o. ❛ airport ❜

━━━━━ 🎄 ━━━━━

𝚊𝚒𝚛𝚙𝚘𝚛𝚝 | ❛ zero ❜ 

━━━━━ 🎄 ━━━━━ 

— Przeklęty śnieg, przeklęte święta, przeklęta głupota — wymamrotała Red, otulając się szczelniej swoim szalikiem w brązową kratę. Lotnisko zamarło poprzez śnieżycę, która szalała dookoła i nie było zbyt wielu możliwości, aby je opuścić, czy gdzieś polecieć. Wiele lotów miało opóźnienia, a jeszcze więcej tak po prostu odwołano, bo nie było warunków do tego, aby podnieść samolot w powietrze. — Dlaczego zawsze mnie to spotyka? — dodała, kręcąc głową, po czym prychnęła i odgarnęła z irytacją ciemny kosmyk włosów ze swojej twarzy. 

Red nigdy nie była fanką świąt i tego typu styp. Uważała to, za wyjątkowo bezsensowne przedsięwzięcie i unikała go niczym ognia. Przez kilka poprzednich lat udawało jej się zostać w Nowym Yorku i wymigać się od przyjazdu w rodzinne strony, ale wymówki w końcu się skończyły. Poza tym matka brunetki nalegała, aby to zrobiła, bo rozmowy przez telefon po prostu przestały jej wystarczać i chciała zobaczyć swoją najstarszą córkę na żywo. Najlepiej z kawalerem przy boku i pierścionkiem zaręczynowym, a także z planami na rodzinę i ślub, ale Red nigdy nie była też za opcją siedzenia w domu, wychowywania dzieci i dręczenia się z mężczyzną, bo miłość miłością, ale wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że związki na dłuższą metę były kłopotliwie i dawały więcej cierpienia niż radości. Odstawała z taką opinią od standardów swojej rodziny w znacznym stopniu, ale nie przejmowała się tym. Po ukończeniu liceum wyprowadziła się na studia, ukończyła je z wyróżnieniem i założyła własne wydawnictwo, które bardzo dobrze prosperowało. 

Brunetka przewróciła ciemnymi oczami i odwróciła się na pięcie, poprawiając przy tym torebkę spoczywającą na ramieniu. Była już w Denver i zostało jej tylko dostanie się do domu. Nie mogła jednak tego zrobić bez bagażu, a ten z kolei utkwił w luku bagażowym. Luk okazał się być zamarznięty i obsługa na lotnisku starała się zrobić cokolwiek, aby się do niego dostać i choć nie miało to trwać nie wiadomo ile, to trwało już ponad dwie godziny, a Red, która nie należała do cierpliwych osób, powoli wychodziła z siebie. Chciała już mieć to wszystko za sobą i wracać z powrotem do swojego mieszkania na Manhattanie i zaszyć się w salonie pod kocem, butelką - ewentualnie trzema - wina oraz jakimś świeżym maszynopisem, który po przeczytaniu, w zależności od tego, czy jej się spodoba czy nie, trafi do druku. 

Z trudem znalazła jakieś wolne miejsce, choć graniczyło to z cudem. Wszędzie szwendali się ludzie, a z głośników płynęło po raz setny ❛❛Last Christmas❜❜. Red nie mogła pojąć tego wszystkiego, a w zasadzie to nawet nie chciała. Usiadła ciężko na niebieskim krzesełku i zdjęła swój płaszcz. Specjalnie ubrała czerwony sweterek, aby wpasować się choć trochę w tę stypę, ale tak naprawdę miała to wszystko daleko gdzieś. Wyjęła z torebki swój telefon, wyłączając od razu tryb samolotowy i rozsiadła się wygodniej. Dziękowała sobie w tamtym momencie, że zainstalowała sobie jakąś grę, bo przynajmniej miała czym zabić czas, a nie tylko bezczynnie się nudzić i czekać na jakikolwiek komunikat. 

— Można się przysiąść? 

━━━━━ 🎄 ━━━━━

dzisiaj dodaje na początek, ale postaram się dodawać raczej w niedziele! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top