37. widziały gały co brały
"Something about you It's like an addiction hit me with your best shot honey. I've got no reason to doubt you cause some things hurt and you're my only virtue and I'm virtually yours. And you keep coming back again, keep running round my head. And there's certain things that I adore, and there's certain things that I ignore but I'm certain that I'm yours."
24 godziny przed ślubem
Kiedy byłem młodszy, a Nate częściej zostawał pod opieką Barbie, albo mojej mamy, nowojorskie lotniska były mi całkiem bliskie. Pan Hood uważał, że jestem dobrym reprezentantem jego firmy, poza tym nie miałem lęku przed mówieniem do publiki, której kompletnie nie znałem, no i wykorzystywałem podróż po to, by choć na chwilę wyrwać się z domu.
Te parę lat temu w życiu nie pomyślałbym, że będę stał na właściwie moim ulubionym lotnisku Kennedy'ego, w towarzystwie mojego syna, mojej przyszłej żony, jej siostry, mojego przyjaciela i ich dzieci, czekając aż rodzina tej drugiej w końcu wyląduje. Ta sytuacja zaczęła odrobinę mnie stresować, bo nawet jeśli cały czas myśląc o imprezie, która miała zacząć się wkrótce miałem w sobie pokłady spokoju oraz cierpliwości, im bliżej było do faktu, tym bardziej rodziła się we mnie swego rodzaju niepewność.
Patrzyłem na Meg z góry, dokładnie lustrując jej smukłą sylwetkę. Była ubrana w elegancką, bardzo drogą, pudrowo – różową garsonkę, włosy upinała chyba dwie godziny w doskonałego, biznesowego koka, a granatowe szpilki zdawały się w ogóle nie męczyć jej nóg. Miała nienaganny makijaż, zimny wyraz twarzy i wyłącznie to w jaki sposób uderzała paznokciami pod kolor butów o paznokcie drugiej ręki dawało mi przeświadczenie, że ona również trochę się boi.
Nawet jeżeli to miał być dzień naszego życia, pierwszy oficjalnie wspólnego życia, przyprawiał mnie on o drżenie kolan. Mimo wszystko żeniłem się z służbistką, ona musiała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik i trochę przerażała mnie presja tego, by całość wyszła idealnie. Ja sam nie pasowałem za bardzo do ideałów. Rano i tak podała mi prasowaną z dziesięć razy koszulę, bo jak mogłem w ogóle wpaść na pomysł, by jechać w bluzie. Później układała Nate'owi włosy, a młody próbował nie parsknąć śmiechem ponieważ taka zawzięta była. Nawet nie śmieszyło ją gdy ruszyłem jej pomadką, kiedy poprawiała usta w aucie, skąd. Meg realnie się obraziła, stwierdzając, że jestem skończonym idiotą.
Wiedziałem jak reaguje na takie przedsięwzięcia, dlatego tym bardziej pomyślałem sobie, by czasem się nie potknąć, albo nie zakaszleć mówiąc przysięgę, albo nie... Sam nie wiem co mogłem jeszcze rozwalić, ale trochę się obawiałem, że wywołam tym samym demona.
Cassie nawet nie próbowała z nią rozmawiać, Nate zaczarował Tianę i Andy'ego kauczukami w automacie, a Ashton poszedł wszystkim po kawę dla rozładowania napięcia. Tym samym ja i Margaret staliśmy obok siebie, nawet na siebie nie patrząc, niby urosła między nami podobna ściana jak wtedy, gdy raczej sobą gardziliśmy, nic więcej, nic mniej.
I to męczyło mnie niemal tak samo mocno, jak ją stres przed całą ceremonią. W moim odczuciu ta impreza mogła zakończyć się na szybkim „tak", rozpaleniu ogniska, zjedzeniu kiełbasek i wypiciu wódki, bo byłem już po jednym ślubie, który wizualnie wypadł jak najpiękniejszy ślub z bajki, ale to nie miało znaczenia, skoro ja i Barbie się nie kochaliśmy.
Pękłem pierwszy, przenosząc na Meg zmartwione spojrzenie.
Cassie tylko poklepała mnie po ramieniu, ostatecznie dołączając do Ashtona, który mając na rękach kawę usiadł na kanapie przy dzieciakach, a my zostaliśmy sami, oczywiście mijani przez rotujących na lotnisku ludzi.
Meg podniosła głowę i uniosła jedną brew, widząc że jestem zatroskany. Dalej była taka... Obrażona, a ja zastanawiałem się o co właściwie jej chodzi. O pomadkę na policzku? O niewyprasowaną koszulę, czy o to, że mój syn też nie lubi się z fryzjerem?
Mogła czasem odpuścić. To nie był tylko jej „wielki dzień", skoro braliśmy ślub razem, powinniśmy „razem", powinien być naszą wspólną rzeczą, reprezentującą to jacy my jesteśmy, nie jaka Maggie jest.
A ona jest... Extra, jeśli wiecie co mam na myśli.
Zdążyłem się tym samym zirytować, wywróciłem więc oczami, założyłem ręce na piersiach i znów patrzyłem przed siebie. Nie zareagowała na to, wyciągnęła telefon, przejrzała maile, później napisała do Jackie jakąś wiadomość, a ostatecznie odrzuciła połączenie od naszej nowej sekretarki, wysyłając jej wygenerowanego smsa: „jestem na spotkaniu, odezwę się najszybciej jak będzie to możliwe, pozdrawiam, Margaret Langford".
- O co jesteś fochnięta? – nie wytrzymałem... Chyba odpaliłem bombę.
- Nie jestem fochnięta, jestem skupiona. – Oh, moja ulubiona śpiewka.
Czasem działała mi na nerwy i to do takiego stopnia, że mógłbym ją udusić gołymi rękoma.
- A nad czym teraz, przepraszam, musisz się wielce skupiać? – Użyłem niższego, bardziej beznamiętnego głosu, za co zostałem obdarzony pełnym wyrzutu wzrokiem. Nie uległem, bo zaczęliśmy bić się na spojrzenia.
- Wiesz, gdybyś może nie miał wszystkiego w dupie, nie musiałabym ogarniać całości sama.
- Chciałaś tego, powiedziałaś żebym się nie wtrącał, jeśli nie pamiętasz, złota rybko.
- Powiedziałam tak, bo wiedziałam, że zaczniesz na wszystko kręcić nosem.
- Więc oczekiwałaś, że będę się wpieprzał, ale będę też przy okazji kiwał radośnie głową, bo przecież każdą decyzję ostatecznie podejmujesz sama. – Nie chciałem się z nią kłócić dobę przed naszym ślubem, ale najwidoczniej nie miałem wyboru.
- Oczekiwałam, że chociaż się normalnie ubierzesz, ale nie, nawet do tego musiałam cię poinstruować.
- Margaret, zejdź ze mnie, jeśli ci się coś nie podoba, to mi o tym powiedz wcześniej zamiast robić scenę, kiedy zaraz będzie tu cała twoja rodzina.
- Och, więc robię scenę?
- Tak, robisz scenę.
Milczała przez chwilę. Znów zerknęła w telefon, a potem schowała go do torebki i założyła za ucho kosmyk wypadających z koka włosów.
- Musisz wyluzować, to ma być fajna zabawa, coś naszego, a nie pokaz twoich zdolności zarządczych.
- Luke...
- Tak?
- Napisałeś chociaż przysięgę? – Uniosła jedną brew, a ja oblizałem usta.
Staliśmy w tej samej pozycji, z rękoma założonymi na piersiach, dalej próbując wygrać bijatykę na pełne pretensji spojrzenia.
- Wiesz, że jestem najlepszy w improwizacji...
- Aha – prychnęła. – Wkurzasz mnie.
- Ty mnie też – odburknąłem niemal od razu.
- Ale czym? To ty wszystko robisz na ostatnią chwilę, nigdy nie jesteś przygotowany, zawsze masz na wszystko czas i mam wrażenie, że najchętniej zamiast wesela zrobiłbyś posiadówkę z kumplami.
- To dobre masz wrażenie, jednak trochę mnie znasz. I tak, Meg, wkurzasz mnie, bo czasem można wyjąć kija z dupy, wyluzować i pójść z prądem. To jest na boga ślub, twój ślub, możesz mieć go takiego, żeby czuć się super komfortowo, ale ty i tak wolisz wystawne brunche, sztuczny chichot i pozowanie do zdjęć, żeby każdy widział jaka jesteś ważna. Tak, jesteś ważna, ale jesteś ważna tak samo jak ja, nie najważniejsza.
Uchyliła usta żeby coś powiedzieć i dopiero wtedy dotarło do mnie, że może rzeczywiście powinniśmy bardziej ustalić fakty na temat razem. Skoro dałem jej wolną rękę, nie powinienem był się unosić kiedy było już na to za późno, ale ona też mogłaby w końcu sobie odpuścić, więc mieliśmy w tym wszystkim wspólną winę.
- Nic nie mów, idę zapalić, czekam na was na zewnątrz. – Ruszyłem w kierunku wyjścia, podczas gdy ona obróciła się za mną.
- Luke... - Szczerze? Ciśnienie mi skoczyło dlatego nie spojrzałem nawet przez ramię. – Hemmings!
Wtedy już obróciłem się na pięcie.
- Porządnie się zastanów czy sama chcesz być „Hemmings".
Złapaliśmy na sobie zdezorientowany wzrok Ashtona, Cassie i Nate'a, który zrobił minę jakby miał się zaraz rozpłakać.
20 godzin przed ślubem
Jedzenie uroczystego obiadu w towarzystwie rodziców Meg, babci Charlotte, jej jak się okazało partnerki, nie przyjaciółki Vanessy, Cassie, Asha, ich dzieciaków, Michaela, Eline, Caluma, Jackie, mojej mamy, mojego brata Bena i jego żony Anne, sprawiało że poczułem się jeszcze raz tak źle i dziwnie w związku z moją i Margaret kłótnią na lotnisku. Nate'owi wydawało się, że wszystko jest w porządku, bo uspokoiłem go tylko słowami, że Maggie ma okres, ale no cóż, nie miała, po prostu znów w pojedynkę ustaliła, że zacznie grać najszczęśliwszą kobietę na świecie i będzie udawała, że żadnego problemu nie ma.
Nie odpowiadało mi to, bo wolałbym rzeczywiście porozmawiać i rozwiązać nasze konflikty sam na sam, jednak nie była nam dana prywatność. Nie miałem nawet humoru do żartów, więc młody przejął prym i opowiadał wszystkim jakieś śmieszne historie, sprawiając, że babcie i prababcie rozpływały się nad tym młodym, uroczym dżentelmenem. Ja tym czasem mieszałem w talerzu, chociaż uwielbiałem kuchnię Maggie bardziej niż jakąkolwiek inną na świecie.
Straciłem apetyt, zyskałem... Wątpliwości.
Nie wszystkie rzeczy się widzi od razu, niektóre się po prostu ignoruje, chcąc zachować w głowie obraz doskonałości ukochanej osoby. Ale w takiej sytuacji nie mogłem dłużej wypierać tego, że Margaret jest apodyktyczna, dobrze manipuluje sytuacją i potrafi wszystko sprzedać – nawet obłudne szczęście.
Ciekawe jak rozmawiała z Richardem kiedy już go zdradziła, ale jeszcze mu o tym nie powiedziała. Ciekawe czy kiedyś powiedziała, że go kocha, wiedząc, że to nie prawda. Ciekawe czy czasem mówiła mi, że mnie kocha tylko po to, żebym przestał jej trajkotać nad uchem.
Przypomniałem sobie dlaczego tak bardzo mnie denerwowała na samym początku naszej znajomości...
Ale mimo to zdążyłem też poznać czułą, szaloną, inteligentną, zabawną i opiekuńczą Meg. Taką ją uwielbiałem i z taką chciałem przełamać swoją awersję do ślubów. Chociaż zdawałem sobie sprawę z faktu, że przy okazji wezmę za żonę kobietę z zacięciem do walki, nigdy się nie poddającą, zawsze stawiającą na swoim i zwyczajnie... Dominującą.
Pan Hood miał rację, czeka mnie niezła restrukturyzacja własnego życia, bo w końcu... Kiedyś opadnie między nami sama namiętność, kiedyś oboje będziemy zmęczeni, już nie tak zafascynowani sobą nawzajem i prawdopodobnie... Zaczniemy się okrutnie kłócić. Ale już tak kłócić, że pójdą wióry, a Nate chyba zapłacze się na śmierć jeśli znowu doświadczy dramatów rodzinnych.
Nie, w ogóle nie chciało mi się już jeść tej zupy.
- Luke, pomożesz mi z pieczenią? – Poczułem jak Meg kładzie dłoń na moim ramieniu, używając tego przesłodzonego głosu, ale skinąłem tylko, idąc za nią do kuchni.
Stanęliśmy w taki sposób, by nikt z zaproszonych gości nas nie widział. Ale zamiast ruszyć temat, po prostu wyciągnąłem naczynie żaroodporne z piekarnika.
- Mógłbyś proszę chociaż udawać, że się dobrze bawisz? – zapytała szeptem, a ja siliłem się na najbardziej sztuczny uśmiech. – Co ci jest?
- Jestem zmęczony – odpowiedziałem jakby nigdy nic, ale wróciłem z tą pieczenią do salonu, siląc się na najlepszy uśmiech jaki byłem w stanie z siebie wykrzesać.
Zagrałem w jej gierkę.
12 godzin przed ślubem
Około trzeciej nad ranem wciąż wierciłem się w łóżku nie mogąc zasnąć. Zacząłem poważnie zastanawiać się nad całym sensem tej imprezy, podczas gdy Margaret, z wałkami na włosach oczywiście, jakiś czas wcześniej już odpłynęła.
Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Po prostu... Było mi dziwnie i źle, chociaż zdawałem sobie sprawę z faktu na co się tak naprawdę piszę. Widziały gały co brały, hm? Ale może byliśmy na tyle natchnieni tym, że nam nie wolno, by ignorować to jak bardzo różni jesteśmy w rzeczywistości.
Obróciłem się na bok obserwując jej spokojną buzię. Wyglądała wtedy na taką bezbronną...
Kochałem tę kobietę, to pewne, ale czy w tak konsumpcyjnym świecie to miało jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Odetchnąwszy ciężko, zdjąłem jej dłoń z kołdry i ująłem ją w swoją. Obserwowałem pierścionek, który ode mnie dostała, ode mnie i od Nate'a właściwie. Był ładny i drogi, tak doskonale dopasowywał się do jej drobnych dłoni, innej biżuterii na niej, a także w akompaniamencie teraz już czerwonych paznokci.
Pogłaskałem dłoń Meg, bardziej przytulając się do jej boku.
Czasem chciałbym, żeby miała w sobie mniej tej żądzy władania nad światem, ale to też był jej fragment, całkiem spory de facto.
Imponowała mi.
Zdecydowanie bardzo mocno ją kochałem.
Margaret przebudziła się czując mój kilkudniowy zarost na swoim ramieniu. Moje włosy połaskotały jej nos, który zmarszczyła, mruknęła coś i chciała się obrócić, ale spadłaby z łóżka, gdyby to zrobiła, dlatego złapałem ją w tali.
- Która jest godzina? – szepnęła przecierając oczy.
- Około trzeciej, śpij. – Odsunąłem się trochę, nie chcąc jej rozpraszać.
Nie udało się. Maggie usiadła, przetarła twarz dłońmi i ziewnęła, lustrując moją pełną lęków buzię.
Położyła delikatnie palce na moim policzku, a potem zaczęła odgarniać mi włosy do tyłu. Przez chwilę tak po prostu trwaliśmy, ja leżałem, ona siedziała i bawiła się moimi lokami, jakby było to najbardziej fascynujące zajęcie na świecie.
- Przepraszam – palnęła wreszcie. Nic nie odparłem, czekając aż zacznie kontynuować. – Przepraszam, że jestem trudna, że zrzędzę, że nie precyzuję swoich oczekiwań względem ciebie zawsze i wszędzie, że cię nie doceniam... - Kobieta również się położyła, opierając policzek na mojej piersi. Niby dalej obrażony, trochę od niechcenia ją przytuliłem.
- Kontynuuj – poruszyłem ręką, za co oberwałem dźgnięcie w żebro. Nie umiałem powstrzymać lekkiego śmiechu. – Czasem mam po prostu wrażenie, że bardziej zależy ci na wizerunku niż na relacjach.
- Kiedyś tak było, masz rację, dlatego czasami wciąż tak robię i wydaję się być nieludzka, bardzo... Sztuczna. Przepraszam, że potrafię traktować cię jak przedmiot, Luke. Nie chcę cię ranić, bo cię kocham.
- Wiem...
- Masz rację, nie jestem najważniejsza, oboje jesteśmy i trochę mnie to uderzyło dzisiaj na lotnisku. Nikt nie lubi dowiadywać się złej prawdy o sobie, ale to jest potrzebne. Dzięki, że mnie hamujesz w takich sytuacjach, bo ja tak naprawdę dalej się uczę funkcjonować w poważnej relacji.
- A ja dalej uczę się jakiegokolwiek zaangażowania. – Zacząłem delikatnie rozmasowywać jej barki. – Dlatego sobie odpuściłem wpieprzanie się w organizację. Pomyślałem, że ty się wyżyjesz i dasz upust swoim dyktatorskim zapędom, a ja po prostu sobie przyjdę i będę ładnie wyglądał. Ale to tak nie działa... Będąc z Barb osiem lat nauczyłem się ignorować damskie fochy, więc czasem mogę ci się wydawać nieczuły na takie sprawy.
- Osiem lat to szmat czasu... To całe życie Nate'a bez jednego roku. – Oboje mówiliśmy w taki spokojny, niedojebany za przeproszeniem sposób. – Boję się tego, że za osiem lat będziesz miał mnie dosyć, skoro my znamy się nawet nie rok.
- Nie wiem co będzie wtedy, Maggie, ale wiem, że teraz... Może na tym ślubie będziesz w pięćdziesięciu procent naj, ale dla mnie będziesz naj w stu procentach mam nadzieję, że na zawsze.
- To „mam nadzieję" brzmi dość dobijająco. Ale masz rację, nie wiemy co będzie wtedy. Albo w ogóle, za rok, za dwa...
- Przepraszam, że się tak pospieszyłem.
- Nie przepraszaj, nie żałuję, bo gdybyśmy zwlekali, możliwe, że nigdy nie zdecydowalibyśmy się na taki krok. Ja lubię mieć wolną rękę, a ty nie lubisz być uwiązany.
- I tak bym był, nawet bez obrączki. – Uśmiechnęła się lekko, poczułem jak jej policzki napinają się na mojej piersi. – Emocjonalnie jesteś jedyną kobietą na świecie, do której jestem przywiązany bardziej niż do matki.
- Jesteś trochę mamindupą, nie?
- Trochę jestem, co nie zmienia faktu, że Liz działa mi na nerwy.
- Gotowała się dzisiaj w sobie nie mając się do czego przyczepić. – Meg podniosła się na łokciu i spojrzała po mnie, na co oboje lekko zachichotaliśmy. – Proszę, tonuj mnie kiedy robię się zbyt apodyktyczna.
- Proszę, upominaj mnie, kiedy robię się zbyt ignorancki.
Pokiwała głową, a potem po prostu delikatnie cmoknęła mnie w czoło, dlatego znów wciągnąłem ją na siebie.
I wtedy nie miałem już żadnych wątpliwości.
Pół godziny przed ślubem
Nigdy nie trzęsły mi się ręce aż tak bardzo. Miałem przeświadczenie o fakcie, że jeśli tylko wezmę obrączkę do ręki, ona się wyślizgnie, spadnie na ziemię i tyle będzie z naszego ślubu, który zmieni się w pogrzeb, bo Meg mnie za to ukatrupi.
Chodziłem w kółko po pokoju hotelowym, gdzie na dole w sali bankietowej mieliśmy powiedzieć sobie sakramentalne „tak" i odniosłem wrażenie, że jeszcze chwila i oszaleję.
Spojrzałem na siebie w lustrze. Miałem wciąż niezapiętą koszulę, rozpięty pasek od spodni i wyglądałem jakbym naprawdę nie przespał całej nocy.
Nawet nie chciałem sobie wyobrażać jak musi czuć się właśnie i tak względnie bardziej zestresowana Meg w pomieszczeniu obok, poprawiana jeszcze przez swoją mamę, i nasze obie siostry.
Bo mi Mike musiał skoczyć po drinka. Calum szukał jak oparzony żelazka w recepcji, a Ashton próbował znaleźć żel do włosów w swoim aucie, bo jak się okazało spałem dzisiaj wyjątkowo krzywo, a czesanie się sto razy doprowadziło moje włosy do stanu bycia pudlem.
- Ojciec, przestań zachowywać się jak baba!
Nate wszedł do pomieszczenia, oczywiście ubrany w swój garnitur, niosąc wódkę z colą, którą zapewne podał mu Mike. On to miał dobrze, ogarniała go Liz, a Liz wszystko zawsze ogarniała na sto procent. Przy okazji u jego boku stała trochę speszona Frankie, którą kazałem mu zaprosić żeby się nie nudził, gdy Tianę i Andy'ego zgarną rodzice Ashtona.
- Jestem zdenerwowany, okej? – Wziąłem od chłopca szklankę, opróżniając ja niemal od razu. Aż odetchnąłem z ulgą.
- Spoko i tak funkcjonujesz lepiej niż Meg, bo zdążyła się już popłakać i ciocia Cassie doklejała jej na nowo rzęsy.
- O Boże, to mi nie pomaga. Ona na pewno się rozmyśliła, na pewno...
Nate wywrócił oczami. Skinął Frankie żeby sobie usiadła, a sam podszedł do mnie i pociągnął mnie za koszulę do swojego poziomu. Trochę niepewny się pochyliłem.
- Posłuchaj mnie, jesteście super razem, jesteście razem na pewno lepsi niż osobno, jeśli nie weźmiecie tego ślubu z miłości, weźmiecie go chociaż dlatego, żeby uczynić przysługę światu i nie prześladować potem zupełnie obcych ludzi. Okej? – Trochę mnie zatkało.
Cóż, mam wyjątkowo inteligentnego syna. Nie mogłem więc powstrzymać uśmiechu i pokiwałem lekko głową.
- Czy okej? – powtórzył dosadnie.
- Tak, jest okej – odpowiedziałem z przekonaniem, a Nate poklepał mnie lekko po policzku.
- Ma pan piękną przyszłą żonę, serio – rzuciła jeszcze Frankie zerkając przez drzwi, ja też chciałem się wychylić ale Nate mnie powstrzymał.
Rzeczywiście trochę się uspokoiłem. Po chwili natomiast do środka weszli też chłopacy, to znaczy trzech moich drużbów, gotowi do walki.
- Weźmy ten ślub, bo sam tu zdechnę. – Calum aż jęknął, podłączając żelazko do prądu. – Mike, zrób nam przysługę i oświadcz się Eline za kilka lat, jeszcze jedno wesele w tym roku i to będzie mój koniec.
- Sam odwalałeś takie vixy, Hood. – Ashton poszedł w mojej obronie, chcąc poprawić mi włosy.
- Ale to nie jest jego pierwszy raz! – Michael wziął stronę Caluma.
Ja tylko stałem będąc coraz bardziej przerażonym.
Wreszcie drzwi zostały otwarte z impetem, a do środka wparował nikt inny jak moja matka. Wyglądała wyjątkowo dobrze, przy okazji zupełnie inaczej niż podczas wesela Jackie. Ona zawsze miała genialne stylizacje i nigdy nie pokazywała się w takich samych kreacjach na okolicznościówkach. W sumie trochę jak Meg...
- Spadać mi stąd. – Skinęła na chłopaków, a także na Nate'a i Frankie.
Nikt nawet nie próbował się sprzeciwiać. W końcu miała doskonałą siłę przebicia, więc usłyszałem tylko „już idziemy, pani Hemmings/babciu" i tyle ich widziałem do samego ołtarza.
Kiedy natomiast zostaliśmy sam na sam z mamą, jej mimika odrobinę złagodniała. Odetchnęła, wzięła to żelazko, a zamiast spalić mi twarz, co pewnie marzyła zrobić, odsunęła kawałek koszuli od mojego ciała i zaczęła prasować ją parą.
- Dzięki – szepnąłem.
- Nie dziękuj tylko nos do góry i przestań się bać.
- Ale ja...
- Luke, kochasz tę kobietę? – Spojrzała mi w oczy, a ja od razu się zgodziłem. – Więc w czym jest problem? Mogę jej nie lubić, może mnie irytować to, że ma na ciebie większy wpływ niż ja miałam kiedykolwiek, ale to ty podejmujesz swoje decyzje, sam mi o tym powiedziałeś, ja mogę się z nimi zgodzić bądź nie, ale ty i tak zrobisz to co będziesz uważał za słuszne. – Odłożywszy żelazko, zwyczajnie zapięła tę koszulkę i poprawiła mi marynarkę. Ja tym czasem dalej stałem jak wryty, do momentu gdy kazała mi usiąść, by dosięgnąć do moich włosów. – Jeżeli chcesz spędzić z nią resztę życia, jeśli jej ufasz, jeśli ci na niej zależy, a jej zależy na tobie, to jestem z ciebie dumna, że potrafisz utrzymać kogoś takiego przy sobie.
- Naprawdę dziękuję, mamo...
- Podziękujesz potem, leć, bo jak się spóźnisz dzisiaj, to czasem możesz już nigdy nie zdążyć. – Zrobiła znaczącą minę.
Znów pokiwałem głową, spojrzałem na siebie w lustrze, odchrząknąłem i ruszyłem prosto do wyjścia.
- I jeszcze jedno.
- Tak?
- Kocham cię, małpo. – Zareagowałem szczerym śmiechem.
- Ja ciebie też.
Więc... Weźmy ten ślub.
Wiecie jakie to jest uczucie, kiedy zaczynacie kogoś kochać? Tak po prostu. Wpadacie w to coraz głębiej, aż w końcu budzicie się jednego poranka z myślą, że właściwie nie chcecie już żyć bez tej osoby.
Nawet jeżeli czasem działa wam na nerwy, jeżeli czasem nie potraficie się dogadać, to raczej normalne, skoro chcemy mówić o dojrzałej relacji opartej na wzajemności. Nie ma dwóch identycznych ludzi na świecie, a nawet jeśli by byli, ich związek okazałby się najpewniej zdecydowanie nudny i zbyt prosty.
W miłości piękne są wyzwania, zrozumienie tej drugiej strony, nawet gdy myśli całkowicie inaczej niż wy. Wzajemny szacunek, współpraca, przyjaźń...
Kochać kogoś w białej sukience i w twoim dresie. Kochać kogoś nieważne czy jest się złym, zmęczonym, zapracowanym, czy po prostu zrelaksowanym i pełnym werwy.
Na zawsze i na wieczność.
Zawsze to bardzo długo i nawet jeśli nie wiesz czy jesteś w stanie obiecywać coś komuś na taki okres czasu, zdarzają się chwilę, gdy chcesz zaryzykować, bo wiesz że warto. Zrobiliśmy coś co miało konsekwencje – podjęliśmy wiele decyzji, w które nikt nie wierzył, ale jednak. Dalej tam byliśmy. Razem.
Moje całe patrzenie na śluby nagle uległo zmianie i zacząłem rozumieć co ludzie w tym widzą, gdy dostrzegłem Margaret Langford w białej sukience. Była wówczas bezbronna, pełna klasy, a emanowała od niej pewność siebie większa niż kiedykolwiek, chociaż widziałem w jej oczach, że jest rozczulona i chyba też trochę się boi.
Nie umiałem powstrzymać uśmiechu.
Nieważne, że potrafiliśmy pokłócić się o coś kompletnie nieistotnego, że czasem całkiem się nie dogadywaliśmy, skoro ostatecznie i tak staliśmy po swojej stronie i zawsze wracaliśmy do siebie.
Nigdy nie słyszałem piękniejszego „kocham cię" niż wtedy.
Pomijając cały ceremoniał, to że nasze matki i siostry praktycznie zaryczały się na śmierć, to że dojechał nawet ojciec Caluma z ciekawości tego kabareciku... Kiedy doszło co do czego i mieliśmy powiedzieć coś ważnego, zrozumiałem jeszcze bardziej dlaczego wolałem być spontaniczny. Bo zapomniałem w ogóle jak mówi się po angielsku. Ale ona też...
- Ja... - zaczęła, obracając się przez moment w stronę wszystkich obecnych. – Ja nawet nie wiem jakiej regułki nauczyłam się na pamięć. Spędziłam całe życie na uczeniu się nowych rzeczy, na przedstawianiu ludziom czego potrzebują, nawet jeśli nie wiedzą jeszcze, że tego potrzebują, a aktualnie... Kiedy doskonale wiem czego chcę, nie umiem tego powiedzieć, bo czuję się bardziej nieprzygotowana do wystąpienia niż kiedykolwiek – powiedziała do mikrofonu wręcz łamiącym się głosem. Była całkowicie w innym świecie. Miała taki zafascynowany całą sytuacją wzrok. Odniosłem wrażenie, że mogę dokładnie poczuć jej emocje.
- Więc improwizuj. – Wzruszyłem ramionami, wywołując lekki śmiech Meg.
- Ty jesteś dobry w improwizacji, Luke. Jesteś najlepszy na świecie, nikt nie umie tak zmyślać i tak ciągnąć niezręcznych sytuacji jak ty. To w sumie kolejna rzecz, której chciałabym się nauczyć i wiem, że nikt nie będzie lepszym przewodnikiem po bajkopisarstwie niż ty... - Teraz to ja się zaśmiałem. – Właściwie sporo się już od ciebie nauczyłam, sporo dzięki tobie zrozumiałam, a chyba o to chodzi, żeby rozwijać się przy sobie, być lepszym człowiekiem z czystej chęci... - Chrząknęła i znów patrzyła tylko na mnie. – Powiedziałeś mi kiedyś, że jeśli wezmę ślub, mam wziąć go tylko i wyłącznie z miłości. Obiecałam ci to na paluszek, a wiem jakie ważne są dla ciebie obietnice na paluszek. I ta przysięga okazała się jedną z podstaw do tego, żebym mogła kwestionować wszystkie swoje decyzje. Mogę śmiało powiedzieć, że uratowałeś mnie przede mną samą i bardzo ci za to dziękuję. Więc teraz... Biorę ślub tylko i wyłącznie z miłości i chcę żebyś to wiedział, że dotrzymałam słowa i dotrzymam go mówiąc, że będę z tobą na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, dopóki piekło znowu mnie nie pochłonie, bo w końcu twój Hetman Ciemności będzie musiał do niego wrócić.
Patrząc na Margaret wtedy nie mogłem przestać się uśmiechać. Wiedziałem, że chyba nigdy nie będę bardziej w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie. Dlatego prezentując całą moją osobowość... Po prostu wyciągnąłem mały palec w jej kierunku, na co zaśmiała się ona, tak samo jak wszyscy obecni.
- Jesteśmy dobrym teamem, Maggie. – Odebrałem jej mikrofon, gdy ona ujęła mój mały palec swoim. – Razem jesteśmy w stanie zrobić dosłownie wszystko i wiem o tym, bo zwróciłaś mi wiarę w miłość, jakkolwiek banalnie to nie brzmi. Jesteś najlepszą matką dla Nate'a, najpiękniejszą, najsilniejszą i najbardziej powalającą kobietą na świecie i cały czas nie potrafię wyjść spod twojego zaklęcia. Stawiasz mi wyzwania, sprawiasz, że chcę wziąć odpowiedzialność za swoje życie i tak naprawdę... Jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie podsumować w taki sposób, żebym nie wiedział czy mam być dumny, czy mam się obrazić. Opiekujesz się mną, nami, mną i Natem, trzymasz mnie za rękę gdy tego potrzebuję i dajesz się prowadzić, gdy ty tego potrzebujesz. Zrobiłem w swoim życiu dużo ciekawych deali. Podpisałem mnóstwo umów i omotałem grubo ponad setkę ludzi, a dzisiaj stoję tutaj, patrzę na ciebie i... Mam pewność, że to ja dałem się tobie omotać, natomiast ten deal między nami. – Uniosłem wyżej nasze złączone palce. – Jest najlepszym, najbardziej korzystnym dealem w moim życiu. Mógłbym nie mieć nic, ale póki mam ciebie, was... - Wzruszyłem lekko ramionami. – Wiem, że będzie dobrze. Dlatego obiecuję ci, że będę z tobą w zdrowiu i w chorobie i... Zapomniałem tekstu.
- Każdy zrozumiał przekaz! – krzyknął Nate, któremu już chyba zdrętwiały ręce od trzymania obrączek.
Dlatego ku uciesze głodnych chłopaków i zapłakanej, ciężarnej Jackie, która ciągle szeptała Cassie, że musi do łazienki, doczytaliśmy całą resztę regułki z kartki, ubraliśmy sobie obrączki i... Zostaliśmy małżeństwem.
Zostaliśmy najlepszym teamem dla siebie nawzajem i dla Nate'a, do którego oboje uklęknęliśmy po krótkim buziaki, bo oczywiście młody kazał nam się pospieszyć, mówiąc że będziemy mieć całą wieczność na czułości, a teraz chce rosołu.
Godzina po ślubie
Nie mogliśmy wybrać chyba lepszej piosenki niż Certain Things do pierwszego tańca. Oczywiście, że dalej mieliśmy mały problem w tym, kto prowadzi, ale wszystko dało się doskonale zatuszować do tego stopnia, że nikt tego nie zauważył.
Z resztą... W pewnej chwili przestaliśmy tańczyć tak jak powinniśmy, to znaczy robiąc wrażenie, zwyczajnie przytulając się do siebie na środku parkietu. I wtedy czułem się lepiej niż kiedykolwiek. Widziałem kątem oka jak pozostali się dołączają. Moja mama nawet zasiadła obok mamy Meg z flaszką, więc mieliśmy naprawdę spory progres, bo gdy jej ojciec okręcał Cassie, Ashton trzymał na rękach Tianę.
Calum natomiast głaskał Jackie po brzuchu, bo nie dała rady wstać, stojąc na ceremonii z kwiatami.
Spojrzeliśmy z Meg w tamtą stronę, chichocząc cicho pod nosem i oparliśmy nasze czoła o siebie nawzajem. Wtedy udało mi się ją pocałować bez interwencji Nate'a, którego przy okazji Frankie uczyła tańczyć. No miał chłopak dwie lewe nogi...
- There's something about you it's when you get angry you have me at your mercy... - wyszeptałem jej w usta zgodnie z tekstem piosenki.
- And you're like a shoulder to turn to, If some things burn that's when we're hanging on for dear life... - odpowiedziała mi kolejnym wersem.
- Już się nie stresujesz? – zapytałem może trochę zaczepnie.
- Nie, teraz jestem pewna, że jestem twoja...
- No tak, w końcu obiecałaś na paluszek. – Poruszyłem brwiami, na co Meg pokiwała głową z całkowitą powagą.
Wtedy to ona mnie pocałowała. I to ja miałem szminkę na swoich ustach, brodzie i policzku.
- Ale czeka mnie trochę urzędowych spraw.
- To znaczy? – Uniosłem jedną brew niepewnie.
- Chcę twojego nazwiska, Luke. Bez jakiejkolwiek zabawy w łączenia. Przemyślałam to, chcę być Hemmings.
- Uwielbiam cię.
- Wiem – odszepnęła i ponownie się pocałowaliśmy, dając Michaelowi zrobić sobie chyba tysięczne zdjęcie.
___________________
Więc... Mamy to. Mam do was właściwie dwa pytania:
1. Czy chcecie ciąg dalszy nocy ich wesela?
2. Za co tak właściwie lubicie relację Luke'a i Meg? Chyba, że jej nie lubicie, to też za co xd
Dziękuję wam bardzo za support i zastanawiam się w sumie czy jeszcze trochę to popisać. No co rozdział mówię sobie "noo to już koniec będzie", ale no nie umiem się z nimi rozstać xd
Koniecznie napiszcie coś na #eklery na tt :3
All the love x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top