Rozdział dziesiąty.


Z perspektywy Doriana.

Po jakiejś godzinie, od wysłania Jev 'a po Jamesa, ktoś zapukał do drzwi. Momentalnie zerwałem się z łóżka i do nich podszedłem, a następnie otworzyłem.

-Wejdź.- powiedziałem do przywódcy rady.

-Dorianie, dobrze wiesz, że nie mogę być na każde Twoje zawołanie. Dzisiaj krwawy księżyc, muszę przygotować wszystko co potrzebne, żeby Twoje stado dotrwało kolejnego dnia. Dobrze wiesz, że większość osobników nad sobą nie panuje...

-Skończ - przerwałem mu - Na łóżku leży moja Chosen nie mów na razie nikomu, że ją odnalazłem. Jest córką wilków czystej krwi, dzisiaj krwawy księżyc, a ona zaczyna przechodzić przemianę. Musisz jej pomóc.- powiedziałem odrazu, na jednym wydechu.

-Jeśli ma jakiekolwiek pojęcie o tym co się z nią dzieje, to mogę jej pomóc.- powiedział i podszedł do posłania.

-No właśnie tutaj mamy problem.- westchnąłem.- Ona w ogóle nie wie o naszym istnieniu.

-Trzeba szybko jej pomóc inaczej umrze.- powiedział szybko.- Trzeba się z nią połączyć, jak najszybciej. Możemy jej pomóc mówiąc jej co ma robić. Przemiana o tej porze księżyca jest strasznie bolesna. Jeśli w porę nie otrzyma wskazówek, umrze szybciej niż byśmy chcieli. Kiedy to się zaczęło?

-Chyba sześć godzin temu.- odpowiedziałem.
-Mamy godzinę, żeby jej pomóc.- odpowiedział.- Zajmij się tym czym miałem się zająć ja, a ja pomogę jej przejść przemianę.

-Nie ma mowy, zostaję przy niej!- krzyknąłem.

-I tak nic nie pomożesz, nie możesz nic tutaj zrobić. Ja zastąpię ciebie a Ty mnie.- powiedział.

-Nie będziesz mi rozkazywał.- warknąłem.- To ja jestem Alfą i ja wydaję rozkazy.

-Dorian. Ona umiera, marnujemy tylko czas. Schowaj swoją dumę do kieszeni i mnie posłuchaj. Ja mogę jej pomóc, Ty nie wiesz dokładnie na czym polega przemiana w krwawy księżyc. Ta przemiana jest o wiele bardziej bolesna i śmiertelna niż mówią. Jeśli w porę jej nie pomożemy, dziewczyna nie będzie miała nawet najmniejszej szansy na przeżycie. Więc z łaski swojej, zajmij się przygotowaniem wszystkiego dla stada, a ja obiecuję, że pomogę jej przejść przemianę.- Popatrzyłem mu w oczy i skinąłem głową.

-Ale jeśli ona umrze, to osobiście ukręcę ci kark.- Powiedziałem i go puściłem. -Trzymaj się mała.- szepnąłem do dziewczyny, gdy stanąłem nad jej ciałem i nachyliłem się, a następnie złożyłem, pocałunek na jej czole.

Spojrzałem jeszcze na Jamesa i wyszedłem bez słowa. Również bez słowa wszedłem do pomieszczenia rady starszych i dołączyłem do reszty, żeby pomóc im w przygotowaniach.

Naprawdę trudno było mi się na nich skupić, ze świadomością, że kilka metrów dalej leży moją przeznaczona i prawie umiera. A do tego James potwierdził, że przemiana o tej porze boli bardziej niż zawsze.

-Alfo?- usłyszałem głos jednego z moich ludzi.

-Tak?- zapytałem i odwróciłem się w jego stronę. - Ci ludzie, których złapaliśmy na naszym terytorium...- kompletnie o tym zapomniałem.

-Co z nimi?- zapytałem.

- Stają się dla strażników nie do wytrzymania i mówią, że nie przestaną dopóki, Ty do nich nie przyjdziesz.- westchnąłem cicho i wstałem ze swojego miejsca.

-Panowie zajmijcie się przygotowywaniami i sprowadźcie ludzkich strażników.- poleciłem reszcie obecnych.

Razem ze Stevem - tak ma na imię chłopak, który po mnie przyszedł - wyszedłem z pomieszczenia. Zeszliśmy na dół do pomieszczenia dla gości. Wszedłem do środka przez duże dwuskrzydłowe drzwi i od razu w moje oczy rzuciło się dwóch mężczyzn. Jeden wysoki, drugi niski. Dało się wyczuć, że wysoki to alfa, a ten niższy to beta.

-Witajcie.-powiedziałem zmierzając w ich stronę. Alfa skinął mi tylko głową.- Usiądźcie.- wskazałem na krzesła przy stole.- Stev przyprowadź tutaj Jev'a - poleciłem i usiadłem na wprost nowo przybyłych.- Co sprowadza was w moje progi?

-Mamy dla ciebie propozycje.-zaczął od razu mężczyzna.
-Słucham- powiedziałem w momencie, w którym beta mojego stada wszedł do pomieszczenia i zajął miejsce obok mnie. -Twoje stado jest silne, a moje upada.- kontynuował.- Nowo przybyli z zachodu, zabijają coraz większą liczbę moich ludzi. Słabniemy. Naszą ostatnią deską ratunku jest przyłączenie się do innego stada. Chcielibyśmy Cię prosić o pozwolenie....

-Na przyłączenie się do stada.- dokończyłem za niego i skinąłem głową.- Niestety, nie mogę sam podjąć tej decyzji. Muszę to omówić z radą starszych. Ale jak zapewne sam wiesz, na dzień dzisiejszy nie mogę tego zapewne robić z wiadomych przyczyn. Jeśli nie zamierzacie nas atakować i sprawiać problemów, możecie zostać u nas przez czas krwawego księżyca. Ale będą was obserwować i pilnować moi ludzie.... - Nie dane było mi dokończyć ponieważ drzwi otworzyły się z rozmachem u do środka wpadł James.

-Dziewczyna.- powiedział dysząc i na to pewno nie z powodu biegu.- Zamieniła się wilka. Bardzo szybko przeszła przemianę, nie zdążyłem się nawet z nią dobrze połączyć. Zamieniła się w wilka i uciekła. Po prostu zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować uciekła. - Zerwałem się momentalnie z krzesła.

-Zwołaj wszystkich trzeba ją jak najszybciej znaleźć!- krzyknąłem.

-Nie damy rady. Jesteśmy dzisiaj zbyt słabi...- zaczął ale nie pozwoliłem mu dokończyć.

-Macie ją znaleźć!- Wrzasnąłem.

-Możemy wam pomóc.- odezwał się nowo przybyły.- Moje stado specjalizuje się w tropieniu.

Popatrzyłem na niego przez chwilę nieufnie ale zaraz skinąłem głową.

-Ty idziesz ze mną.- wskazałem na niego - A ty idziesz z Jevem.- powiedziałem wskazując na mojego i jego betę.- James zajmij się resztą przygotowań i wyślij za nami resztę ludzi, których można.

Wybiegłem z pomieszczenia, a nowo przybyły za mną. Gdy tylko znalazłem się na zewnątrz zamieniłem się w wilka i zawyłem.



*******

Rozdział poprawiła : _Inez_

Podoba się taki wzrost akcji?
Robi się ciekawiej?
Co o tym sądzicie?

Pamiętajcie, że wasze komentarze bardzo motywują do pisania.












Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top