christmas miracle
Ashton rozejrzał się po swoim bogato przystrojonym domu i westchnął ciężko. Usiadł przy długim stole, uśmiechając się lekko, ukradkiem spoglądał też na puste krzesła.
Jednak po chwili coś w nim pękło, a on schował twarz w dłoniach. Po policzkach swobodnie spłynęły mu ciężkie i smutne łzy. Nie było jego rodziny, która postanowiła go opuścić, gdy tylko dowiedziała się o jego orientacji. Nie było jego przyjaciół - mieli oni swoje rodziny i chociaż kilkoro obiecało, że spędzą z nim wigilię - odwołali to spotkanie godzinę przed kolacją.
Przez lekko rozchylone palce u swoich dłoni, Ashton spojrzał z bólem na pyszne dania, które szykował całą noc, żeby tylko jego goście byli zadowoleni i może przyjechali też za rok. Teraz to wszystko nie ma znaczenia: pieniądze Ashtona, nazwisko w jego firmie, stanowisko, jakie zajmuje. Bogactwo nie ma sensu, gdy nie masz go z kim dzielić.
Otarł łzy i wziął parę głębokich oddechów, próbując się uspokoić. Postanowił, że spędzi cudowny, świąteczny czas w swoim towarzystwie, z dala od fałszywych przyjaciół, którzy trwali przy nim dla pieniędzy i swojej ciepłej posady w dobrze prosperującej firmie Irwina. Uśmiechnął się pod nosem, gdy podszedł do niego jego rudy kotek, którego przygarnął rok temu.
-Chodź tu, Cyklop - zachichotał i wziął go na ręce.
Kotek natychmiast zaczął mruczeć, spoglądając na swojego właściciela jednym, zdrowym oczkiem pełnym miłości i wdzięczności. Podrapał go za uszkiem i wstał z nim od stołu. Poszedł do lodówki, z której wyciągnął karmę w puszce.
-Dla ciebie też mam prezent - spojrzał na górę prezentów pod ogromną choinką, które w większości były przeznaczone dla jego przyjaciół.
Oni jednak nie przyszli.
Obserwował, jak Cyklop z chęcią je przygotowane jedzenie, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. W pewnym momencie pomyślał, że to złudzenie, spowodowane mieszanką smutku i wigilijnej samotności. Poszedł jednak otworzyć.
Przed drzwiami stał przemarznięty chłopak w przetartych ubraniach i z karteczką w ręku.
-Um... Dobry wieczór, to... nie wiem czy mnie pamiętasz, ale dałeś mi adres - podał mu karteczkę, którą dostał od mężczyzny tydzień wcześniej, gdy stał pod jego firmą - I powiedziałeś, że jeśli będę chciał to... mogę przyjść się ogrzać.
Uśmiech Ashtona dawno nie był tak szeroki. Odrzucił karteczkę gdzieś na bok i zaprosił chłopca do swojej willi.
-Ubrudzę tu wszystko, może... masz jakąś folię, którą będę mógł położyć na te krzesła zanim usiądę? - zapytał niepewnie.
-Usiądź, jest okay. Nic nie ubrudzisz - Ashton uśmiechnął się czule - Jak się nazywasz? - zapytał.
-Calum Hood - uśmiechnął się lekko, patrząc w piwne oczy mężczyzny - Spytałbym jak ty masz na imię, ale... Już wiem - zachichotał cicho, przypominając sobie ich spotkanie - I odszedłeś wtedy tak szybko, że nie zdążyłem ci podziękować za... te pieniądze - odetchnął - Dałem je siostrze, mogła opłacić chociaż wodę. Naprawdę jestem ci wdzięczny.
Ashton spojrzał na niego w szoku i odsunął krzesło. Usiadł naprzeciw niego.
-A twoi rodzice? - zapytał cicho - Co z nimi?
Calum tylko pokręcił głową, wbijając wzrok w podłogę.
-Och, przepraszam... - speszył się i spojrzał na chłopca troskliwie - Może dam ci czyste ciuchy? Cieplejsze niż ta koszulka z dziurami - kiwnął głową na ubranie chłopaka - Weźmiesz prysznic, a ja znajdę ci coś ciepłego, okay? - dopytał, wstając z miejsca.
Calum pokiwał głową i również wstał. Rozejrzał się po domu i skrępował nieco.
-Gdzie jest łazienka? - spojrzał na mężczyznę.
Irwin zaprowadził go do przestronnej łazienki i podał mu czyste ręczniki.
-Możesz używać czego chcesz, nie krępuj się - uśmiechnął się szeroko - Tu masz czekoladowy żel do mycia - otworzył go i podsunął chłopakowi pod nos - powąchaj, pachnie cudownie! - zachwycił się.
Calum zaciągnął się pięknym zapachem i przymknął oczy z lekkim uśmiechem. Wtedy też odezwał się jego brzuch, który domagał się jedzenia.
-Mam dużo świątecznych dań - uśmiechnął się czule - Jesteś moim gościem, więc nie mogę pozwolić, żebyś był głodny w wigilię.
Hood spojrzał na niego z zauroczeniem i zamrugał kilkakrotnie, kręcąc głową.
-Przyszedłem się tylko ogrzać, a ty... Chcesz spędzić ze mną wigilię? - zapytał cicho - Przecież będę przeszkadzał, albo... Nie wystarczy jedzenia dla innych.
-A widziałeś tu kogoś innego? - spytał z wyraźnym smutkiem - Przejemy się i popękają nam brzuchy! - dodał nieco żywiej.
Ashton wyszedł z łazienki cały w skowronkach i w świątecznym nastroju. Miał ochotę piszczeć ze szczęścia jak nastolatka, miał ochotę płakać i śmiać się na raz, że nie zostanie sam w te święta. Poszedł do swojej szafy i wyciągnął sweter i ciepłe spodnie. Do tego dołożył puchate skarpetki z odstającym, czerwonym noskiem reniferka. Podszedł pod drzwi i zapukał do łazienki.
-Zostawię ciuchy pod drzwiami i odejdę, okay? Myślę, że będą na ciebie dobre, to najmniejsze rozmiary jakie mam. Dałem ci też bieliznę, jest świeża, czysta i nieużywana, obiecuję, że nigdy jej nie miałem na sobie - zaśmiał się cicho, a po chwili również usłyszał chichot chłopca.
Ashton podszedł do góry prezentów z nożem. Uśmiechnął się podle i zaczął odcinać kartki z imionami.
-Przyjaciele, huh? - prychnął, zgniatając kolejne nazwiska, których właściciele mieli zajmować miejsca przy wigilijnym stole Ashtona - ,,Jesteśmy dla ciebie jak rodzina, Ashtie, nie pozwolimy, żebyś był sam!" - sparodiował Megan - ,,Przykro mi, zaprosiłbym cię na wigilię do siebie, ale mój pies nie jest przychylny nieznajomym, Ash!" - oderwał karteczkę od prezentu Brandona - Egoiści, cholerni egoiści - zgniótł piętnaście karteczek z nazwiskami i z dumą umieścił je w koszu na śmieci.
Miał to szczęście, że kupił prezenty bez podziału na płeć, przez co mógł do każdego prezentu doczepić karteczkę z imieniem jedynej, prawdziwej osoby, którą znał i która zasługiwała na wszystko co najlepsze.
Dziesięć minut później pod choinką znalazło się piętnaście prezentów dla Caluma i dwa dla Cyklopa.
Zanim Calum zszedł do salonu, Ashton ułożył dwa talerze i kilka ciepłych dań na stole. Uśmiechnął się szeroko, patrząc na chłopaka w za dużych ubraniach.
-Świetnie wyglądasz - pochwalił go - Jeśli chcesz, mam jeszcze inne dania, ale one są na zimno. Najpierw musisz się zagrzać, Cally.
-Cally? - zachichotał, słysząc zdrobnienie swojego imienia - To urocze... Masz może coś do picia? Jeśli to nie problem, oczywiście.
Ashton pokiwał głową i poszedł do kuchni, żeby zrobić ciepłą herbatkę chłopakowi.
Calum korzystając z nieobecności gościnnego mężczyzny podłożył swój prezent dla Ashtona między inne prezenty. Kupił go za pieniądze, które zarobił na wyprowadzaniu psiaków swoich zrzędliwych sąsiadek. Wiedział, że nie wypada przyjść do kogoś z pustymi rękami i chociaż wiedział też, że po wigilii będzie musiał wrócić do pustego i zimnego domu, przez co nie zobaczy rano reakcji mężczyzny. Usiadł przy stole i patrzył z ognikami w oczach na dania przed nim.
-Wesołych świąt, Cal - uśmiechnął się szeroko, gdy usiadł naprzeciw niego - Nałóż sobie czego tylko będziesz chciał, to wszystko jest do twojej dyspozycji.
W trakcie kolacji Calum zauważył kotka. Jego serce momentalnie pękło, gdy dostrzegł, że kotek jest pozbawiony prawego oka.
-Och, to... Cyklop. Poznajcie się - zachichotał - Mam nadzieję, że... to cię nie obrzydza, że... no wiesz, Cyklop nie ma oka. Kiedy wziąłem go ze schroniska, był świeżo po operacji. Rak dostał się do spojówki i innych rzeczy w oku, sam nie wiem - westchnął smutno - Ale przez to, Cyklop jest najzdrowszym kociakiem na świecie.
-Przestań - westchnął i wytarł łzy wzruszenia.
Wziął kotka na kolana, a ten natychmiast zaczął go wąchać i się do niego łasić.
-Lubi cię - uśmiechnął się szeroko.
Cała kolacja wigilijna przebiegła w miłej atmosferze. Ashton wyjaśnił, dlaczego siedzi sam w wigilię, a Calum podzielił się sytuacjami ze swojego życia. Obaj uznali, że są z dwóch oddzielnych światów, jednak oboje pomyśleli, że to właśnie przeciwne bieguny się przyciągają.
Po posiłku, Ashton posprzątał dania i postawił na stole ciasto. Poszedł zmywać, natomiast Calum stanął w progu kuchni.
-To... Ja już pójdę... - westchnął Calum - Pójdę się tylko przebrać i...
-Myślałem, że zostaniesz - Ashton zakręcił wodę i wytarł ręce - Nikt nie powinien być sam w wigilię.
-A to nie będzie problem? - zapytał niepewnie.
Gdy tylko Ashton pokręcił głową, poczuł mniejsze ciało, przylegające do jego torsu. Objął chłopca ramionami, czując niesamowite ciepło bijące od niego. Przymknął oczy i uśmiechnął się pod nosem.
-Zostań na noc, Mikołaj coś dla ciebie zostawił - szepnął - Mam wystarczająco dużo łóżek, mam piżamkę... A rano rozpakujesz prezenty!
Calum pociągnął nosem i schował twarz w jego torsie.
-Osmarkam cię, jeśli nie przestaniesz gadać - zagroził mu, jednak chwilę później rozpłakał się na dobre - Jeszcze nikt nigdy tyle dla mnie nie zrobił - załkał i zacisnął oczy.
-Shh, Cally - powiedział cicho Ashton i pocierał jego plecy uspokajająco - Jesteś świątecznym cudem - odetchnął - Gdyby nie ty, siedziałbym teraz sam z Cyklopem i płakał nad tym całym gównem, jedząc to, co ugotowałem.
Calum wytarł łzy i odsunął się. Uniósł wzrok na twarz Ashtona i odetchnął głośno.
-Kiedyś ci się za to wszystko odwdzięczę, obiecuję. Jak tylko stanę na nogi finansowo i...
-Nie potrzebuję tego - pokręcił głową - Zależy mi na tym, żeby nie zostać samemu, wiesz? Już ci o tym mówiłem, każdy okazał się fałszywy.
Calum spuścił wzrok na swoje palce i zaczął się nimi nerwowo bawić.
-Dobrze, to... zostanę - postanowił.
Ashton uśmiechnął się szeroko i przytulił chłopaka.
-Zaraz przygotuję ci pokój, dam piżamę... Może coś pooglądamy? - zaproponował z szerokim uśmiechem - A rano otworzysz prezenty razem z Cyklopem!
I tak też zrobili. Calum dostał duży, ciepły pokój, który mu się nawet nie śnił. Usnął z uśmiechem na ustach i myślami błądzącymi gdzieś wokół mężczyzny o miodowych lokach.
Z samego rana w pierwszy dzień świąt obudził go cudowny zapach bliżej nieokreślonego dania. Był to słodki zapach, jednak czuł go prawdopodobnie pierwszy raz w życiu. Wsunął kapcie na swoje nogi i zszedł do mężczyzny.
Ashton w tym czasie zatracał się w gotowaniu cudownych naleśników dla swojego gościa. Dodał trochę cynamonu, by nadać świątecznego akcentu.
-Dzień dobry! - oznajmił Calum, wchodząc do kuchni.
Wziął Cyklopa na ręce i podszedł bliżej Ashtona. Zajrzał mu przez ramię, a kotek otarł się o policzek swojego właściciela.
-Hej, Cally - uśmiechnął się czule, patrząc na chłopca - Wyspałeś się?
Chłopak pokiwał głową.
-Myślałem nad tym, co mógłbym zrobić, żeby ci pomóc... - zaczął niepewnie - I mam dwie propozycje, na które... nie musisz się zgadzać, jeśli nie chcesz.
-Nie, Ash, ja... Nie będę miał jak ci się odwdzięczyć.
-Zatrudnię ciebie i twoją siostrę w mojej firmie i wprowadzicie się do mnie. Będziecie mogli tu mieszkać, dopóki nie będziecie mieli wystarczająco pieniędzy, żeby wynająć coś sensownego.
-Nie - pokręcił głową - Nie zgadzam się na to, będziemy pasożytami.
Ashton odetchnął głośno i podał mu talerz z ciepłymi naleśnikami.
-Nie będziemy w stanie wyprowadzić się nawet za rok, Ash. Nasi rodzice zostawili nam zadłużenie na ponad sto tysięcy - odezwał się ze smutkiem po chwili ciszy.
-Mieszkam sam w dwupiętrowym domu, Calum. Na spokojnie mogłaby zamieszkać ze mną wielodzietna rodzina. Ciągle brakuje mi kogoś do pracy w firmie, z chęcią was zatrudnię. Potraktuj to jako świąteczny cud - uśmiechnął się szeroko - A ja będę naprawdę szczęśliwy, bo nie zostanę sam.
Calum przygryzł wargę, starając się nie rozpłakać. Podziwiał Ashtona i kochał jego dobre serce. Jednocześnie nie potrafił zrozumieć, jak można uczynić tyle dobrego dla osoby, której nawet nie zna.
Po zjedzeniu śniadania, w czasie którego Ashton dał mu czas na zastanowienie się, wstał od stołu i poszedł do choinki. Spomiędzy dużych prezentów wyciągnął swój prezent dla Ashtona. Podał mu go z szerokim uśmiechem.
-Wiem, że to nie jest coś, czego nie mógłbyś sobie kupić, ale... Na nic innego mnie nie stać.
-Ty... Kupiłeś coś... specjalnie dla mnie? - upewnił się - Dlaczego nie przeznaczyłeś tych pieniędzy na coś dla siebie zamiast na prezent? - dopytał, rozwiązując wstążeczkę.
-Bo chciałem ci to dać. Zasłużyłeś na to Ashton. Każdy na ulicy zawsze mnie mija, niektórzy rzucają mi drobniaki do pokrowca na gitarę, a ty - przełknął ślinę - Nie dość, że dałeś mi swój ciepły obiad, to jeszcze nie kazałeś mi się wynosić spod twojej firmy, gdzie kręci się najwięcej ludzi. I dałeś mi pieniądze - uśmiechnął się - Dzięki tobie jakoś przeżyliśmy do końca miesiąca.
Ashton uśmiechnął się szerzej i otworzył pudełko po butach, w którym był prezent.
-To najbardziej wartościowy prezent, jaki dostałem - spojrzał na książkę i spinki do mankietów.
Wstał i przytulił mocno chłopca.
-Miałem nadzieję, że ci się spodoba... - zachichotał.
-Teraz czas na twoje prezenty! - uśmiechnął się czule - To nie są jakieś rzeczy, które mają wartość i duszę... Ale to na pewno coś, na co zasługujesz.
Godzinę później po rozpakowaniu wszystkich prezentów Calum siedział zapłakany na podłodze wśród różnych misiów i kart podarunkowych, a także skarpet i sweterków ze świątecznymi motywami.
-Nie zasługuję na to, Ashton - spojrzał na niego - Nawet nie wiesz jak jest mi wstyd, gdy wiem, że... Dałeś mi to wszystko.
-Byłeś wyjątkowo grzeczny, Mikołaj ci to przyniósł - zachichotał Irwin i usiadł obok niego.
Wziął dużego misia i zasłonił nim swoją twarz, jednocześnie machając jego łapkami.
-No dalej, przytul mnie - imitował głos misia i pogładził włosy Caluma misiową łapką - Cally nie płacz już, bo ja się rozpłaczę, a nie chcesz sprzątać waty - Ash pokręcił głową misia, na co Calum zaśmiał się nieco głośniej.
Po świętach wszystko potoczyło się bardzo szybko. Po odkryciu umiejętności manualnych i pomysłowości Caluma oraz smykałki do liczb ze strony Mali - siostry chłopaka, Ashton natychmiast znalazł dla nich posadę w swojej firmie. Calum został zatrudniony w marketingu, gdzie wcielał w życie niesamowite pomysły na reklamy oraz kampanie. Mali trafiła na dział księgowości, co początkowo było dla niej katorgą, jednak z czasem pokochała to miejsce i ludzi stamtąd.
Zamieszkali u Ashtona i zgodnie z obietnicą dorzucali mu się na czynsz. Oczywiście Ashton ich okłamywał, nigdy nie pokazując rachunków i brał od nich śmieszne pieniądze, za które ledwo dałoby się przeżyć w najbiedniejszych dzielnicach. Tym samym spłacił połowę ich długu, będąc cholernie szczęśliwym, że może zrobić coś dobrego dla ludzi, którzy nadali sens jego życiu.
Ashton nawet nie zdawał sobie sprawy, kiedy tak mocno pokochał ciemnowłosego, skromnego chłopca. Gdy tylko widział jego uśmiech, serce chciało wyrwać się z klatki piersiowej mężczyzny i pobiec wprost do Caluma.
Z wzajemnością - Calum zakochał się w Ashtonie. Zakochał się w jego dobrym sercu, słodkim uśmiechu i tych nieśmiesznych żartach, które zawsze zagłuszały poranne wiadomości przy kawie. Siostra Caluma także uwielbiała chłopaka, ale w przyjacielski sposób. Zdawała sobie sprawę, że między nimi coś kwitnie, jednak żaden z nich nie chciał tego przyznać aż do kolejnych świąt.
Ashton podszedł z misiem i kwiatami do chłopaka, który bawił się z Cyklopem. Położył kwiaty na stole i ustawił dużego misia tak, aby zasłaniał jego twarz. Zaczepił chłopaka, chcąc by odwrócił się do niego. Kiedy Calum to zrobił, Ashton pomachał łapką misia.
-Ashton chyba chce ci coś powiedzieć - zaimitował głos misia.
Irwin złapał misia za rękę i z szerokim uśmiechem wziął kwiaty ze stołu. Spojrzał Calumowi w oczy.
-Przez ten cały rok zdążyłem się w tobie zakochać po uszy, Cally - ujął jego policzek - Nie wiem co takiego masz w sobie, że dwa lata z rzędu jesteś moim cudem w święta - pokręcił głową - Chciałbym... Żebyś był moim cudem przez kolejne lata, moim powodem do uśmiechu i jednocześnie... Moim chłopakiem.
-Głupek z ciebie - zachichotał, patrząc mu w oczy - Oczywiście, że będę twoim chłopakiem, Ash - stanął lekko na palcach i musnął jego usta.
W tym momencie Mali zrobiła im zdjęcie, które zostało postawione w salonie na kominku.
Stoi ono do tegorocznych świąt i będzie stało jeszcze tak długo, dopóki będzie trwała cudowna miłość tej dwójki. A jak wiemy - piękna, szczera i bezinteresowna miłość nie ma swojego zakończenia.
***
Yeah, to jedna z moich prac, po której chciałabym, żeby każdy zatrzymał się na chwilę i przemyślał dwie postawy głównych postaci. Broń Boże - nie chcę tutaj pobudzać waszych neuronów do analizy tekstu, bo ten shit się do tego nie nadaje, ale chciałabym, żeby ten one shot został zapamiętany jako jeden z tych, który od początku do końca promuje dobre wartości.
I składnia do zastanowienia się, czy wśród was nie ma takiego Caluma, który potrzebuje pomocy lub Ashtona, który samotnie spędza tegoroczne święta.
Wesołych świąt, kochani xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top