❉2❉

~Lottie~

- Timmy!

- To nie ja! To Blake zbił twoją figurkę. - spojrzałam na swojego młodszego brata, który stał teraz w przedpokoju i przyglądał się siostrze. Ściągnęłam w spokoju granatową kurtkę z futerkowym kapturem i znów skierowałam swój wzrok na siedmiolatka.

- Jaką moją figurkę?Jak to zbił?

- Um, a co chciałaś?

- Spotkałam dzisiaj na mieście Jimmy'ego. Podobno chodzicie razem do szkoły.

- Tak! Jimmy Styles, fajny, ale troszkę dziwaczny. - zmarszczyłam czoło, słysząc słowa młodszego brata. Weszłam do kuchni, gdzie przywitałam się z babcią i mamą, a potem zaczęłam robić sobie herbatę.

- Dlaczego dziwaczny?

- No bo jak Luke robi komuś kawały to zaczyna na niego krzyczeć i mówić, że to może kogoś urazić. My mamy dopiero siedem lat! Tak to mi mama marudzi!

- Ja tu jestem!

- Wiem. - kiwnął główką i zabrał z blatu kubek z motywem "Piratów z Karaibów", w którym było ciepłe kakao. Podreptał pewnie do salonu, do Blake'a, aby pograć na Xbox'ie.

Może to co powiedział było troszkę inne, ponieważ Jimmy był jedynie zwykłym siedmiolatkiem, a zachowywał się na o wiele starszego. Jednakże zawsze musiał istnieć jakiś powód takich czynów. Po prostu szybciej dorastał, albo coś stało w przeszłości, iż postanowił tak się zmienić. Cóż, w każdym razie nie powinnam się w to zagłębiać. To była sprawa ich rodziny.

- Kate poszła ze swoim chłopakiem na lodowisko, a Franke kończy dopiero za godzinę! - krzyknęła mama, gdy opuściłam już pomieszczenie, aby przenieść się do swojego pokoju, który nie w był w pełni mój. Wzięłam swoje torby z prezentami i wcisnęłam je pod łóżko, żeby były bezpieczne do dwudziestego szóstego grudnia. W tym domu niczego nie mogłeś być pewien. Dlatego teraz musiałam sprawdzić o co chodziło z moją figurką.

- Blake?

- To Timmy.

- To nie ja. To Blake. - przewróciłam oczami i wyrwałam im konsole. Wreszcie na mnie spojrzeli, dzięki czemu lepiej było z nimi rozmawiać.

- O co chodzi?

- Kiedy byłaś na zakupach to mama i babcia wyszły do sąsiadki, a Kate umówiła się z chłopakiem. Zostaliśmy sami, bo Lindy wyszła zaraz po tobie do koleżanki i zaczęliśmy się ganiać. Niechcący zahaczyłem o stolik i twoja figurka małego słonia spadła i się zbiła.-zmieszany 15-letni brat nie miał pojęcia jak zareaguję, więc skulił się na swoim fotelu o wyglądzie piłki do nogi i czekał na mój ruch.

- Masz szczęście, że przewidziałam takie coś i kupiłam dwie.

- Świąteczny cud! - zostawiłam ich samych i skierowałam się na dół do salonu.

- Lottie, mogłabyś pójść pod ten adres i oddać książki? Tim był chory cały tydzień i musiał pożyczyć lekcje od kolegi. - dałam znak, że to zrobię i znów zaczęłam się ubierać. Nie można było liczyć tu na chwilę spokoju.

- Ale zakupy spożywcze robi tata, prawda?

- Tak, tym razem masz farta. - jedyne czego nienawidziłam to robienia zakupów dla całej rodziny. Zawsze było tego mnóstwo, więc wybieraliśmy się parami. Tata zazwyczaj jechał z mamą, Blake z Franke'm, Kate z Lindy, Zac z Trish, a ja musiałam sama lub z Timmy'm, który w niczym nie pomagał. Także nie cierpiałam tego z całego serca.

Zabrałam zeszyty i podręczniki przygotowane przez mamę i wyszłam na okropny mróz. Schowałam nos w gruby szalik, ale przyniosło to mały efekt ciepła. Szłam ostrożnie przez lód na chodniku i uważnie obserwowałam każdy z domów jakie mijałam na wyznaczonej ulicy. Nie miałam pojęcia, gdzie znajdował się dom z numerem 12A. Kiedy nareszcie na niego natrafiłam, szybko popędziłam do drzwi, żeby znaleźć się choć na chwilę w ciepłym pomieszczeniu. Zadzwoniłam dzwonkiem i przeskakując z jednej nogi na drugą, czekałam aż ktoś otworzy.

- Cześć, pewnie jesteś Charlotte. Diana powiadomiła mnie, że przyjdziesz. Zapraszam. - w progu stała dość wysoka, starsza kobieta, brunetka z wielkim uśmiechem na ustach. Posłałam jej uśmiech i weszłam do środka. Zdjęłam płaszcz i odwiesiłam go na wieszak. Buty postawiłam pod ścianą i poszłam za nowo poznaną osobą. - Nazywam się Anne Styles i jestem mamą Jimmy'ego. - spojrzałam na nią zaskoczona, ponieważ jej syna poznałam całkiem niedawno i wychodziło na to, że znów spotkam tych chłopaków.

- Mam nadzieję, że zostaniesz na herbatę. Moje dzieciaki wszędzie gdzieś łażą i nie mają dla mnie czasu. Poza tym pewnie jest ci zimno.

- Z grzeczności nie zaprzeczę.-posłałam jej przyjazny uśmiech, który odwzajemniła i poinformowała mnie, abym została w salonie.

- Wróciliśmy!

- Idźcie do dużego pokoju, mamy gościa! - po paru chwilach w pokoju stanął mały brunet wraz ze starszym bratem. Na początku byli zdziwieni, aczkolwiek moment potem Jim usiadł obok mnie, a Harry na fotelu naprzeciwko.

- Znów się widzimy, Charlotte.

- Lottie.

- Charlotte, podoba mi się Charlotte.

- Co tu robisz, Lottie? - odwróciłam wzrok od zielonookiego, by zerknąć na chłopczyka, który widocznie był mną zainteresowany. Polubiłam go.

- Tim był chory i pożyczył od ciebie lekcje. Przyszłam je odnieść.

- No tak! Mama dawała pani Dianie książki. Chcesz coś zobaczyć?!

- Jasne, pokazuj. - klasnął w dłonie i pobiegł w kierunku korytarza. Harry skorzystał z sytuacji i przysiadł się tuż przy mnie. Nie przeszkadzało mi to, chociaż było to troszkę krępujące.

- Czemu cię wcześniej nie widziałem? Twoja mama często tu przychodzi.

- Mam mało czasu. Studiuję i pracuję, a poza tym muszę zajmować się rodzeństwem.

- Ale jutro masz czas? Umówiłaś się z nami, ale jeśli nie możesz to rozumiem. Po prostu Jimmy cię polubił i...

- A ty mnie nie lubisz?-był lekko zdezorientowany, ale później uśmiechnął się i zaprzeczył.

- Nie, lubię, jednak ten łobuz chyba troszkę bardziej.

-Ej, Harry! Ja miałem siedzieć obok Lottie!

- To usiądź z drugiej strony.

- Nie. - obrażony wcisnął się na kolano bruneta i moje, inaczej mówiąc-siedział pomiędzy nami. Położył na swoich nogach rysunek i podniósł główkę, by widzieć moją reakcję. - Tutaj jesteś ty, ja, Harry, Tim i Gemma. Narysowałem to w domu dziecka, gdy moi koledzy poszli coś zjeść. Trzymasz moją rączkę. Harry chciał, żebyś trzymała jego, ale powiedziałem, że wolisz moją.

- Tak?

- On kłamie, kłamczuch mały.

❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉

Liczę na Wasze opinie, kochane!

Kocham xx




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top