12. stanik dla żony
#eklery <--- twitter, rozdział jak zwykle niesprawdzony
Śluby kojarzą mi się bardziej z pogrzebami, niż same w sobie pogrzeby, ale to może wynikać bardziej z racji faktu, że gdy sam brałem ślub, pogrzebałem całe moje dotychczasowe życie i swego rodzaju niezależność, której i tak zawsze mi brakowało.
Nie znosiłem zasad, błąd... Nie znosiłem ograniczeń.
Kiedy jesteś żonaty, momentalnie wzbudzasz większe zainteresowanie u innych kobiet, a kiedy jesteś nieszczęśliwie żonaty, beznadziejnie rozpaczasz za odwzajemnieniem uwagi tej jednej, interesującej cię kobiety.
Mając dziewiętnaście lat nie chciałem broń Boże wiązać się na stałe. Wierzyłem, że zostanę wiecznym singlem, który co moment ma nową, cudowną kochankę, a swoje pasje rozwija z kumplami, którym również opowiada o ewentualnych problemach, bo "ona tego nie zrozumie".
Nigdy nie miałem przyjaciółki. Dziewczyny albo podobały się mnie, albo ja podobałem się im, co zdarzało się stosunkowo rzadko, zanim zaliczyłem Barbie na jej imprezie. Myślałem, że tamta noc dodała mi skrzydeł, albo prosto rzecz ujmując, odniosłem wrażenie, że moja męskość rozpiera spodnie, jak mnie samego rozpiera duma, bo pryszczaty (no może już wtedy nie) nastolatek, przespał się z supermodelką.
To było cudowne dziewięć miesięcy czystego prestiżu. Moja pewność siebie przekroczyła każdą możliwą skalę. Rozpierały mnie: duma i testosteron.
Może rzeczywiście po tym seksie urósł mi penis?
Przepraszam, nieważne...
Konkluzja? Widząc moją siostrę, która przebiera w białych sukienkach, zacząłem się zastanawiać, czy ona świadomie próbuje zabić własną niezależność. Przecież była jeszcze młoda, miała tylu mężczyzn do zbajerowania... Nie miała dziecka, Calum do niczego jej nie zobowiązywał, jeśli sama tego nie chciała...
Chęć to chyba podstawowy czynnik, który sprawia, że ludzie robią rzeczy. Sam Hood wydawał mi się bardziej szczęśliwy niż kiedykolwiek, co pozwoliło mi poniekąd myśleć, że może to nie ślub morduje związki, a brak miłości w nich.
Nigdy nie byłem zakochany.
Jestem dorosłym facetem, bliżej mi do trzydziestki niż dwudziestki, a tak naprawdę nie miałem okazji poczuć niczego specjalnego do jakiejkolwiek kobiety na całym świecie. Podobieństwo dusz, albo inne tego typu pierdoły... To nie miało żadnego znaczenia, kiedy byłem uwięziony pod obrączką mojej seksualnej fascynacji.
Barbara wciąż była niesamowicie piękna, ale nie był to ten typ urody, który mnie pociągał, gdy już dojrzałem. Była piękna kiedy miałem dziewiętnaście lat, nie znaliśmy się, a jej szczupłe ciało pasowało do moich cherlawych ramion.
Wówczas, kiedy obserwowałem jak pracownica salonu sukni ślubnych wiąże gorset Jackie, doszło do mnie, że uroda przemija, a jeśli się kogoś kocha, to zawsze patrzy się na niego z takim zaczarowaniem, jak Calum na moją siostrę. I oboje ich bardzo kochałem, i obojgu im życzyłem szczęścia w tej przereklamowanej bajeczce.
Niech jeden Hemmings ma szczęście w miłości, czy coś.
Opróżniłem kieliszek z paskudnie kwaśnego szampana, z dezorientacją patrząc na skupione Margaret i moją mamę. Obie miały ręce założone na piersiach, skąd wiedziałem, że raczej nie podoba im się aktualnie mierzona przez Jackie sukienka. Ja natomiast byłem pewien, że Calumowi by się podobała, ale on nie miał w tej kwestii prawa głosu, dlatego byłem tam ja.
Zapytacie zapewne dlaczego ja, a nie na przykład nasz ojciec... Otóż mieliśmy z mamą podobną przypadłość, to znaczy okropnego pecha w relacjach. Chociaż tata nigdy nie próbował nas brutalnie odebrać drogą sądową, więc raczej mówiąc mamie o sytuacji, nie mogłem powołać się na nią samą.
Chyba by mnie zabiła tym kieliszkiem od szampana. Nie wiem jeszcze jak, ale Liz Hemmings ma sposobność do mordowania samym wzrokiem, więc to nie byłby problem.
Zatem wciąż szukałem odpowiedniego momentu, wraz z odpowiednimi słowami, żeby nie usłyszeć: "brawo, Luke, zjebałeś Nate'owi dzieciństwo". Co również zapewne wynikałoby z jej kompleksu, bo strasznie dbała o to, by żadne z nas nie odczuwało braku ojca w swoim życiu.
Ale mama nie wiedziała jaka jest Barbie. Nie znała jej po narkotykach, nie widziała jak bezczelnie zdradza mnie w moim łóżku, na mojej pouduszeczce od chrztu, do cholery! Jak beznamiętnie zwraca się do dziecka...
Boże, ja sam byłbym lepszą matką niż ona. Serio, to nawet nie jest zabawne, bo czasami miałem myśl, że gdybym miał cycki i jajniki moje życie z Natem stałoby się o wiele prostsze...
Obok Liz Hemmings natomiast wciąż była Margaret Langford. Tak samo zimna i pewna siebie jak za swoim biurkiem. Byłem ciekaw czy poparłaby mnie w tej całej sytuacji, bo wbrew wszystkiemu, odniosłem wrażenie, że próbuje to zrozumieć.
Pomijając jej konsternację nepotyzmem w firmie, bo ojciec weselny, to jest jeden z najbogatszych ludzi w Ameryce, jeśli nie na świecie, to jest jej szef, to jest pan Hood, zdecydowanie bardziej zadbał o to, żeby jego przyszła synowa była zadowolona, nie żeby Meg zadbała o grupę.
Śmieszyło mnie to niebotycznie, ale ten człowiek miał naprawdę różne wejścia. Kiedyś do kosztów ekonomicznych całej działalności, rozkazał dopisać zakupiony od Victoria Secret stanik dla swojej żony, bo kupił go przecież w celach reprezentacyjnych, by mogła dobrze reprezentować Hood & Dunning, gdy będzie kurwić się gdzieś na boku, Na szczęście sekretarki oddały dokument bez tego rozliczenia, w obawie przed śmiechem na sali w skarbówce.
W rzeczy samej, Hoodowi nikt nic nie mógł zrobić, bo był doprawdy jednym z najbardziej wpływowych ludzi kiedykolwiek. Mógł sobie pozwolić na stanik dla żony.
Właściwie to od ojca Caluma nauczyłem się przymykać oko na romanse swojej żony. Kiedyś gdy piliśmy u Caluma w ogrodzie, objął mnie ramieniem i powiedział, że taka jest kolej rzeczy. Jeśli mi daje, to nieistotne jak zajmuje sobie czas, gdy ja jestem w pracy, bo przynajmniej nie ględzi, że za dużo pracuję.
Jak widać światem nie rządzi już polityka, robią to niemoralni, obrzydliwie bogaci biznesmeni i on właśnie taki był.
Czy mi to przeszkadzało? Ani trochę. Ale widziałem z jakim rozgoryczeniem Margaret odkrywa niektóre fakty, jakby z czystą służbowością chciała dopinać wszystko na ostatni guzik.
Ale proszę was, o jakich my pieniądzach mówimy, kiedy facet zajmował się różnymi biznesami tak wycenionymi, że zamiast spełniać normy np. odnośnie zanieczyszczeń środowiska - tj, założyć filtry, przenieść biznes, albo cokolwiek innego - wolał płacić comiesięczną karę, bo to, jak sam mówił, kosztowało go nawet nie jedną tysięczną zysku.
Mieliśmy więc trochę protestów Green Peasu i jeśli mam być szczery, czasem chciałem rzucić teczkę i dołączyć do nich z transparentem, bo nawet jeżeli mam zawyżone ego, mam też raczej dobre serce dla zwierząt, roślin itp.
Wierzyłem jednak, że mój szpieg, to znaczy Jackie, rzuci jakimś eco pomysłem przy niedzielnym obiadku u teściów, a nałojony szkocką pan Hood, uzna że ma świętą rację.
Uśmiechnąwszy się do tej myśli, poczułem fakt, iż wypiłem całą butelkę szampana w pojedynkę, bo trochę rozbolała mnie głowa.
Dlatego jakby nigdy nic, ukryłem puste szkło za fotelem, a swój kieliszek schowałem wśród czystych, tak gdzieś w środku, jakby co.
- A ty, co myślisz? - Liz spojrzała na mnie, oczekując werdyktu.
Jak się okazało Jackie miała na sobie już inną sukienkę, a ta wyglądała całkiem dobrze.
- Nie możecie zapytać Caluma? To on, ku moim wszystkim odruchom wymiotnym, będzie ją z niej zdzierał w nocy. - Wzruszywszy ramionami, rozpiąłem kilka guziczków koszuli, bo alkohol zawsze mnie rozgrzewał.
Czy ja właśnie podpiłem się szampanem?
Tak.
- Jesteś obrzydliwy. - Jackie aż się wzdrygnęła, na co Margaret pokiwała energicznie głową.
Taa, jestem taki obrzydliwy, że lepiłaś się do mnie całą noc, kotku... Powiedziałbym to na głos, jednakże terminator pod postacią mojej matki wciąż trzymał pieczę nad sytuacją.
- Wiem - odszepnąłem dumny z siebie, jakbym chciał utrzymać to w sekrecie.
Po chwili jednak, gdy wszystkie trzy machnęły na mnie ręką, poczułem się trochę urażony oraz wykluczony, dlatego wstałem łapiąc włosy w kucyk dla lepszej widoczności. Podszedłem bliżej Jackie, mierząc ją z uwagą.
- Jest ładna, ale poszerza cię w ramionach.
- Luke! - Liz aż się uniosła.
- Mam być szczery, czy miły? Zrobiłbym tu koronkowe rękawki i będzie miód malina.
- Super, już mi się odechciało.
- Chodź, zapytamy pani ekspedientki czy ma jeszcze jakieś opcje.
Kiedy mama odeszła pod ramię z moją siostrą, pokazała mi jeszcze gestem, że jestem pojebany i dosłownie słyszałem jej głos w głowie jak to mówi. Więc obrażony, że źle się odniosły do mojej opinii, usiadłem znów na kanapie.
Meg nie poszła z nimi. Za to z lekko cynicznym uśmiechem, zajęła miejsce na sofie obok mnie i beznamiętnie wpatrywaliśmy się w białe sukienki na manekinach.
Milczenie przerwałem dopiero głupim komentarzem:
- W tej wyglądałabyś dobrze. - Sam nie wiem dlaczego to powiedziałem... Sam nie wiem dlaczego kontynuowałem... - Jest prosta, ma klasę, nie trzeba w niej wiele i może wydawać się nudna, ale twoja uroda robi robotę, dlatego to ty zdobiłabyś suknie bardziej niż ona ciebie, przy czym w ogóle by cię nie przytłaczała.
Meg chyba nie wiedziała co ma powiedzieć. Obserwowała sukienkę jakby w obawie, że ta jej ucieknie. Nie wstała, nie dotknęła jej, nie zrobiła właściwie nic, prócz delikatnego poklepania mnie po udzie.
Ciekawostka: bardzo lubiłem kiedy utrzymywaliśmy ze sobą kontakt fizyczny. Było w nim coś z ognia, ale też z jakiejś niewyjaśnionej, nierozwiniętej do końca czułości między nami. Mogłaby dotykać moich ud, moich bioder, mojego... Mniejsza.
- Jaka szkoda, że nigdy jej nie założę.
Zmarszczyłem nos, bo przecież była zaręczona...
- No tak, zapewne weźmiesz ślub w Anglii, bo twój książę jest za leniwy, by wypuścić kuca ze stajni, czy coś...
- Boże, Luke to zabrzmiało...
- To miało tak zabrzmieć, Maggie.
Wywróciła oczami.
- Wiesz, mogę cię podsumować - powiedziała, obracając głowę w moją stronę. Wręcz paliła wzrokiem mój policzek.
- No dalej. Zaskocz mnie.
Kiedy i ja na nią spojrzałem, po prostu znów walczyliśmy na spojrzenia.
- Kiedy spłodziłeś Nate'a wypuściłeś tym samym z siebie ostatnią szarą komórkę... - Chciałem zachować powagę, naprawdę, ale parsknąłem śmiechem. - A tak serio, mam wrażenie, że twój rozwój zakończył się na twoim własnym ślubie, nie chciałeś dorastać, więc robisz dorosłe rzeczy machinalnie, mentalnie wciąż czekając na swoją zapalniczkę, by pobudziła chęć do stania się odpowiedzialnym nie tylko za dziecko, a za twoje relacje. Jesteś po prostu niedojrzały emocjonalnie.
- Powiedziała kobieta, która wykłóca się z ludźmi na ulicy, bo według niej źle jeżdżą samochodem.
- Zbiłeś mi przednią szybkę do telefonu!
- Śpiewałaś Britney Spears u mnie w domu.
- Śpiewałeś ze mną.
- Więc jedziemy na tym samym wózku, skarbie.
Dała mi kuksańca w bok, bo skończyły jej się argumenty, a potem prychnęła, jakbym powiedział nieprawdę.
Znów milczeliśmy dłuższą chwilę.
- Nie uważam żeby Rick był facetem, z którym mogłabym spędzić resztę życia.
- Więc dlaczego przyjęłaś zaręczyny?
Przygryzła wargę, najpewniej zastanawiając się nad tym.
- Mówiłam ci już, to nie jest ten typ związku, a przyjęłam je, żeby mieć to już z głowy.
- To nie jest dobry powód... - Znów milczeliśmy.
Właściwie to milczelibyśmy tak do powrotu dwóch kobiet mojego życia, gdyby nie naszła mnie głupia rozkmina. Meg miała w sobie dużo fajnych rzeczy, wbrew temu co reprezentowała sobą w pracy. Była mądrą kobietą, która wiedziała czego chce i próbowała góry przenosić gołymi rękami...
To dość imponujące, tak myślę.
Czułem do niej po prostu sympatię pod złośliwością, ale cii, nikt nie może o tym wiedzieć. Ona chyba wiedziała, ale póki nikt inny tego nie zauważał, świat nie miał się ku wybuchowi.
Dlatego z czystej sympatii zniżyłem się na kanapie do jej poziomu, by szepnąć Langford na ucho coś, nad czym nie bardzo panowałem.
- Meg?
- Co robisz? - odruchowo ściszyła głos, widząc jak naruszam jej przestrzeń osobistą. Była z tego tytułu mniej skupiona i trochę bardziej bezbronna.
Onieśmielałem ją i miałem z tego ogromną satysfakcję.
- Obiecasz mi coś?
- Co znów?
- Ale na mały paluszek? - Wystawiłem mały palec w jej stronę.
Wahała się, jednak złączyła nasze palce, co zdecydowanie ją rozbawiło. Klasyczna technika, zabierasz komuś przestrzeń prywatną, a on zgadza się na wszystko, by już zakończyć tę bliskość. Ale ona była trudniejsza do zmanipulowania, bo sama stosowała tę technikę. Widziałem choćby po sobie. Zdarzało mi się jej ulegać, abstrahując od tego czy myślałem wtedy mózgiem, czy kroczem.
- Proszę, nie zrób mojego błędu i jeśli będziesz miała wziąć ślub, weź go z miłości.
- A to nie ty czasem całą drogę w taksówcę mówiłeś, że śluby są przereklamowane?
- Maggie...
- Nie mów tak do mnie, bo ja będę mówiła do ciebie Lukey, a wtedy zrobi się dziwnie.
Wciąż mieliśmy złączone palce.
- Obiecaj.
Znów nic nie mówiła, aż wreszcie pokiwała głową mocniej zacieśniając uścisk.
- No dobrze, obiecuję.
_________________________________
idk czemu ta pioseka
Lalala nie było mnie tu milion lat, chciałam pisać dalej jak skoncze cac, ale naszła mnie ochota na eklery więc jest rozdział. Pamiętacie mnie jeszcze? Cchcecie jesszczze to czytać? xd All the love x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top