Merry Kissmas - occidentaliss
Od zawsze uważałam grudzień za wyjątkowo dziwny miesiąc.
To właśnie w tym okresie ludzie dzielili się na dwie, dość fascynujące grupy. Pierwsza każdego dnia prawie zabijała się w najprzeróżniejszych miejscach o najdrobniejsze pierdoły, starając się w końcu zorganizować te wyjątkowe święta. W domach przeprowadzano istne rewolucje, aby perfekcyjnie wysprzątać od dawna zapomniane zakamarki. Spisywano szaleńczo długie listy zakupów, w których pojawiały się zabawnie brzmiące produkty spożywcze oraz zastraszająco drogie prezenty.
Tylko w takich momentach pieniądze magicznie przestawały mieć jakieś większe znaczenie. O wiele ważniejsze były szerokie uśmiechy zadowolonych bliskich.
Druga część społeczeństwa natomiast za wszelką cenę starała się uchronić od tego kosmicznego zamieszania. Wszechobecny chaos zmuszał ich do ucieczki w jedynie potencjalnie bezpieczne kryjówki. Zamykali się w swoich pokojach, a następnie przechodzili do modlitw, które miały uchronić ich przed ciężką pracą. Byli i tacy, którzy starali się zabłysnąć kreatywnością i serwowali coraz to gorsze wymówki. Słabe wytłumaczenia były jednak dość skuteczną taktyką na wykręcenie się z przydzielonych obowiązków.
Nie było co ukrywać... Zdecydowana większość pragnęła jedynie zasiąść przed telewizorem z kubkiem herbaty lub gorącej czekolady i oddać się wielogodzinnej rozrywce. Jedynie psychopaci czerpali radość z maratonów kuchennych rewolucji w wersji na żywo.
W całym tym potężnym bałaganie znajdowałam się gdzieś pomiędzy, chociaż moje obecne położenie w żadnym stopniu na to nie wskazywało. Klimatyczny bar nawet kilka godzin przed wigilią był wypełniony prawie po samiutkie brzegi, a o wolnym stoliku bez znajomości można było jedynie pomarzyć.
Błyszczące ozdoby oraz migoczące lampki, które zostały rozwieszane po inspirowanym irlandzkimi pubami lokalu, wywoływały ciarki na moim ciele. Unoszący się w powietrzu ostry zapach whisky, w tej chwili mieszał się z wonią żywej choinki oraz pierniczkami, które znajdowały się na każdym możliwym kroku.
Skierowałam pogardliwe spojrzenie w stronę ciastkowego ludzika, którego zwinnych ruchem pochwyciłam w dłonie, aby w następnej sekundzie z największą przyjemnością odgryźć mu głowę. Pojedyncze okruszki opadły na mahoniowy blat, a niektóre, jak na złość zakończyły swój lot na mojej spódniczce.
Wraz z westchnięciem, które opuściło moje rubinowe usta, ulotniło się skrywane głęboko w środku zirytowanie. Pragnęłam, aby te sztucznie szczęśliwe dni odeszły w niepamięć. To nie do końca tak, że byłam przeciwniczką świąt, ale z całego serca nienawidziłam tej radosnej otoczki, którą na siłę starano się wokół nich utworzyć. Wszyscy z mojego otoczenia praktycznie stawali na rzęsach, aby zbudować idealny nastrój, a ja trzymałam się na uboczu tak długo, jak to tylko było możliwe. Z tego też powodu, zamiast wspólnie przygotowywać przepysznie prezentujące się potrawy, czy ubierać wysoką choinkę, dopijałam dopiero drugą szklankę cynamonowej whisky w przypadkowym barze.
Ten wieczór zapowiadał się naprawdę wyśmienicie i nawet wizja nadchodzących wydarzeń nie miała prawa tego zepsuć. W tej sekundzie liczyły się tylko ciastka, alkohol oraz przystojny mężczyzna siedzący samotnie w drugiej części sali.
Wyglądał jak żywcem wyjęty ze stron drogiego magazynu mody. Potargane blond włosy o ciemniejszym odcieniu, aż prosiły się, aby zanurzyć w nich palce. Pojedyncze kosmyki opadały skromnie na jego czoło, zasłaniając tym samym błękitne tęczówki, które skierowane były na jeden z telewizorów. Sprawiał wrażenie zrelaksowanego i całkowicie pochłoniętego sportowym programem, który mieszał się z dźwiękami muzyki dobiegającej z niewielkich głośników. Przyszedł niewiele po mnie i najwyraźniej również szukał sposobu, aby uciec od świątecznego zamieszania.
Za jednym zamachem dopiłam zawartość kryształowego naczynia. Słodki, korzenny smak przyjemnie rozgrzewał mnie od środka, dodając tym samym odwagi, aby zagadać do nieznajomego. Zazwyczaj starałam się unikać takich sytuacji, bo faceci poznani w barach przynosili więcej kłopotów, niż korzyści, ale raz na jakiś czas można było zaryzykować. Gdy miałam podnieść się z zajmowanego miejsca, moją uwagę odwróciła niespodziewana wibracja telefonu. Podążyłam wzrokiem w kierunku zdecydowanie zbyt jasnego urządzenia i skrzywiłam się, widząc nowe powiadomienie.
Z niechęcią wymalowaną na twarzy odblokowałam ekran, po czym kliknęłam wiadomość od siostry.
Alice: Mama daje nam nieźle popalić.
Alice: Ale nie martw się, cała ta zabawa na pewno cię nie ominie!:) postaram się, aby i ciebie wzięła jutro w obroty.
Wstrętny, mały, podły potwór.
Melanie: Nie zrobisz mi tego! Zabraniam ci.
Alice: Oczywiście, że zrobię, siostrzyczko. Z największą przyjemnością.
Alice: Na pewno się ucieszy, gdy przypadkiem dowie się, gdzie właśnie spędzasz czas.
Przewróciłam oczami.
Melanie: Przypadkiem, co? Lepiej gadaj, czego chcesz za milczenie.
Alice: W końcu podchodzisz do sprawy poważnie.
Melanie: Tracę czas i zainteresowanie...
Alice: Pamiętasz, jak ostatnio u ciebie byłam?
Melanie: Niestety pamiętam te bolesne momenty.
Alice: ...
Alice: I pamiętasz, jak poszłyśmy do tej wielkiej galerii handlowej?
Melanie: Boże, litości!
Melanie: Młoda, przejdź do rzeczy...
Alice: Była tam taka piękna, czerwona torebka.
Melanie: Co w związku z tym?
Alice: Znasz już cenę za moje milczenie.
Melanie: Ciebie chyba coś pojebało.
Melanie: Zaczynając od tego, że ktoś przypadkowo dopisał jej z jakieś trzy zera.
Melanie: Kończąc na tym, że wszystko już jest pozamykane, ciołku.
Alice: Nikt nie powiedział, że musisz ją kupić na jutro. Mogę poczekać:)
Oj, poczekasz sobie, pomyślałam.
Melanie: Jedyne, co mogę ci teraz zaoferować, moja słodka Alice, to obietnicę, że nie uduszę cię, gdy tylko spokojnie zaśniesz.
Alice: Ani trochę nie potrafisz się bawić, wiesz?
Alice: Gdzie ta cała magia świąt i miłość do bliskich?
Melanie: W dupie.
Pokręciłam głową z pełną rezygnacją. To było makabrycznie żenujące zachowanie z mojej strony, ale tak już po prostu miałam, gdy chodziło o moją wredną siostrzyczkę. Między nami były prawie cztery lata różnicy, jednak nie stało to na przeszkodzie, abyśmy utrzymywały ze sobą całkiem dobry kontakt. Wciąż tkwiła na krańcu świata i od czasu do czasu zabierałam ją do Sacramento, aby zapoznała się z zasadami miejskiego życia.
A teraz zamiast być mi za to wdzięczna, wykorzystywała moją dobroć!
Alice: Kochana jak zwykle...
Alice: Eh, postaraj się być jutro wcześniej, proszę! Bez ciebie oszaleję.
Melanie: Będę najwcześniej jak to tylko możliwe.
Niechętnie wcisnęłam przycisk wyślij. Z całego serca wolałam przeciągać moment powrotu w nieskończoność. Domyślałam się jednak, co aktualnie wyprawiało się w domu. Mama była tą kobietą, która musiała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Zapewne już teraz chodziła po ścianach i wyrywała sobie zaciekle włosy z głowy, bo miała jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.
Na samą myśl było mi szkoda Alice. Ale z drugiej strony... Ja już swoje przeżyłam, teraz przyszła jej kolej na te coroczne tortury.
Zerknęłam po raz ostatni na telefon. Nie miałam w planach wisieć na nim przez resztę wieczoru.
Alice: Trzymam cię za słowo!
Uśmiechnęła się mimowolnie, po czym uniosłam wzrok znad urządzenia. Rozejrzałam się po przepełnionym pomieszczeniu, a kiedy spostrzegłam upragniony cel, zmarszczyłam zaskoczona brwi. To jakieś żarty!
W czasie, gdy spokojnie odpisywałam na wiadomości mojej młodszej kopii, pan przystojniak znalazł sobie towarzystwo. Westchnęłam cicho. Straciłam taką piękną szansę...
A co jeżeli to właśnie on miał okazać się moją bratnią duszą? Rzecz w tym, że nie miałam szans się już tego dowiedzieć, ponieważ mężczyzna o powalającym uśmiechu, był zdecydowanie zbyt zajęty flirtowaniem z naprawdę przepiękną brunetką. Nie miałam powodów, aby go winić. Z chęcią sama bym do niej zagadała.
Odwróciłam głowę, aby dać im trochę prywatności. Jeszcze tego brakowało, aby ktoś mnie przyłapał na bezczelnym wpatrywaniu się. Wolałam nie wyjść na jakąś stukniętą wariatkę. Złapałam za pustą szklankę oraz torebkę, a następnie skierowałam swoje kroki w stronę lady barowej. Miałam w planach ponownie zamówić to samo, po czym wrócić do domu. Skoro już i tak obiecałam Alice, że przyjadę wcześniej, musiałam być wystarczająco trzeźwa, aby wsiąść rano za kółko.
Czekało mnie prawie dwie i pół godziny drogi przy ładnych warunkach, na które zapewne nie miałam, co liczyć. Jeżeli nie spotka mnie zawierucha śnieżna, to na milion dolarów wystoję swoje w przeogromnych korkach. W duchu rozpoczęłam niemiłosiernie długie odliczanie do tej niesamowitej przejażdżki! Przecież na pewno każdy marzył, aby w wigilijny poranek rwać sto osiemdziesiąt kilometrów do małego miasteczka, aby zjeść kolację w niezręcznej atmosferze.
Tak było od kiedy tylko sięgam pamięcią. Cała moja rodzina zjeżdżała się do tej przeklętej dziury zabitej dechami. Homewood położone było nad jeziorem Tahoe w stanie Kalifornia i liczyło sobie niewiele ponad dwustu mieszkańców. To urokliwe miejsce w okresie zimowym wyglądało jak ujęcie z typowego świątecznego filmu. Przepięknie ośnieżona okolica oferowała liczne stoki narciarskie z zapierającymi dech w piersi widokami. Barwnie przystrojone domy mogłyby robić furorę na skalę światową. Nikt nawet nie wspominał o oszczędzaniu, gdy przychodził moment przystrajania podwórka. Niepisane zawody na najładniejszy budynek cieszyły się przeogromną sławą.
Na samą myśl poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. To przerażające, jak w prosty sposób niewinna i malowniczo prezentująca się okolica, może przywoływać tyle rozrywających duszę wspomnień.
Wypuściłam powoli powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam. Nie było sensu zadręczać się paskudnymi myślami. To tylko parę dni, powtarzałam sobie bez przerwy. Zleci, zanim się zdążę obejrzeć.
A przynajmniej taką miałam nadzieję.
Odstawiłam pustą szklankę na połyskujący blat, po czym uniosłam telefon. W kolejce przede mną stały trzy osoby, więc miałam dodatkową chwilę, aby pomyśleć nad ostatecznym wyborem, chociaż i tak doskonale wiedziałam, co zamówię. To była taka drobna, zimowa tradycja.
Z braku lepszych opcji, na zabicie czasu zdecydowałam się na pierwszą aplikację, która nasunęła mi się pod palec. Twitter.
Doskonale pamiętałam czasy, gdy spędzałam w tym miejscu większość swojego życia. Wylewałam na nim wszelkie smutki i cieszyłam się każdym serduszkiem, które pojawiło się pod moim dennym wpisem. Teraz ta społeczność to była istna wylęgarnia bezsensownych dram, które za każdym razem prowadziły praktycznie donikąd. Aż żal było patrzeć, co media społecznościowe robiły z niewinną młodzieżą.
Bez większego zastanowienia zaczęłam przewijać główną stronę w poszukiwaniu... Sama tak dokładnie nie wiedziałam czego. Ostatnim razem, gdy poświęciłam trochę więcej uwagi na wpisy niektórych użytkowników, aż rozbolała mnie głowa. Ludzie naprawdę tracili bezcenny czas na kłótnie dotyczące, chociażby tego, co powinno dodać się najpierw do miski – płatki czy mleko. Szczerze mówiąc? Dalej nie byłam pewna, która strona w tej zaciekłej bitwie odniosła upragnione zwycięstwo.
– Co dla pani? – Wyjątkowo uprzejmy barman skierował to pytanie w moją stronę. Nacisnęłam przycisk blokujący ekran, po czym odruchowo odłożyłam telefon na ladę.
– Jack Daniel's Tennessee Fire. Z lodem. – Uśmiechnęłam się delikatnie do mężczyzny, a ten od razu odwzajemnił ten gest. Nie tracąc więcej czasu, zaczął przygotowywać to niezbyt szczególnie wymagające zamówienie.
Skupiłam uwagę na jego płynnych ruchach. Zręczne i pewne ręce bez większego trudu pochwyciły schłodzoną butelkę alkoholu. Aż po cichu żałowałam, że nie zamówiłam jakiegoś wymyślnego drinka, aby móc przyjrzeć się drobnemu pokazowi jego umiejętności.
– Ładne zdjęcie. – Zmarszczyłam brwi, słysząc twardy, ale jednocześnie przyjemny głos, który dobiegł tuż zza moich pleców. – Czy to twój chłopak?
– Słucham? – Zerknęłam odruchowo w stronę komórki i przeklęłam siarczyście w myślach. Zamiast ją zablokować, musiałam nieświadomie przejechać po niej dłonią, tym samym wciskając kilka przypadkowych pozycji. W ten oto sposób, na dość mocno rozjaśnionym telefonie prezentowało się zdjęcie pewnego faceta.
– Oh, chciałabym – zażartowałam, po czym odwróciłam się w stronę nieznajomego, a na moje policzki od razu wpłynął palący rumieniec. Kurwa.
– Myślę, że mogłabyś mieć u mnie całkiem spore szanse. – Mężczyzna posłał w moim kierunku uśmiech, przez który nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa.
– Ja... To znaczy ty... – zaczęłam się mieszać. W głowie posiadałam kompletną pustkę. Nie miałam nawet pojęcia, jak powinno się budować się poprawnie zdania. – To zdjęcie...
– Wdech i wydech. – Zaśmiał się ciepło, a następnie przysunął bliżej lady. – Dla mnie będzie to samo, co dla tej pani. Na mój koszt.
Czy to był sen?
Zdecydowanie!
Nie widziałam żadnego innego wyjaśnienia na tę szalenie pokręconą sytuację. Tylko ja mogłam mieć takie szczęście i jednocześnie przypał na skalę stulecia! Jakim cudem facet jego pokroju w ogóle znalazł się w takim barze? Ten lokal raczej nie należał do szczególnie prestiżowych, a koleś, którego było stać praktycznie na kąpiele w tej whisky, zapewne nigdy nie postawiłby tutaj swojej nogi.
Jayce Monroe. Pieprzony Jayce Monroe stał jak gdyby nigdy nic tuż przede mną, opierając się bokiem o mahoniowy blat. Nie byłam w stanie pochwycić choćby jednej racjonalnej myśli. Wszystko w moim umyśle wirowało. Brakowało jeszcze tego, aby i świat zaczął się kręcić.
Dopiero po chwili spostrzegłam, że wpatrywał się we mnie badawczym spojrzeniem. Musiałam wyglądać naprawdę komicznie.
– Przepraszam – zaczęłam powoli. – Zazwyczaj się tak nie zachowuję.
– Nie musisz się tłumaczyć – odpowiedział spokojnym tonem, ale dałabym sobie uciąć rękę, że skrywała się w nim nutka rozbawienia.
– Zapewne to nie pierwsza taka sytuacja. – Pokręciłam głową.
– Cóż, w większości swoje zdjęcia widuję na telefonach zdecydowanie młodszych fanek – powiedział z zadziornym uśmieszkiem, który w perfidny sposób wpłynął na jego usta.
– Ty... – Ugryzłam się w język. – To zdjęcie to wyjątkowo idiotyczna i cholernie niezręczna pomyłka. Nawet nie zauważyłam, kiedy w nie kliknęłam.
– Jasne. – Puścił oczko w moją stronę, a krew w żyłach zaczęła mi wrzeć. Zanim powiedziałam o kilka słów za dużo, pojawił się barman, który przysunął szklanki, jak najbliżej nas. Niewiele myśląc, złapałam w dłoń swój alkohol i upiłam kilka drobnych łyków. O wiele lepiej.
– I żeby było jasne. – Uniosłam nieznacznie głowę, aby lepiej mu się przyjrzeć. – Nie jestem twoją fanką. Obejrzałam serial, w którym grałeś. To chyba jeszcze nie jest zbrodnia?
– Na całe szczęście nie. – Uśmiechnął się delikatnie. – Podobał ci się?
– Był znośny. – Wzruszyłam ramionami. Nie mogłam przecież od razu paść na kolana i zachwycać się, jaki to on nie był cudowny.
Chociaż swoją drogą... Naprawdę taki był. I chcąc nie chcąc, mogłabym go bez większych wyrzutów sumienia uznać za jeden z lepszych, jakie obejrzałam w ciągu tego roku. Nic dziwnego, że od razu zyskał sporą popularność, powodując tym samy rozgłos dla nowych aktorów, którzy dopiero wkraczali w świat tej szalonej branży.
Jayce był tego świetnym przykładem. Przed wypuszczeniem produkcji chyba nikt o nim nie słyszał, a teraz? Co kilka kliknięć rzucały się w oczy artykuły na jego temat, filmiki wykonane przez fanów oraz tak, jak przed chwilą, przepiękne zdjęcia. Wraz z kolejnymi odcinkami pojawiały się nowe współprace, które szybko pozwoliły mu na zdobycie zapewne upragnionej sławy.
– Ranisz moje serce. To chyba najsłabsza opinia, jaką ktoś mi powiedział prosto w oczy.
– Ludzie zawsze mówią ci tylko miłe rzeczy? – zapytałam z przekąsem.
– W większości. I zdecydowanie wolałem trzymać się tamtej wersji – zażartował, a następnie upił łyk alkoholu, przez co skrzywił się minimalnie i zerknął w moim kierunku. – Mocna.
– Smak idealnie pasuje do obecnego klimatu – stwierdziłam z minimalnym rozbawieniem w głosie. – Plus, wcale nie jest taka mocna. Słodycz w niej zwycięża.
– Słodycz? – Uniósł brwi zaskoczony. – Wali cynamonem na kilometr.
– Bo tak jakby znajduje się w niej likier cynamonowy. – Zaśmiałam się. – A jak się postarasz, to wyczujesz również nutę wanilii.
– Jak można pić coś takiego? – Pokręcił głową z dezaprobatą.
– Wypij jeszcze dwie kolejki i jestem pewna, że stracisz dla niej głowę.
– Albo przez nią – mruknął z delikatnym uśmiechem. – I brzmi to trochę jak wyzwanie.
– Może właśnie nim jest? – rzuciłam niewinnie dopiero po chwili, podejmując tym samym jego drobną grę.
– Muszę cię niestety zmartwić, ponieważ nie podejmuję wyzwań od kobiet, których imienia nie znam.
Niezła zagrywka, pomyślałam.
– Melanie – odparłam grzecznie. – Twoje, jak możesz się zapewne domyślić, już znam.
– Melanie – powtórzył, a w jego ustach brzmiało ono zdecydowanie inaczej. Przyjemniej.
– Więc, jak będzie? Skoro już poznałeś ten niesamowicie wielki sekret, dasz się namówić?
– Nie mam innego wyjścia – odparł, a następnie odepchnął się z gracją od lady. – Ale nie będziemy tutaj chyba tak sterczeć cały ten czas, prawda? Moglibyśmy przenieść się na przykład do twojego stolika, gdzie będzie o wiele wygodniej.
– Myślę, że to całkiem niezły pomysł. – Przytaknęłam.
Byłam mu nawet wdzięczna, że to zaproponował. Sama niezbyt szczególnie chciałam wychodzić z podobną inicjatywą, aby jeszcze bardziej się nie skompromitować.
Z każdą kolejną chwilą coraz więcej osób zaczynało gromadzić się wokół nas, pragnąc zamówić przesadnie drogie drinki. W takich miejscach rządziła pewna, dość zabawna zasada. Im dziwniejsza nazwa danej pozycji, tym większa cena.
Po raz pierwszy w życiu cieszyłam się ze swoich marnych zdolności wymowy fikuśnych słów, ponieważ w innych okolicznościach, wyczyściłabym kartę bankową do okrągłego zera.
Upewniając się, że tym razem telefon został odpowiednio zablokowany, schowałam go do torebki, a następne skierowałam swoje kroki w stronę zajętego miejsca. Czarny materiał rozrzucony na kanapę spełnił swoje zadanie. Pomimo ogromnego tłoku, długi płaszcz robił za całkiem niezłego ochroniarza.
Kiedy usiedliśmy, zerknęłam odruchowo w stronę podpitej już pary, która bawiła się w najlepsze. Wciąż miałam na nich idealny widok, ale na całe szczęście nie musiałam im niczego zazdrościć. W końcu również znalazłam sobie własne towarzystwo i to cholernie przystojne, jeżeli miałam być szczera.
– Dalej uważam, że to dość zaskakujący wybór, jak na kobietę – stwierdził, jednak widząc moje pytające spojrzenie, pokręcił pośpiesznie głową. – Źle to zabrzmiało.
– Udam, że tego nie słyszałam i pozwolę ci się poprawić.
– Chciałem jedynie podkreślić, że w większości, kobiety z mojego otoczenia sięgają po coś delikatniejszego. Ewentualnie bardziej kolorowego. Nie miałem niczego strasznego na myśli.
– To dalej brzmi równie kiepsko, co poprzednio, ale chyba domyślam się, do czego dążysz. Stawiam na klasyki. Lubię spędzić czas z czymś prostym, a zarazem wystarczająco stanowczym.
– Jesteś pewna, że dalej opisujesz alkohol? – zapytał zadziornie.
– Możesz zinterpretować moją odpowiedź, jak tylko sobie chcesz. Niech wyobraźnia cię nie ogranicza. – Zaśmiałam się, upijając nieduży łyk trunku. Musiałam go stopniowo dawkować, bo i tak zaczynało szumieć mi w głowie.
– Nią akurat nie musisz się w żaden sposób przejmować – odparł. – Jestem bardzo kreatywny, ale mam pewne przeczucie, że i tobie jej nie brakuje.
– Kreatywności? Nie jest ona moją mocną stroną, ale jeszcze nie ma tragedii. Czasami potrafię się wykazać.
– Może podasz jakiś przykład? – Uśmiechnął się zachęcająco.
– Wypiłam za mało, aby zacząć się popisywać – parsknęłam rozbawiona. – Już i tak mocno wyszłam ze swojej strefy komfortu.
– Zazwyczaj nie rozmawiasz z przypadkowymi facetami w barze?
– Zazwyczaj nie rozmawiam z przypadkowymi aktorami w barze. – Na moje usta wpłynął delikatny uśmiech.
– Mój zawód niezbyt szczególnie odróżnia mnie od pozostałych osób. – Wzruszył ramionami z nutką irytacji w głosie. – Nie przepadam za ciągłym podkreślaniem tego faktu. Najwyraźniej jeszcze nie zdążyłem przywyknąć do tych aspektów sławy.
– Przepraszam. – Starałam się, aby ten zwrot brzmiał naprawdę szczerze. – Głupio wyszło, nie pomyślałam, że to może ci w jakiś sposób przeszkadzać.
– Z czasem robi się to męczące, gdy ludzie z góry cię oceniają. Przypisują ci pewne cechy, których za nic w świecie nie możesz się pozbyć – odparł spokojnie, a następnie z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie. – Wybacz. Zaczynam gadać od rzeczy. Pozwolę sobie zwalić winę na alkohol.
– Nie! – wypaliłam od razu troszeczkę za głośno. Ugryzłam się w język, po czym łagodniejszym tonem dodałam: – Nie gadasz od rzeczy, właściwie powiedziałeś samą prawdę. Prościej jest kogoś zaszufladkować, niż odkrywać kawałek po kawałeczku. Przyznaję się do tego drobnego błędu i postaram się go naprawić.
– A ja postaram się lepiej dobierać słowa. – Uniósł swoją szklankę, a ruchem dłoni wskazał, abym zrobiła to samo. Niezwłocznie wykonałam polecenie mężczyzny. – Melanie, coś czuję, że uda nam się odnaleźć wspólny język. Uważam, że powinniśmy za to wypić.
– Jak najbardziej się z tobą zgadzam. – Zachichotałam, a następnie idąc w ślady Jayce, upiłam łyk alkoholu.
Z każdym kolejnym wypowiedzianym zdaniem, czułam się, jakbym rozmawiała z najlepszym przyjacielem. Pomimo drobnego potknięcia na samym początku, dogadywaliśmy się wręcz cudownie. Praktycznie czytaliśmy sobie w myślach.
Może była to jedynie zasługa procentów, które zdążyliśmy spożyć, ale musiałam przyznać, że nie pamiętałam, kiedy ostatnim razem bawiłam się tak dobrze. Jayce okazał się być zupełnie inny, niż zakładałam. Pewność siebie, która biła od niego na kilometr, potrafiła porządnie wprowadzić drugą osobę w zakłopotanie, ale im dłużej przebywaliśmy w swoim towarzystwie, tym łatwiej było mi do tego przywyknąć.
Brunet, z którym spędziłam ostatnie cztery godziny, skrywał przed światem wiele fascynujących sekretów i nie mowa o żadnych sprośnych, czy kompromitujących szczegółach, a czymś całkowicie przyziemnym.
Wyjawił mi na przykład, że posiadał słabość do puchatych zwierzątek, w szczególności królików. Uwielbiał gotować oraz testować nowe przepisy, a największym wrogiem mężczyzny od zawsze było łyżwiarstwo, bo chociaż próbował już dosłownie wszystkiego, jego dwie lewe nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
– Mam wrażenie, że mówię cały czas tylko o sobie, a ty jedynie słuchasz tej paplaniny. Chętnie dowiedziałbym się teraz czegoś ciekawego o tobie, Melanie – uśmiechnął się zachęcająco.
– Nie widzę niczego złego w roli zwykłego słuchacza – odparłam spokojnie. – W tym jestem akurat o wiele lepsza niż w mówieniu. Plus, masz przyjemny głos.
Wzruszyłam nieznacznie ramionami, a wzrok przeniosłam w stronę pustej szklanki. Nie byłam do końca pewna, ile tak właściwie wspólnie wypiliśmy, ale na pewno przekroczyłam ustalony początkiem tego wieczoru limit.
– Może zamówię jeszcze jedną kolejkę? – zapytał, gdy zauważył moje spojrzenie.
– Nie powinnam... – westchnęłam cicho, ale ostatecznie pokiwałam głową. – Uznajmy, że będzie to ostatnia rundka. Muszę jakoś wyjść z tego baru o własnych siłach.
– Najwyżej cię stąd wyniosę. – Zaśmiał się, a następnie podniósł się ze swojego miejsca. – Ale musisz mi obiecać, że nigdzie się stąd nie ruszysz.
– Nie mam zamiaru uciekać. Będę tutaj grzecznie czekać, panie Monroe. – Uniosłam wzrok, przez co nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jego intensywne, zielone tęczówki skrywały coś, czego nie byłam w stanie na ten moment odpowiednio odczytać.
W odpowiedzi posłał mi nieznaczny uśmiech, po czym skierował swoje kroki w stronę barmana, który zapewne mógł się domyślić, o co Jayce ponownie poprosi.
Otoczenie stawało się coraz spokojniejsze. Nie licząc naszej dwójki, w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze z siedem osób. Większość zebrała się chwilę po północy, gdy śnieg zaczął padać z dużą intensywnością. Grube płaty opadały na każdą możliwą, powierzchnie, otulając ulice Sacramento przepięknym, białym puchem, który iskrzył się w świetle ulicznych lamp.
W pełni skupiłam się na swoich dłoniach, a w głowie miałam kompletną pustkę. Cała ta zaistniała sytuacja wciąż była dla mnie czymś, czego nie byłam w stanie sensownie opisać. Wybierając się do tego lokalu, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym spędzić tak cudowny czas. Każde wymienione słowo z mężczyzną prowadziło do nowego, wspólnego tematu. Gdyby nie późna godzina i wizja bolesnej pobudki, z przyjemnością siedziałabym z nim, aż do białego rana. Sam wyglądał na kogoś, kto nie chciał kończyć jeszcze tej nocy.
– Ten gość ma już nas chyba dość. – Usłyszałam przyjemny, głęboki głos, który wyrwał mnie z rozmyślań. – Zanim otworzyłem usta, aby złożyć zamówienie, prawie wcisnął mi kolejne szklanki w dłonie.
– Nic dziwnego, skoro od kilku godzin pijemy tylko to. – Zachichotałam, a Jayce ponownie usiadł na swoim fotelu. – Mówiłam, że będzie ci smakować.
– Jest znośna. – Puścił oczko, na co pokręciłam głową z wyraźnym rozbawieniem.
Palcami delikatnie stukałam w przyjemnie chłodny kryształ, w którym znajdowała się whisky. Nie byłam do końca przekonana, czy kolejna dawka alkoholu była mądrą decyzją, ale czułam, że warto było zaryzykować.
Mój towarzysz zimowej niedoli usiadł wygodniej, prostując tym samym swoje długie nogi. Pojedyncze kosmyki ciemnych jak smoła włosów, opadły mu na przyjazną twarz, na której można było dostrzec pierwsze oznaki zmęczenia.
– Wyglądasz, jakbyś miał tutaj za moment zasnąć – stwierdziłam zadziornie.
– Wydaje ci się, przecież noc jest jeszcze młoda – odpowiedział od razu. – Ja dopiero budzę się do życia.
– Och, tak. Oczywiście. – Skwitowałam śmiechem słowa mężczyzny.
– Jeszcze kilka takich tekstów, a będę zmuszony udowodnić ci, jak bardzo się mylisz. – Na jego ustach od razu pojawił się wyzywający uśmieszek, który nie oznaczał niczego dobrego.
– Nie strasz, nie strasz... – zaczęłam rozbawionym tonem. – Ale wracając do poważniejszych tematów, nie musisz wracać do domu? Pewnie za kilka godzin będziesz musiał jakoś prezentować się przy rodzinnym stole.
– Nie dzisiaj – powiedział dopiero po dłuższej chwili. – W tym roku zostałem sam.
– Mówisz poważnie? – Uniosłam zaskoczona brwi, jednak od razu zganiłam się za taką reakcję. – Wybacz, po prostu trochę się tego nie spodziewałam.
– Gdyby było inaczej, zapewne nie siedziałbym teraz w barze.
– Na mnie czeka rodzinne spotkanie – odparłam niechętnie. – A jednak jestem tu razem z tobą.
– Czyżbyś nie była fanką świąt? – Przechylił głowę.
– W pewnym stopniu jestem. – Zamilkłam, próbując odpowiednio zbudować kolejną wypowiedź. – Nienawidzę sposobu, w jaki muszę je spędzać. Od kilkunastu lat wszystko wygląda tak samo. Wielkie przygotowania, zjazd rodziny z każdej części kraj. – Przetarłam twarz dłonią. – Żałosny obrazek wyciągnięty żywcem z tych wszystkich świątecznych komedii.
– To brzmi zajebiście. – Zaśmiał się dźwięcznie. – W przeciwieństwie do ciebie, zazwyczaj spędzam ten czas tylko z rodzicami. Nie utrzymujemy głębszych relacji z dalszą częścią rodziny, ale nie jest to zbyt fascynujący temat.
– Mogę wiedzieć, dlaczego tym razem jest inaczej? – zapytałam z nutką niepewności.
– Zatrzymała ich paskudna śnieżyca w Nowym Jorku. Odwołali wszystkie loty, więc nic nie byli w stanie zrobić.
– To straszne. – Zerknęłam w jego kierunku. – Naprawdę mi przykro, trochę do dupy spędzać czas w tym miejscu samotnie.
– Trochę. – Kiwnął głową na potwierdzenie moich słów. – Ale musisz mi teraz powiedzieć, jak to jest w takim dużym, ciepłym gronie. Zawsze chciałem doświadczyć czegoś takiego.
– Proszę cię, gdybyś tylko przekroczył próg mojego domu, od razu zmieniłbyś zdanie i uciekł, gdzie pieprz rośnie – zażartowałam. – Gdzie nie spojrzysz, tam tylko ktoś czeka, aby uprzykrzyć ci życie.
– Jesteś bardzo pewna swoich słów, chyba wyczuwam kolejny zakład w powietrzu – odrzekł z wyraźnym zaciekawieniem.
– Jeden już dziś przegrałeś. Aż tak bardzo chcesz, abym ponownie skopała ci ten śliczny tyłek? – zapytałam wrednie, po czym ugryzłam się w język. Nie powinnam mówić takich rzeczy, ale alkohol przejmował kontrolę nad moim ciałem. – Ale śmiało, nie krępuj się. Jeżeli tylko jakimś cudem trafisz do tej dziury zabitej dechami, to miejsce na pewno się dla ciebie znajdzie. Moja mama od zawsze powtarzała, że im więcej, tym lepiej.
– Przemyślę tę propozycję – stwierdził bez większego zaangażowania, chociaż nie byłam do końca pewna, czy nie kryło się za tym coś szczególnego. – Jednak dalej kilka faktów nie daje mi spokoju. Skoro wersja z rodzinką w tle nie jest twoim faworytem... Jak wyglądałyby w takim razie twoje wymarzone święta?
– To akurat banalnie proste pytanie! Wyobraź sobie tylko palące słońce, wygodny leżak, ogromny basen oraz przystojny kelner, który przynosi ci wymyśle drinki. To dopiero brzmi jak opis prawdziwego raju. – Zaśmiałam się. – Jakaś egzotyczna wyspa, daleko stąd byłaby zdecydowanie lepszą opcją, niż zakopane w śniegu po same dachy Homewood.
– Może gdyby tylko zamienić kelnera na kelnerkę, to skusiłbym się na taką ofertę – odpowiedział, nie powstrzymując się nawet od śmiechu. – Muszę przyznać, że mimo wszystko nie spodziewałem się takiej wersji. Jesteś pełna niespodzianek, Melanie.
– Wychodzę z założenia, że przewidywalność jest mocno przereklamowana – podsumowałam.
– Więc masz w planach jeszcze czymś mnie zaskoczyć, kotku? – zapytał wyzywająco, a ja od razu zwróciłam uwagę na użyty przez niego zwrot. Robiło się interesująco.
– Jeżeli ładnie poprosisz – podjęłam się tej zaskakującej gry.
– Czyli tak zamierzasz się teraz bawić? – Uniósł z rozbawieniem jedną brew, ale już po krótkiej chwili postawa mężczyzny całkowicie się zmieniła. Nagle powrócił pewny siebie Jayce. Jego twarz stała się ostra i na pewien sposób... drapieżna. Intensywne spojrzenie, którym obdarzał mnie przez większość wieczoru, pozbawiło mnie jakichkolwiek racjonalnych myśli. Przez całą długość pleców przebiegł mnie przyjemny dreszcz, gdy ten jedynie nachylił się w moim kierunku. – Chciałabyś, abym cię prosił, Melanie? A może byłabyś zadowolona, dopiero gdy zacząłbym cię błagać? – wymruczał, a oddech zamarł mi w piersi.
– Ja... – zaczęłam, jednak głos uwiązł mi w gardle. Zanim zdążyłam cokolwiek dodać, do moich uszu dobiegł głośny śmiech Monroe.
– Wybacz, nie mogłem się powstrzymać – wypowiedział te słowa z niemałą trudnością, przez rozbawienie, którego nie mógł już kontrolować. – Cieszę się, że na ciebie to również zadziało.
Prychnęłam cicho. Pogrywał sobie ze mną, oczywiście. Jak mogłam pomyśleć, że jego czyny prowadzą do czegoś innego? Musiałam być naprawdę pijana.
– Nie schlebiaj sobie – mruknęłam pod nosem. – Po takiej ilości alkoholu, każdy by tak na mnie zadziałał.
– Już się nie złość, piękna. – Pokręcił głową, starając się uspokoić. – Twoja mina była warta ryzyka.
– Cieszę się, że cię nie rozczarowałam. – Przewróciłam oczami, po czym sięgnęłam po szklankę, a następnie wypiłam ostatni łyk słodkiej zawartości. – Powinnam się już zbierać.
– To chyba nie przez to, co zrobiłem, prawda? – zapytał od razu zdezorientowany. – Nie miałem zamiaru cię przestraszyć.
– Nie zrobiłeś nic złego – odparłam, zbierając swoje rzeczy. – Jednak tak, jak już wcześniej wspomniałam. Rodzina na mnie będzie czekać, a podróż w takich warunkach... – westchnęłam, kierując wzrok w stronę przyciemnianej szyby. – Zapewne będzie ciągnąć się w nieskończoność.
– Rozumiem – powiedział dopiero po dłuższej chwili. – To był cudowny wieczór.
– Jestem tego samego zdania – uśmiechnęłam się mimowolnie. – Dziękuję ci za niego i... Wesołych świąt.
– Wesołych świąt, Melanie.
***
Poranek okazał się brutalniejszy, niż przewidywałam. Nieustępliwy ból głowy i szaleńczy kac opóźnił planowy wyjazd o kilka ładnych godzin. Miałam opuścić niewielkie mieszkanie chwilę po jedenastej, a dochodziła prawie piętnasta, gdy w końcu skierowałam swoje kroki do samochodu, który na dzień dobry nie chciał odpalić. Jak mogłoby być inaczej? Na całe szczęście była to jedynie drobna zagrywka z jego strony i po kilku próbach, wreszcie wystartowałam.
Co zaskakujące, ruch na drogach nie był wcale aż taki tragiczny, jak początkowo zakładałam. Najwięcej czasu straciłam przebijając się przez zatłoczone ulice Sacramento, ale gdy wyjechałam na trasę, wszystko zaczynało się układać. W trakcie jazdy zrobiłam krótką przerwę na toaletę oraz największą, czarną kawę, jaką oferowali na stacji benzynowej.
Mimo wszystko droga i tak zajęła mi ponad trzy godziny. Z każdym kolejnym kilometrem dostrzegałam, jak krajobraz diametralnie się zmieniał. Ostatnie zarysy miejskiego życia można było dostrzec w tylnym lusterku. Na każdej uliczce mijałam stare, czasami zapomniane domy, które straszyły zagubionych turystów, a pojedyncze budynki nadawały się już tylko do natychmiastowej rozbiórki. Chociaż większość uznałaby ten obraz za nieszczęśliwy, mi przypominał o rodzinnych stronach.
Te smutne, niszczejące okolice miały prawo jeszcze istnieć, ponieważ zachłanni inwestorzy położyli na nich swoje łapska. Rozległe tereny jeziora Tahoe były prawdziwą żyłą złota dla biznesmenów branży hotelowej, turystycznej i sportowej. Wykorzystywali każdy aspekt tutejszych urozmaiceń. Latem oferowano liczne wodne atrakcje oraz piesze wędrówki po przepięknych wzniesieniach, a w trakcie panującej zimy przekształcano je na bajeczne stoki narciarskie. Ta niepozorna lokalizacja, która nawet nie posiadała osobowości prawnej, przyciągała tysiące pragnących wrażeń idiotów, którzy potrafili zapłacić grubą kasę za spędzenie tutaj wolnego czasu.
Sama, gdybym tylko mogła, zapewne nigdy bym tutaj nie wracała.
Jednak jakby na to nie spojrzeć, mieszkańcy właśnie na tym zarabiali. Liczne hotele i restauracje przynosiły niewyobrażalne zyski właścicielom, a pracownikom pozwalały przeżyć jedynie kolejne dni. W tym wszystkim pojawiały się drobne wyjątki i to właśnie dzięki nim, niektórzy potrafili wyłamać się z tego żałosnego schematu. Mój ojciec był tego świetnym przykładem. Zamiast akceptować brutalną rzeczywistość taką, jaką była, wziął sprawy w swoje ręce i zdobył się na otwarcie własnego biznesu. Po kilku miesiącach stał się prawdziwą szychą Homewood i do końca życia zapewne nie wybaczy mi, że odmówiłam udziału w całym tym cyrku.
Z moich ust wydobyło się zmęczone westchnięcie, gdy tylko ujrzałam zieloną tabliczkę.
– Witaj w domu – mruknęłam pod nosem, a następnie skręciłam w lewo. Nie musiałam zbyt długo wyczekiwać na doskonale znajomy widok. Ogromna, drewniana posiadłość wybudowana kilkanaście lat temu za każdym razem robiła potężne wrażenie. W szczególności teraz, w całej tej zimowej scenerii. Świąteczne ozdoby porozwieszane na każdym możliwym elemencie konstrukcji, wręcz krzyczały, że wszyscy czekają już tylko na mnie.
Z trudem zaparkowałam samochód, modląc się, abym w niedalekiej przyszłości była w stanie wyjechać z potężnej zaspy. Zapowiadano w nocy kolejne opady śniegu, a to oznaczało utratę kilku głównych dróg dojazdowych.
Wychodząc z pojazdu, przeklinałam wszystko, co tylko istniało na tym świecie. Siarczysty mróz nieprzyjemnie zaczął szczypać odsłoniętą twarz, a rozgrzane dłonie musiałam od razu schować do kieszeni. Idealna cisza, która mnie przywitała, już po kilku sekundach została drastycznie przerwana głośnym otwarciem drzwi frontowych.
– Mel! – Krzyki najbliższych rozniosły się po całej okolicy, a ja zmusiłam się do sztucznego uśmiechu.
– Jak dobrze cię widzieć, córeczko! Już myślałam, że nigdy nie uda ci się dojechać. – Pogodny głos mamy otulił moje zmarznięte serce.
– Obiecałam, że przyjadę – odparłam spokojnie. – Miałam pewne trudności, ale jakoś się udało.
– Mówiłam ci już wieki temu, abyś wymieniła tego grata na jakieś porządniejsze auto! – uniosła się, posyłając piorunujący wzrok w stronę mojego ledwo trzymającego się jeepa. – Pewnego dnia zatrzymasz się gdzieś pośrodku niczego i dopadną cię kojoty albo niedźwiedzie!
– Mamo, nie dramatyzuj – westchnęłam błagalnie. – Żyję, mam się dobrze! Może poza faktem, że umieram z głodu.
– Na całe szczęście z tym sobie szybko poradzimy! Przygotowaliśmy tonę jedzenia, będziesz miała w czym wybierać, kochanie. – Uśmiechnęła się ciepło. Wiedziałam, że ta zagrywka od razu odwróci jej uwagę od wcześniejszego tematu. – Chodźmy do środka. Wyglądasz, jakbyś miała za chwilę zamienić się w sopel lodu. – Zachichotała.
Pokręciłam nieznacznie głową, po czym sięgnęłam po swoje bagaże. Nie zabrałam ze sobą szczególnie dużo, niezbędne rzeczy wciąż miałam w swoim starym pokoju. Aby nie tracić czasu oraz resztek ciepła, ruszyłam za rodzicielką do oświetlonego budynku. Już na wejściu powitał mnie zapach pysznego jedzenia, na co brzuch wydał z siebie żałosne burknięcie. Marzyłam, aby pochłonąć każdą przygotowaną potrawę.
– Odśwież się i przywitaj się z resztą. Alice powinna być jeszcze u siebie w pokoju, pakuje ostatnie prezenty, więc jeżeli chcesz mieć niespodziankę, lepiej zapukaj, zanim wejdziesz do środka.
– Oczywiście, mamo. Jak mogłabym inaczej? – Pozbyłam się zimowych butów oraz płaszcza, a następnie czym prędzej udałam się po dębowych schodach na piętro. Przeczuwałam niekończące się przytyki Alice na temat mojego karygodnego spóźnienia, ale liczyłam, że zrozumie, kiedy wyjawię jej pewne szczegóły dotyczące tej straszliwej niesubordynacji.
Wrzuciłam torbę do swojego starego pokoju, po czym ruszyłam na sam koniec długiego korytarza. Zapukałam do ciężkich drzwi, a gdy tylko usłyszałam stłumione „proszę", nacisnęłam klamkę.
– Cześć, zołzo – powiedziałam radosnym głosem, a dziewczyna od razu zerwała się ze swojego łóżka.
– W końcu jesteś! – wykrzyknęła, a już po kilku sekundach zostałam zamknięta w szczelnym uścisku. – Jak mogłaś mi to zrobić?! Przez trzy godziny musiałam zajmować się sama Simonem. Powyrywał mi połowę włosów!
– Przesadzasz, jak dla mnie dalej masz wszystkie kłaki na miejscu. – Zarechotałam, za co oberwałam w brzuch. – Nieładnie jest bić swoją starszą siostrę. Szczególnie w święta.
– Trzeba było przyjechać zgodnie z obietnicą i rozmawiałybyśmy zupełnie inaczej. Teraz to ty zajmujesz się całą tą bandą dzikusów.
– Niech będzie, biorę to na siebie. – Posłałam w kierunku mojej młodszej kopii uśmiech, a następnie odsunęłam się. – Pomóc ci to zabrać?
– Jasne, sama się chyba nie zabiorę – odpowiedziała, zerkając w stronę kilku zapakowanych prezentów. Sięgnęłam po trzy większe pudełka, po czym ruszyłam ponownie w stronę schodów.
– Mam nadzieję, że masz całkiem niezłą wymówkę, która usprawiedliwi twój późny przyjazd.
– Oczywiście, że mam. – Zaśmiałam się. – I to nawet dość przystojną wymówkę.
– Co?! – wykrzyknęła. – Musisz mi wszystko opowiedzieć!
– Zrobię to, ale jak już będziemy same. Tylko ani słowa, bo te sępy nie dadzą mi żyć.
Sępy, a konkretnie moja ciotka, która uwielbiała pakować nos w nie swoje sprawy. Za każdym razem wypominała mi, że zegar biologiczny cyka i nie będzie na mnie czekał. Podkreślała, że kobiety w moim wieku już dawno są w poważnych związkach, a wręcz wybierają suknie ślubne lub wózki spacerowe. Nie była w stanie zrozumieć, dlaczego wolałam skupić się na studiach oraz pracy, a nie poszukiwaniach idealnego kandydata na męża.
– Dziewczynki, jesteście. – Obślizgły głos ciotki Ruth przyprawił mnie o ciarki na całym ciele. O wilku mowa.– Jak ja się za wami stęskniłam!
– Taa... My za tobą również – mruknęłam pod nosem, po czym ustawiłam dość kiepsko zapakowane pudełka pod ogromną, żywą choinką.
– Co słychać w wielkim mieście, Mel? Twoja mama wspominała, że praktycznie siedzisz nosem w książkach – zaczęła zrzędliwym tonem.
– Głównie. – Wzruszyłam beznamiętnie ramionami. – Mam sporo nauki.
– Mówiłam ci, że ten kierunek nie jest dla ciebie. Męczysz się tylko na nim i tracisz cenny czas – odparła od razu.
– Nie martw się, radzę sobie tam doskonale. – Zacisnęłam mocno szczęki.
– Powinnaś skupić się na o wiele ważniejszych rzeczach – westchnęła niezadowolona. – Liczyłam, że chociaż na święta przyjedziesz z czymś więcej, niż grubym podręcznikiem. On nie da ci szczęścia.
– Pieprzenie – prychnęłam. – Nie potrzebuję żadnego faceta, aby cieszyć się życiem.
– Jesteś jeszcze głupiutka i nie masz pojęcia, o czym mówisz, kochaniutka. Twoja ciocia już wystarczająco przeżyła i wie, co mówi.
– Posiadam względem tego pewne wątpliwości. – Przewróciłam oczami. – Nie mam zamiaru ciągnąć dalej tej bezsensownej rozmowy.
– Kiedyś jeszcze wspomnisz moje słowa! – Usiadła wygodniej na wielkim fotelu. – I jestem pewna, że nawet mi podziękujesz.
– Prędzej piekło zamarznie – syknęłam.
– Miał ktoś jeszcze przyjechać? – Rozbrzmiał nagle głos ukochanej babci. Skierowałam pośpiesznie wzrok w stronę okna i zmarszczyłam brwi.
Czarny, luksusowy mercedes zaparkował właśnie na szerokim podjeździe, tuż obok mojego jeepa. Musiałam stwierdzić, że wyglądał żałośnie przy nowoczesnym aucie, które zdecydowanie nie należało do nikogo z naszej rodziny.
– Kto to? – zapytała z wyraźnym zainteresowaniem Ruth.
– O kurwa! – Przekleństwo samo wyleciało mi z ust, gdy przypomniałam sobie urywki z wczorajszego wieczoru. – To chyba jakieś jaja.
Gdy pozostała część zainteresowanych wpatrywała się zaskoczonym wzrokiem w wysiadającego mężczyznę, czym prędzej rzuciłam się w stronę wyjścia. Dlaczego on tutaj do cholery przyjechał?!
Zarzuciłam na siebie płaszcz, włożyłam pierwsze lepsze buty, po czym otworzyłam drzwi, nie wierząc własnym oczom.
– Myślałem, że tutaj nigdy nie trafię. – Dumny uśmiech zagościł na przystojnej twarzy Monroe. – Miałaś pieprzoną rację! To faktycznie dziura zabita dechami.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam wręcz piskliwym głosem, a żołądek prawie wykręcił mi się na drugą stronę.
– Praktycznie dałaś mi zaproszenie – odparł spokojnie, otwierając przy tym bagażnik. – Plus kilka razy podkreśliłaś, że będziesz potrzebować ratunku.
– Ale... – Skrzywiłam się nieznacznie. Ja i ten mój niewyparzony jęzor! – Nie sądziłam, że naprawdę weźmiesz moje pijackie słowa na poważnie. Przejechałeś kawał drogi i...
Brakowało mi odpowiednich słów, aby ująć, jak nierozważne było jego zachowanie.
– I kupiłem też kilka prezentów – dokończył z wyraźnym rozbawieniem. Musiał czerpać niesamowitą radość z mojego zakłopotania. Wyciągnął z samochodu kilka dość sporych toreb, a następnie z trzaskiem zatrzasnął klapę. – Nie lubię przychodzić w gości z pustymi rękoma, a dawno nie miałem okazji się wykazać. Co prawda robiłem to na szybko, więc mogą być jakieś potknięcia, ale przecież liczy się gest, prawda?
Pokiwałam jedynie głową, mając w niej totalną pustkę. Nie byłam pewna, czy to, co właśnie się działo miało jakiekolwiek logiczne wytłumaczenie. Praktycznie obcy facet, przejechał ponad sto osiemdziesiąt kilometrów dla przypadkowej dziewczyny, z którą wypił zdecydowanie za dużo alkoholu. Czy to w ogóle normalne?
Fakt, kilka razy może i wymsknęło mi się, że wolałabym przyjechać do rodzinnego domu z jakimś partnerem, aby ciotka zamknęła te swoje wstrętne usta, ale nie mówiłam przecież tego poważnie!
– Jayce, ja... – westchnęłam. – Jakim cudem w ogóle znalazłeś mój dom?
– Nie było to proste zadanie, bo wspomniałaś jedynie nazwę miejscowości, ale zapytałem jakiegoś sąsiada. Poza tym, to chyba największy dom w okolicy, ciężko było go przeoczyć. Plus nie macie ich tutaj zbyt dużo.
– Więc, co mam przez to rozumieć? Od poniedziałku do piątku zajmujesz się aktorstwem, a w weekendy dorabiasz jako stalker? – Zmarszczyłam brwi.
– Człowiek powinien posiadać różne zainteresowania. – Zaśmiał się ciepłym tonem, przez co po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. – Posłuchaj, Melanie... Może faktycznie trochę przesadziłem, przyjeżdżając tutaj, ale na dobrą sprawę nie miałem nic do stracenia. Mogłem zaryzykować albo siedzieć w domu i po raz tysięczny oglądać Kevin sam w domu.
– Muszę cię zmartwić, bo tutaj również będziesz zmuszony go oglądać. – Mimowolnie uniosłam kąciki ust w delikatnym uśmiechu. – Po prostu to dla mnie dość szokujące.
– Jeżeli czujesz się z tym niekomfortowo, mogę bardzo szybko się ulotnić i całkowicie zapomnimy o tej sytuacji – odparł. – Na mapie wyświetliły mi się różne hotele, więc gdzieś na pewno znajdę wolny pokój.
– Nie, nie! To nie będzie konieczne – wypaliłam bez większego zastanowienia. – Jak już wspomniałeś, praktycznie sama dałam ci zaproszenie, więc nie miałabym serca teraz cię stąd wykopać. – Otuliłam się szczelniej płaszczem. – Poza tym, każdy już cię widział i gdybym wróciła sama do środka, nie miałabym spokoju.
– Wiedziałem, że podejmiesz słuszną decyzję – odpowiedział zadziornie, po czym ruszył w moim kierunku.
– Masz świadomość tego, że praktycznie nie dadzą ci żyć, prawda? Będziesz dla nich łakomym kąskiem.
– Nie pozwolisz im mnie skrzywdzić – stwierdził pewnie.
– Oj, to się dopiero okaże. – Zaśmiałam się, po czym otworzyłam drzwi, nie będąc pewna, czy faktycznie podejmuję odpowiednie kroki.
Z tyłu głowy, iście natrętny głosik podpowiadał mi, że Jayce mógłby być jakimś szalonym psychopatą, który za moment odstawi nam tu scenę rodem wyjętą z najstraszniejszego horroru. Jakby na to nie spojrzeć, kilka godzin spędzonych przy whisky nie wystarczało, aby zaprosić obcego faceta na rodzinne spotkanie, ale nie mogłam ot, tak zatrzasnąć mu drzwi przed nosem.
– Przytulnie – stwierdził, wieszając swój płaszcz na jednym z ostatnich wolnych wieszaków. – I pachnie przepięknie.
– Smakuje równie dobrze. – Uśmiechnęłam się. – Jedzenia starczy chyba na następne pół roku, więc nie będziesz musiał się ograniczać.
– Nie wiesz nawet, ile ryzykujesz tym stwierdzeniem – odparł zadziornie.
– Kto to? – Ciekawski głos mojej mamy dobiegł z salonu.
– Chodźmy, będziesz miał za moment niezłe przesłuchanie – westchnęłam, a następnie ruszyłam do wielkiego pomieszczenia z miną, która niezbyt szczególnie wyrażała zadowolenie. Musiałam jednak wziąć się w garść i udawać, że wszystko zostało idealnie zaplanowane.
– Mamo, tato... To jest Jayce i... – zaczęłam niepewnie, ale nie dane było mi skończyć wypowiedzi.
– I jestem chłopakiem państwa córki – wtrącił z wyraźną dumą w głosie, a ja poczułam się, jakby ktoś z całej siły przyłożył mi kijem prosto w głowę.
Przesłyszałam się? Nie, to raczej nie wchodziło w grę. Nigdy nie miałam większych problemów ze słuchem, a rozumienie tekstów od zawsze wychodziło mi całkiem nieźle. Dlaczego, więc teraz czułam się, jakby było zupełnie inaczej?
– Chłopakiem? – zapytał sceptycznie mój ojciec, który przemówił po raz pierwszy, od momentu, gdy wróciłam do domu. – Mel nie wspominała nam, że z kimś się spotyka.
– Och, to świeża sprawa – powiedział z przepięknym uśmiechem na ustach, który zapewne skradł już serce mojej mamy, bo ta wpatrywała się w niego, jak w obrazek. Poczułam nagle ciepłą dłoń na talii, która pociągnęła mnie w objęcia mężczyzny. – Nie chciała niczego zapeszyć. Mam rację, kotku?
– T-tak – wyjąkałam, wciąż zszokowana całą tą sytuacją.
– Spójrzcie tylko! Nie sądziłam, że ten dzień w końcu nadejdzie. Mel sobie kogoś znalazła i to jakiego przystojniaka! – O nie, błagam! Wszystko, tylko nie ona. – Moi drodzy, najwyraźniej świat się kończy.
– Ruth, zejdź z niej wreszcie! – przerwała jej moja mama. – Wystraszysz tego biedaka na śmierć! Zapewne jest zmęczony po podróży. Miałbyś się ochotę czegoś napić, Jayce? Oczywiście ogromnie się cieszymy, że dołączysz do nas w ten wyjątkowy dzień. Szkoda tylko, że Mel nie zapowiedziała twojej wizyty, bylibyśmy lepiej przygotowani.
– Proszę się tym nie przejmować. Nie jestem szczególnie wymagający, ale będę niesamowicie wdzięczny za gorącą herbatę.
Kobieta posłała w kierunku nowego gościa ciepły uśmiech i ruszyła w stronę kuchni.
– Coś mi tu nie gra. – Oschły głos głowy rodziny, ponownie zakłócił powoli powracający spokój. – Skoro podobno jesteście razem, dlaczego nie przyjechaliśmy jednym samochodem?
– Tato...
– To akurat bardzo proste. – Po raz kolejny Jayce przejął inicjatywę. Jakim cudem ten facet radził sobie z moją rodziną znacznie lepiej ode mnie? – Miałem do załatwienia jeszcze kilka pilnych spraw na mieście, a wiedziałem, że pańska córka chciałaby przyjechać do domu rodzinnego tak szybko, jak to tylko możliwe.
Krótkie skinienie głową oznaczało, że odpowiedzieć Monroe spełniła jego wymagania. Wypuściłam powoli powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam, a następnie skierowałam wzrok na mojego chłopaka.
– Na pewno chciałbyś się trochę odświeżyć po podróży, prawda? – Zmusiłam się do słodkiego uśmiechu, chociaż wpatrując się w tę przystojną twarz, nie było to takie trudne. – Pokaże ci od razu, co gdzie jest.
Nie czekając nawet na jakąkolwiek reakcję, złapałam za jego dłoń i pośpiesznie ruszyłam w kierunku schodów. Obawiałam się, że każda kolejna minuta spędzona w salonie, może spowodować lawinę niekomfortowych pytań.
– Coś ty sobie myślał?! – wysyczałam. – Dlaczego to zrobiłeś?
– Wystarczyłoby proste „dziękuję". – Wyszczerzył w moim kierunku te swoje śnieżnobiałe ząbki, a kolana praktycznie się pode mną ugięły. – Nie powiesz mi, chyba że nie tego oczekiwali.
– Może i tak, ale masz pojęcie, co tak właściwie zrobiłeś? Stwierdziłeś, że jesteśmy razem, że coś nas łączy! – Starałam się, aby mój głos brzmiał wystarczająco ostro, ale ciężko było się na niego gniewać. – A to przecież pieprzone kłamstwo, Jayce. Ledwo się znamy. Od razu rozgryzą, że coś jest nie tak.
– O mnie wiesz już całkiem sporo, w końcu większość wieczoru to ja robiłem za mówcę – wtrącił. – Ustalimy na szybko wspólną wersję wydarzeń naszego pierwszego spotkania, a później samo jakoś pójdzie.
– Samo jakoś pójdzie? – Uniosłam zszokowana brwi. Gość miał tupet. – Tak z ciekawości zapytam, z iloma dziewczynami już przerabiałeś ten scenariusz.
– Zapewne mi nie uwierzysz, ale jesteś pierwsza.
– Masz rację, nie wierzę ci – odparłam, po czym wepchnęłam go do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi.
– Zaczyna mi się to coraz bardziej podobać – rzucił zadziornym tonem, sugestywnie kierując wzrok w stronę łóżka. Prychnęłam cicho, po czym najzwyczajniej w świecie wybuchłam gromkim śmiechem. Cała ta sytuacja była tak surrealistyczna, że praktycznie nie mieściło mi się to w głowie! – A teraz zaczynam się trochę obawiać.
– Oszalałeś, wiesz? Naprawdę nie mogę uwierzyć, że poważnie to zrobiłeś... Byłam pijana, Jayce. Pozwoliłam, aby z moich ust, które swoją drogą po takiej dawce alkoholu powinny być zakneblowane, wyleciało zbyt dużo idiotycznych myśli i...
– Lubisz takie zabawy? – przerwał mi, przechylając głowę z wyraźnym zaciekawieniem. – Dość odważny temat jak na drugą w naszym życiu rozmowę.
– Uduszę cię za chwilę – wysapałam i posłałam karcące spojrzenie, gdy tylko zauważyłam zadziorny błysk w jego oku. – Nie łap mnie za słówka, Jayce. To naprawdę jest dla mnie stresujące. Wiem, że chciałeś dobrze i na pewien sposób jestem ci za to ogromnie wdzięczna, ale przekroczyłeś pewne granice. Nie chcę wyjść na wredną sukę, ale czuję się tym cholernie przytłoczona.
– Masz rację, Melanie. Popełniłem błąd, zrzucając to wszystko na ciebie, ale nie miałem w planach cię skrzywdzić. Wczoraj, gdy zaczęłaś opowiadać mi, jak bardzo przeraża cię wizja samotnego powrotu do domu, pomyślałem, że mógłbym ci to jakoś ułatwić. Dodać wsparcia, sam nie wiem – westchnął cicho. – Z całego serca cię przepraszam. Zachowałem się jak skończony dupek.
– Nawet gdybym chciała, nie jestem w stanie zaprzeczyć, ale... Dziękuję. Zrobiłeś coś niesamowitego i nie znam nikogo, kogo byłoby stać na taki gest. Wysłuchałeś mnie, przejąłeś się, a dodatkowo zdecydowałeś się pomóc, chociaż nie musiałeś tego robić. – Uniosłam wzrok, po czym z nutą rozbawienia dodałam: – Istnieje jeszcze inna opcja, w której jesteś popieprzonym psychopatą, który tylko czekał na taką okazję, ale staram się ją z całych sił zagłuszyć.
Jayce od razu głośno się roześmiał.
– Robiło się już całkiem uroczo, ale chyba nie mogłaś się powstrzymać, co? – Wykonał kilka kroków, zmniejszając tym samym dystans, który nas dzielił. Zapach przyjemnych perfum załaskotał mój nos, przez co mimowolnie go zmarszczyłam. – Jeżeli nie chcesz mnie tutaj, zrozumiem. Wystarczy jedno twoje słowo, Melanie.
– Nie chcę, abyś stąd wyjeżdżał – wyszeptałam, unosząc głowę, a nasze spojrzenia się spotkały. Intensywny, wręcz palący wzrok sprawiała, że czułam się praktycznie naga.
– Więc nigdzie się stąd nie ruszam – wymruczał przyjemnym tonem. Nachylił się nieznacznie, a prawą dłonią subtelnie pogładził mój policzek. – Zostanę tutaj. Dla ciebie. Będziemy udawać niesamowicie szczęśliwą parę, która dopiero powoli się poznaje, bo przecież nigdzie nie musi nam się śpieszyć.
– A co jeżeli się to wyda? Domyślą się, że coś jest nie tak – wypowiedziałam te słowa z nutką niepewności i nieświadomie przechyliłam głowę, pragnąc jego dotyku.
– Nie możemy na to pozwolić. Zadbamy o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Uznaj to za rolę swojego życia. Możesz zabawić się w najlepszą na świecie aktorkę i odstawić niesamowite przedstawienie. – Uśmiechnął się zniewalająco.
– To ty tutaj jesteś aktorem, Jayce.
– Z przyjemnością udzielę ci kilku lekcji. – Przejechał kciukiem po mojej wardze, a następnie z zadziornym uśmieszkiem dodał: – Jeżeli ładnie poprosisz.
Postradałam rozum! To było jedyne sensowne wytłumaczenie mojego zachowania. Najwyraźniej cały zdrowy rozsądek, jaki kiedykolwiek posiadałam, spakował wielkie walizki i wykupił pierwszy lepszy lot na jakąś bezludną wyspę! Porzucił mnie i właśnie przez to myślałam już tylko o jednym.
Nieśpiesznie przeniosłam wzrok na wargi mężczyzny.
– Zrób to, Melanie. Pocałuj mnie, jeśli właśnie tego chcesz.
W tej sekundzie nie potrzebowałam dodatkowej zachęty. Bez większego zastanowienia połączyłam nasze usta z nieznaną mi dotychczas pasją. Pieprzony Jayce Monroe smakował jak spełnienie najskrytszych marzeń, a jednocześnie zakazany owoc. To przyjemne uczucie, któremu w pełni pozwoliłam się oddać, wydawało się tak cholernie niewłaściwe. A pomimo tego pragnęłam więcej. Znacznie więcej.
Mężczyzna nie pozostawał mi dłużny. Odwzajemnił namiętnie pocałunek, przenosząc jedną dłoń na mają talię. Poczułam, jak jego palce zaciskają się w tamtym miejscu, powodując przyjemny ból. Drugą ułożył na mojej szyi, a kciukiem nieznacznie uniósł mój podbródek, dla jeszcze lepszych doznań. Czułam się, jakby otaczający nas świat przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyliśmy się tylko my, zatopieni w palącym uścisku, w którym mogłabym pozostać już na całą wieczność.
– Cholera! Akurat tego to się nie spodziewałam.
Słysząc głos Alice, niezwłocznie odsunęłam się od Monroe. Przetarłam napuchnięte usta i przeniosłam wzrok na posłańca samego diabła.
– Co ty tutaj kurwa robisz?! – zapytałam, nawet nie starając się uspokoić wrzących emocji.
– Dostałam zadanie zwołać was na dół, ale chyba przekaże reszcie, że jesteście sobą dość zajęci – odpowiedziała wrednie.
– Powiedz cokolwiek, a przysięgam ci, że obudzisz się jutro z językiem przybitym do drzwi od twojego pokoju! – mruknęłam ostrzegawczo. – Ile razy tłumaczyłam, że najpierw się puka?
– Zrobiłam to. – Wzruszyła ramionami. – Nie moja wina, że je zignorowaliście. Ale to nie jest teraz najważniejsze, Mel.
– Och, w takim razie śmiało, oświeć mnie! Co według ciebie jest najważniejsze?
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Miałyśmy mówić sobie wszystko, a jednak zataiłaś dość istotny element swojego życia.
– Alice, błagam cię. To nie jest czas, a już na pewno nie miejsce na takie rozmowy. Proszę się, zejdź na dół i powiedz, że za moment do was dołączymy. – Spojrzałam na nią wzrokiem pełnym nadziei. – Później powiem ci, co tylko zechcesz.
– I dorzucisz torebkę – dodała od razu.
– Dobrze, dostaniesz tę zasraną torebkę, ale teraz spadaj już stąd...
– Robi się! – odpowiedziała zwycięsko i pognała w stronę schodów.
Przetarłam twarz dłonią, po czym uniosłam wzrok na rozbawionego faceta.
– To takie słodkie, że ta mała, urocza dziewczynka trzyma cię w garści – odparł zadziornie. – Musisz być genialną siostrą.
– A jak myślisz, od kogo niby się tego wszystkiego nauczyła? – zapytałam kąśliwie.
– Czy to jedno z tych podchwytliwych pytań?
– Cieszę się, że humor dalej ci dopisuje. Dam ci chwilę, abyś się trochę ogarnął i zejdziemy na dół, zgoda?
– Zgoda.
Pokiwałam głową, a następnie ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju.
– Melanie... – zaczął nagle Jayce.
– Tak? – Zerknęłam pytająco przez ramię.
– Cudownie całujesz. – Posłał w moim kierunku ciepły uśmiech. – I mam nadzieję, że zgodzisz się na powtórkę.
Uniosłam mimowolnie kąciki ust, a gorące uczucie w dole brzucha jedynie się nasiliło.
– Będę musiała to dobrze przemyśleć. – Zaśmiałam się, po czym zamknęłam za sobą drzwi, aby dać mu odrobinę prywatności.
Najzabawniejszy w tym wszystkim był fakt, że już doskonale znałam odpowiedź na jego propozycję.
Z największą przyjemnością zgodziłabym się na powtórkę.
I na każdą inną rzecz, którą zechciałby ze mną zrobić.
Occidentaliss
*Historia zostanie rozwinięta na profilu autora.*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top