28. spalić się na raka
#eklery <--- twitter
Niesprawdzony
- Nigdy się nie przebiorę, jeśli będziesz ciągle wchodził mi do przymierzalni.
Margaret była albo oburzona, albo rozbawiona. Jeszcze nie do końca potrafiłem to określić, bo zamiast świetnie bawić się na zakupach, nieustannie, kolokwialnie powiem, pipczyła i pipczyła. Nie podobał jej się żaden ze stroi kąpielowych, jakie jej wybrałem, bo wszystkie, jak to ona uznała, wyglądały zdecydowanie zbyt zdzirowato. Ale to nie moja wina, okej? Taka moda, czy coś. Miała piękne ciało, więc mogła je pokazywać, ot co!
- Nigdy nie wyjdziemy ze sklepu, jeśli czegoś nie wybierzesz - odbiłem piłeczkę i gdy już miałem odsłonić zasłonkę przymierzalni, ni stąd, ni zowąd, oberwałem z łokcia w brzuch przez materiał. - Meg, no!
- Wyglądam jak baleron w skarpetce.
- Myślałem, że masz wyższe poczucie własnej wartości, i powiesz chociaż parówka.
- Żebyś ty czasem parówki nie stracił.
- Wiesz co? Dobra, zaraz przyniosę ci coś najwidoczniej w twoim stylu.
Wstając z kanapy dla zmęczonych mężów, spojrzałem jeszcze na lekko zdezorientowanego, ale też rozbawionego faceta naprzeciwko.
- Żona? - zapytał z ciekawości, na co pokręciłem przecząco głową, niewiele myśląc.
- Gorzej, szefowa. - Mężczyzna uniósł lekko obie brwi, ale zamiast zwracać na niego uwagę, wyciągnąłem rękę za zasłonkę i wziąłem od Maggie przymierzone wcześniej stroje.
Wracając na sklep westchnąłem ciężko w stronę młodziutkiej, piłującej za blatem sprzedawczyni. Odpowiedziała zalotnym uśmieszkiem.
- Ma pan wyzwanie - odezwała się, na co pokiwałem głową znacząco. - Ja bym tak nie jojczyła.
- Cóż, wszytko ma plusy dodatnie i plusy ujemne, chociaż się nie nudzę.
Wziąłem z wieszaka jednoczęściowy, beżowy strój tak zabudowany jak tylko się da, do tego w rozmiarze 48. Na złość.
- Umn, obawiam się, że pana...
- Pani uwierzy, to podstęp. - Wróciłem na miejsce, a gość, z którym wcześniej wymieniłem parę słów aż się skrzywił.
Pewnie pomyślał, że próbowałem wcisnąć jakąś panią o rozmiarze 48 w rzeczywiście pasujący Meg rozmiar 38, ale to była specjalna taktyka, żeby zrobić Langford na złość.
- Masz, to ostatnia opcja - podałem jej strój przez kurtynę.
- Powaliło cię? Poszewka na poduszkę?
- Nie chcesz ładnego kostiumu, to przyniosłem coś, co najwidoczniej uznasz za najbardziej odpowiednie. No już, wskakuj w to.
- Wiesz, chciałam ci powiedzieć, że już wybrałam, ale odechciało mi się jakiejkolwiek plaży, bo mnie wkurzasz.
- Ja ciebie wkurzam?! - Aż się trochę uniosłem, bo to Margaret wymyślała jakby była królową angielską.
- Włazisz tu czy nie?
Biorąc kilka głębokich wdechów, znalazłem się w przymierzalni, gdzie ona trzymając w ręce ten kaftan bezpieczeństwa, wybaczcie, jestem złośliwy, miała na sobie zwyczajny, czarny, dwuczęściowy kostium, który wyjątkowo dobrze podkreślał pełny biust Margaret i miał wysokie majtki, ale ze skąpą ilością materiału na pośladkach. Idealnie. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu, położyłem dłonie w jej tali, za co zgromiła mnie spojrzeniem.
- Nie jestem zadowolona, to po prostu najmniejsze zło.
- Ale ja jestem zadowolony - oznajmiłem.
- No popatrz, zaskakujące, ale mam się podobać przede wszystkim sobie, Luke.
- Więc co ci w tym nie gra?
- Jeszcze nie wiem, muszę na to wpaść, żeby zrobić ci na złość.
Wywróciłem oczami najbardziej teatralnie jak umiałem, na co Maggie zareagowała śmiechem i położyła rękę na mojej ręce, która wciąż znajdowała się na nagim skrawku jej ciała.
- Jesteś okrutna - wyszeptałem jej na ucho i lekko ucałowałem jego płatek.
- No popatrz, wspaniale mi z tym fantem - mruknęła, posyłając mi znaczący uśmiech. - Chodź, boski żigolo, bo słońce nam zajdzie.
- Uważaj, bo ze swoją angielską cerą możesz czasem spalić się na raka.
- Wiem, dlatego smaruję się od rana w oczekiwaniu aż ciebie zapiecze kark.
- Spokojnie, jestem odporny na wysokie temperatury.
- Zobaczymy wieczorem, skarbie, bo masz sposobność do tego, żeby się przeceniać. - Puściła mi jeszcze oczko, zsuwając majtki od stroju ze swoich ud, co odrobinę mnie zaskoczyło, a potem uświadomiłem sobie, że przecież musiała mieć na sobie bieliznę, mierząc tyle strojów.
Ale jaka to była bielizna... Och, nawet jeśli Meg czasem ubierała się na "panią z urzędu skarbowego", za każdym razem gdy miałem okazję widzieć jej majtki, czułem całym sobą, że do każdej spódniczki przed kolano i wykrochmalonej koszuli, ma do kompletu czerwoną koronkę.
Nie mogąc się powstrzymać, delikatnie ścisnąłem jej pośladek, na co zaśmiała się z politowaniem.
- To było takie prostackie.
- Będę musiał z tym żyć.
Wówczas prychnęła, a ja błysnąłem uśmiechem. Kiedy jednak zdjęła stanik, okazało się, że wcale nie ma drugiego pod spodem, co byłoby dość głupie, dlatego obróciwszy się w moim kierunku, Margaret bezwstydnie przygryzła wargę i założyła ręce na piersiach.
Patrzyłem na nią z uchylonymi ustami, nie wiedząc jak mam się zachować, ale teraz to ona niewinnie, taa, bardzo niewinnie, położyła dłoń najpierw na moim udzie... I to wystarczyło, bo gdy równie niewinnie przeniosła palce na moje krocze, mogła poczuć, że ten widok zadziałał na moją męską wyobraźnie.
- Jak szesnastolatek.
- Powinnaś się cieszyć. - Wzruszyłem niewinnie ramionami. Przecież wiedziała, że na mnie działa, co miałem do ukrycia? - Maggie?
- Mhm. - Westchnąłem. - Jakie to prostackie...
- Będę musiała z tym żyć. - Założyła koszulkę, a potem spodenki. - Chodź, nie będziemy przecież bawić się tak w miejscu publicznym.
- Nie podnieca cię to?
- Mam inne fantazje, Luke.
- Powiedziałaś to specjalnie, żebym nie mógł przestać o tym myśleć, prawda? - Wyszliśmy z przymierzalni, kierując się prosto do kasy. Na szczęście wystarczyło pomyśleć o konsekwencjach seksu w miejscu publicznym, żeby mi po ludzku opadł.
- Nie wiem, może...
Podeszliśmy do kasy. Meg położyła strój na ladzie, szukając portfela w torebce, na co aż jęknąłem, bo to trwałoby sto lat.
- Zbliżeniowo - rzuciłem i bez większych ceregieli przyłożyłem portfel do terminala, a potem wklepałem pin. - Wsio? - Zerknąłem na Meg pytająco.
- Mogę za siebie płacić?
- Daj spokój, to tylko strój kąpielowy. - Podałem go zapakowanego Margaret, którą objąłem ramieniem, żegnając się wcześniej z ekspedientką. - Z resztą sama powiedziałaś, że dla mnie to większa uciecha.
- Jesteś chory.
- Może trochę.
Stówka w tę czy we w tę różnicy mi nie robi, a gest mimo wszystko trzeba mieć, tak myślę.
Plaże w Los Angeles zazwyczaj są po prostu przeludnione i totalnie komercyjne, podczas naszego pobytu tam oczywiście nic się nie zmieniło, ale mimo to, miałem ogromną uciechę widząc z jakim zapamiętaniem Meg podziwia wszystko co ją otacza. Niby dorosła kobieta, która ma środki, ma możliwości, nie płaczą za nią dzieci w domu, ale wciąż - była na tyle oddana swojej pracy, że najpewniej gdyby nie to, w ogóle nie pojawiłaby się w tym LA najpewniej do przeklętej emerytury.
Patrząc na nią, miałem ochotę rzucić to wszystko, tylko po to, by pokazać Meg moją perspektywę życia. Chciałem dać jej wszystko na co zasługiwała, ale najpierw, ona musiała chcieć to wziąć.
Będąc w LA nie czułem tak strasznej presji względem określenia się w naszej relacji. Nikt nad nami nie wisiał, mogliśmy robić swoje, po swojemu nawet jeżeli wciąż wykonywaliśmy jakieś czynności służbowo, nie przeszkadzało nam to we flirtowaniu, a nawet w zwyczajnych rozmowach. Więc chyba... Dało się to połączyć, prawda?
Cóż, chcąc nie chcąc i tak to nie ja miałem w tej kwestii moc sprawczą.
- Wolę to miasto wieczorem - przyznałem zgodnie z prawdą, zdejmując koszulkę, a potem usiadłem na leżaczku, który sobie rozłożyłem.
Nigdy nie byłem fanem bezczynnego płaszczenia tyłka na plaży, ale zawsze od tego właśnie zaczynałem. Wiedziałem już, że tego lata zabiorę Nate'a gdzieś nad wodę, bo o ile zachłyśnięcie się LA Meg mnie uszczęśliwiało, tak mimo wszystko brakowało mi dzieciaka z nami. Na pewno byłoby śmiesznie. Może mniej seksualnie, ale z pewnością zabawnie.
- Taa, imprezy na plaży, co?
- Też. No mówię, gdybyśmy nie byli tu służbowo, tylko z chłopakami, na pewno wzięlibyśmy gitary i namioty...
- Nie jestem stworzona do biwaków, musisz mi wybaczyć.
- Spokojnie. - Kobieta smarowała się filtrem, podczas gdy ja zdałem się na własną ochronę. - Biwak z nami byś polubiła.
- Tak? A to niby czemu?
- Bo byłabyś tak napruta, że zapomniałabyś, że śpisz na ziemi, a w ziemi są robaki.
Margaret wywróciła oczami, kładąc ręce na moich ramionach, wsmarowując w nie resztkę filtru.
- Maggie, no!
- Zachowujesz się gorzej niż Nate - westchnęła, a potem uśmiechnęła się lekko. - Mogę ci się do czegoś przyznać?
- No?
- Lubię być z tobą sam na sam, ale trochę mi go brakuje.
I to jest chyba dostateczny dowód tego, że nikt na świecie nie był lepszym kandydatem na mamę chłopca niż Margaret Langford.
Znudzony bezczynnym leżeniem na plaży, wstałem z miejsca i przeciągnąłem się patrząc w czyste niebo przez ciemne okulary. Przeniosłem wzrok na zrelaksowaną Meg, która ani myślała się podnosić.
- Jak bardzo będziesz martwy, jeśli pożyczę wiaderko od jakiegoś dziecka i obleje cię wodą?
- Liz cię nie pozna - mruknęła.
- Może to i lepiej? - Uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Idę do wody, szykuj się na przytulasa.
- Calum też cię nie pozna.
- Jestem większy i silniejszy.
- Ale głupszy.
Teraz to ja uśmiechnąłem się z litości, ale jej szatański chichot świadczył o tym, że żartowała.
Idąc w stronę oceanu, zwróciłem jednak uwagę na piłkę, która leciała w moją stronę, dlatego ją odbiłem, a złapała zabawkę... Całkiem ładna, opalona blondynka, która skinęła ze szczerym uśmiechem.
- Masz refleks! - zwróciła się do mnie.
Chciałem odpowiedzieć "bo mam dziecko", ale jakoś tak się powstrzymałem, wzruszywszy niewinnie ramionami.
- Chcesz z nami zagrać? - zapytała, wskazując na swoje dwie, równie ładne koleżanki.
Przeniosłem wzrok na wciąż płaszczącą się na leżak Meg, a potem znów na blondynkę.
- Czemu nie. - Wyciągnąłem rękę, gdy do mnie podeszła. - Luke.
- Nathalie - przedstawiła się.
Wymieniliśmy jeszcze po uśmiechu, a potem rzeczywiście stanąłem, grając z nimi w siatkówkę plażową. Były naprawdę urocze, takie typowe studentki, które uznały, że albo jestem młodszy, albo jestem bogaty, sam nie wiem. No dobra, nie udaję, wiem, że mam urok osobisty. Nie chciałem ich podrywać, chciałem się pobawić, ale czułem ich wzrok na moim tyłku.
Tak minęła chwila, dziesięć, może piętnaście minut, aż wreszcie coś sprawiło, że oberwałem tą piłką w łeb... Zagapiłem się. Nie mogłem się wręcz powstrzymać, bo stojąc naprzeciw wody, będąc oddany grze, nie zauważyłem jak Meg wchodzi do oceanu, ale na jej wielkie wyjście z niego już zwróciłem uwagę. Ja i sporo innych panów na plaży. Bo była wyjątkowo gorąca, taka mokra, poruszająca się najbardziej kobieco jak to możliwe. Odgarnęła włosy do tyłu, uniosła podbródek i posłała mi tak złośliwy uśmiech, jak to tylko możliwe.
Była zazdrosna? Mogła podejść tu i spławić te dziewczyny, ale Margaret Langford miała w sobie zbyt wiele pychy i klasy, żeby to zrobić. Wolała pokazać pazurki bez kompromitowania siebie albo mnie.
Odpowiedziałem jej takim samym uśmieszkiem, gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy.
- Twoja dziewczyna? - zapytała Nathalie podchodząc do mnie.
- Mniej więcej.
- To mniej czy więcej? - zaśmiała się pod nosem z tej odpowiedzi.
- Moja szefowa - odpowiedziałem, a potem przeprosiłem studentkę, idąc jakby nigdy nic w stronę Meg, która złośliwie obróciła się na pięcie, więc oberwałem z jej mokrych włosów.
Dlatego jakby nigdy nic, złapałem ją, kładąc dłonie w tali Langford od tyłu i razem poszliśmy do tej wody.
- Przywiozę ci co tylko będziesz chciał, tylko proszę, nie bij się już z nikim, błagam. - Jęknąłem niezadowolony, czując spaloną skórę na swoich ramionach, podczas gdy rozbawiona do granic możliwości Margaret, smarowała mnie obrzydliwą, śmierdzącą śmietaną.
- Co się stało? - zapytała tak nagle wybita.
- Nate pobił się z kolegą w szkole.
- Nate! - rzuciła trochę ostrzej do słuchawki. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo Patrick jest jakiś skisły! - odpowiedział chłopiec, podczas gdy ja włączyłem go na głośnik.
Margaret odgarnęła mi wszystkie włosy jeszcze raz, jeszcze wyżej, a potem przeszła z tą śmietaną na moją klatkę piersiową. To było upokarzające i obleśne, ale no... Chyba serio się przeceniłem i nawet nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Jak ja ubiorę koszulę na bankiet następnego dnia? Cóż, nie wiem, ale wiem, że zaboli.
- Twój ojciec jest skisły, bo siedzi w śmietanie - odpowiedziała znacząco.
Sama Maggie była już wykąpana, pięknie, na ciemno opalona i nasmarowana balsamem, podczas gdy ja czułem się jakbym wyszedł z Mordoru, czy coś.
- Jezus, tato, znowu?! Rok rocznie jak jesteśmy u Bena, ojciec się spali i potem babcia go obraża, w sumie tak jak ty teraz.
- Bo... Walcie się, moja skóra jest po prostu szlachetna.
- To było rasistowskie. - Meg i Nate parsknęli, na co i ja się ostatecznie zaśmiałem.
- Dobra, młody, powiedz pani, że tata przyjdzie i pogadamy sobie o tej bójce, ale póki co bądź grzeczny, okej? I Poproś babcie, żeby przestała wypisywać do mnie smsy jakim to ja jestem wyrodnym ojcem, że cię porzuciłem na trzy dni.
- Nie czuję się porzucony.
- Ale babcia żyje w jakiejś innej rzeczywistości. Trzymaj się tam ładnie.
- Ta, wy też. Możecie przywieźć mi siostrę albo brata, czy coś.
- Słucham? - Meg uniosła obie brwi, wcierając ostatki śmietany w mój brzuch.
- Wujek Michael powiedział, że pewnie przywieziecie mi brata.
- Wujek Michael jest upośledzony.
- Cokolwiek, bawcie się dobrze i kocham was. - Nie umiałem powstrzymać uśmiechu na to "was". To było wyjątkowo kochane. Meg też się uśmiechnęła.
- My ciebie też, Nate, pamiętaj o tym - odpowiedziała, po czym się rozłączył.
Kiedy natomiast znów byliśmy zdani na siebie, spojrzeliśmy po sobie, by po chwili zaśmiać się głupio.
- Mike jest niemożliwy - zagadnęła.
- Ta... Jest.
Moglibyśmy przecież zrobić Nate'owi tego brata... Moglibyśmy? Co to w ogóle za głupie pytanie...
I znów nasze spojrzenia się spotkały. Margaret wyciągnęła do mnie rękę, kładąc ją tak znienacka na moim policzku. Odpowiedziałem uśmiechem.
Przez chwilę, całkowicie bez zastanowienia, lustrowałem jej buzię wzrokiem i chłonąłem informację. To jak wyjątkowo magnetyczna dla mnie była. Przybliżyłem się.
- Luke, jesteś cały od śmietany - rzuciła, próbując się odsunąć, ale ja położyłem swoją rękę w jej tali. - Co robisz? - szepnęła, widząc jak się przybliżam.
Sam nie byłem pewny.
- Przepraszam, to nie są dobre okoliczności, powinienem stworzyć jakiś klimacik, zabrać cię na spacer, powinniśmy iść do restauracji, albo kąpać się w oceanie w świetle księżyca, ale tak trochę mam to gdzieś i chcę cię znowu pocałować.
Margaret zareagowała zdezorientowanym uśmiechem. Spodziewałem się, że zaprotestuje. Że rzuci coś o mojej spalonej klacie, albo wróci do tematu z serii "praca", ale ona zamiast tego rozmazała więcej śmietany ze swoich palców na moich policzkach, gdy sama przyciągnęła moją buzię do swojej.
Chyba nigdy wcześniej nie biło mi tak szybko serce.
Zignorowałem fakt, że naprawdę jestem spalony, gdy sprawiła, że klapnąłem na krześle, apotem usiadła mi na kolanach okrakiem... Nie. Nie miała na sobie bielizny pod koszulką nocną. Może trochę szkoda? Chętnie sam bym ją zdjął. Ale zamiast tego, tak jak w przymierzalni rano, ścisnąłem jej pośladek.
- Cały dzień o tym myślałam - wyznała. Trochę szok, bo ja z przerwami, ale taaak. Oboje już długo mieliśmy na to ochotę. - Trochę głupie okoliczności, ale...
- Chodźmy pod prysznic, pozbędziemy się tej maślanki. - Uśmiechnęła się przez pocałunek, bo pocałowałem ją, ściągając Maggie ze swoich kolan.
Margaret wstała, a potem delikatnie opuściła ramiączka koszuli, pragnąc wreszcie dać mi tę przyjemność, bym mógł się jeszcze bardziej rozmarzyć.
- Weź prezerwatywy - zaznaczyła, idąc już w stronę łazienki.
- Więc nie robimy Nate'owi brata? - zażartowałem, za co oberwałem piżamką, którą miała wcześniej ubraną.
I znów zaczęliśmy się śmiać.
Wiecie co wam powiem? Nasz pijany seks był o stokroć poważniejszy i bardziej "ekranowy". Ten nie zaczął się wielkim wybuchem namiętności. Był dość zabawny, bo wszystko mnie piekło, co Maggie złośliwie wykorzystywała.
To wyszło trochę jak "hej, w sumie to chodźmy do łóżka". Bez żadnej wyjątkowej akcji przed.
I może was zawiodę, ale to najbardziej naturalna forma uprawiania seksu ze swoim partnerem, bo my właściwie działaliśmy już trochę jak partnerzy. Owszem, pobawiliśmy się pod tym prysznicem, jasne, w łóżku długo rozmawialiśmy, by zacząć jeszcze raz. A potem staliśmy na balkonie w jednej kołdrze, by skończyć na fotelu. Poświęciłem swoje oparzone ciało dla wyższej przyjemności, umierałem leżąc już w pościeli, ale było warto.
Po prostu oboje chyba do tego dojrzeliśmy. Przecież póki co... Nikt nie musiał o tym wiedzieć, mam rację? Najpierw nagrzeszmy, potem rozwiązujmy problem. Jakież to ludzkie....
_________________________
au au
Z milion lat mnie tu nie było, ale teraz już jestem i mam mój komputer wreszcie, więc yaas.
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top