. Obawiałem się wszystkiego. Rozglądałem się dookoła, aby w razie czego spieprzyć tam gdzie pieprz rośnie.
Można powiedzieć, że spodziewałbym się wszystkiego, ale nie tego, że spadnę z drabiny. Moje powieki zacisnęły się mocno i oczekiwałem na upadek. Z faktu, że za podłoże miałem oblodzone schody nie cieszyło mnie w ogóle.
Upadłem jednak na coś miękkiego i ciepłego. Otworzyłem oczy i spotkałem się z ciemnym zarostem na czyjeś twarzy. Wiedziałem doskonale kto mnie złapał. Powinienem teraz wyskoczyć z tych ramion i krzyczeć jak opętany, ale pozwoliłem sobie na chwilę słabości. Przyjemnie było czuć jego ciepło i zapach.
Motyle w moim brzuchu już zrobiły sobie sylwestra i wiem doskonale, że to co działo się ze mną przy nim, to coś przeciwnego do nienawiści.
Przełykam ślinę i unoszę wzrok. Derek wpatruje się we mnie z dość dziwną miną. Nigdy go takiego nie widziałem.
-ciepło ci? -mam ochotę parsknąć śmiechem kiedy pada to pytanie z jego ust.
-jak cholera... -wielki uśmiech wychodzi na moją twarz. Nie protestuję też, kiedy mężczyzna wstaje i podnosi mnie razem ze sobą.
Moje nogi dotykają ziemi i wiem, że powinienem się odsunąć, ale nie mogę. To jest ta chwila, kiedy świat się zatrzymuje, a w moich uszach brzmi marsz weselny.
Nabieram dużo powietrza w usta i widzę, a jak Derek patrzy na moje usta. Muszę przyznać, że nie wiem kto zrobił ten pierwszy krok, ale nasze wargi tak nagle się złączyli, że ciężko cokolwiek stwierdzić.
Usta mężczyzny mogły rozstąpić każdy lód. Całował tak doskonale. Kolana ugięły się pode mną. Jakbym się nie złapał jego kurtki, prawdopodobnie leżałbym pod jego nogami i błagał o podniesienie.
Świat naprawdę przestał istnieć. Byliśmy tylko my i nasze splecione usta. Derek poruszał ustami leniwie, tak jakby czekał, aż dopasuję się do jego tempa. Jego język jeździł po wnętrzu moich ust. Lekko dotknąłem go swoim i wtedy odleciałem.
Moje ciało zaczęła zachowywać się jak z galarety. Serce o mało nie wyskoczyło z piersi. Mózg zamienił się w jakąś breję. Totalny rozpizdziel, a wszystko za sprawą jego ust. Cholera! W żadnych książkach o tym nie pisali!
O mało nie upadam. Nasze usta się rozpaczają, a Derek robi krok do tyłu. Nie wiem jakim sposobem jeszcze stoję.
-my... my... my... -próbuję coś powiedzieć, ale mi nie wychodzi. Jestem jeszcze w innym świecie.
- Stiles, nie dramatyzuj, to tylko pocałunek... pod jemiołą -wskazał do góry. Uniosłem wzrok i zobaczyłem gałązkę, którą zawiesiłem -taki głupi świąteczny zwyczaj.
Otrzeźwiałem gwałtownie. Moje ciało wróciło do normy. Znowu byłem zesztywniałym i wkurwionym Stiles'em. Nikt nigdy mnie tak nie dotknął swoim zachowaniem. Poczułem się jak jakieś gówno. Najpierw mnie całuje, a później traktuje jak nie wiadomo co. Łzy momentalnie stanęły mi w oczach. Dla niego może to nic nie znaczyło, ale dla mnie to było dużo.
Wystarczył jeden pocałunek, abym oddał mu duszę i zakochał się. Byłem pierdolonym człowiekiem, który zakochał się w wilkołaku. Teraz jednak miałem sto procent pewności, że nie miałem u niego szans.
Moje zachowanie, to były pochody... a jego?
Chciałem mu wywalić w twarz, ale nie mogłem. Zacisnąłem dłonie w pieści i odwróciłem się. Musiałem odejść za nim się rozpłaczę. Nie chciałem, aby widział moje łzy i to, że mnie ruszyły jego słowa.
Pociągnąłem nosem i jak najszybciej ruszyłem przed siebie. Nie przeszkadzało mi już nawet zimno, czy śnieg. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i zagrzebać w pościeli.
Moje serce krwawiło. Czułem jakby ktoś wbijał mi w nie nóż.
-matko, szybko chodzisz -przystaję, kiedy słyszę jego głos. Biegł za mną?! Niby po co?! Chciał mi jeszcze dowalić?! Nie, no proszę! Niech to robi!
-czego chcesz?! -mój głos się łamie. Nie chcę tego, ale trudno. Będzie miał przynajmniej więcej do dogryzania mojej osobie. Biedny chłopczyk zakochał się w starszym mężczyźnie.
-to... -gwałtownie wpadam w jego ramiona. Odbijam się o jego twarde ciało. -i to -jego jedna dłoń dotyka mojego policzka. Silne ciepło uderza w moją twarz. Wtulam się w jego skórę. To było cudowne uczucie. Na chwilę zapominam o tym co wydarzyło się parę minut wcześniej. Unoszę głowę ku górze i napotykam jego oczy. Świecą czystym błękitem. Czuję się przerażony. Pierwszy raz widzę u niego taki odcień tęczówek. Nie mam jednak czasu rozmyślać nad tym. Usta Derek'a lądują na moich. Teraz ten pocałunek nie przypominał tego poprzedniego. Ten był gwałtowny, taki jakby miał zaspokoić czyjś głód. Niebieskooki przyciągnął mnie ciaśniej do siebie i jeszcze mocniej pogłębił pocałunek. Czułem go wszędzie. Chyba mi odbijało!
Moje dłonie znalazły się w jego włosach. Pociągnąłem za nie odrobinę. Przeciągły jęk wydobył się z jego ust. Podziałało to na mnie i wygiąłem ciało lekko w łuk.
Nasze usta rozłączyły się z lekkim mlaskiem. Derek oparł swoje czoło o moje i uśmiechnął się.
-teraz już nie mamy żadnej jemioły -musnął ponownie moje usta -przepraszam cię za moje zachowanie. Nie umiem się przy tobie zachować. -westchnął -nie umiem z tobą postępować. Nawet przez moment nie pomyślałbym, że moim dopełnieniem będzie człowiek bez żadnych nadludzkich mocy. Jestem przerażony i może dlatego tak się zachowuje. -jego oczy robią się głęboko zielone -wiedziałem, że jesteś mój już tego pierwszego dnia. Kiedy poczułem twój zapach. Dobra, nie wiem co mam powiedzieć. Cholera. Kocham cię...
I wtedy zaczęło sypać śniegiem. Czułem jak mokną mi włosy, ale się tym nie przejmowałem. Liczyło się to co jest tu i teraz.
*
Zostaję wciągnięty do domu. Śmieje się jak głupi. Derek mi wtóruje. Biegliśmy całą drogę. Śnieg sypał tak, że nie było widać nic przed sobą.
Przywieram do ciała mężczyzny i niepostrzeżenie wbijam się w jego usta. Może nie powinienem tego robić, bo on sobie tego nie życzy, ale...
-Derek, to... -Cora przerywa w połowę zdania, kiedy nas widzi -nie wierze.
-jesteś moim najwspanialszym prezentem -mężczyzna olewa całkowicie siostrę. Jego szept wpada wprost w moje usta.
-kocham cię -odpowiadam wywołując na ustach mężczyzny szeroki uśmiech.
Te święta były najcudowniejsze w moim życiu. Po pierwsze, dostałem w prezencie najwspanialszego chłopaka na świecie, a po drugie już nigdy nie będzie mi zimno w zimę.
*
Padam rozgrzany na łóżko. Dyszę jakbym miał astmę, ale to wszystko jest winą Derek'a.
-kocham cię -czuję jego usta na moim nagim ramieniu.
-ja ciebie też -mój wzrok utkwiony jest w oknie. Male płatki śniegu opadają na nią jakby chciały dostać się do środka. Uśmiecham się głupio. Pięć lat temu w taką właśnie pogodę zdobyłem miłość mojego życia, a zima przestała być taka straszna.
Wtuliłem się plecami w gorącą klatkę piersiową ukochanego.
Święta, to one zamieniają życie w bajkę.
**********
Ostatnia praca przed moim planowanym urlopem.
Dlatego już teraz życzę wam Najwspanialszych Świąt i ostro bogatego Mikołaja :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top