20. supermodelka i dyrektor kreatywny

       zostawcie proszę jakiś komentarz pod #eklery na twittere, bo ten rozdział to patola 

   Podejmowanie szybkich decyzji to nieodłączna część mojej pracy. Pamiętam, że musiałam się tego nauczyć z dnia na dzień i było to dla mnie jedno z większych wyzwań w życiu. Zabawna zależność, jako nastolatka miałam czas, by doskonale przemyśleć każdy ruch i nie robiłam tego, idąc pod prąd. Dopiero gdy zaczęło mi zależeć, te godziny na kontemplacje przerodziły się w minuty, a jako przewodnicząca zespołu kopiowania projektów, czasem dokonywałam jakiegoś wyboru w sekundę.

     Niesamowita sprawa, twoje tak lub nie, może całkowicie zaważyć nad jakimś wydarzeniem, czym zmieniasz swoją lub innych ludzi przyszłość diametralnie. I właśnie taką decyzją było zaproszenie Luke'a i Nate'a na święta. 

     Sama nie jestem pewna czemu to zrobiłam. Nie czułam się porzucona przez Ricka, miałam po prostu poczucie winy w związku z tym, że znów zawiodę swoją rodzinę i naprawdę nie chciałam współczujących spojrzeń. Nie zamierzałam jednak przedstawiać Hemmingsa jako swojego nowego partnera, choć swoją drogą to mogłoby wyjść całkiem zabawnie. Ja tylko miałam w sobie pokłady poczucia winy w związku z tym, dokąd zaszliśmy przez ostatni miesiąc niemal nieustannego milczenia, tym samym czułam się źle i byłam więcej niż pewna, iż on radzi sobie tak samo beznadziejnie. 

     Przywykłam już do jego żarcików oraz niekompetencji. Czasem lubiłam mieć na sobie ten pożądliwy wzrok i łapałam się na tym, że wybierając outfit na następny dzień, myślałam sobie, co on by o nim pomyślał. 

     Richard nie lubił kiedy nosiłam spodnie. Zdecydowanie był mężczyzną, który uważał, że kobieta powinna się malować i chodzić w spódniczkach, bo inne ubrania są niekobiece, a naturalna twarz po dwudziestym piątym roku życia zostawia wiele do życzenia. Luke wyglądał na podobnego, bo nie oszukujmy się, to trochę dupkowate podejście, a Luke wyglądał na dupka. Mimo to dawał mi podziw i lubił kiedy miałam na sobie garniturówki i koszulę, nie miałam też nieustannej potrzeby poprawiania swoich kresek, gdy na niego patrzyłam, tym samym czułam się zrelaksowana, ale wciąż "dopieszczona" w jego towarzystwie. Bo ponad wszelką wątpliwość należałam i wciąż należę, do grupy bardzo atencyjnych osób. 

     Mówiąc zatem A, musiałam powiedzieć B, zarezerwowanie dwóch biletów dwa dni wcześniej wiązało się z użyciem najobrzydliwszych form manipulacji, jak i wyrzuceniu no cóż... Wielu dolarów więcej. Ale nie żałowałam, dość mocno zakręcona w świątecznym szale. 

     Nowy Jork zimą jest jak inna planeta. Oświetlony Brodway wydaje się być najpiękniejszym miejscem w galaktyce, a centra handlowe promienieją nie tyle promocjami, co cudownym zapachem pierników, zapętlonym wręcz Last Christmas i wszechobecnym duchem świąt. 

     Ten jeden raz w roku litujesz się nad bezdomnymi, chociaż dopadła cię już znieczulica, bo zbyt długo mieszkasz w metropolii. Ten jeden raz w roku łamie ci się serce, gdy widzisz zbiórkę na sierociniec. Ten jeden raz w roku masz ochotę zadzwonić do znienawidzonej przez ciebie koleżanki ze studiów, która zawsze była we wszystkim lepsza, żeby życzyć jej... Udławienia się Mincie Pie. Nie no, żartuję. Może stanięcia pod jemiołą z upitym wujkiem, ale przynajmniej stanięcia pod jemiołą! 

     Niemal co roku spędzałam Boże Narodzenie w Londynie, dlatego byłam odrobinę przejęta tym, że znów zjawię się przy rodzinnym stole, tym razem nie z Rickiem, albo z Cassie, tylko z dwójką Amerykanów, co mogło być całkiem zabawnym zderzeniem kultur, bowiem angielskie święta, zwłaszcza w małych miasteczkach zasypanych śniegiem, to doznanie godne starego, rozczulającego, brytyjskiego filmu. 

     Musicie wiedzieć jedno. My Brytyjczycy mamy specyficzne podniebienia, a nasza kuchnia budzi albo miłość, albo szczerą nienawiść. Nic pomiędzy. 

    ~*~

    Wchodząc do szkoły podstawowej, w której miałam okazję być już wcześniej z Natem, poprawiłam świąteczną, czerwoną sukienkę i uśmiechnęłam się niezręcznie do Luke'a. Odwzajemnił mój uśmiech, widząc że jestem poddenerwowana. 

    Miałam okazję prowadzić spotkania na wizji. Raz nawet dałam wywiad do gazety, a kilka innych razów wypowiadałam się w telewizji, ale to wszystko dotyczyło ekonomii i psychologii społecznej, na których jako-tako się znałam. Nie wiedziałam jak to jest pójść na przedstawienie dziecka w szkole, co miałam zrobić później? Objąć chłopca i gratulować? Dać się zjeść jakimś mamą, które i tak patrzyły na mnie osądzająco, bo przyszłam tam w płaszczu Tommy'ego Hilfigera i butach Louis Vuitton? 

    Wówczas uświadomiłam sobie gdzie jestem i w jakim świetle mnie to stawia. Zdecydowanie nie pasowałam do towarzystwa, wyglądając zbyt elegancko i ładnie, na tle zmęczonych życiem pań z niezadbanymi paznokciami i lekką nadwagą. Ja wciąż miałam szczupłe nogi, zakryte zmarszczki i nawet nieskończone trzydzieści lat. Oczywiście, nie wszystkie mamy takie były, ale znaczna ich większość, więc tym samym od razu zyskałam ich antypatię opierającą się w głównej mierze zapewne na zazdrości. Zwłaszcza, że obok mnie stał Luke Hemmings, który wcale nie łysiał, nie siwiał, nie miał żółtego do fajek wąsa, ani piwnego brzuszka. Był nieziemsko przystojny i równie dobrze ubrany, tym samym odniosłam wrażenie, że one chcą wydrapać mi oczy, by mieć jego i nie dopuścić do tego, żeby ich mężowie ślinili się na widok mojego tyłka. 

     Okej, to jest ogromna hiperbola, bo ja doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że nie szata zdobi człowieka. Nie każdego celem jest nadawać się na okładki Vogue'a. Gusta są różne. Ludzie pracują w różnych zawodach. Luke był stosunkowo młodym ojcem, bo spłodził Nate'a jako na dobrą sprawę nastolatek, a ja swoich własnych dzieci jeszcze nie miałam, więc jeśli odwrócić sytuację, to gdybym teraz zaszła w ciążę, a później miałabym usiąść na widowni przedstawienia tego malucha, gdyby był już w wieku Nate'a, zapewne byłabym po kilku liftingach. Nie w tym rzecz. Chodzi o to fakt, iż bardzo się wyróżnialiśmy, a wszyscy doskonale wiemy, przez społeczny dowód słuszności, iż wyróżnianie się, zwłaszcza pod naciskiem oceniających spojrzeń innych, niekoniecznie podnosi samoocenę. 

     Luke widząc to jak rzednie mi mina, objął mnie ramieniem i skinął żebym zajęła miejsce. Siedzieliśmy w ciszy gdzieś w środku, sprawiając wrażenie dumnych rodziców, chociaż tylko jedno z nas było rodzicem, ale oboje byliśmy dumni. 

     Światła zgasły, a przedstawienie się zaczęło. Obserwując to wszystko, poczułam dziwną pustkę w sobie, bo na początku byłam jak "woah, Nate, ty zdolniacho", a potem... Potem uświadomiłam sobie, że chciałabym mieć takiego synka. 

     Meg, ty babo. 

    ~*~

     - Jasne, że wszystko wypadło super, proszę was, ja tu byłem dyktatorem! - Rozbawiony chłopiec nie mógł się odkleić od mojej sukienki i opowiadał jak najęty o tym, jak szły przygotowania do tego przedstawienia. 

     Światła już się włączyły. Na sali było mnóstwo słodyczy przygotowanych przez inne mamy przeznaczonych do degustacji. Dzieci wciąż poprzebierane biegały w kółko, a Nate dalej miał na sobie beret reżyserski i sztucznego wąsa za papieru. 

    - Poczekaj, zrobię wam zdjęcie. - Luke obserwował z wielkim uśmiechem to, jak dzieciak coraz bardziej się ekscytuje, jakby zaraz miał się zapowietrzyć z tego szczęścia. Nie tyle dlatego, że występ wyszedł, ale dlatego, że... Przyszłam tam. 

     Ja sama nie umiałam spędzić uśmiechu z ust. 

    - Nam? Nie, makijaż mi pewnie spłynął, bo uroniłam łęzkę, albo dwie. - Zakryłam twarz dłońmi, dlatego Nate momentalnie zdjął je z mojej twarzy. 

    - Nie gadaj, jesteś piękna, Maggie - powiedział młody z pełnym zdecydowaniem, dlatego mój uśmiech miał w sobie jeszcze więcej rozczulenia. 

    - No dobra, niech ci będzie bajerancie. - Pochyliłam się trochę, obejmując Nate'a od tyłu. Oparłam brodę na jego czole. 

    Luke tym czasem wczuł się w prawdziwego fotografa, bo ciągle zmieniał kadr i mówił, że mamy dalej pozować. 

   - Nie ma tak! Daj mi to. - Puściwszy Nate'a podeszłam do Luke'a i odebrałam mu telefon włączając przednią kamerkę. - Chodźcie do mnie oboje. 

     Chyba chwycił mnie ten klimat świąt, bo w ogóle nie myślałam o tym, jak to wygląda i co dalej z naszą relacją... Sama się zapędziłam, nie wiedziałam jak to teraz rozwiązać, chociaż uświadczyłam się przez ubiegły miesiąc w fakcie, iż naprawdę jest mi dziwnie pusto na sercu bez tej dwójki. 

    Oboje z Luke'iem pochyliliśmy się do chłopca, a ja próbowałam znaleźć dobry kąt, żeby żadne z nas nie wyszło grubo. Spodziewałam się, że po wigilii u mojej matki to będzie niemożliwe, dlatego korzystałam z okazji jeszcze przed wylotem do Anglii. 

    - Margaret - jęknęli oboje, gdy wciąż nie mogłam znaleźć światła. 

    - No co? Chcę oddać nasze piękno! - zaprotestowałam. 

     Wtedy to Luke zabrał mi komórkę i sam zrobił kilka zdjęć bez zapowiedzi. 

    - A teraz z głupimi minami! - rzucił Nate odchylając głowę tak, że miał chyba z milion podbródków. - Tato, zrób Grincha, proszę! - Jak się okazało, Luke naprawdę umiał odwzorować minę tej postaci, dlatego parsknęłam tak szczerym i idiotycznym śmiechem, że to zdjęcie wyszło jak selfie w szpitalu psychiatrycznym. 

    - Wywołam je.  - Luke przybliżył moją buzię na ekranie, gdzie marszczyłam oczy i nos ze śmiechu, więc oberwał w ramię. 

     Nie interesowała nas reszta świata i to, że niektóre mamuśki patrzyły na nas z pogardą. W końcu byliśmy tacy młodzi i zamiast rzucać się na sernik, robiliśmy sobie stertę zdjęć. 

    - Może ja cyknę wam fotkę? - Usłyszałam za sobą damski głos. Nie wiedziałam kto do nas mówi, ale Luke momentalnie zamarł i aż wywrócił oczami, więc domyśliłam się, że nie pała miłością do tej pani. 

     Obróciliśmy się wszyscy. Miałam więc przed sobą drugą, doskonale i drogo ubraną kobietę w futrze. 

     Była bardzo szczupła, miała perfekcyjnie zaznaczone kości policzkowe, zgrabny nos, a za te usta i brodę jej lekarze medycyny estetycznej powinni dostać jakąś nagrodę, bo gdyby Cassie mi kiedyś nie wspomniała, nie zgadłabym, że są zrobione. 

    Kobieta doskonała. Wizualnie była aniołem, naprawdę i nie dziwię się, że Luke strzelił jej dzieciaka, bo sama chętnie poszłabym z nią do łóżka. Woah. 

     Obok Barbary stał natomiast równie przystojny facet. Miał śniadą karnacje, ciemnobrązowe oczy i klatę pod koszulką jak z photoshopa. Jeśli ja i Luke zdenerwowaliśmy mamuśki, oni chyba przyprawili je o zawał. 

    - Mamo, co tu robisz? - zapytał zdezorientowany Nate, podchodząc do niej bliżej, gdy wyciągnęła ręce, żeby go objąć. 

    Luke tylko zmierzył Barbarę, a później tego Adonisa w ludzkiej postaci z wielką pogardą. Miałam wrażenie, że zaraz prychnie obrażony, bo odruchowo się wyprostował, żeby pokazać, iż ma do niego podejście. 

    - No jak to co? Przyszłam po ciebie. Ja i Flynn chcemy żebyś spędził z nami święta, co ty na to? Tata ci nie przekazał? - Barbara podniosła wzrok na Luke'a. 

     Jej niebieskie oczy wybijały się na tle czarnych, farbowanych włosów, które zapewne prostowane codziennie i tak wydawały się zdrowe i silne. 

    Nie umiałam wydusić z siebie słowa, bo byłam pod jej wrażeniem i jeszcze nie wiedziałam czy jestem zgorszona, czy zazdrosna. 

    - Tato? - chłopiec zapytał go trochę niepewnie, a później sam zmierzył nowego partnera swojej matki. 

    - Wiesz, mieliśmy fajne plany i trochę zapomniałem. - Luke podrapał się niepewnie po karku. Widziałam w jaki sposób patrzy na Nate'a w objęciach swojej prawie-byłej żony, dlatego chcąc trochę podnieść go na duchu, wzięłam Hemmingsa pod ramię. 

    Mimo, że Barbie wydawała się doskonała, ja sama mam dość wysokie poczucie własnej wartości i wiedziałam, że mogę stanąć obok niej, nie czując się w żadnym stopniu gorsza. Może trochę ulana, ale proszę was, do tej Barbary nawet Barbara Palvin byłaby ulana. 

     Miałam trochę za dużo lat na nastoletnie kompleksy szerokich bioder i sporego biustu. Wiedziałam, że to atuty, dlatego uwielbiałam obcisłe sukienki z dekoltem. 

    - Jak to zapomniałeś? Nate, skarbie, chcieliśmy zabrać cię na Florydę do Flynna, a później może do Disneylandu? Wiem, że jest ci ciężko z tą sytuacją, synku, więc zamierzałam ci to wszystko wynagrodzić, bo bardzo cię kocham... 

     Pięknie zagrane. Aż się we mnie zagotowało, gdy to zobaczyłam. Wspomniany Flynn pogłaskał ramię Barbie, gdy ta objęła Nate'a mocno, a ja niemal nie wbiłam paznokci w ramię Luke'a, bo musiałam na czymś wyładować swoją złość. 

     Nie chciałam zastąpić mu matki, ale nie chciałam też, żeby obracał się w takiej obłudzie i miałam sto procent pewności, że dałam mu więcej szczerego, matczynego ciepła, niż Barbara kiedykolwiek. 

    Luke tym czasem nic nie powiedział, patrząc beznamiętnie na ten obrazek, ale czułam od niego całego jak się zgrzał z nerwów i wiedziałam, że jest mu przykro. 

    - Barbaro - zwróciłam się do niej po imieniu. - Wiem, że to decyzja Nate'a, ale jutro z samego rana wylatujemy do Anglii w trójkę i naprawdę niszczysz nam teraz plany. 

    Uaktywniła się. Podniosła się do pionu, zrobiła krok w naszym kierunku, więc... Podjęłam się wyzwania. Puściłam Luke'a i stanęłam bezpośrednio przed nią. Byłyśmy prawie tego samego wzrostu, ale to dlatego, że miałam wyższe buty. 

    Kobieta zmierzyła mnie od góry do dołu, dlatego posłałam jej wyzywający uśmiech. Założyłam ręce na piersiach, uwydatniając ich kształt. Bam, zatańcz z tym. 

    - A ty jesteś? - zapytała. 

   Nate aż zasłonił usta dłonią. Momentalnie znalazł Sama i Frankie, którzy sami przyszły sprawdzić co się dzieje. No cóż, zwróciłyśmy uwagę paru ludzi. 

    - Meg. - Luke widocznie chciał mnie powstrzymać, ale cholera... Ten babsztyl, jakkolwiek ładny nie był, robił krzywdę Nate'owi, a za to należy się zmieszanie z najbardziej spleśniałym błotem. 

    - Margaret Langford, mam wprawę w rozmawianiu z wrednymi sukami, więc skłamię i powiem, że miło cię poznać. - Aż uchyliła usta, bo chyba się nie spodziewała. 

    Luke zakrył twarz dłonią. 

    No tak, to było bardzo nie na miejscu i bardzo nieodpowiedzialne. Ale nie miałam na nią nerwów i chciała mi teraz odebrać dziecko na święta. Swoje dziecko, ale jaka kobieta nazwie się matką po tym, jak porzuci własną pociechę? 

    - Luke jest idiotą, ale ma dobry gust. - Uśmiechnęła się kpiąco. 

    - Oj zdecydowanie, dobrze wyglądasz. - Odpowiedziałam jej takim samym uśmiechem. 

    - Ładne buty. 

    - Dziękuję. - Odparłam jakby nigdy nic. 

    - Wiesz, Margaret... Możesz ruchać mi męża, ja mam lepszą partię. - Skinęła na swojego równie zażenowanego jak Hemmings partnera. - Ale mojego syna zostaw w spokoju. 

    - Póki co to ty go zostawiłaś, ale nie w spokoju, tylko tak po prostu, więc nie czaruj, że zamierzałaś spędzić z nim czas, tylko miej tyle godności i szczerości w sobie, żeby powiedzieć, że chcesz go przekupić. Nawet nie dla siebie, tylko na złość Luke'owi. 

    - Masz niewyparzoną buźkę, co Meg? - Wyciągnęła do mnie rękę. 

     Chciała ująć moje policzki w dłoń, ale zdążyłam chwycić jej rękę. 

    - Barbie.... - powiedział Flynn tak samo, jak Luke wcześniej do mnie. 

    - Niewyparzoną buźkę, urok osobisty, moc sprawczą i ciepło dla twojego syna, więc nie graj matki roku, bo miłości nie kupisz, ani nie zrobisz jej gały. - Puściłam jej rękę, odchyliwszy głowę na jeden bok. 

    - Myślisz, że to, że ty ciągniesz lachę mojemu byłemu upoważnia cię do matkowania Nate'owi? 

    - Drogie panie, tu są dzieci! - odezwała się jakaś inna mama, dlatego przeniosłyśmy na nią mrożący wzrok w tej samej chwili. 

     - Ona ma rację, przenieśmy się chociaż na korytarz, zanim pójdą po jakąś ochronę czy coś. - Skinęłam kobiecie i rzeczywiście wyminęłam ją, delikatnie przy okazji szturchając ramieniem. 

    Nie wiedziałam jak to się skończy, co jej powiem i doskonale zdawałam sobie sprawę z faktu, że to nie jest dobry pomysł. Że tak nie przystoi kobiecie w moim wieku, na moim stanowisku i powinnam okazać więcej dojrzałości, ale... Dałam się podpuścić i znów wyszła ze mnie nastoletnia Meg. 

    Zwłaszcza w chwili, gdy byłam już na korytarzu i poczułam jak Barbie rzuciła w tył mojej głowy ciastkiem piernikowym. 

    Miarka się przebrała. 

    Na nasze nieszczęście korytarz główny był swego rodzaju kiermaszem ze słodkimi przysmakami, więc... Cóż. 

    - Czy ty jesteś jakaś upośledzona? - zapytałam, ponownie obracając się w stronę Babary, która podeszła do mnie na tyle, żeby chwycić mnie za materiał płaszcza. 

     Czy ona naprawdę chciała się ze mną bić? W szkole? Co?! 

    - Zostaw mojego syna w spokoju, szmato. 

    Zaczęłam się śmiać, tak po prostu śmiać, bo nie miałam pojęcia o co jej chodzi.

    - To twoja mama? - zapytała Frankie Nate'a, na co on przytaknął widocznie rozbawiony, bo poszli za nami oni, Luke, Flynn i paru gapiów. 

   - Drogie panie! - zawołał do nas jakiś nauczyciel. 

    Chciałam się obrócić i go przeprosić, obiecując, że to już koniec tej idiotycznej potyczki, ale Barbara w tamtej chwili pociągnęła mnie za włosy, dlatego aż się pochyliłam w jej stronę. 

     Przegięła. 

    - Barbara! - krzyknął Luke zrezygnowany i zły. 

    - Nie graj ze mną, bo skończysz pod ziemią - wycedziłam przez zęby i sama chwyciłam ją za włosy. 

    Barbie pisnęła, więc ciągnęłyśmy się za włosy obie. W pewnej chwili chwyciłam tak mocno, że oderwałam jej doczepki. Kobieta odsunęła się ode mnie momentalnie, chwytając się za głowę, a ja trzymałam pukle włosów w ręku, uchylając usta z szokiem. 

    - Oddawaj to! - krzyknęła, ale zamiast tego, chwyciła.... Tacę czekoladowych eklerów z kremem. 

     To nie zapowiadało się dobrze. 

     - Drogie panie, bo zadzwonię na policję! - Podeszła do nas kolejna nauczycielka. 

    Ja tym czasem cofałam się z uniesionymi rękoma, podczas gdy Barbie szła w moim kierunku ze słodkimi ciastkami. 

    Luke nie wiedział co ma powiedzieć, naprawdę nie wiedział, nawet nie próbował nas już rozdzielać. 

    - Odpuść sobie. - Ja wzięłam ze stoiska kilka babeczek. 

    - Będzie walka na żarcie! - krzyknął zajawiony Nate. 

     Cóż za groteskowy widok. Dwie, dobrze ubrane, wymuskane wręcz, dorosłe kobiety na wysokim obcasie rzucają w siebie ciastkami na szkolnym korytarzu... 

    Supermodelka z pierwszych stron gazet i dyrektor kreatywny, przełożona nowojorskiego zespołu kopiowania projektów w Hood&Dunning. 

     Barbara miała czekoladę we włosach, kiedy podeszła do mnie bliżej, poczułam jak rozsmarowuje mi eklerkę na policzku a potem na dekolcie, dlatego ja wtarłam babeczkę w jej czoło. Przepychałyśmy się, obklejałyśmy słodyczami... 

     - Chciałbym zobaczyć je razem w łóżku - powiedział Flynn do Luke'a, który zmierzył go z obrzydzeniem, a potem zrobił minę, jakby się nad tym zastanawiał i pokiwał głową z uznaniem do tego wyobrażenia. 

     - Panie Hemmings, trzeba to skończyć. - Sam pociągnął Luke'a za płaszcz. 

     My byłyśmy zbyt zajęte robieniem sobie wstydu, żeby zobaczyć jak Luke i Flynn zdejmują z siebie kurtki, a potem z podwiniętymi rękawami dosłownie odciągają nas od siebie.  

     Miałam na sobie silne ramiona Luke'a, gdy cała wyglądałam jak chodząca eklerka. Byłam czerwona ze złości i wstydu, bo naprawdę chciałam zapaść się pod ziemię, zwłaszcza gdy dyrektorka szkoły kazała nam wyjść w tej chwili.  

     Nate się śmiał, Luke dusił śmiech, a ja spojrzałam na Barbie jeszcze raz tak złośliwie i wyzywająco, dlatego zaczęła wierzgać i wyrywać się z objęć swojego Adonisa. 

     Groteska... 

    - Nate, z kim chcesz spędzić święta? - zapytał Luke ścierając bitą śmietanę ze swojego policzka, bo pobrudziłam go włosami. 

    - Z wami wszystkimi - odpowiedział od razu. - Chcę widzieć jak polewają się syropem klonowym. 

    - Prędzej skisnę niż spędzę święta z tą świruską! - krzyknęła Barbara. 

    Pokazałam jej środkowy palec, wciąż trzymana przez Luke'a, dlatego chwycił moją rękę, żeby to ukryć. 

    - Mamo, jesteś śmieszna, ale Maggie ma trochę racji - powiedział już poważniej. - Dlatego lecę na Haggis do Anglii. 

    Luke aż się skrzywił, bo o tej potrawie chodziły legendy po całym świecie. 

    - Z ciebie zrobię Haggis następnym razem! - zwróciłam się do niej teraz ja. 

    Wtedy Luke ledwie powstrzymał śmiech. 

    Po dłuższej chwili natomiast, Luke zapłacił dzieciom, którym słodycze zniszczyłyśmy, ogarnął Nate'a i siebie, aż wreszcie wyszliśmy ze szkoły we trójkę. 

    Chłopiec wciąż podniecony i rozbawiony. Luke trochę ubrudzony przeze mnie, a mnie było maksymalnie głupio, chociaż udawałam, że wcale nie, wciąż w bitej śmietanie, idąc prosto i z gracją. 

    - Nie jesteś na mnie wkurwiony? - zapytałam szeptem, gdy byliśmy już przy Mercedesie. 

    Hemmings tylko wzruszył ramionami i sięgnął po piernika, którego podebrał i z pełnym skupieniem zebrał bitą śmietanę z mojego dekoltu, by potem ugryźć ciastko. Uchyliłam usta w lekkim szoku. Poczułam jak ściera resztę czekolady z kącika moich warg. 

    - Jesteś zdrowo pojebana - rzucił rozbawiony. - I doprowadzasz mnie do szału. 

    Nie wyjaśnił. Wsiadł za kierownicę, a ja stałam tak nie mogąc dojść do siebie. 

    _____________________

    Wiem, że miał być świąteczny, ale będzie jutro, albo jeszcze dziś. Święta się już prawie skończyły, jednak dalej trochę klimaciku nikomu nie zaszkodzi. 

    Boże, ja wiem, że to było głupie, ale to ff nie jest poważne, jest komedią, a w komediach czasem dzieją się takie rzeczy. 

    Idk, macie po tym opisie jakąś ładną lasię, która mogłaby "zagrać" Barb? Czekam na propo haha ;) 

    Okładkę do eklerków nową zrobiła vitecal 

    Zapraszam na jej ficzki, bo pisze fajne rzeczy i nie jest to już hemgoodsex xddd  (przepraszam, Zuzia, ja musiałam, lof)

    All the love i mam nadzieje, że milo spędzacie święta x


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top