*14* Mroczny Amor

- W większości baśni książę łamie klątwę poprzez pocałunek królewny. Czy ktoś mi może powiedzieć dlaczego?

Jako pierwsza zgłosiła się Rose. 

- Bo tylko miłość pokona nienawiść - rozmarzyła się. 

- Bardzo dobrze - uśmiechnęła się pani Bustier. Chciała jeszcze coś dodać, ale w tym momencie wybrzmiał dzwonek oznaczający koniec lekcji - Miłych walentynek!

Dziewczyny spakowały się pierwsze i wyszły przed przyjaciółmi. To znaczy, Alya wyprowadziła Mari specjalnie. 

- Wszystko gotowe stary? - szepnął Nino, patrząc na wiersz Adriena. 

- T..tak, chyba tak... - spuścił wzrok, kiedy pomyślał o tym, co ma zaraz zrobić. 

- Och, Adrienuśku! A co to? - Bourgeois szybko wyrwała chłopakowi kartkę - Miłosny list dla mnie? - zaczęła czytać, po czym zmarszczyła brwi - Chyba coś pomyliłeś, ja mam blond włosy i niebieskie oczy. 

- Wszystko się zgadza Chloe, po prostu ty nie jesteś właściwą osobą - odparł znudzony, na co dziewczyna zareagowała oburzonym wzrokiem, po czym odmaszerowała wznosząc głowę do góry. 

- Ej, to dla kogo napisałeś ten wiersz? - do ich ławki podeszli Kim i Max, wyraźnie zaciekawieni. Pytanie zadał ten pierwszy. 

- No pomyśl przez chwilę geniuszu - sarknął Nino - Na kogo ten blondyn nie może się napatrzeć całymi dniami, po czym pierdzieli nam na stołówce o jej "niesamowicie głębokich, fiołkowych oczach"?

- Co racja to racja - przyznał Max, poprawiając okulary - Dobra, my lecimy. Kim też musi dać komuś sekretny prezent - mrugnął do przyjaciela, po czym oboje wyszli. 

-  No to jaki masz plan, aby jej to dać? - spytał mulat, wieszając torbę na ramieniu. 

- Cóż... jeszcze nie wiem - zielonooki podrapał się po karku. Tak naprawdę doskonale wiedział. Plan był taki, aby przynieść jej to razem z czerwoną różą jako Czarny Kot. 

- No to mam plan! - wykrzyknął uradowany - O zachodzie słońca przyjdziesz do niej, wręczysz jej wiersz, wyznasz miłość i zostaniecie parą. A, tylko musicie wyjść na balkon. Alya będzie chciała wszystko nagrywać. 

Adrien poczuł, jak w kieszeni Plagg rechocze cicho. Podziękował przyjacielowi za poradę, po czym szybko ulotnił się do domu. 

***

- Ooo, blondasek jest smutny, bo nie może dokończyć wiersza dla swojej ukochanej? - kwami pożarło ser na raz. 

- Zamknij się, Plagg. Wcale nie muszę pisać wiersza, aby móc powiedzieć jej to w oczy - chłopak oparł się o jedno z ogromnych okien, po czym uśmiechnął się sam do siebie - Kocham cię. 

- Bleeeeee, od tego gadania tracę apetyt - to mówiąc zjadł kolejny kawałek sera - No cóż, prawie. Pociesz się tym, że w każdym razie mogłeś się zakochać w Szkarłatnej Damie, a nie Marinette. 

- O mój Boże - sama wizja takiego przebiegu zdarzeń była straszna. 

- No widzisz, umiem pocieszyć - odezwał się zadowolony Plagg, po czym wziął do buzi kolejny cammembert. 

***

- Uuuu, błyszczy! Czy to dla mnie? - do przestraszonego Kima podbiegła Alya, ciągnąc przy okazji Marinette. 

- Niekoniecznie. Ta przypinka ma już swojego adresata. To... 

Brunet w porę przytrzymał rękę na buzi Maxa. 

- Pilnuj jadaczki, bo za dużo wyklepiesz! - syknął. 

- Wszyscy i tak wiedzą o kogo chodzi - obie dziewczyny przewróciły oczami - Ondine, prawda?

- Lepiej, aby była to Ondine, bo inaczej cię wykastruję - uprzedziła miło granatowłosa. Zdążyła polubić koleżankę Kima i nie chciała, żeby ta cierpiała. Poza tym, od wyścigów Alix i Kima, kiedy ta pierwsza została zaakumanizowana, widać było że oboje się sobie podobają. 

- Myślicie, że się jej spodoba?

- Oczywiście! Leć do niej! - Max pokazał mu najkrótszą drogę do mostu Pont des Arts, po czym cała trójka uniosła kciuki w górę. 

***

Marinette była właśnie w trakcie szkicowego najnowszego projektu sukienki, kiedy do jej pokoju dosłownie wbiła Alya. 

- Dziewczyno, jest plan! - oznajmiła radośnie i pokazała jej różową kartkę w kształcie serca - Patrz, ona jest idealna, żeby napisać co do niego czujesz!

- Przepraszam, ale do kogo? - spytała granatowłosa, w duchu stresując się, że przyjaciółka odgadła jej uczucia do Kota. 

- Do Adriena oczywiście!

Fiołkowooka zaśmiała się z niedowierzaniem. 

- Słonko ty moje, po raz chyba pięćdziesiąty tłumaczę ci, że nie jestem w nim zakochana. 

- Mnie tak łatwo nie zniechęcisz - fuknęła - Nie ukrywaj przede mną uczuć. 

- Mów do słupa... - mruknęła pod nosem Mari. 

***

- Zgadza się, ramka z dwudziestocztero-karatowego złota. Prześlijcie rachunek na konto bankowe tatusia... to jest, burmistrza Paryża. 

Blondynka rozłączyła się z rozmówcą, lustrując opierającego się o barierkę Kima. Spojrzała z dezaprobatą na chłopaka.  

- A co ty tu robisz, hm? - spojrzała na pudełko w kształcie serca, które trzymał brunet. 

- Cóż, to jest publiczny most - przewrócił oczami. 

- Naprawdę zamierzasz mi to dać? - roześmiała się - Nie obraź się, ale moje serce należy do kogoś... lepszego. 

- No i co mnie to niby obchodzi - warknął Kim. Teraz na widoku pojawiła się inna dziewczyna.

- K-kim?

- Ondine! - krzyknął nagle przerażony - To nie jest tak, jak wygląda!

- Że kto? Oh, racja - blondynka przewróciła oczami, po czym podeszła do niej - Słuchaj dziewucho, właśnie próbuję spławić tego przegrywa, więc odejdź, bo przeszkadzasz. 

W oczach niskiej dziewczyny pojawiły się łzy. 

- Przepraszam, że wam przerwałam - szepnęła, po czym odbiegła szybko. 

- Nie, Ondine, czekaj! - brunet bezsilnie patrzył, jak ukochana coraz bardziej się oddala. 

***

Alya siłą ciągnęła przyjaciółkę do parku. Postanowiła, że odnajdą Adriena żeby przekazać mu "uczucia", które żywi do niego Mari. W sensie tak wymyśliła mulatka. Jeszcze w piekarni dostały od państwa Dupain-Cheng jabłka na patyku w kształcie serc, polane masą toffie. 

- Alya, proszę cię... - jęknęła sfrustrowana granatowłosa - Przecież ja go nie kocham! 

Brunetka właśnie miała skrzyczeć towarzyszkę, kiedy nad nimi pojawiła się dziwna postać. Przez chwilę rozglądała się, mrużąc oczy, a po chwili zwróciła uwagę na dziewczyny. 

- Nikt już nie zazna miłości! - krzyknął, po czym wypuścił szybko strzałę, która trafiła w Alyę. Pomimo obaw fiołkowookiej, dziewczyna tylko się zatoczyła w tył... póki co. Po chwili jej usta zrobiły się czarne. 

- Myślisz, że Adrien pokochałby nic nie wartą osobę jak ty? Haha, jesteś żałosna! - mulatka przykleiła smakołyki do bluzki Marinette, po czym odbiegła. 

- Coś jest ewidentnie nie tak... - mruknęła pod nosem granatowłosa, odczepiając jedno jabłko. 

***

- Powiedziałam dwudziestocztero-karatowe złoto, a nie osiemnasto! Nie będzie pasowało do mojej dwudziestocztero-karatowej toaletki! Boże, jaka z was banda debili! - Chloe tupnęła ze złością. 

Nie miała pojęcia, że Mroczny Amor właśnie nakłada strzałę na swój łuk i ostrożnie wymierza tor lotu. Kiedy miał już puszczać cięciwę, coś nagle w niego uderzyło, więc strzała wbiła się w bok samochodu dostawczego. 

- Przestań Kim! - krzyknął Czarny Kot, znów wydłużając kij. 

- Ugh, nie ma szans! Nie popsujesz mi planu zemsty, głupi dachowcu - zaakumanizowany wycelował w blondyna, ale ten w ostatniej chwili się odsunął. 

- Też go tak nazywam - mruknęła Bourgeois oglądając walkę - Tak, wiem Tikki, ale daj mi jeszcze chwilę... potrzebuję obejrzeć to starcie. 

Słysząc jednak wiercenie się kwami w torebce, westchnęła tylko i poszła się przemienić. Po chwili, jako Szkarłatna Dama, weszła na dach hotelu, gdzie rozgrywała się walka. 

- Szkarłatko, zabezpieczyłaś Chloe? - spytał Kot, broniąc się przed nalotem strzał. 

- Po co, przecież Kim nie ma powodów, aby coś jej zrobić - oznajmiła, wyciągając yo-yo. 

Na dole pod budynkiem zebrał się tłum gapiów z Marinette na czele. Mogła wmawiać sobie co chciała, ale prawda była taka, że bardzo martwiła się o Kota. Widziała, co Mroczny Amor zrobił z jej przyjaciółką, a zielonooki nie mógł stać się zły. 

- Słuchaj, chyba nie bez powodu Kim chce przerobić twoją psiapsiółkę na mielonkę, więc pytam się po raz kolejny: czy Chloe jest bezpieczna?

- Tak, tak - machnęła ręką niedbale - Ale musimy ją chronić, więc do boju! - to mówiąc popchnęła zdezorientowanego chłopaka w kierunku złoczyńcy, który błyskawicznie wycelował w środek jego klatki piersiowej. 

- Nie! - krzyknęła Mari. Ale było już za późno. Kim odleciał, śmiejąc się w najlepsze, a Szkarłatna Dama miała to w nosie. Za to blondyn zeskoczył na ziemię, gdzie stała już tylko granatowłosa. Reszta ludzi się prędko rozpierzchła - Kocie, wszystko dobrze? 

- W jak najlepszym - odparł z uśmiechem. Ale nie swoim zwykłym, szelmowskim uśmiechem. W tym było coś niebezpiecznego. 

- Kocie...

- Nienawidzę jak tak do mnie mówisz prawie tak samo, jak nienawidzę ciebie! Ciebie jak i tej tlenionej blondynki, która nic innego nie potrafi oprócz psucia oraz wyzywania! Nic dla mnie nie znaczysz, Marinette. 

Dupain-Cheng wiedziała, że to wina Mrocznego Amora, ale i tak te słowa bolały. Szczególnie że zostały wypowiedziane tak bez emocji, kiedy te ukochane zielone oczy nadal ją lustrowały. Po chwili milczenia blondyn odbił się od ziemi, po czym szybko odbiegł dachami. 

***

Dopiero po pół godzinie Marinette udało się znaleźć Kota, który jak na razie niszczył wszystko co popadnie dzięki swojemu kijowi. 

- Kocie, przestań! Na serio nie pamiętasz, że to my jesteśmy ci dobrzy?!

- Twoje bycie miłym i przyjaznym jest nieznośne - parsknął.

- A twoje udawanie wrednego? - spytała dziewczyna zakładając ręce na piersi - Co takiego ci zrobiłam, że twoja nienawiść zwraca się przeciwko mnie? 

- Nie zawsze musisz być w centrum uwagi, wiesz? Zawsze udajesz bohaterkę, mimo że nią nie jesteś! Żałosna, super-Marinette. 

Granatowłosa właśnie miała odpowiedzieć, kiedy w głowie przypomniała sobie słowa pani Bustier: "W większości baśni książę łamie klątwę poprzez pocałunek królewny", a potem odpowiedź Rose: "Bo tylko miłość przełamie nienawiść". Na jej twarz wstąpił rumieniec. Owszem, chciała go pocałować, ale nie w ten sposób! 

- Nigdy bym nie przypuszczała, że mój pierwszy pocałunek będzie w takich okolicznościach - mruknęła do siebie, ale Kot i tak usłyszał. 

- O czym ty mówisz, dziwolągu? - postawił czujnie uszka. 

- Chodź tu, Kotku... tylko jeden całus...

Mocno się przybliżyła, ale w ostatniej chwili chłopak uciekł. 

- A było tak blisko - dziewczyna przewróciła oczami, po czym znów zaczęła szaleńczy bieg. 

Zatrzymała się dopiero w parku, gdzie przy fontannie siedzieli Kot i Mroczny Amor. Oboje uśmiechali się drwiąco. 

Mari chciała podejść bliżej, ale wtedy złoczyńca strzelił w nią strzałą. Uchyliła się w ostatnim momencie. 

- Już jestem, przydupasie! - obok niej zeskoczyła Szkarłatna Dama, która popatrzyła na zielonookiego, a potem na koleżankę z klasy. Przewróciła oczami. 

- Cóż, mam jakieś szanse - westchnęła fiołkowooka. 

Bohaterka użyła Szczęśliwego Trafu, a po chwili w jej ręce wpadło jabłko na patyku z toffie. 

- Fenomenalnie. I co ja mam z tym teraz zrobić? - warknęła - Dobra piekarzyno, ty bierzesz dachowca, a ja tego drugiego. 

Nie czekając na odpowiedź pobiegła do Mrocznego Amora, robiąc przy okazji spektakularne uniki. 

- I co myślisz, że możesz zdziałać z tym czymś? - prychnął brunet. 

Marinette właśnie miała krzyczeć, żeby przyczepiła go do jego ręki, ale w tym momencie...

- ZAMKNIJ JADACZKĘ, NIEDOROZWINIĘTY PTAKU! - to krzycząc, z furią i niesamowitą siłą cisnęła słodycz idealnie w głowę Amora. 

- Albo można i tak - podsumowała Dupain-Cheng. Teraz jej całą uwagę pochłonął Kot.

Po chwili nierównej walki oboje wylądowali na ziemi, przy czym chłopak górował. Z mściwym uśmiechem wezwał Kotaklizm. Szkarłatna Dama tymczasem zamieszczała nowe zdjęcie na portalach społecznościowych. 

- Czarny Kocie, zostaw ją! Miałeś zdobyć miraculum Szkarłatnej Damy! - przypomniał zaakumanizowany, ale nie mógł nic zrobić. Strzały, ręce, pas, nawet włosy kleiły mu się ze sobą. 

- Ta pusta idiotka będzie dziecinnym wyzwaniem - odparł, nadal nie tracąc kontaktu wzrokowego z dziewczyną, która patrzyła na niego jak zahipnotyzowana - Ale najpierw chcę coś sprawdzić. Ciekawe, jak zareaguje człowiek dotknięty Kotaklizmem?

Mari miała kilka sekund nim rozsypie się w pył jak wszystkie przedmioty dotknięte przez moc bohatera. W głowie huczały jej słowa nauczycielki i Rose. 

Zdecydowała w ułamku sekundy. Chwyciła twarz chłopaka, przymknęła oczy, po czym przycisnęła swoje usta do jego. 

Trwało do kilka sekund, ale wystarczyła. Serce granatowłosej wybijało rytm szybszy niż kiedykolwiek wcześniej. 

Blondyn pomrugał z zaskoczeniem, po czym pomógł wstać dziewczynie. 

- Mari? Co się tutaj stało? - był zbyt zmieszany, aby mógł powiedzieć coś więcej. Jednak z jakiegoś powodu szybciej oddychał, był zarumieniony i przepełniało go wewnętrzne szczęście. 

- Nie ma czasu, ale złap za zapinkę! - wskazała szybko bordowy klejnot. Na szczęście od razu zrozumiał i po chwili niedoszły walentynkowy prezent rozsypał się w proch. 

Pięć minut i wszystko powróciło do normy. 

- Jak ja się tu...

- Znalazłeś? Już wyjaśniam - warknęła Chloe - Nie potrafiłeś opanować emocji po odrzuceniu przez najpiękniejszą dziewczynę w Paryżu!

- Marinette, on wyznał ci miłość? - zapytał Kot, zanim zorientował się co mówi. Oboje po chwili pokryli się rumieńcem. 

- Że kto, Chloe?! Nawet nie zamierzałem jej zapraszać! Sama się napatoczyła i zniszczyła mi walentynki!

Blondynka była zbyt urażona, aby odpowiedzieć. 

- K-Kim? - w tej chwili zobaczyli uśmiechniętą Ondine, ściskającą jakąś książkę - To naprawdę...

Nie zdążyła nic powiedzieć, chłopak po prostu podszedł i ją pocałował. 

Mari zaczęła się rozczulać, Adrien patrzył na znajomych z zazdrością, a Szkarłatna Dama dostała odruchu wymiotnego. 

- A właśnie, Marinette. Co się stało? Pamiętam, że byłem na dachu hotelu, a potem nic i...

- Oh nie, musisz już iść, bo się przemienisz - zaśmiała się sztucznie dziewczyna, cała czerwona na twarzy. 

- Co jest, czyżby dachowiec nie pamiętał jak jego królewna go odczarowała? - parsknęła niebieskooka, ale ją też popchnęła granatowłosa. 

***

- Całe szczęście, że ten dzień już się skończył - Adrien zrezygnowany upadł na łóżko twarzą w pościel. 

- Jak to dzieciaku, nie powspominamy? - zarechotał Plagg - Bo zdajesz sobie sprawę, jak okropne rzeczy nawytykałeś Marinette, prawda?

- Zamknij. Się. Wreszcie. - powiedział dobitnie chłopak. 

- A nie miałeś przypadkiem wręczyć swojemu cukiereczkowi walentynki, hm?

- Boże, Plagg! Masz rację! - blondyn złapał się za głowę, po czym błyskawicznie nałożył przemianę. 

***

- Kolejna akuma na mieście Kocie? - spytała zaskoczona granatowłosa, kiedy blondyn w czarnym lateksie wylądował przed nią na balkonie.

- W zasadzie to nie - nerwowo przestępował z nogi na nogę.

- W takim razie co cię tu sprowadza?

Chłopak przez chwilę nie mógł znaleźć słów, więc tylko chrząkał ze zdenerwowaniem, ale w końcu odzyskał panowanie nad głosem. 

- Cóż, to jest dość skomplikowane, ale... ach, niech stracę. Chciałem podziękować ci za to, że no... po prostu jesteś. Pomagasz mi praktycznie każdego dnia i mogę na tobie polegać. Ryzykujesz dla tego miasta chociaż nie musisz. To mnie zawsze w tobie zadziwia, wiesz? Ta dobroć i empatia względem innych.

To mówiąc delikatnie włożył w jej dłoń czerwoną różę oraz różową kartkę. A ona? Ona tylko stała i patrzyła na chłopaka swoich marzeń z ognistymi rumieńcami na twarzy, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. 

- Dlatego dziękuję - podsumował cicho. Uśmiechnął się niepewnie, po czym odwrócił się, aby odbić się od dachu.

- Czarny Kocie!

Dziewczyna ledwo zdołała wypowiedzieć te słowa przez emocje, które nią targały. Dlatego też nie myślała nad tym, co robi. Po prostu stanęła na palcach i przytknęła usta do policzka zielonookiego. 

- Ja również dziękuję. 

***

- No i co? Nawet nie przeczytasz? - spytała Alya, próbując wydusić cokolwiek z przyjaciółki. Przyszła do niej jak tylko dowiedziała się, że ta dostała walentynkę - Pomijając już to, że nie chcesz mi powiedzieć od kogo ją masz...

- Mówiłam ci, że nie wiem! - skłamała granatowłosa. Myślami nadal była nadal na balkonie w towarzystwie bohatera. 

- Tak, jasne. 

- Uh, no dobrze. Proszę bardzo - Marinette otworzyła różową kartkę w kształcie serca i zaczęła czytać, rumieniąc się coraz bardziej z każdym zdaniem. 

- I co? Co jest? - pisnęła podekscytowana mulatka. Dupain-Cheng bez słowa podała jej wiersz.

Twe włosy są jak noc, fiołkowe oczy twe,

Kim jesteś? Nie wiem wciąż, 

Pod maską skrywasz się. 

Spotykamy się codziennie i o tobie wiecznie śnię...

- No i co dalej? - krzyknęła Alya tak głośno, że Mari aż się skrzywiła - Przepraszam, ale... No kurde, przecież ten wiersz jest niedokończony! Dlaczego ten chłopak dał ci niedokończony wiersz?!

Prawda była jednak zupełnie inna. Otóż Czarny Kot, kiedy próbował zdobyć się na odwagę i wręczyć swojej ukochanej różę i kartkę, przez przypadek rozmazał tusz, którego teraz nie dało się w żadnym stopniu przeczytać.

- Nie, popatrz... po prostu atrament się wytarł - fiołkowooka jako pierwsza to dostrzegła. 

- Mógł napisać jeszcze raz, przecież na pewno zauważył - marudziła nadal brunetka - Nie zmienia to jednak faktu, że ty coś wiesz - wycelowała w przyjaciółkę oskarżycielsko palcem - A ja powinnam być na bierząco, bo wreszcie twoje życie staje się ciekawe. 

Dlatego Marinette nigdy nie dowiedziała się, że dwa ostatnie wersy brzmiały "Tak wielka miłość kipi we mnie, mą walentynką zostać chciej", a co za tym idzie - nie wiedziała, że w ten sposób bohater wyznał jej miłość i prosił o odwzajemnienie uczucia. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top