Rozdział trzeci.
Z perspektywy Chłopaka.
Stałem na dole na podwórku przed jej oknem i jak zwykle od dwóch tygodni przyglądałem się jej czynnością, ukryty w cieniu drzew.
W końcu zgasła światło i położyła się na łóżku.
Odczekałem godzinę dla pewności że śpi i wspiąłem się na balkon jej pokoju. Drzwi jak zwykle były uchylone, więc bez trudu wszedłem do środka.
Po cichu przeszedłem odległość od drzwi do łóżka i położyłem się obok niej na materacu.
Jak zwykle dziewczyna rzucała się po łóżku dręczona przez koszmar.
Objąłem ją opiekuńczo ramionami. Nie mogłem wniknąć w jej sen, ponieważ mnie blokowała i nie pozwalała mi na to.
Ale wiedziałem, że przed czymś lub przed kimś ucieka i, że jest w lesie.
Zacząłem wysyłać jej w myślach wiadomości, żeby się schowała. Zaczęła się wiercić jeszcze bardziej. Prawie warknąłem żeby się schowała, zły że nie posłuchał mnie od razu.
Jej ciało powoli przestało się rzucać i się uspokoiła, oddech znów był miarowy.
Wszystko trwało może jakieś czterdzieści minut. Poczułem, że za chwilę się obudzi dlatego musnęłam ustami jej czoło i wstałem z łóżka.
Wyszedłem na balkon, przeszedłem przez barierkę i skoczyłem w ciemność.
Wylądowałem na trawie, w momencie, w którym przybrałem postać willa. Pomknąłem w las w stronę zwiadowców z moje watahy, żeby dowiedzieć się co nowego dzisiaj słychać.
Z perspektywy Scarlett.
Usiadłam gwałtownie na łóżku, wybudzona koszmarem.
Znów, już po raz kolejny obudziłam się za nim wilk zaczął mnie rozszarpywać.
Usiadłam na łóżku i starałam się unormować oddech.
Położyłam rękę obok siebie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że miejsce na łóżku obok mnie po raz kolejny od dwóch tygodni jest ciepłe, jakby ktoś tam leżał.
Byłam pewna, że to nie ja tam leżałam, tak samo jak byłam pewna, że co noc od dwóch tygodni ktoś zakrada się do mojego pokoju, przez otwarte drzwi balkonowe.
Mimo to, nadal zostawiłam je otwarte, z nadzieją, że któregoś dnia przyłapię tego kogoś.
Nie bałam się, że może zrobić mi krzywdę bo wiedziałam, że gdyby chciał to zrobić to już by to zrobił.
Dlatego nadal zostawiałam drzwi otwarte.
Odrzuciłam kołdrę na bok i zeszłam z łóżka, podeszłam do drzwi balkonowych i wyszłam na balkon.
Oparłam się o barierę i uniósł głowę do góry, żeby spojrzeć w gwiazdy i księżyc.
-Nie wiem kim jesteś i gdzie jesteś. Ale wiedz, że się dowiem. Obiecuje, że odkryje twą tajemnice i dowiem się kim jesteś.- wyszeptałam patrząc na księżyc.
Ciszę nocy, rozdarło wycie. Byłam pewna, że to nie wycie psa.
Było zbyt głośne i dzikie, poza tym dochodziło od strony lasu.
Ale się nie bałam. Uwielbiam wiki, a byłam pewna, że to wilk.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam w stronę drzew. Zobaczyłam po między nimi cień i usłyszałam szelest.
Co było dość dziwne zważywszy na to, że jestem człowiekiem, a las jest kilkanaście metrów ode mnie.
Ostatnio dzieją się bardzo dziwne rzeczy.- pomyślałam i wróciłam do pokoju.
Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Ułożyłam się wygodnie i wtuliłam głowę w poduszkę.
Zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top