*17* Ilustrachor

- Aaach! Pomocy!

- Oh nie! - krzyknęła Lady Wi-Fi - Super Nathan!

- Już po nas! - oznajmił rozpaczliwie Bańkor.

Bohater narysował kopułę, w której zamknął złoczyńców, a potem podszedł do granatowłosej.

- Dziękuję ci, super Nathanie! Kocham cię!

- NATHANIEL!!! - wrzasnęła pani Mendelejev podchodząc do tylnej ławki - Znów rysujesz na moich lekcjach? Do dyrektora, ale już!

- Spójrz Sabrina, ten nieudacznik namalował siebie jako bohatera - powiedziała zdegustowana Chloe, patrząc na rysunki kolegi z klasy - I zakochaną w nim Marinette! Hahah, piekarzyno, masz wreszcie adoratora! 

- I całkiem nieźle mu to rysowanie wychodzi - zauważyła koleżanka. 

- To nie tak miałaś odpowiedzieć - szepnęła oskarżycielsko blondynka.

Nathaniel zebrał książkę do malowania, a przechodząc obok ławki Nina i Adriena, przystanął na chwilę. Siła spojrzenia Agreste'a przycisnęła go do ziemi. 

- Dobrze, teraz podzielę was na grupy. Alya, Nino i Adrien jako pierwsi. 

- To się nazywa fart stara - szepnęła na ucho Mari do przyjaciółki. 

- Marinette, Chloe i Sabrina jako drudzy. 

- A to się nazywa pech - zaśmiała się mulatka, kiedy granatowłosa walnęła głową o ławkę. 

***

- Zapomnij Sabrina! Nie mam czasu na jakiś głupi projekt z fizyki!

- Zawsze tak mówisz - uparła się rudowłosa. 

- Co tu się dzieje? - spytała znudzonym głosem fiołkowooka, która właśnie podeszła do swoich towarzyszek. 

- Nie twój interes, piekarzyno. 

Czerwony alarm w głowie Marinette wariował. 

- Właśnie że mój, bo jesteśmy razem w drużynie. 

- Chloe próbuje zwalić na mnie całą pracę! Znowu - wyrzuciła Sabrina. 

- Cóż, co jest tak ważnego, że stawiasz to ponad pomoc nam? - spytała Mari. 

- Nic, co leży w twoim interesie! - policzki zapiekły blondynkę, kiedy pomyślała o oglądaniu filmików ze Szkarłatną Damą - A ty nie zapominaj, że nie tylko jestem twoją NAJLEPSZĄ przyjaciółką, ale też jedyną!

- Wcale nie - zaprzeczyła okularnica - Wiele osób mi pomagało, kiedy ty strzelałaś focha lub po prostu nie chciałaś ze mną przebywać. To ty nie masz przyjaciół. 

- Oookey, chyba trzeba się uspokoić - zakomenderowała Marinette - Chloe, jak chcesz się podpisać pod tą pracą, to spotkaj się z nami w bibliotece o 17:00. 

- Chyba śnicie! - krzyknęła rozgniewana niebieskooka. Nie zdążyła jednak nic dodać, bo nagle zaczęła ją gonić ogromna suszarka - Moje włosy! - zawyła. 

- Um, więc może chodźmy do mojego domu zrobić ten projekt - zaproponowała granatowłosa, po czym szybko obie się ulotniły, jeszcze zanim pojawił się Czarny Kot.

- Zostaw ją! - zaczął nawalać kijem suszarkę, aż w końcu zlokalizował Ilustrachora, który był odpowiedzialny za to zamieszanie. Nie zdołał go powstrzymać, więc po prostu wziął Chloe i uciekł do jej domu. 

***

- A więc? Jakieś pomysły, czemu ten typek cię nie lubi?

- No właśnie nie, bo wszyscy mnie uwielbiają - oznajmiła zdumiona Chloe, na co Kot cicho parsknął - Więc, Kocie, jak dobry jesteś z fizyki?

- Nie będę za ciebie robił pracy domowej, zgłupiałaś? - zaśmiał się niedowierzająco. 

- Ugh, jesteś do niczego. Żałosne, totalnie żałosne.

- Wiesz co, w sumie możesz mieć rację - uśmiechnął się cwanie.

- No wreszcie się przyznałeś - przewróciła oczami dziewczyna - Ale co ty...

- Hej Szkarłatka, twoja "przyjaciółeczka" jest w tarapatach, więc rusz tyłek i przyjdź tu. A ja będę ratował Paryż. 

Nie dodając nic więcej, wybiegł przez okno. 

***

Rozległo się pukanie, a potem dziwny dźwięk, jakby zgrzyt. 

- Wejść? - zabrzmiało to bardziej jak pytanie, bo Mari nie ogarniała co się właściwie dzieje - Och, to ty. Ten z biblioteki, racja?

- Cóż... chciałem cię zobaczyć - Ilustrachor uśmiechnął się niepewnie - I dać ci to. 

- Jesteś tu, żeby mnie skrzywdzić?

- Oczywiście że nie! - zapewnił złoczyńca - Ty jesteś Marinette, nigdy bym ci tego nie zrobił. 

Chwilę zajęło przeczytanie dziewczynie całego zaproszenia.

- Wiesz co? Pójdę z tobą - zdecydowała w końcu dziewczyna - Ale obiecaj, że nie dotkniesz więcej Chloe.

- Obiecuję - powiedział szczęśliwie Nathaniel - Do zobaczenia!

Kiedy wyszedł, zza klapy wyszła przejęta Sabrina. 

- Co ty teraz zrobisz? Wszystko słyszałam - powiedziała szybko. 

- Najpierw muszę się skontaktować z Czarnym Kotem - odparła w zastanowieniu. Tak, musiała poinformować bohatera o jej spotkaniu. Była pewna, że w razie czego on ją obroni. 

- Marinette, widziałem właśnie Ilustrachora wychodzącego z twojego pokoju i strasznie się przestraszyłem, czy wszystko w porządku?! - do pokoju przez zatartą szybę wpadł blondyn z przerażeniem wymalowanym na twarzy. 

- Uf, świetnie że jesteś - powiedziała z uśmiechem - To moja przyjaciółka, Sabrina. 

- Pamiętam cię! - oczywiście że tak, widzieli się na codzień, ale musiał udawać - To ty pomogłaś nam przy Postraszycielce!

- O wow - pisnęła rudowłosa - Bohater mnie pamięta! I jesteś tuż przede mną!

- No cóż, Marinette ma pewne... doświadczenia, jeśli chodzi o akumy - rzucił przelotne spojrzenie granatowłosej.

- Och, to pewnie dlatego Mari zgodziła się na randkę ze złoczyńcą! - powiedziała Sabrina - Tak, to ma sens.

- Czekaj, co? - Kot spojrzał na fiołkowooką, oczekując wyjaśnień. Jego serduszko zaczynało się kruszyć. 

- Miałam właśnie do ciebie dzwonić... - usiłowała wytłumaczyć dziewczyna - Jakoś tak wyszło...

- Dobra, to ja nie będę przeszkadzać - pospiesznie powiedziała okularnica - Wrócę do domu, najwyżej później dokończymy projekt. 

- Przepraszam, że tak wyszło...

- Nic nie szkodzi! I poznałam lepiej Czarnego Kota! - Sabrina puściła oczko przyjaciółce, po czym wyszła z pokoju - Pierwszy dzień bez Chloe jest wspaniały!

***

- Ten dzień jest totalnie niedorzeczny, totalnie - mruknęła blondynka, rozwiązując zadanie z fizyki. 

***

- Hejka! - granatowłosa pomachała z uśmiechem Ilustrachorowi. 

- Mari! - chłopak błyskawicznie wstał z ławki i do niej podszedł - Przyszłaś.

- Oczywiście, przecież powiedziałam - oznajmiła. 

Cholera, wygląda uroczo. Totalnie nie pasuje do tej rudej sarny, pomyślał Kot, schowany za żywopłotem. 

- Jesteś Nath, prawda? - zagadnęła dziewczyna - Więc, czemu jako jedyna usłyszałam o twoich urodzinach?

- Jestem Ilustrachor - poprawił delikatnie - Nie lubię tej całej sztucznej otoczki, więc powiedziałem tylko osobom zaufanym. Jak Alix i ty.

Nie mógł wiedzieć, że różowołosa wyklina go teraz od wszystkich rodzajów saren, próbując się do niego dodzwonić. 

- Może ja coś narysuję? - zaproponowała Marinette, chwytając ołówek złoczyńcy - Chociaż nie jestem w tym tak dobra jak ty. 

- To będzie świetne! - popatrzył na nią z uwielbieniem, na co blondyn się zagotował. 

- Czarny Kocie, teraz! - krzyknęła dziewczyna, rzucając przedmiot za siebie. Niestety bohater nie był dość szybki, więc to rudowłosy złapał ołówek. 

- Jesteś taka sama jak Chloe! - wrzasnął Nathaniel. Na co granatowłosa uśmiechnęła się w tak przerażający sposób, że nawet zaakumanizowany poczuł zimny dreszcz.

- Powtórzysz to jeszcze raz? - spytała śmiertelnie poważna. 

- Odwołuję moją obietnicę! Chloe dostanie nauczkę jakiej potrzebuje. 

To mówiąc wymazał część dolnego pokładu statku, a ich zamknął w szklanym sześcianie. 

Przez dwie minuty, coraz bardziej przerażony zielonooki walił w szybę swoim kijem. Nic to nie dawało. 

- Czarny Kocie, uspokój się! - zaprzestał ruchów, bo Marinette używała jego pełnego bohaterskiego imienia kiedy była zła - Skieruj kij do góry. 

Przytrzymała się chłopaka, kiedy przeskoczyli nad wodą i wylądowali bezpiecznie na chodniku. 

- Widzisz? Wszystko idzie lepiej, kiedy jesteś opanowany. Teraz możesz...

Nie zdążyła nic dopowiedzieć, bo chłopak ją mocno objął. Nie spodziewała się tak nagłego gestu. 

- Um... Kocie?

- Było tak blisko... A ja znów nie potrafiłem cię ochronić! - szepnął - Proszę Marinette, obiecaj mi coś. Żadnych więcej akcji. 

- Spróbuję - dziewczyna spuściła wzrok. 

- Dziękuję. 

Nic już więcej nie mówiąc, blondyn puścił ją i odbiegł. Chciała krzyknąć, żeby wrócił, ale ktoś jej przeszkodził. 

- Wiele dla siebie znaczycie. 

W ciągu sekundy obróciła się, żeby stanąć oko w oko z niskim starcem w hawajskiej koszuli. 

- Ach! Obserwował mnie pan!

- Nie jest łatwe być zakochanym w bohaterze - ciągnął dalej. Usiedli na ławce.

- Oh! Zakochana? Nie, nie jestem zakochana... Ja tylko... - zamarła na chwilę. Do tej pory nie podejrzewała, że jej zauroczenie może być głębsze - O nie, nie, nie, nie, nie. Ja nie mogę go kochać! 

- Czemu nie? 

- Ponieważ ta świadomość sprawi, że będę chciała mu pomagać bardziej, a obiecałam! Obiecałam, że już nie wplątam się w akcję! - tak wciągnęła się w swój monolog, że nie zauważyła, jak staruszek uśmiecha się delikatnie - Nie mogę się narażać tylko dlatego, że go kocham! Ale z drugiej strony, nie mogę też polegać na jego bezużytecznej partnerce. 

Dziewczyna zaczęła płakać, zdając sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. 

- Wiesz co? Chyba mogę ci pomóc. Przynajmniej na razie - odezwał się w końcu mężczyzna. 

- Co... co pan ma na myśli? - otarła policzek, ale kiedy przekręciła głowę, nie było na niej już staruszka. Zamiast niego stało brązowe, sześciokątne pudełeczko z czerwonymi symbolami. 

***

- Chloe, pani Bustier nigdy nie kupi wymówki, że goniła się gigantyczna suszarka. 

- No cóż, faktycznie - zamyśliła się blondynka. Kiedy kwami już myślało, że jej podopieczna poszła po rozum do głowy, nastały kolejne słowa po których Tikki się załamała - Moja fryzjerka potwierdzi, że mam najcudniejsze włosy. 

Nagle usłyszały dziwny stukot. 

- Co to było? - zmarszczyła brwi Bourgeois. Po chwili do apartamentu wparował złoczyńca. 

- Przyszedłem po ciebie Chloe! - zatrzymał się gwałtownie, kiedy zamiast oczekiwanej dziewczyny zastał Szkarłatną Damę. 

- To źle trafiłeś, idioto! - yo-yo przemknęło tuż koło jego twarzy. 

- Ooo, zdecydowałaś się jednak pomóc Szkarłatko! - przez okno wleciał Kot. 

- Oczywiście - dziewczyna zarzuciła kucykiem - Moja najlepsza przyjaciółka, Chloe Bourgeois jest w niebezpieczeństwie! 

- Jesteście siebie warte - odezwała się nagle jakaś dziewczyna, stojąca za ich plecami. Obaj bohaterowie obrócili się ze zdziwieniem. 

- Kim ty do diaska jesteś?! - krzyknęła ze złością niebieskooka. Mieli przed sobą dziewczynę w szarym stroju, z dwoma granatowymi kucykami. W ręce trzymała coś jakby skakankę, ale widzieli, że nowa posługuje się nim jak biczem. Twarz zasłaniała jej szaroróżowa maska. 

- Multimysz, miło poznać - rzuciła tylko - Szkarłatko, używałaś już Trafu?

- Co wy oboje macie do tego przezwiska?! - tupnęła nogą - Skąd ty się niby wzięłaś, co? I jaką mamy pewność, że to nie kolejna sztuczka Władcy Ciem?

- Pan motylek nie może wysyłać więcej niż jednej akumy na raz - fiołkowooka przewróciła oczami - Ruszysz tyłek, czy mam na ciebie czekać wiecznie?

Chloe użyła Szczęśliwego Trafu, chociaż nadal niechętnie patrzyła na nową bohaterkę.

- Super, kolejna bezsensowna rzecz - powiedziała, patrząc na kauczukową piłkę. 

- Sama jesteś bezsensowna - Multimysz westchnęła, po czym wyrwała jej przedmiot z ręki. 

Czarny Kot z niedowierzaniem przyglądał się nowej dziewczynie. Dlaczego pojawiła się kolejna bohaterka? Miała zostać z nimi na zawsze? Skąd miała miraculum? Miał dużo pytań bez odpowiedzi, ale teraz priorytetem była misja. 

Granatowłosa wzięła zamach, po czym rzuciła piłkę o ścianę tak, że odbiła się rykoszetem od ołówka Nathaniela. Przedmiot wypadł mu z ręki, czego z początku nie zauważył. 

- Kocie, teraz! - krzyknęła. Na szczęście chłopak zrozumiał i rzucił się po niego od razu, dlatego był pierwszy. 

Zielonooki zniszczył ołówek, z którego wyleciała akuma, po czym szybko przechwyciła ją Dama. Po minucie wszystko było jak dawniej. 

***

- Dobra, to teraz może nam wytłumaczysz kim jesteś? - poprosił Kot. 

Trójka bohaterów siedziała na dachu, wpatrując się w gwiazdy na nocnym niebie. 

- Mówiłam - wzruszyła ramionami, próbując ignorować jego obecność - Jestem Multimyszą. 

- Ale skąd się wzięłaś? - warknęła Chloe, krzyżując ręce na piersiach. 

- Wiesz, kiedy mama i tata bardzo się kochają... - granatowłosa nie mogła darować sobie kpiny ze Szkarłatnej Damy. Wreszcie mogła. 

- Skończ!

- Dobra. Nie jestem z wami na stałe, przypuszczam, że tylko na dzisiaj - podparła się rękami z tyłu, a nogi przewiesiła przez dach.

- Ale dlaczego akurat teraz? - blondyn zmarszczył brwi. 

- Bo wcześniej nie potrzebowaliście pomocy - dziewczyna przewróciła oczami - I nie udawaj, że nie rozumiesz.

Ale Adrien nawet nie miał takiego zamiaru. Doskonale wiedział, że wcześniej nie potrzebowali pomocy osoby trzeciej, bo mieli Marinette. Odsuwając ją od wydarzeń, musiał liczyć się z tym, że sobie nie poradzą. 

Ale nie miałem wyjścia, pomyślał. Przecież ona nie może się narażać tylko dlatego, że bohaterka miasta jest nieudolna i leniwa. 

Och, skończ. Po prostu nie chciałeś, żeby niepotrzebnie się narażała. 

- Okey, ja już dowiedziałam się czego chciałam. Nie zostajesz na zawsze, to najważniejsze. Spadam! - z tymi słowami Szkarłatna Dama odfrunęła, zostawiając ich samych. 

- Nie mogłem pozwolić, żeby była w niebezpieczeństwie - wreszcie się odezwał. 

- Jak ty nic nie rozumiesz - Multimysz spojrzała na jego profil - J- ta dziewczyna nie będzie w niebezpieczeństwie, dopóki ty będziesz obok. Dlatego zastanów się dwa razy, czy na pewno odrzucisz jej pomoc. Do zobaczenia, Czarny Kocie.

- Do zobaczenia? Czyli się jeszcze spotkamy?

- Och, na pewno. Ale nie w takiej postaci - wskazała ręką na swój kostium. 

Chociaż oddaliła się w ciągu kilku sekund, to zielonooki zostawił ją i jej słowa w pamięci na długi czas.

***

- Więc, co się stało kiedy złoczyńca przyszedł do twojego domu?

- Cóż, Szkarłatna Dama miała wszystko pod kontrolą - Chloe wyprostowała się dumnie - Jest moją przyjaciółką i nie zawiodłaby mnie. 

Marinette zamknęła szafkę, przewracając oczami. 

- Hejka Mari - okazało się, że za szafką stał młody Agreste.

- AAAAAAAAAAH! - krzyknęła, zwracając na siebie uwagę uczniów - Adrien, przestraszyłeś mnie! Jakim cudem możesz mnie tak szpiegować? - spytała, łapiąc oddech.

- Mam swoje sposoby - uśmiechnął się.

- Dlatego ukrywałeś się za szafką? - spytała z podniesionymi brwiami.

- Nieeee...

- O mój Boże, jasne że tak. 

- Nie po to jestem - zmienił szybko temat - Słyszałem, że miałaś kolejne spotkanie z Czarnym Kotem. 

- Tak, to okropne - westchnęła, wychodząc z szatni ramię w ramię z chłopakiem. 

- Co? Dlaczego? - blondyn przestał na chwilę oddychać. Obawiał się, że usłyszy zaraz jak bardzo ona go nie znosi.

- Obiecałam mu, że będę się trzymała z dala od złoczyńców - wyznała. Wiedziała, że Adrienowi może zaufać.

- Ale czy to nie dobrze? - spytał, starając się zachować kamienny wyraz twarzy.

- No właśnie nie! - zaczęła żywo gestykulować - Teraz Kot nie będzie miał nikogo do pomocy oprócz tej tępej idiotki!

- Jestem pewien, że jakoś sobie poradzi - w zasadzie nie wiedział, kogo stara się przekonać. Ją czy siebie samego. 

- Serio?

Blondyn nie odpowiedział, bo bał się, że może zdradzić się z uczuciami.

Przyglądała im się dwójka osób na uboczu. 

- Czemu z nią nie pogadasz? - spytała miło Sabrina.

- Nie, nie... nie dam rady...

- Byłeś bardzo spokojny jako Ilustrachor - stwierdziła z przekonaniem - Z tego co widziałam oczywiście. Zaprosiłeś ją nawet na randkę!

- Chyba nie - Nath ukrył twarz w dłoniach - Zostaw mnie tu na śmierć.

- NATHANIELU KUTZBERG! - nagle ktoś pociągnął go do góry tak, że prawie się wywalił - Gdzie ty do cholery jasnej byłeś?! Nie odpisywałeś, nie dzwoniłeś! A mieliśmy razem świętować twoje urodziny! - Alix pokazała mu wszystkie esemesy i nieodebrane połączenia. Była wściekła. I nie ważne, że także niższa o głowę, ale wściekła. 

- Alix, to ja byłem złoczyńcą - powiedział spokojnie rudowłosy. Na to różowowłosa się rozpromieniła. 

- Serio? Witamy w urodzinowym klubie akum! - przybiła z nim żółwika. 

- Powinniście się leczyć. Obydwoje - skomentowała Sabrina.

W tym momencie wybił dzwonek, więc wszyscy weszli do klasy.

- Marinette i Sabrina, dostajecie szóstki - zawyrokowała pani Mendelejev po skończonej prezentacji dziewczyn - A ty Chloe, jedynkę. 

- Nie może tak pani! Mój tatuś nie będzie dumny! - wyjęła telefon z zamiarem wpisania numeru.

Nauczycielka spojrzała na nią z miną "A tylko spróbuj, skurczybyku, to ci pokażę". Blondynka schowała komórkę z przerażeniem w oczach. 

- Dzień uważam za udany - zawyrokował Nino, śmiejąc się na widok Bourgeois. 

- I to jak - dodała Alya, już nie powstrzymując wrednego rechotu.

***

- Cześć Mari.

- Hej Kocie. Co tam? Coś się stało? - dziewczyna nawet się do niego nie odwróciła, tylko nadal oglądała chmury. 

- Nie. A właściwie to tak... uh, nie ważne. Chodziło o to, że musimy pogadać. 

Granatowłosa nie odzywała się, dając mu miejsce, aby rozwinął myśl. 

- Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem od ciebie wymagać, żebyś przestała nam, a raczej mi, pomagać. Martwiłem się, ale wiem, że sam nie dam rady. Ta typiara po prostu nie ogarnia - prychnął. 

- Dziękuję, że mi to mówisz. Wiem, że ryzykuję, ale nic mi się nie stanie - odparła z pewnością Marinette.

- Skąd ta pewność? - blondyn zmarszczył brwi. 

- Bo przecież w razie czego zawsze będziesz obok, aby mnie uratować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top