Rozdział piąty

Rozdział piąty, czyli Nowi i starzy przyjaciele.

Kawiarnia, do której zaprowadziła mnie Leah nazywała się Five o'clock. Miała bardzo specyficzny wygląd, każde krzesło i stolik były inne. Kolorowe i niesamowicie ciepłe miejsce, a herbata tutaj była rzeczywiście pyszna. Oprócz niej kupiłem również po kawałku jakiegoś ciasta dla każdego z nas. Podobno od siedemnastej, czyli angielskiej pory na herbatę, do osiemnastej ciasto było za połowę ceny. Muszę zapamiętać i przyjść następnym razem właśnie w tym czasie, bo wypieki pachną nieziemsko. Może wrócę tu z Leah? Bo Marco, mimo wszystko, nie jest chyba osobą, z którą mógłbym usiąść i porozmawiać przy herbacie. Bardziej przy piwie... O ile w ogóle będzie chciał ze mną rozmawiać, bo wciąż nie znam jego opinii o wszystkim, co dzisiaj się stało.

Wracając, pijemy z moją towarzyszką pyszną herbatę i jemy pyszne ciasto patrząc na deszcz za oknem. Nie rozmawiamy, siedzimy w przyjemnej ciszy. To niesamowite, że znamy się zaledwie chwilę i już zbudowaliśmy między sobą ten rodzaj relacji, w której cisza nie jest niezręczna.

Po pewnym czasie wstałem, by odnieść nasze filiżanki i talerzyki, a jednocześnie zamówić kolejne (tym razem wszystko na mój koszt), a gdy wróciłem, Leah odezwała się. A raczej chciała się odezwać, bo w tym samym momencie mój telefon rozdzwonił się. Napis na wyświetlaczu głosił Mój ulubiony debil, co oznaczało, że dzwoni Marco.

— No halo?

— Jezus, stary, gdzie ty jesteś? Miałeś wrócić na lekcje, a zamiast tego zniknąłeś! — Nie spodziewałem się, że Marco będzie tak przejęty moją nieobecnością — Chłopie, nawet nie wiesz, jak to wszystko tutaj wygląda... — westchnął.

— Ale o co chodzi?

— Chyba cała szkoła wie o akcji z tobą i tym dzieciakiem. Podobno jego też nie ma na lekcjach, a ten blondyn który ci przywalił sam teraz siedzi z obitym nosem. Chyba możesz sobie wyobrazić, co dzieje się w głowach ludzi. Słyszałem już nawet teorię, że nigdy cię nie zobaczymy bo uciekłeś z tym małym gdzieś daleko żeby wieść szczęśliwe życie jako para gejów.

Na jego ostatnie słowa mimowolnie parsknąłem śmiechem, za co otrzymałem zdziwione spojrzenie Leah. Leah, o której na moment zapomniałem. Zakryłem mikrofon ręką i powiedziałem dziewczynie, że zaraz przyjdę, po czym wyszedłem przed kawiarnie żeby na spokojnie kontynuować rozmowę bez nikogo kto mógłby ją usłyszeć.

— Możesz być spokojny, Marco, z nikim nie uciekłem i nie mam zamiaru żyć szczęśliwym życiem z moim hipotetycznym chłopakiem. — kiedy to powiedziałem, zrozumiałem, że nie jest to do końca prawda. Ale nie miałem zamiaru wspominać o Leah, to mogłoby źle zabrzmieć a my przecież tylko pijemy herbatę. — Zresztą, gdybym miał taki plan, to wiedziałbyś o nim jako pierwszy, zdecydowanie.

— No, masz szczęście! — mogłem sobie wyobrazić, jak Marco teatralnie robi pozę ala diva przy tych słowach.

— Ale mimo wszystko do szkoły dzisiaj raczej już nie wrócę — westchnąłem — Jutro raczej na pewno będę, chociaż najchętniej przeczekałbym to wszystko w domu.

— No cóż, nie dziwię ci się. Słuchaj, właśnie zaczyna się lekcja, muszę już lecieć. Spotkamy się jeszcze dzisiaj czy dopiero jutro?

— Sam nie wiem. Zobaczę i dam ci znać.

Pożegnaliśmy się, a kiedy miałem już wracać do kawiarni, obok mnie stanęła Leah. Przez chwilę staliśmy w milczeniu ramię w ramię, chociaż ona jest ode mnie trochę niższa.

— Wiesz, Blake, było bardzo miło. — dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko, co ja niepewnie odwzajemniłem. Nie jestem pewien do czego zmierza, ale mam nadzieję, że nie usłyszę zaraz że dostanę zakaz zbliżania się bo jestem pewnie jakimś chorym psychopatą. Znaczy, okej, patrząc na moje ostatnie decyzje może i nie można nazwać mnie całkowicie normalnym, ale wciąż nie jest ze mną aż tak źle — Jednak muszę już niestety iść. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś na herbacie w Five o'clock.

— Ja też mam taką nadzieję. Masz, to jest mój numer. Jeśli będziesz chciała kiedyś wyjść, daj znać.

Pożegnaliśmy się, po czym moja dzisiejsza towarzyszka poszła w swoją stronę. Za to ja postanowiłem jednak wrócić na chwile do kawiarni i zamówić sobie jakąś kawę. Nie mogłem jeszcze wrócić do domu, nie byłem pewien czy na kogoś tam nie wpadnę. To wiązałoby się z koniecznością wytłumaczenia, dlaczego nie ma mnie w szkole, chociaż moje lekcje wciąż trwają. A ja bardzo bym nie chciał okłamywać moich rodziców. To naprawdę dobrzy ludzie i starałem się nigdy nie stwarzać im żadnych problemów. Znaczy, jasne, zdarzało mi się chodzić na imprezy albo robić jakieś głupoty z chłopakami, ale nigdy nie było z tego jakichś większych konsekwencji. Ot, następnego dnia miałem kaca do wyleczenia albo musiałem wymieniać oponę w rowerze po bliskim spotkaniu z drzewem. Raczej nic strasznego, każdy przeżył pewnie coś podobnego.

Gdybym powiedział dlaczego nie było mnie na lekcjach to wynikałoby z tego tylko wiele tłumaczenia się i potencjalnie dziwna atmosfera przez najbliższy dzień czy dwa. A przecież to nic wielkiego. Nie trzeba robić afery. Ja tylko pocałowałem obcego chłopaka, potem pobiłem się z jego chłopakiem i w międzyczasie zerwała ze mną dziewczyna i odwrócili się ode mnie przyjaciele.

Jak teraz o tym myślę to może nie jest to takie całkiem nic. Ale hej, szukajmy pozytywów! Gdyby nie to wszystko to nie poznałbym Leah, która wydaje się być całkiem w porządku, chociaż nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Może być dobrym materiałem na przyjaciółkę, ale taką prawdziwą. Taką jak Marco.

W sumie to nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Bo czy moją paczkę mogę nazwać przyjaciółmi? Jasne, trzymaliśmy się razem i w ogóle, ale nie wiedzą o mnie całkiem wszystkiego. Nie czułem się przy nich aż tak swobodnie, podświadomie pilnowałem swojego zachowania. Nigdy tego nie zauważyłem, ale czuję, jakbym mógł wreszcie oddychać pełną piersią. A może szukam tylko argumentów, żeby przekonać samego siebie do obecnej sytuacji? Sam już nie wiem.


Westchnąłem sam do siebie. Muszę przestać się nad tym zastanawiać zanim rozboli mnie głowa. Zerknąłem na zegarek zauważając, że minęło wystarczająco dużo czasu abym mógł spokojnie wrócić do domu bez wzbudzania podejrzeń. Wyszedłem więc z kawiarni i skierowałem się w stronę szkoły, żeby zgarnąć samochód. O ile dobrze pamiętam dzisiaj nie Tess nie jedzie ze mną.

Stając przed opustoszałym już budynkiem uświadomiłem sobie, że jutro muszę tu wrócić. I stawić temu wszystkiemu czoło. Ale chyba lepiej zrobić to od razu, zerwać jak plaster. Wtedy zaboli mniej.

Prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top