Rozdział dziesiąty.


-Nie ma jej.- powiedział Chris wracając do pokoju, nadal nie przytomnej dziewczyny.- Dzwoniłem do szkoły Alex też nie ma. Dzwoniłem wszędzie nigdzie ich nie ma. Jakby obie rozpłynęły się w powietrzu.

-Musimy wiedzieć.- powiedziałem.

-Przecież ona dobrze wiedziała co się stanie jeśli wilkołak nie ma pojęcia o przemianie i jak przez nią przejść. Wiedziała, że jeśli ktoś przechodzi przemianę musi być na to przygotowany.- mówił trzymając się za głowę. Usiadł na fotelu w rogu pokoju i przetarł twarz dłońmi.- Jak mogłem przegapić coś takiego? Jak mogłem nie widzieć, że coś jest nie tak. Byłem tak wpatrzony w Alex, żeby tylko nic się jej nie stało do dnia przemiany, że zapomniałem o mojej małej kruszynce. Co ja najlepszego zrobiłem.

-Musimy czekać.- powiedziałem spojrzałam na brunetkę i przyłożył dłoń do jej policzka.- Jest strasznie gorąca, do krwawego księżyca pozostało już niewiele czasu. Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie. Możemy jej pomóc przejść przez przemianę tylko wierząc, że da radę.

-Ale ona nie da rady.-jęknął.- Nie jest na to wogóle przygotowana.

-Musimy w nią wierzyć. Poinformuj Jev'a, powiedz mu żeby zwołał rade starszych. Przenoszę dziewczynę do naszej rezydencji.- powiedziałem tonem Alfy.

-Dobrze.- skinął głową i wyszedł.

Kucnąłem przy łóżku i ogarnąłem dziewczynie z twarzy zbłąkany kosmyki włosów.

-Trzymaj się mała.- szepnąłem i przyłożyłem rękę do jej rozpalonego czoła, temperatura jej ciała wzrastała z każdą chwilą, mogłem sobie jedynie wyobrazić jak ogromny ból czuje.-Wszytko będzie dobrze. Obiecuję.- Nie wiem czy próbowałem uspokoić siebie, czy chcieć podnieść ją na duchu.

  Spakowałem do torby sportowej trochę jej rzeczy i zarzuciłam ja na ramię. Podszedłem do łóżka, podniosłem dziewczynę i z nią na rękach opuściłem pokoju, a nastepnie jej dom.

Posadziłam ją na miejscu pasażera zapiąłem pasami i lekko dałem fotel do tyłu, żeby było jej wygodnie i podczas drogi nic się jej nie stało. W końcu przed nami dwie godziny jazdy.  Może trochę mniej.

Okrążyłem pojazd, wrzuciłem na tylne siedzenia torbę z jej ubraniami i zająłem miejsce za kółkiem.

Bez zbędnych energii, przyspieszyłam gdy tylko wyjechałem z podjazdu. Byle tylko jak najszybciej zająć się na miejscu.

Z perspektywy Scarlett.

Czułam okropny ból, na całym ciele. Bolała mnie każda komórka ciała. Zresztą nie elementy czy bardziej bolała czy piekła. Było mi strasznie gorąco, jakby ktoś trzymał moje ciało nad ogniem. Z każdą chwilą ból i ciepło wzrastały i stawały się nie do zniesienia. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam, z moich ust nie chciało się wydostać żadne słowo.

Przez mój kręgosłup przechodziły kolejne fale bólu.

-Boli.- udało mi się powiedzieć. Zaczęłam się wiercieć. Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę.

-Spokojnie. Wytrzymaj.- uczyłam męski głos.

-Boli.- powtórzyłam głośniej.

-Już prawie jesteśmy na miejscu. Wytrzymaj. Przejdziesz przemianę i wszystko minie.

Jaką przemianę? O co chodzi? Co się dzieje? Dlaczego wszystko mnie boli i pali?

Jęknęłam głośno czując kolejna fale bólu, potem znów straciłem przytomność.

Z perspektywy Doriana.

Pod rezydencją znalazłem się szybciej niż myślałem, z taką prędkością odległość poznałem w niecałą godzinę. Mniej więcej w połowie drogi, dziewczyna rozbudza się i krzyczała i jeczałam z bólu. Zwiałam się na fotelu, a po jej po oczkach spływały łzy. Świadczyło to o tym, że jej przemiana jest bardzo bolesna.

Że też musiała się urodzić, akurat o takiej, a nie innej porze i w taki, a nie inny dzień. Gdyby tylko miała urodziny dzień później. Przemiana nie była by tak bolesna i niebezpieczna jak dziś. Oczywiście jakieś niebezpieczeństwo by było, no nie wie jak przez nią przyjść, ale było by o wiele mniej niebezpieczne.

Wniosłem ją do posiadłości i mijając kila osób ze stada wszedłem na piętro Alfy i najważniejszych osób w stadzie i zaniosłem ją do mojej sypialni. Położyłem dziewczyna na łóżku i ściągnąłem jej legginsy i bluzę, a nastepnie przykryłem ją kołdrą, co było do głupim pomysłem z mojej strony bo dziewczyna i tak była cała rozpalona.

Krwawy księżyc jest dla nas mordengą. Jest to noc, w której jesteśmy najsilniejsi, a też zarazem najsłabsi. Jesteśmy w pełni sił, biegamy o wiele szybciej, skaczemy o wiele wyżej i jesteśmy silniejsi jakieś dwa razy. Ale zarazem jestem też słabsi, bo większość z nas traci wtedy kontrolę nad sobą. Poprostu stajemy się jak zwierzę i  nie panujemy nad sobą, nie kontrolujemy się. Tylko nieliczni potrafi kontrolować się  w krwawy księżyc, ale wymaga to wiele wysiłku i przygotowań.

Przemiana o tej porze jest najgorsza. Raz na jakieś sto (jak nie więcej) lat zdarza się, że jedna osoba z wilczej krwi przechodzi przemianę. Ale przemiana w ten dzień jest groźna. A w szczególności dla wilka czystej krwi. Osoba ugryziona, przechodzi przemianę o wiele mniej bolesną niż wilk czystej krwii. Dlatego osobniki czystej krwi i pop wilki twarz przeważnie rodziny z ludźmi, no chyba, że jest to wilk czystej krwii, to często z wilkiem pół krwi, bo wtedy przemiana tez jest mniej bolesna.

Osobnik nie szkolny, bez przygotowania jak przejść przemianę, umiera, a gdy już uda mu się przejść przemianę, jest bardzo osłabiony i przeważnie umiera. W naszym stadzie jest tylko jeden osobnik, czystej krwii, który przeszedł przemianę w krwawy księżyc. Jest to najstarszy z rady wielkich.

No właśnie James.- bo tak ma na imię.

-Jev.- wydarłem się podchodząc do drzwi, gdy je otworzyłem, był za nimi.-Sprowadza Jamesa, nie obchodzi mnie czy jest zajęty czy nie. Powiedz mu, że ma do mnie przyjść. Wszystkiego dowie się na miejscu sprawdź go tutaj jak najszybciej.- powiedziłem głosem Alfy.

Blondyn skinął głową w odpowiedzi i juz po chwili go nie było.

****

  No więc kochani. Mamy kolejny rodział. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie bardzo źli, za to, że tak późno.

13-14 nie będzie rozeszły napewno, ponieważ jadę na wycieczkę do Wrocławia.














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top