*5* Nawałnica
- Co to ma znaczyć, że mnie nie przemienisz?! - wrzasnęła wściekła blondynka.
- Jestem głodna i zmęczona, nie byłabym w stanie - wyjaśniła uprzejmie Tikki.
- Ugh, przecież to żałosne! Totalnie żałosne! - Chloe chodziła w tam i z powrotem po swoim wielkim pokoju - Adrien ma właśnie sesję w parku i mnie potrzebuje!
- Szczerze w to wątpię - czerwone kwami miało już na prawdę dość tej dziewczyny.
- O co ci chodzi? Przecież dostałaś najlepsze czekoladki od najlepszej wytwórni we Francji! - niebieskooka zignorowała ostatnie zdanie stworzonka.
- Wolę ciasteczka - Tikki znów wysiliła się, żeby utrzymać miły ton głosu - Każde kwami ma określone upodobania co do jedzenia, a zadaniem posiadacza jest się jakoś odwdzięczać za te przemiany i bycie bohaterem - nagle wpadła na genialny pomysł - Ciasteczka z piekarni Dupain-Cheng.
- Co?!
- Tak wyszło - wzruszyła ramionami biedroneczka - Przecież oni mają najlepsze ciastka.
***
1 - głosuj na Aurore
2 - głosuj na Mirelle
- Mirelle jest najlepsza! - wydarła się dziewczynka - Chciałabym ją zobaczyć!
- Manon, wracaj tu! - Marinette upadła na kanapę, ale dziecka nie złapała - I oddaj mój kapelusz!
- Też chcę być projektantką mody! - naciągnęła kapelusz na głowę i zaczęła biegać po kuchni - Zapoznasz mnie z Mirelle?
- Mogę cię zapoznać z Aurore - granatowłosa przewróciła oczami.
- Nie, nie, nie! - krzyknęła i znów zaczęła swój maraton.
***
- Poproszę dwanaście czekoladowych ciastek - uśmiech na twarzy blondynki wyglądał tak, jakby miała zaraz zwymiotować. To było poniżej jej godności, aby przychodzić do jakiejś piekarni i ze swoich pieniędzy kupować tandetne ciastka!
- Jesteś pewna? - spytała ze zmarszczonymi brwiami Sabine - Nie wyglądasz, jakbyś na prawdę chciała je kupić.
- Tak, po to tu przyszłam - ten grymas totalnie nie przypominał już uśmiechu.
***
- Kto tam? - spytała głośno zmęczona Mari, podchodząc do drzwi i jednocześnie je otwierając - No hejka, co tam?
- Siema dziewczyno, mam dla ciebie wiadomość! Adrien ma właśnie w tym momencie sesję fotograficzną w parku! - pisnęła podekscytowana, pokazując zdjęcia przy fontannie ich przyjaciela. Granatowłosa zamrugała kilka razy, zaskoczona takim postawieniem sprawy.
- Emmm... no więc? - podniosła brwi.
- Dziewczyno, to twoja okazja!
- Przepraszam, ale do czego? - teraz fiołkowooka była na serio zdezorientowana.
- Żeby się zbliżyć do twojej sympatii, oczywiście! - uśmiechnęła się szeroko mulatka.
- Alya... ja przecież nie jestem w nim zakochana - zabrzmiało to bardziej jak pytanie, bo Marinette dalej nie za bardzo ogarniała sytuację.
- Doprawdy? - mulatka posłała jej swoje słynne dziennikarskie spojrzenie, którego używała, kiedy nie dowierzała faktom.
- Chodzi mi o to, że jest super przyjacielem i dobrze się dogadujemy, to wszystko - granatowłosa wzruszyła ramionami.
- PARK! PARK! PARK! - dopiero teraz zwróciły uwagę na Manon, która od pięciu minut krzyczała to samo słowo.
***
- Chcę zobaczyć głód w twoich oczach! Uśmiechaj się do mnie! Dokładnie tak. Bardzo dobrze! A teraz twoja mama zrobiła spaghetti. Cudownie!
Adrien wysłuchiwał przez mniej więcej już dwie godziny praktycznie tych samych tekstów. Był bardzo znużony i z trudem przychodziło mu wypełnianie poleceń. Do czasu.
Około pięćdziesiąt metrów dalej zauważył Alyę, Marinette i jakąś małą dziewczynkę, która prowadziła tą drugą za rękę przed siebie. Kiedy go zauważyły, pomachały mu z daleka a Mari się pięknie uśmiechnęła. I nie liczyło się już nic więcej. Jak zauroczony (a w sumie zakochany) machał z oczarowaniem w oczach do granatowłosej.
- Wow, chyba na prawdę lubisz spaghetti.
Ale stan upojenia trwał tylko przez chwilę, bo nagle mała krzyknęła "balony" i z prędkością światła pociągnęła za sobą fiołkowooką, której towarzystwa dotrzymywała przyjaciółka.
- Nie, nie, nie! Potrzebujemy czegoś nowego, nowej muzy! Jakiegoś romansu! - nagle fotograf pstryknął palcami w powietrzu, ewidentnie wpadając na pomysł - No tak! Potrzebujemy dziewczyny!
- Dziewczyna? - powtórzył w rozmarzeniu blondyn - Byłoby cudownie pozować z Marinette...
I w tym momencie jego mózg przestał rejestrować, bo skupił się na wyobrażeniach zdjęć z miłością jego życia.
- Patrz, znalazłem dziewczynę, która zgodziła się pozować! - rozbrzmiał nagle zadowolony z siebie głos mężczyzny, który prowadził... Alyę. I Adrien nie mógł nic poradzić na zdołowaną minę, która wkradła się na jego twarz.
- Wow, ogranicz swój entuzjazm - mruknęła pod nosem mulatka - Nie martw się, idealna dziewczyna do tej pracy jest tam - objęła go w ramionach i pokazała na roześmianą Marinette, która kupowała właśnie balon z podobizną Mirelle dla Manon.
Na to oczywiście się nasz młody Agreste rozpromienił ze szczęścia.
- Och, Adrienuśku! - Chloe popchnęła granatowłosą, przez co balon pękł, a sama blondynka przybiegła do chłopaka w kilka sekund.
- Co do cholery - warknęła mulatka.
- Dlaczego rzeczy nie mogą być proste? - jęknął cicho zielonooki - Chloe, co ty tu robisz? - spytał, kiedy wymieniona wcześniej dziewczyna uwiesiła się na jego ramieniu.
- Przyszłam tu z tobą pozować, naturalnie - wydęła usta w dziubek. Nagle zza pleców Adriena pojawił się fotograf.
- Scusa, ale to ja decyduję, kto będzie pozował z moim modelem - blondyn dziękował wszystkim bogom za rozum mężczyzny, który zrobił gest rękami, jakby chciał ustawić kadr do zdjęcia - A ty nie pasujesz do niego.
- Czy ty wiesz, z kim rozmawiasz?!
Fotograf przez chwilę lustrował ją zdegustowanym spojrzeniem, zanim odpowiedział.
- Z idiotką, która po parku nosi białe spodnie?
Gdyby Nawałnica spóźniła się parę sekund, zapewne Chloe nawrzeszczałaby na niego. Ale nie zdążyła.
- Do wszystkich, którzy dziś głosowali na Mirelle: radzę schować się w domu, bo będzie chłodno! - krzyknęła drwiąco dziewczyna, unosząc się kilka metrów nad ziemią. Później odleciała, przy okazji rozwalając plakaty reklamujące rywalkę oraz balony z jej podobizną.
Tymczasem Adrien podbiegał właśnie do leżącej nadal Marinette.
- Wszystko w porządku? - spytał, pomagając jej wstać - Przepraszam za nią.
- Tak, to nie twoja wina. Większym problemem teraz jest złoczyńca, który grasuje po Paryżu. Znowu.
-...A poza tym, już wybrałem modelką. Ją - akurat usłyszeli koniec kłótni blondyny i fotografa, który właśnie wskazał na Alyę. Chloe nawet nie zdążyła zareagować, bo nagle oboje zostali zamrożeni.
- Ups, wydaje mi się, że następuje ochłodzenie klimatu - zachichotała Nawałnica.
- Aurore, czego tu chcesz? - krzyknęła Mari.
- Jest burzowa pogoda, więc ja... czekaj, lepsze pytanie jest, na kogo głosowałaś? - przybliżyła swoją twarz do bladej twarzy granatowłosej.
- Na ciebie, oczywiście! Jesteśmy koleżankami!
- A ja głosowałam na Mirelle! - oznajmiła radośnie Manon, przez co fiołkowooka chciała strzelić sobie w twarz.
Nie minęła sekunda, a mała wraz z ochroniarzem Adriena zostali zamrożeni w lodowej kapsule.
- Zadzwonię po pomoc! - powiedział szybko blondyn, bo oto nagle trafiła się okazja do przemiany.
- Dobrze - kiwnęła głową - Wszystko w porządku, Manon. Zaraz przyjdą Czarny Kot i Szkarłatna Dama, oni cię uratują.
Dziewczynka pociągnęła nosem, ale kiwnęła głową.
- No to w takim razie mogę tu zostać. I poopowiadam panu o magicznym jednorożcu! - powiedziała już wesoło, patrząc w kierunku ochroniarza. Ten zrobił cierpiętniczą minę, na co Mari się zaśmiała.
- Brzmi nieźle.
***
- Chloe, musisz się przemienić i złapać akumę! - powtórzyło kwami po raz dziesiąty, poważnie już sfrustrowane.
- Masz rację Tikki.
A więc jednak potrafi być dobra i bezinteresowna, jeśli chce, przemknęło przez głowę stworzonka.
- Przeszkadza mi w randce z Adrienem!
Aha, więc to tyle.
- Miło z twojej strony, że się wreszcie zjawiłaś kropkowana lalko - prawie warknął Czarny Kot.
- Nazywam się Szkarłatna Dama, jeśli jeszcze to do ciebie nie dotarło - to mówiąc zarzuciła kucykiem, uderzając partnera w twarz - A teraz się odsuń, jeśli łaska. Ta akuma przerwała moją randkę!
- O kurde, ktoś chce się z tobą umawiać? Podziwiam kolesia - chłopak wywrócił oczami. W tym momencie yo-yo blondynki, które zarzuciła na pobliski komin, wróciło.
- Na co jeszcze czekasz? - krzyknęła zawstydzona - Znów mam za ciebie odwalić całą robotę? Łap ją!
- O mój Boże, jesteś taka bezużyteczna - to mówiąc i śmiejąc się pod nosem, odepchnął się swoim kijem - Cofnij się, królowo lodu!
- Jestem Nawałnica! - to mówiąc wypchnęła ich oboje na drugi koniec Paryża.
Były jeszcze trzy próby. Za każdym razem lądowali kilka kilometrów dalej.
- Czarny Kocie, czy wszystko okey? - po tym, jak blondyn wylądował na drzewie a jego partnerka w fontannie, wreszcie dogoniła ich Marinette.
- Oczywiście, ale gdzie poszło to chodzące tornado? - spytał, wypluwając liście.
- Aktualnie siedzi w studiu i nagrywa program - poinformowała dziewczyna.
***
- Mam was, naiwniaki! - zachichotała diabelnie Nawałnica - A teraz radźcie sobie w ciemności!
- Mi nie uciekniesz, Elzo - uśmiechnął się do siebie Kot - Wciąż widzę w ciemności.
- Heloł, chyba o kimś zapomniałeś! - kiedy tylko usłyszał ten głos, myślał, że wybuchnie - Nie zamierzałeś mnie chyba zostawić?
- Mogłem to lepiej rozegrać - mruknął do siebie, chwytając ją za rękę.
***
- No cóż, chyba nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż bohaterowie sobie z nią poradzą - stwierdziła granatowłosa, siadając na ławce w parku. Zaczęła się bujać na boki i spędziła tak dziesięć minut, dopóki nie puściły jej nerwy.
- Ugh, chcę coś zrobić i się przydać! - wstała szybko i pobiegła przed siebie.
***
- Masz kiedyś zamiar zadzwonić po ten swój traf czy poczekamy sobie ze trzy dni? - spytał zniecierpliwiony Kot.
- No już, już - dziewczyna przewróciła oczami i przywołała moc - Och, perfekcyjnie! - zawołała, kiedy dostała rozległą chustę i zaczęła nią wycierać włosy - Po tej kąpieli w fontannie tego mi było trzeba.
- Poważnie? Dlaczego ty w ogóle dostałaś to miraculum? - spytał z niesmakiem zielonooki.
- Bo jestem utalentowana, niesamowita, piękna...
-...Pusta, tępa i egoistyczna. Tak, masz rację. Nie było pytania.
- Ty...
W tym momencie windą wjechała Mari, która dość szybko ogarnęła sytuację. Wyrwała chustę z rąk Szkarłatnej Damy, która nawet nie zdążyła zaprotestować.
- Kocie, baner! - krzyknęła zdecydowana. Sama podbiegła do wielkiego wiatraka wentylującego i dzięki niemu się wywindowała na górę. Widziała kątem oka, jak baner zwala się na zdezorientowaną pogodynkę - Asekuruj mnie!
To mówiąc przekręciła prowizoryczny balon o dziewięćdziesiąt stopni w bok, oplatając w pasie Nawałnicę. Modliła się, żeby blondyn zrozumiał o co jej chodzi. Na szczęście kiedy spadała, poczuła jak ktoś mocno ją przytrzymuje. Kiedy otworzyła oczy, pierwszym co ujrzała były leśne tęczówki Kota wpatrujące się w nią z uwielbieniem.
- Zaliczone - powiedzieli razem w tym samym czasie, przybijając żółwika. Chloe przewróciła tylko oczami na tak dziecinne zachowanie, po czym uwolniła akumę i przywróciła wszystko do poprzedniego stanu rzeczy.
***
- Jestem pod wrażeniem twojego sprytu, Moja Pani - przyznał Kot, kiedy po powrocie do parku odebrali Manon i Alyę. Przy okazji pocałował wierzch jej dłoni.
- Moja Pani, hmm? - zaśmiała się cicho - A dlaczego akurat ja mam być Twoją Panią?
- Koty potrzebują swojej pani, pomimo szwędania się różnymi drogami - mrugnął do niej - A ja wybrałem ciebie na Swoją Panią. Niestety, nawet gdybyś chciała, to nie da się tego zmienić. Koty przywiązują się do właścicieli.
- Gdzieżbym śmiała - uśmiechnęła się szeroko, zarumieniona. On był taki słodki!
***
- Gdzie jest Adrien? - mruczał pod nosem fotograf. Na ławce obok siedziała drżąca Alya pod ciepłym kocem, obok Manon z balonem, a Marinette na końcu, z błogą miną na twarzy.
- Tutaj! - pomachał chłopak - Też zostałem zamrożony. Koszmar!
- Ja też jestem! - zaświergotała Chloe.
- Ugh, coraz bardziej mnie wkurzasz dziewczyno. Ale nie mamy już czasu na kłótnie. Możesz spróbować zapozować z nią? Zobaczymy, czy pasuje choć w najmniejszym stopniu.
- Oczywiście, że pasuję do Adrienuśka. Kto inny, jak nie ja? - uniosła dumnie głowę.
I wtedy właśnie do rozmowy włączył się ochroniarz Adriena, który bez słowa (jak zwykle) podniósł Chloe jakby nic nie ważyła, przestawił ją dwadzieścia metrów dalej, a pod nos fotografa podstawił zdezorientowaną Marinette.
- Perfecto! - zakrzyknął uradowany fotograf - Jeszcze lepiej pasuje niż poprzednia! Bez urazy, oczywiście - odwrócił się w stronę Alyi, która jednak zajmowała się tylko cykaniem fotek przyjaciołom z wielkim bananem na twarzy.
***
- Okey, mów co chcesz, ale sesja wyszła bosko - piszczała Alya w drodze do domu, klikając coś w telefonie.
- Było fajnie - granatowłosa wzruszyła ramionami - Tylko nadal nie wiem, dlaczego to mnie wziął ochroniarz a nie ciebie.
- Uh, jeśli chodzi o to... - mulatka zaśmiała się nerwowo.
- Alya - zaczęła ostrzegawczo Mari.
- Okey, okey! - wyrzuciła ręce w górę - Bardzo możliwe, że powiedziałam mu, że jesteście parą!
- Alya... - fiołkowooka spaliła buraka - Spalę się ze wstydu jak go zobaczę!
- Oj nie przesadzaj. I przyznaj, że podoba ci się myśl o was jako parze - puściła jej oczko.
- Nie podoba! - powiedziała szczerze - Alya, nie wiem czemu chcecie na siłę nas spiknąć. Przecież ja go nawet nie kocham! Jest dla mnie ważny jako przyjaciel.
- Gadaj sobie co chcesz. I tak wiem, że dostanę mój ship - fuknęła niby obrażona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top